Witam! :-)
adi pisze:I jeszce jedna uwaga - też od Remarqu'a - bagnet miał to do siebie,że jak wbiłeś go we wroga to potrafił sie często w nim "zablokować" lub złamać. Gdyby to pisał jakiś bajkopisarz to przymknąłbym na to oko, ale w końcu spędził pare latek na froncie.
To jest niestety tak, że bycie na froncie i bycie rzetelnym pisarzem podejmującym tematykę historii, wojska i jego techniki rzadko chadza w parze. Bywał na froncie Hemingway i dokąd mógł pisał o tym froncie tak, jak potrafił, ale podczas II wojny pozostała już tylko hemingwayowska kompromitacja i pisywanie historyjek zasłyszanych od żołnierzy w knajpach bez udawania się na front.
W teorie Remarque’a, by nie powiedzieć jego bajki – skoro już to słowo padło – o łamiących się w ciele bagnetach nie uwierzy nikt, kto choć trochę ma pojęcie o stalach, o ulepszaniu cieplnym, o twardości w skali Rockwella. Prawidłowo wykonany bagnet nigdy nie złamie się w ciele człowieka nawet zmagając się z żebrami lub innym kośćcem, bo skala wytrzymałości obu „materiałów” jest nieporównywalna. Mowa oczywiście o bagnecie z typowej dla niego stali i utwardzonym w toku obróbki cieplnej w typowym dla światowych bagnetów zakresie twardości 50-58 HRC.
Z jednego, czy nawet kilku przypadków, przehartowanych na szkło bagnetów do poziomu twardości 80-90 HRC, ze zmianami krystalograficznymi czyniącymi ze stali strukturę kruchą, nie da się niestety wysnuwać literacko atrakcyjnych teorii o takiej skali zaciętości walk wręcz, że aż bagnety się „łamały”. To są niestety typowe bajki.
Moja koleżanka z pracy jadąc swoim samochodem ukraińskiej marki Tavria złamała dźwignię zmiany biegów. Po prostu górna połówka została jej w dłoni. W tak uzyskanym przekroju pręta stalowego ukazała się piękna szara struktura stali zahartowanej na szkło, jak to się potocznie mówi, gdzieś tak do 100 HRC. Wytrzymałość tego pręta była żadna. Ot, ukraiński hartownik zaspał chyba i przetrzymał w piecu pręty, a gdy się zbudził zamiast je studzić bardzo powoli na powietrzu wrzucił je natychmiast do wody lub oleju i nieszczęście gotowe. Ale odpowiedzialność za słowo nakazywałaby powstrzymać się od rozpowszechniania apelu na przykład pod hasłem: „Ludzie, nie kupujcie Tavrii, bo tam się łamią dźwignie biegów i możecie spowodować straszny wypadek”. Łamią się te dźwignie zapewne tylko te pochodzące z konkretnego wsadu do pieca hartowniczego, który to wsad przeleżał się za długo i źle został ostudzony.
Każda produkcja czasu wojny cierpi na jeden podstawowy mankament – brak powtarzalności procesu technologicznego, co jest podstawowym czynnikiem produkcji wysokiej jakości. Bez wątpienia wszystkim na świecie musiały się zdarzać bagnety hartowane źle – za długo i ze zbyt dynamicznym studzeniem, co doprowadza do takich zmian strukturalnych, że można taką stal bardzo łatwo złamać na zasadzie tzw. maszyny prostej – dźwigni w tym przypadku. Ale jest to marginalny odsetek, bo nie ma przecież fabryk bez technologów i bez kontroli jakości. Z kilku-kilkunastu gdzieś znanych przypadków złamania się bagnetu, co jest tak samo kuriozalne jak powyższy przykład Tavrii, i późniejszych legend wokół takich faktów, nie da się tworzyć literatury na temat łamliwych bagnetów, bo jest to niepoważne.
Pozdrowienia :-)
G.