Mike pisze:Ha, ten serial to może być dopiero orgia!
Ja mam jak zawsze antymilitarystyczne marzenia idealisty, aby ten serial, jeśli faktycznie powstanie, był nie tylko atrakcyjny, ale także mądry. Powiedzmy tą mądrością, co pierwsze ¾ filmu „Fury”, zanim nie doszło do idiotyzmów.
Amerykanie od zawsze chcą słynąć jako liderzy medycyny lotniczej i ogólnie dbałości o personel latający. Nie chcę tego szerzej komentować, bo nie miejsce tu na to. Ale chciałbym, aby „Masters of the Air” był także filmem antywojennym. Antywojennym w tym sensie, aby nie kreował tylko typowo amerykańskich herosów hollywoodzkich, ale aby pokazał także i to, ilu członków załóg bombowych 8th AF wypadło z gry na skutek załamania nerwowego, dezercji na skutek załamania nerwowego, odmowy wykonania rozkazu lotu bojowego, samobójstwa itp. To dopiero byłby serial mądry i dobry, a nie tylko umownie „dobry”, bo z prawidłowymi militariami i z dobrą techniką CGI plus oczywiście z selektywnymi wątkami prawdy historycznej ukazującej tylko walki, odwagę, determinację w wytrwaniu w powietrzu itp. Bo to jest niestety tylko jakaś część prawdy o ówczesnych misjach bombowych nad ETO.
fw190 pisze:Wydaje mi się, że jeśli faktycznie będą bazować dość mocno na książce to wcale tak wiele tych samolotów nie będzie. To daje szansę na cięcie kosztów. Książka ukazuje dużo życia lotników od podszewki i robi to od początku, czyli szkolenia po koniec wojny.
Znając nacjonalizm Amerykanów, ich poczucie wyjątkowości i brak odporności na krytykę ‒ takie same jak w Polsce, Rosji i wszędzie indziej ‒ to mimo wszystko nie sądzę, aby pokazali w tym filmie całą prawdę o niedoskonałościach systemu szkolnictwa lotniczego amerykańskich sił zbrojnych podczas II wojny. To wszystko jest w dokumentach, ale na ekran się nie przebije, mogę się założyć. Nie sądzę, aby pokazali fatalny stan nauczania np. nawigacji na skutek braku wykładowców z powodu olbrzymich mas lotników, jakich trzeba było uczyć nawigacji. Amerykanie (ale podejrzewam, że wszystkie wojujące ówcześnie państwa) już nie dawali rady z wyciąganiem skądś jakichś nauczycieli nawigacji. Dochodziło już do tego, że jacyś emerytowani marynarze uczyli lotników nawigacji tak, jak umieli, ale przecież nawigacja w powietrzu to nie to samo, co na morzu. Astronawigacja to jeszcze może i tak, ale przecież o kącie znoszenia w powietrzu marynarze nic nie mogą wiedzieć, to już jest inna szkoła jazdy. I tak to leciało. A potem tabuny niedoszkolonych lotników gubiły się. Latało się metodą „kwoki” ‒ jak był jakiś mistrz nawigacji, czyli zazwyczaj dowódca dywizjonu, to się go wszyscy trzymali. A jak tylko doszło do walki, formacja się rozleciała, „kwokę” straciło się z oczu, bo się nakręciło akrobacji, albo uników, to zaraz w radiu było „mamusiu ratuj, bo nie wiem, gdzie jestem”. W lotnictwie USN/USMC był z tym dramat, ale w USAAF był taki sam dramat, jak w szkolnictwie lotnictwa morskiego (część szkół była zresztą wspólna) to i efekty końcowe też były takie same. Słabo to widzę, aby chcieli wywlekać w filmie takie brudy, bo jednak kanon filmowy jest inny. Owszem, trochę brudu wojny dla uwiarygodnienia trzeba pokazać, ale bez przesady, bo demitologizacji własnych genialnych i ogólnie pachnących różami sił zbrojnych nikt nie wytrzyma spośród widowni, a i po stronie producenckiej też nie ma ani stosownej wiedzy, jak pokazywać pewne problemy, ani też woli, aby ukazywać niedoskonałości systemowe państwa i jego sił zbrojnych. Nacjonalizm for ever i cześć. U nas też byłoby tak samo.
fw190 pisze:Mam nadzieję, że pokażą jak jedna z grup szkoląc się w USA i przebudowując dziwnym trafem miała lądowania w miastach swych żon, matek, kochanek i wszystkich innych cnotliwych, a zwłaszcza mniej cnotliwych niewiast. Amerykanie to mają fantazję.
Klasyka!
Poniżej jest stosowna ilustracja do niej wraz z moim ulubionym wierszykiem lotniczym - jakże mądrym! Masz wszystkie części mojego serialu „Zanim wyruszyli na Pacyfik” to tam też znajdziesz tę ilustrację (mam jej oryginał) z odpowiednim tekstem do niej. Tylko nie pamiętam, w którym odcinku tej serii. Jest to plakat sekcji bezpieczeństwa lotów US Navy mającej już po uszy masowego zabijania się gówniarzy z nalotem kilku godzin podczas popisów w powietrzu.
Ale klasyka jest nie amerykańska, tylko ogólnoświatowa - od zarania dziejów aeronautyki do dziś tak było, jest i będzie. Jakie jest najstarsze porzekadło lotnicze? „Najwięcej pilotów ginie nad własnym domem”. Tak jest od zawsze. Pamiętacie pięknego L-4 w drugowojennym malowaniu, jaki parę lat temu latał w Polsce? Gówniarz zabrał samolot wujowi i poleciał nad dom rodziny, żeby porobić kosiaki i spirale na wysokości paru metrów. I oczywiście przeciągnął. I oczywiście matoł roztrzaskał się na podwórzu domu swojej rodziny, zabił i skasował pięknego Cuba.
Lotnictwo nie jest dla dzieci, choć niestety cała masa umysłowych dzieci zawsze przenikała do lotnictwa przez najgęstsze sita selekcyjne.
:-)