LINKI DO CIEKAWYCH STRON

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Ostatnio zmieniony ndz 24 sie, 2014 9:59 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 3 razy.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Oj, Grzegorz, teraz to piękny link podesłałeś! Dwa Lancastery w szyku i do tego dwa Spitfire`y!
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Ja to się boję tylko jednego - żeby ta cała zabawa nie skończyła się tak, jak ze ś.p. ostatnim latającym Blenheimem.

Lotnicze duraluminium to nie jest przecież materiał-cud nie podlegający starzeniu, zmęczeniu, korozji, mikropęknięciom itp. Parę Spitfire'ów zostało już zawieszonych z powodu mikropęknięć w dźwigarach, a jeden, o ile pamiętam, chyba miał wypadek z podobnego zmęczeniowego powodu - podobnie jak nadmiernie używane do dziś Mustangi. Lancastery nigdy nie były projektowane na 70-letnie użytkowanie, raczej na bardzo krótki żywot, nie mówiąc już o tym, że nigdy nie były projektowane na takie wziernikowanie, jak konstrukcje współczesne, gdzie endoskopem można w płatowcu dojechać wszędzie i sprawdzić, czy zachodzą zmiany zmęczeniowe, czy też nie. W takich starych samolotach, gdy zachodzą zmiany zmęczeniowe, to nierzadko dowiadujemy się o tym dopiero wtedy, gdy w kawałkach opada on do ziemi.

Anglosaska kultura techniczna dbania o sprzęt lotniczy jest oczywiście najwyższa (choć afera z wypiaskowaniem myśliwców Tornado jest wyjątkiem od tej reguły), ale cudów nie ma i w takich latających staruszkach nie wszystko da się w stu procentach sprawdzić, prześwietlić, wszędzie zajrzeć, gdyż nie wszędzie jest dostęp, bo też nikt nie zakładał eksploatacji dłuższej, niż typowa jeszcze przed ewentualnymi zmianami zmęczeniowymi. I tego trochę się boję, jak na to wszystko patrzę. Amerykanie też utracili kilka takich perełek historycznych, jak B-17, bo wszystkiego po prostu nie da się przewidzieć w tak starych samolotach. To znaczy da się, tylko że jest tak potężna presja na pokazowe latanie takimi samolotami, że zawsze wychodzi się z optymistycznego założenia, że „jakoś to będzie”, ale parametr „jakoś to będzie” w lotnictwie niestety nie działa i później jest tylko płacz nad utraconymi zabytkami kultury technicznej, albo i zabitymi w nich ludźmi.
Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

Post autor: Sebol »

Odniosę się tylko do części postu Grzegorza dotyczących badań.

W trudno dostępnych elementach maszyn, konstrukcji obciążonych dynamicznie stosuje się tensometry. I można powiedzieć z całym prawdopodobieństwem, że wiele konstrukcji latających takie testy musiało przejść.

Tak Lancaster z pewnością nie był projektowany na 70 lat używalności ale z całą pewnością był projektowany w oparciu o stałe założone współczynniki bezpieczeństwa taki jak np. Liczba Poissona. Nie chcę was zamęczać tematem wytrzymałości materiałów, którą studiowałem przez 3 lata. Powiem tylko tyle, że jeśli do tego dodamy, że konstrukcje te były dodatkowo obciążane ładunkiem bomb, amunicji, paliwa, środków smarujących, hydrauliki etc. i masa startowa takiego samolotu wynosiła ok 30 ton to przepraszam jak silna musiała być to konstrukcja i o jakie współczynniki bezpieczeństwa były oparte obliczenia konstrukcyjne. Ja powiem tyle, że na pewno było to liczone z 50% zapasam o ile nie większym - ale nie wiem dokładnie jakim bo nie jestem konstruktorem lotniczym, jestem inżynierem silnikowcem ale jak mawiał mój wykładowca" każdą belkę liczymy tak samo".

Dlatego z mojego punktu widzenia Grzegorzu nie dramatyzował bym i nie straszył stanem konstrukcyjnym tych maszyn , które teraz mają lekkie życie dosłownie bo latają bez amunicji oraz ładunku bomb, który w ostatnich wersjach tego samolotu sięgał 10 ton czyli aż 1/3 masy startowej.

Do tego należy dodać, że większość Lancasterów była na wyposażeniu do początku lat 60 tych i myślę że na pewno dbano o nie i często poddawano przeglądom.

A sugerowanie podejścia cyt. „jakoś to będzie” wśród Anglosasów uważam za bezzasadne choćby z uwagi na wyśrubowane normy H&S. Nie wierzę, że w imię jak to określiłeś "presji" ktoś przymknie oko na to czy tamto, o nie to są zbyt duże stawki, a żaden technik czy inżynier w wypadku stwierdzenia znamion bądź ewidentnej usterki nie przymknie oka więc nie sugeruj takiego procesu bo tak się składa ale w mojej obecnej pracy mam dość dużo znajomych z ex. RAFowskiej służby naziemnej /techników/ ba dziś specjalnie nawet rozmawiałem z jednym znajomym, który odbudowywał Hurricane'a i na moje pytanie co z dźwigarami odpowiedział, że wszystko było sprawdzane dynamicznie przed montażem przez specjalnie w tym celu sprowadzoną firmę, która wydała certyfikat, dzięki któremu można było przejść do kolejnych testów w celu uzyskania homologacji tej odbudowy.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

„Jakoś to będzie” ‒ w sensie takim, że nie ma najmniejszej możliwości skontrolowania stu procent 70-letniego samolotu. Nie ma, no po prostu nie ma. Nie ma w samolocie współczesnym to dlaczego miałoby być w samolocie historycznym?

Wiesz, jaką miałem przygodę w sierpniu 1980 r. z korozją wewnątrzkrystaliczną? Staliśmy sobie z grupką pilotów na lotnisku w tzw. kwadracie, czyli tam, gdzie wolno przebywać, gdy na lotnisku „general aviation” trwają loty. Wszystko wtedy startuje i ląduje tuż obok ludzi. Do lądowania podchodziła Wilga. My staliśmy sobie na tle samochodu Żuk, bo w kwadracie zawsze jest jakiś samochód do dowożenia ludzi, radiostacji, spadochronów itp. Wilga była już na dobiegu tuż przed nami. I nagle złamała jej się prawa goleń podwozia tuż przy kadłubie. Co przytomniejsi z nas zrobili padnij, ale nie wszyscy zdążyli. Po tym Żuku, na tle którego staliśmy, poszły serie odłamków śmigła, które oczywiście poszło w drobny mak, gdyż Wilga walnęła tuż przed nami prawym skrzydłem w ziemię, zrobiła „cyrkiel”, pogięła się, poukręcała sobie różne rzeczy, poniszczyła całą masę płatowca, aż się w końcu zatrzymała. Odłamki śmigła poraniły parę osób, ale na szczęście nikt nie zginął, a było do tego blisko, bo to wszystko działo się przed naszym nosem. Gdy zobaczyliśmy, co się stało, to oniemieliśmy. W życiu takiego czegoś nie widziałem i już na pewno nie zobaczę. Prawa goleń podwozia była jak po cięciu laserowym, pękła na obwodzie równiuteńko, jakby ją odciął mieczem laserowym rycerz Jedi. Żadnych ostrych krawędzi, żadnych strzępów, jak by ktoś tę goleń maszynowo odpiłował na pilarce lub tokarce; cięcie idealne. A to żadne „cięcie” nie było, tylko ciężka wada strukturalna duraluminium lotniczego ‒ współczesnego, milion razy sprawdzanego, certyfikowanego itd., itp. i co z tego? Ten samolot miał najwyżej 10-12 lat, czyli był młody. A tu taka straszna wada metalurgiczna. To co się musi dziać w samolotach 70-letnich, gdzie nikt nie jest w stanie sprawdzić każdego milimetra kwadratowego, czy nie ma tam wad strukturalnych, wewnątrzkrystalicznych po tak wielu latach? Nikt ze znanych mi ludzi lotnictwa nie widział czegoś takiego. O takich kuriozach to się tylko czyta, ale takie myślenie jest błędem. Każdego dnia w lotnictwie może coś takiego spotkać każdego, a im starszy samolot tym prawdopodobieństwo jest większe.

I dlatego samolotami historycznymi częściowo lata się na zasadzie zaufania do... tu można sobie wpisać wybrany czynnik, albo postać kultu religijnego. Wszystkie te historyczne samoloty są kontrolowane, tylko cóż z tego ‒ ile jest wypadków z ich udziałem. Generalnie w lotnictwie cywilnym nie ma możliwości takich sprawdzeń aż do dziś i udowadniają to dobitnie wypadki choćby samolotów komunikacyjnych, w których nastąpiła dezintegracja płatowca. W wojsku wygląda to inaczej, tam procedury są inne, a każda afera jaka wybucha po wykrytych mikropęknięciach zmęczeniowych płatowców wybucha PRZED wypadkiem, nigdy PO, jak w liniach lotniczych.

Jak wygląda „jakoś to będzie”? P-51 Mustang Jimmy'ego Leewarda rozsypał się w powietrzu, bo puściły poluzowane 70-letnie dzusy w sekcji ogonowej, potem oderwał się trymer steru wysokości i dalej już poszło samo ‒ pilot zabił siebie i 10 ludzi na ziemi, a ponad 70 poranił. Takie to są interesy ze starymi samolotami. Niestety nie wszystko da się zbadać tensometrią. Oczywiście, jest ona dobra do niektórych badań płatowcowych, ale w przypadku 70-letnich konstrukcji powinno się sprawdzać każdy nit, każdy dzus, każdy popychacz czegokolwiek, a już szczególnie powierzchni sterowych. Jeśli rozsypuje się popychacz trymeru i samolot do wszystkich innych nieszczęść w powietrzu dostaje jeszcze na przykład buffetingu to już jest mogiła, gdy to wszystko jest na małej wysokości, jak z Mustangiem Leewarda.

Z drugowojennymi materiałami lotniczymi nie ma prostych reguł. Oczywiście średnio rzecz biorąc trzymały parametry jakościowe, niemniej raz były lepsze, raz gorsze w ramach tej średniej. Dowody na to są nie tylko w literaturze fachowej, ale wręcz mam je w najbliższej rodzinie ‒ w domu mojego taty. Tatę, inżyniera lotniczego, komuna swego czasu zmuszała do konstruowania podróbek, czy jak kto woli zamienników, różnych części do C-47 i Li-2. W związku z tym dawano mu amerykańskie części oryginalne C-47, a on miał pisać technologie, jak to skopiować. Część z tych duraluminiowych elementów C-47 tata zachował. Jedne są do dziś („na oko” oczywiście) w stanie idealnym, inne są przeżarte korozją, więc dobrze widać, jaka była jakość wojennych materiałów obliczonych na żywot kilkuletni. Najzabawniejsze są radzieckie duraluminiowe części Li-2. Gdy je po raz pierwszy ujrzałem to myślałem, że to są elementy stalowe odzyskane może z jakiegoś wraku z dna morza. Ale nie, to było normalne sowieckie duraluminium lotnicze skorodowane ‒ co ciekawe ‒ na czarno, a nie na biało, jak w cywilizowanych metalurgiach świata. Te części od Li-2 wyglądały jak czarna rafa koralowa, tak były pokryte jakąś dziwną czarną rdzą. Różne cuda już w życiu widziałem, różne badania materiałów lotniczych (starych i nowych) robiłem, gdy mnie z kolei komuna zmusiła do pracy w wojskowej lotniczej placówce naukowej, ale tego, co zobaczyłem u taty w kwestii części Li-2 to nigdy nie zapomnę.

Legendarne są dzikie awantury Eda Heinemanna z ichniejszym drugowojennym War Production Board o niespełnianie wymagań materiałów używanych na Dauntlessy. Pewnego razu doszło nawet do rękoczynów między Heinemannem, a przedstawicielami WPB, gdy mieli go już tak dość, że kazali mu robić Dauntlessy z drewna. A pamiętajmy, że w okresie międzywojennym żadne państwo świata nie wpompowało takich pieniędzy, jak USA, w badania nad materiałami lotniczymi. Wielka Brytania i jej Lancastery nie były lepsze, bo nie mogły. Nie znam historii napraw głównych tych latających Lancasterów, ale nie zdziwiłbym się, gdyby były to „składaki” z najlepszych elementów płatowcowych, jakie były osiągalne w procesie restauracji. Dokładnie tak samo zrobiono w ostatnich latach kilka latających Spitfire'ów. I w sumie jest to metoda niezła. Ale nie ma żadnej, absolutnie żadnej gwarancji, że któryś z tych Lancasterów nie ma prawa skończyć tak, jak B-17G w Aurora Municipal Airport. Ten B-17G to też było „oczko w głowie” środowiska lotniczego, które superpieczołowicie odrestaurowało ten samolot i cóż z tego? Stary samolot to stare prawie wszystko. W tak starym samolocie w każdej chwili może zawieść każdy element.

W historycznych samolotach wszystko może wysiąść. Takiego superpilota, jak Marka Hannę też w końcu zabił oldtimer HA-1112M1-L. Nie do policzenia jest, ileż to razy te drugowojenne samoloty lądują na brzuchu, albo z wypuszczoną jakąś częścią podwozia, bo zawiodły systemy jego wypuszczania. Jest to ryzykowna zabawa. Ani piloci tych samolotów, ani widownia nie może się czuć stuprocentowo bezpieczna, gdy takie coś lata.

W 2002 r. w czterosilnikowym bombowcu P4Y-2 Privateer (zbudowanym w 1945 r.) złamały się dźwigary skrzydeł; skrzydła po prostu odpadły w locie i w trzech kawałkach samolot runął na ziemię. Śledztwo wykazało, że przyczyną były zmęczeniowe pęknięcia w dźwigarach. Jest to kolejny światowy - z niezliczonych - przykład latania samolotami historycznymi na zasadzie „jakoś to będzie”. A tu nic „jakoś nie będzie”, bo to nie z aeronautyką takie zabawy.

A jak to jest z brytyjską kulturą lotniczą? Różnie. Jest ona oczywiście bardzo wysoka, ale klęknąć się przed nią nie da. Nakładają się na to też np. takie skandale, jak zamiatanie pod dywan przyczyn niektórych wypadków lotniczych z udziałem samolotów historycznych, jeśli tylko uda się nie dopuścić do śledztwa cywilnej Air Accidents Investigation Branch, bo rozbity samolot był w gestii wojska. Jest to granda. Tak zamieciono pod dywan wypadek Fairey Firefly (dwóch zabitych załogantów), gdzie śledztwo przejęła Royal Navy i do dziś nic konkretnego o tym wypadku nie wiadomo.

Zniszczenie brytyjskiej chluby narodowej, Blenheima Mk IV, to też granda. 12 lat restaurowano go do stanu lotnego, a rozbito za pięć minut. Całemu światu we wszystkich mediach lotniczych i nie lotniczych z wrzaskiem ogłaszano „mamy jedynego na świecie latającego Blenheima” i zniszczono go natychmiast, bo oczywiście pod presją społeczną musiał latać.
Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

Post autor: Sebol »

Co do golenia Wilgi to w mojej ocenie doszło do typowego pęknięcia na skutek działania karbu, (jakby było zdjęcie mogli byśmy podywagować :) ) powstałego na skutek np. złej obróbki skrawaniem. Jakby była korozja to raczej było by tak pęknięte jak ona przebiegała i na pewno powierzchnia pęknięcia /jej złom/ była by porowata na skutek właśnie utleniania się ziaren, czy jak kto woli różnicy potencjałów ziaren bo to główny mechanizm takiej korozji.

"Te części od Li-2 wyglądały jak czarna rafa koralowa, tak były pokryte jakąś dziwną czarną rdzą."

Te części i czarna powłoka, o której piszesz to po prostu mogły być tak wykończone tzn. poddano je operacji anodowania, właśnie po to żeby zabezpieczyć powierzchnie odlewu. Jestem właścicielem motocykla Iż49 i tam kartery są właśnie wykończone przez anodowanie ale kwasem - taki szary nalot jakby rdza.

Napiszę jeszcze raz generalnie zgadzam się z tezą, że jakaś wada ukryta może pogrążyć największy projekt. Ale od tego mamy ludzi i technikę żeby temu zapobiegać. Jestem przekonany, że przy obecnym stanie wiedzy w dziedzinie materiałoznawstwa i badań jesteśmy w stanie dużo bardziej precyzyjnie określić kondycję danej części.

Ufam że ludzie, którzy opiekują się zarówno Lancasterami jak i Spitfire'ami czy Vulcan'em stoją "na uszach" żeby utrzymać te maszyny w stanie możliwie najbezpieczniejszym do lotów. Oczywiście zawsze możemy powiedzieć ale była taka i taka katastrofa bo... bo najczęściej jednak winę ponosi czynnik ludzki, a wady nieujawnione w procesie KT, no cóż... będą się zdarzały...

A teraz historia z mojej rodziny, tak się składa że mój ś.p. Tato miał licencję sportową nie wiem jakiej klasy ale latał na Czaplach i Jak-ach w Bielskim Aeroklubie i na Żarze w latach 60 tych. Opowiadał mi kiedyś historię jaka miała miejsce na lotnisku w Aleksandrowicach, podczas podejścia do lądowania samolot złamał goleń, nikt nie wiedział dlaczego, sugerowano dołek na powierzchni trawiastego pasa. Jakież było zdziwienie kiedy się okazało, że przyczyną był kołek do wiązania krów... Także czasami po prostu nie mamy wpływu na to co się stanie bo może na drodze pojawić się czynnik, którego w danym momencie najmniej byśmy się spodziewali.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Sebol pisze:...bo może na drodze pojawić się czynnik, którego w danym momencie najmniej byśmy się spodziewali.
:-) :-) :-)

Za to w końcu kochamy lotnictwo - nieustanny survival! :-)
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Tu jest film dokładnie o tej mentalności fanów lotnictwa, jaką opisuję powyżej i potępiam. Jak się to kończy to właśnie dobrze widać w tym filmie.

B-29 Frozen in Time https://www.youtube.com/watch?v=1u4YBwjQTds

Arogancja wobec nauki i techniki, liczenie na cud, mentalność typu „jakoś to będzie”, mentalność typu „co to ma znaczyć, że samolot nie poleci, skoro ponad pół wieku temu latał”, mentalność typu „nie będzie nam tu podskakiwała jakaś maszyneria - skoro kiedyś działała to i teraz też musi”.

Nic nie musi. Dokładnie o tym jest ten film, choć jego twórcom wydaje się, że jest o szlachetnej idei przywrócenia B-29 do pełnej sprawności i latania. Jak dla mnie jest to film o ludzkiej naiwności, by nie powiedzieć głupocie i nieodpowiedzialności. Cud, że nikt nie zginął w trakcie „restaurowania” tego B-29.

Ten film to wielka nauczka dla wszystkich fantastów marzących o tym, że samoloty z II wojny będą latały wiecznie, najlepiej do końca świata, a wręcz dla ludzi żądających tego. Aby tylko silnik działał i śmigło się kręciło to już będzie dobrze - taka jest mentalność i kultura techniczna tego typu „fanów lotnictwa”. Do tych ludzi nic nie dociera i nigdy nie dotrze, że wszystko ma swoją ograniczoną żywotność nawet jeśli jest to produkt nie z epoki „planned obsolence”.

Dobrze, że chociaż Brytyjczycy opamiętali się ostatnio z lataniem ostatnim Vulcanem. Ale oczywiście od samolotów z II wojny żąda się technicznej nieśmiertelności.

„Fate is the Hunter” i niejeden o tym się przekonał w lotnictwie - by zakończyć ten post po lotniczemu :-)
Awatar użytkownika
S. Mindykowski
Posty: 2184
Rejestracja: pn 06 lis, 2006 12:46 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: S. Mindykowski »

No faktycznie. Niezłe wały.
Generalnie to ostatnio modne podejście. Zabrać się od d. strony i liczyć że jakoś to będzie.
Nasi tam byli?
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Tych gości kompletnie porąbało. Nie wiem, co oni palą, ale to nic prozdrowotnego. Oni myśleli, że po 48 latach spędzonych w śniegu i syfie wezmą sobie i odpalą tego B-29 i wylądują nim w Stanach. Że po 48 latach w syfie trochę sobie coś tam podczyszczą i motór bezawaryjnie zaskoczy. Naprawdę trzeba niezłe zioło jarać, żeby wdrożyć taki projekt bez rozłożenia grata na części pierwsze w warunkach hangarowych. Jakoś nie usłyszałem w tym filmie, żeby restaurowanie odbywało się pod nadzorem FAA, albo żeby FAA wydał pozwolenie na lądowanie tego samolotu na terytorium USA, gdyby tym szaleńcom udało się tym gruchotem wystartować.
S. Mindykowski pisze:Nasi tam byli?
O tym samym pomyślałem. Szukałem w tym filmie gumofilców i flaszek, ale jakoś nie znalazłem. Ale z „naszymi” to ci panowie mają naprawdę dużo wspólnego. Już samo lądowanie tym Caribou w takim grząskim piachu to się kwalifikuje na utratę licencji pilota. W Stanach to taki misio za chwilę miałby bliskie spotkanie III stopnia z inspektorem FAA, ale że Grenlandia ma status prawny, jaki ma, to wszystko uchodzi tam Amerykanom płazem. W cywilizowanym kraju do takiego lądowania to ten misio musiałby mieć najpierw ekipę z twardościomierzem gruntu, a potem papier na to, że lądowanie samolotu o takiej masie jest możliwe na danym nieprzygotowanym do operacji lotniczych terenie. No ale jak działamy po kowbojsku, to po kowbojsku :-)

Tak samo w Oswego w 2011 r. do cna sfajczył się B-17G „Liberty Belle”

https://www.youtube.com/watch?v=--3iVnrWF8Y
https://www.youtube.com/watch?v=7TuqM1PocXc

Sfajczył się mimo faktu, że chociaż był wyprodukowany na przełomie lat 1943/44 to nie poszedł na front i zawsze był zadbany, nigdy nie zaznał ani ćwierci przestrzeliny. Ale starość to starość, tylko że mało kto chce to zrozumieć.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

W rocznicę D-Day: niedościgniony jak dla mnie wzór rekonstrukcji brytyjskiej.

https://www.facebook.com/pg/tommiesatwa ... 7287798402

Próbowałem ściągnąć chłopaków do Łabiszyna; niestety nie udało się-może innym razem?
W każdym razie-nie widzę różnicy między tym, co zaprezentowali podczas normandzkiej eskapady w roku 2014, a oryginalnymi fotografiami brytyjskiej piechoty z tamtego okresu.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
HUBI
Posty: 184
Rejestracja: czw 19 gru, 2013 10:21 pm
Lokalizacja: Rzeszowskie

Post autor: HUBI »

Chłopaki są dobrzy :)
Obrazek
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Polecam co najmniej dwie świetne galerie:

http://mashable.com/2017/...i/#a0kVDfM8vOq5

http://mashable.com/2017/...y/#a0kVDfM8vOq5

Doskonała jakość, no i wspaniały materiał ikonograficzny!

DODANO

Piękna uroczystość miała miejsce wczoraj w Exeter:

http://www.london.mfa.gov.pl/en/news/po ... _in_exeter

https://twitter.com/exetercouncil
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Olsen
Posty: 245
Rejestracja: czw 23 kwie, 2015 9:57 am
Lokalizacja: Zduñska Wola

Post autor: Olsen »

Linki do galerii nie działają Michale.
Zawsze jest pora na herbatę i ciastka.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Re: LINKI DO CIEKAWYCH STRON

Post autor: Mike »

Galerie były dawno temu zamieszczane, więc może już są nieaktywne.
Wczoraj dodałem tylko informację o uroczystości w Exeter.

DODANO

Album "American Red Cross Belfast". Kapitalna galeria z potańcówki irlandzko-amerykańskiej. Masa fantastycznych detali, a klimat, jak ze "Ślicznotki z Memphis".

https://www.facebook.com/Radio.WW2/

DODANO

Ciekawa historia: o tym, jak nowoczesne wojsko nawiązało do tradycji.

https://www.facebook.com/notes/british- ... 739861187/

DODANO

Kolejna smakowita galeria na profilu WW2 Radio - polecam! Rok 1945, baza USAF i wizyta pań w tej bazie :)

https://www.facebook.com/media/set/?set ... _tn__=HH-R

DODANO

Nie samymi mundurami, khaki i olve drab człowiek żyje, więc zachęcam do obejrzenia filmu pokazującego cywilną ludność brytyjską na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych w czasie relaksu. Taka jakby impreza integracyjna i dzień wolny od pracy. Zwracam uwagę na szczegóły ubioru, fryzury...

http://www.yorkshirefilmarchive.com/fil ... LuCeQ6-hRo
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
ODPOWIEDZ