Koszule, krawaty, spinki kołnierzyków, spinki do krawatów
Moderator: Mike
Jeszcze jedno zdjęcie z zasobów archiwalnych Life'a. I znowu na miarę dzisiejszej upalnej pogody.
Mamy tu amerykańskiego generała Clarka na statku transportowym u wybrzeży Australii w roku 1942. Generał ma niestandardową koszulę „private purchase” uszytą Bóg wie gdzie, ja przynajmniej nie podejmuję się powiedzieć gdzie. Może to być dziełko któregoś z krawców państw Commonwealthu, może być coś z „civvie street”, jak mawiali Amerykanie, czyli od krawca „z ulicy” gdzieś w USA.
Jeśli ktoś zna podobne koszule u oficerów Commonwealthu/PSZ to będę wdzięczny za pokazanie, bo najciekawsze byłoby pokazanie najszerszego spektrum klienteli na te koszule. Wyraźnie przecież widać, że krawcy nie mający kontraktów z wojskiem, ale handlujący z wojskiem czy to za pośrednictwem sklepów PX, czy też bezpośrednio z witryn swoich warsztatów krawieckich, nie chrzanili się w dokładność i nie robili tych uświęconych amerykańskimi przepisami patek kieszeniowych ze ściętym rogami, tylko robili patki najprostsze, jak leci, prostokątne i koniec.
Mamy tu amerykańskiego generała Clarka na statku transportowym u wybrzeży Australii w roku 1942. Generał ma niestandardową koszulę „private purchase” uszytą Bóg wie gdzie, ja przynajmniej nie podejmuję się powiedzieć gdzie. Może to być dziełko któregoś z krawców państw Commonwealthu, może być coś z „civvie street”, jak mawiali Amerykanie, czyli od krawca „z ulicy” gdzieś w USA.
Jeśli ktoś zna podobne koszule u oficerów Commonwealthu/PSZ to będę wdzięczny za pokazanie, bo najciekawsze byłoby pokazanie najszerszego spektrum klienteli na te koszule. Wyraźnie przecież widać, że krawcy nie mający kontraktów z wojskiem, ale handlujący z wojskiem czy to za pośrednictwem sklepów PX, czy też bezpośrednio z witryn swoich warsztatów krawieckich, nie chrzanili się w dokładność i nie robili tych uświęconych amerykańskimi przepisami patek kieszeniowych ze ściętym rogami, tylko robili patki najprostsze, jak leci, prostokątne i koniec.
I kolejna Rangoon Shirt (oficerska) zakupiona gdzieś prywatnie przez Amerykanina, ale tym razem jest to produkt amerykański (lecz nie szwalni wojskowej US Quartermaster). Koszula niestandardowa jeśli chodzi o krój kieszeni, ale chyba już widzicie, że pod pewnymi względami diabli wzięli przepisy ubiorcze i zaczęła się na jakimś etapie wojny „wolna amerykanka” dosłownie i w przenośni. Nosiło się wszystko co komu podleci.
Jest to koszula w jednym z niezliczonych odcieni khaki. Uczulam na kwestię, że Rangoon Shirt z mojego postu z 5 lipca 2014, godz. 10.54, jest koszulą w (umownym) kolorze Olive Drab Shade No. 51, który także miał swoje niezliczone odcienie stosowne do kryzysu w danym momencie - znaczy kryzysu z pigmentami do barwników przemysłu tekstylnego.
Jeśli jakiś oficer PSZ przewinął się przez amerykańskie ręce, bo np. skądś go kowboje wyzwolili, to nie można wykluczyć, że dostał od nich taką koszulę i któryś z krawatów, ale do krawatów przejdziemy niebawem.
Jest to koszula w jednym z niezliczonych odcieni khaki. Uczulam na kwestię, że Rangoon Shirt z mojego postu z 5 lipca 2014, godz. 10.54, jest koszulą w (umownym) kolorze Olive Drab Shade No. 51, który także miał swoje niezliczone odcienie stosowne do kryzysu w danym momencie - znaczy kryzysu z pigmentami do barwników przemysłu tekstylnego.
Jeśli jakiś oficer PSZ przewinął się przez amerykańskie ręce, bo np. skądś go kowboje wyzwolili, to nie można wykluczyć, że dostał od nich taką koszulę i któryś z krawatów, ale do krawatów przejdziemy niebawem.
Smakowite posty, Grzesiu. Problemem, który nas ogranicza, może być fakt, iż w PSZ, tudzież Commonwealth przynajmniej w północno-zachodniej Europie nie miał w regulaminie czegoś takiego, jak "koszula mundurowa" w znaczeniu koszuli zastępującej kurtkę mundurową.
A co za tym idzie-pozostają nam do śledzenia głównie kołnierzyki, które czasami mogą być zbyt niewyraźnym tropem.
Co innego-inne, cieplejsze teatry działań wojennych, choć tam Król obficie wyposażał swoje wojsko w różnorakie koszule do tego odpowiednie.
A co za tym idzie-pozostają nam do śledzenia głównie kołnierzyki, które czasami mogą być zbyt niewyraźnym tropem.
Co innego-inne, cieplejsze teatry działań wojennych, choć tam Król obficie wyposażał swoje wojsko w różnorakie koszule do tego odpowiednie.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Ano wszystko racja, z Wami nie ma tak dobrze, doza luzactwa jest jednak u Was mniejsza. ETO co innego ‒ MTO co innego. Plus oczywiście inne kwestie regulaminowe Commonwealthu/PSZ. Koszmar zapinania BD pod szyją dla niższych szarż nie daje poszaleć z fasoniarstwem, gdy większość USarmistów i jakaś część podoficerów i oficerów Commonwealthu to fasoniarze, choć na różną skalę w zależności od państwa. Pokazuję jednak to wszystko dla kilku nurtów reenactingu:
• Dla rekonstruktorów „cieplejszych teatrów działań wojennych”, jak wspomniałeś;
• Dla rekonstruktorów-oficerów;
• Ogólnie dla rekonstruktorów Commonwealthu czasu II w.ś.;
• Dla wyjątków w ramach PSZ (jak np. PUK, gdzie przecież szeregowi nosili się jak oficerowie, także po przybyciu z MTO do UK; nawiasem mówiąc dużo pułków miało taki przywilej?);
• I dla jeszcze czegoś, do czego polscy historycy jak zawsze z tchórzostwa i świętoszkowatej hipokryzji nawet się nie dotkną, bo to jest „trędowata historia”, ale może kiedyś dotkną się jacyś rekonstruktorzy? Mam na myśli międzynarodowe (z Polakami w składzie) i polskie kompanie wartownicze (choć to nieprecyzyjne określenie) tworzone przez US Army na wszystkich terenach przez nią zajętych. Kompanie złożone z byłych więźniów KL-i, jeńców, robotników przymusowych. Ci ludzie początkowo mieli normalne sorty mundurowe US Army (przed przefarbowaniem ich na czarno), a przecież jakaś część tych ludzi trafiała potem do PSZ, albo (gdy amerykańskie dowództwo miało już po dziurki w nosie przestępczości tych kompanii) byli karnie odsyłani do PSZ, albo przynajmniej do strefy brytyjskiej, a potem niech delikwent już się martwi sam, czy chce do polskiego wojska, czy chce gdzieś dać nogę. Poza tym działała już wtedy UNRRA a Amerykanie przekazali jej chyba najwięcej ubrań wojskowych, więc jeśli ktoś przewinął się przez UNRRĘ, a nawet niekoniecznie przez te niesławne kompanie wartownicze, a przy tym ten ktoś chciał dotrzeć do PSZ, to też mógł przybyć pod polską jurysdykcję w jakiejś fantazyjnej mieszance mundurowej z jakimiś amerykańskimi akcentami typu właśnie koszula, krawat, któryś ze starszych wzorów kurtek itp.
Są badacze tych kompanii wartowniczych (jeden z nich niestety umiera teraz na raka), mają ciekawe materiały na ten temat, ale nikt tego nie weźmie do publikacji, tak jak nikt nie chciał wziąć prawdziwych opisów tego, co robiły w polu amerykańskie siły specjalne podczas II wojny. Jedna telewizja raz chciała spróbować, ale się przeraziła, że to poniżej wytrzymałości tzw. opinii publicznej i że będzie afera i milion sto pięćdziesiąt procesów. Z tymi kompaniami jest tak samo, choć obiektywnie rzecz biorąc jest to kawałek historii II wojny i całkiem ciekawy z historycznego i psychologicznego punktu widzenia.
Wspomniałem, że na początku te kompanie miały normalne sorty mundurowe US Army, a potem (gdzieś tak na przełomie 1945/46) przefarbowano je na czarno. Dlaczego? Bo te kompanie były nie do okiełznania pod względem dyscypliny. Były złożone z ludzi po ciężkich przejściach, na pewno już ze zmianami psychicznymi, z ludzi żądnych zemsty na Niemcach i to bez przebierania w środkach. Te kompanie to było jedno wielkie konfliktogenne przedsięwzięcie - pijaństwo, wypadki samochodowe, grabieże na Niemcach, amatorskie tropienie zbrodniarzy wojennych, samosądy, mordy, gwałty, wszelka inna przestępczość. Amerykanie kompletnie nie mogli nad tym zapanować, a to wszystko szło na ich wizerunkowe konto, bo skarżący się Niemcy nie odróżniali regularnej US Army od tych dziwnych kompanii i było frycom nie do wytłumaczenia, że to nie US Army morduje gdzieś pokątnie, grabi i mści się na Niemcach. To się Amerykanie wkurzyli i kazali ufarbować każdy ciuch tych kompanii na czarno, a Niemcom kazali odróżniać „zielonych” od „czarnych” i dopiero wtedy meldować kto rozrabia.
Tak, czy siak, w latach 1944-1945 jacyś Polacy na pewno docierali do PSZ mając na sobie różne amerykańskie ubrania wojskowe. Dlatego to wszystko pokazuję, włącznie z rzeczami letnimi, ponieważ między bajki można włożyć inny amerykański zapis regulaminowy - nosić wełnę do wełny, a chino do chino. Są to baśnie, jakie (o dziwo!) żyją nawet na USMF. Można pokazać nie wiem ile zdjęć z ETO, gdzie USarmiści noszą koszule letnie do zimowych mundurów, bo zapewne koszule inne poszły do prania, albo np. wełnianych musztardówek akurat zabrakło u gangsterów z Quartermaster, bo poszły na czarny rynek. Dlatego niczego nie można wykluczyć, jeśli chodzi o to, co mógł dostać Polak udający się skądś do PSZ, ale uprzednio przewinąwszy się przez UNRRĘ albo US Army.
A poza wszystkim innym piszę to też dla Ciebie! :-) W Twoim fachu powinno Ci się to przydać. Gdy ten wątek dobrnie do końca to wszyscy będziemy o niebo lepiej wyszkoleni w paru sprawach, jak już sam miałem okazję się przyznać. Na pewno po tym wątku będziesz mógł rozmawiać z Twoimi partnerami ciut innym językiem i nie wszystko dasz sobie wcisnąć. :-) A i ja też nie wszystko dałbym sobie już wcisnąć np. przez usmfowców. :-)
• Dla rekonstruktorów „cieplejszych teatrów działań wojennych”, jak wspomniałeś;
• Dla rekonstruktorów-oficerów;
• Ogólnie dla rekonstruktorów Commonwealthu czasu II w.ś.;
• Dla wyjątków w ramach PSZ (jak np. PUK, gdzie przecież szeregowi nosili się jak oficerowie, także po przybyciu z MTO do UK; nawiasem mówiąc dużo pułków miało taki przywilej?);
• I dla jeszcze czegoś, do czego polscy historycy jak zawsze z tchórzostwa i świętoszkowatej hipokryzji nawet się nie dotkną, bo to jest „trędowata historia”, ale może kiedyś dotkną się jacyś rekonstruktorzy? Mam na myśli międzynarodowe (z Polakami w składzie) i polskie kompanie wartownicze (choć to nieprecyzyjne określenie) tworzone przez US Army na wszystkich terenach przez nią zajętych. Kompanie złożone z byłych więźniów KL-i, jeńców, robotników przymusowych. Ci ludzie początkowo mieli normalne sorty mundurowe US Army (przed przefarbowaniem ich na czarno), a przecież jakaś część tych ludzi trafiała potem do PSZ, albo (gdy amerykańskie dowództwo miało już po dziurki w nosie przestępczości tych kompanii) byli karnie odsyłani do PSZ, albo przynajmniej do strefy brytyjskiej, a potem niech delikwent już się martwi sam, czy chce do polskiego wojska, czy chce gdzieś dać nogę. Poza tym działała już wtedy UNRRA a Amerykanie przekazali jej chyba najwięcej ubrań wojskowych, więc jeśli ktoś przewinął się przez UNRRĘ, a nawet niekoniecznie przez te niesławne kompanie wartownicze, a przy tym ten ktoś chciał dotrzeć do PSZ, to też mógł przybyć pod polską jurysdykcję w jakiejś fantazyjnej mieszance mundurowej z jakimiś amerykańskimi akcentami typu właśnie koszula, krawat, któryś ze starszych wzorów kurtek itp.
Są badacze tych kompanii wartowniczych (jeden z nich niestety umiera teraz na raka), mają ciekawe materiały na ten temat, ale nikt tego nie weźmie do publikacji, tak jak nikt nie chciał wziąć prawdziwych opisów tego, co robiły w polu amerykańskie siły specjalne podczas II wojny. Jedna telewizja raz chciała spróbować, ale się przeraziła, że to poniżej wytrzymałości tzw. opinii publicznej i że będzie afera i milion sto pięćdziesiąt procesów. Z tymi kompaniami jest tak samo, choć obiektywnie rzecz biorąc jest to kawałek historii II wojny i całkiem ciekawy z historycznego i psychologicznego punktu widzenia.
Wspomniałem, że na początku te kompanie miały normalne sorty mundurowe US Army, a potem (gdzieś tak na przełomie 1945/46) przefarbowano je na czarno. Dlaczego? Bo te kompanie były nie do okiełznania pod względem dyscypliny. Były złożone z ludzi po ciężkich przejściach, na pewno już ze zmianami psychicznymi, z ludzi żądnych zemsty na Niemcach i to bez przebierania w środkach. Te kompanie to było jedno wielkie konfliktogenne przedsięwzięcie - pijaństwo, wypadki samochodowe, grabieże na Niemcach, amatorskie tropienie zbrodniarzy wojennych, samosądy, mordy, gwałty, wszelka inna przestępczość. Amerykanie kompletnie nie mogli nad tym zapanować, a to wszystko szło na ich wizerunkowe konto, bo skarżący się Niemcy nie odróżniali regularnej US Army od tych dziwnych kompanii i było frycom nie do wytłumaczenia, że to nie US Army morduje gdzieś pokątnie, grabi i mści się na Niemcach. To się Amerykanie wkurzyli i kazali ufarbować każdy ciuch tych kompanii na czarno, a Niemcom kazali odróżniać „zielonych” od „czarnych” i dopiero wtedy meldować kto rozrabia.
Tak, czy siak, w latach 1944-1945 jacyś Polacy na pewno docierali do PSZ mając na sobie różne amerykańskie ubrania wojskowe. Dlatego to wszystko pokazuję, włącznie z rzeczami letnimi, ponieważ między bajki można włożyć inny amerykański zapis regulaminowy - nosić wełnę do wełny, a chino do chino. Są to baśnie, jakie (o dziwo!) żyją nawet na USMF. Można pokazać nie wiem ile zdjęć z ETO, gdzie USarmiści noszą koszule letnie do zimowych mundurów, bo zapewne koszule inne poszły do prania, albo np. wełnianych musztardówek akurat zabrakło u gangsterów z Quartermaster, bo poszły na czarny rynek. Dlatego niczego nie można wykluczyć, jeśli chodzi o to, co mógł dostać Polak udający się skądś do PSZ, ale uprzednio przewinąwszy się przez UNRRĘ albo US Army.
A poza wszystkim innym piszę to też dla Ciebie! :-) W Twoim fachu powinno Ci się to przydać. Gdy ten wątek dobrnie do końca to wszyscy będziemy o niebo lepiej wyszkoleni w paru sprawach, jak już sam miałem okazję się przyznać. Na pewno po tym wątku będziesz mógł rozmawiać z Twoimi partnerami ciut innym językiem i nie wszystko dasz sobie wcisnąć. :-) A i ja też nie wszystko dałbym sobie już wcisnąć np. przez usmfowców. :-)
Z paru powodów koszula na 99,9% nie amerykańska. Krawat bardzo szeroki, czyli raczej chyba z końca wojny (będę to omawiał w kolejnych postach). Jeśli to krawat brytyjski, wówczas może to być na przykład wojskowy krawat Viyella, bo one były szerokie. Jeśli amerykański, to raczej po nowelizacji przepisów AR 600-35 z 31 marca 1944 r., gdy weszły krawaty Olive Drab Shade No. 51 i nierzadko były one bardzo szerokie, jak na ówczesne wcześniejsze standardy.
Łooo, no to dodatkowa masakra, bo to może być po prostu wszystko, tak jak podejrzewasz. To może być tak, jak ze słynnymi pięknisiami z PUK - różne rzeczy szyte u krawców i kaletników z całego południowego wybrzeża Morza Śródziemnego, aby tylko były na najwyższym poziomie. Do Durbanu to już moja wiedza nie sięga. Ten krawat jest tak bardzo szeroki, że w regularnych dostawach wojskowych jeszcze chyba takich nie było w 1943 roku. To może być krawat „civvie street”, aby tylko był jakiś w miarę oliwkowy, bo jest jednak dość ciemny.
Kołnierz bardziej brytyjski, coś jak w koszulach RAF-u.
A service dress zaiste przedziwny.
DODANO
Tak tytułem uzupełnienia, bo docierają do mnie głosy, że nie wszyscy wiedzą, o czym mówimy: kilka obrazków demonstrujących sposoby wiązania krawatów na omawiane sposoby.
A service dress zaiste przedziwny.
DODANO
Tak tytułem uzupełnienia, bo docierają do mnie głosy, że nie wszyscy wiedzą, o czym mówimy: kilka obrazków demonstrujących sposoby wiązania krawatów na omawiane sposoby.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Tutaj możecie zobaczyć, jak fajnie nasi nosili się w USA. Nie dość, że mamy szpanerskie Ray-Bany to i spineczka do krawata z epoki Art Déco taka, że już o bardziej wyrafinowaną byłoby niełatwo - nie dość, że spinka, to jeszcze z łańcuszkiem.
A tak nawiasem mówiąc - podczas najważniejszych amerykańskich manewrów całych lat 40. w Louisianie w 1941 r. to wszystkiego bym się spodziewał, ale nie delegacji PSZ. Ma ktoś jakiś pomysł, kim jest oficer ze zdjęcia? Czy to ktoś z UK, czy może z ataszatu wojskowego naszej ambasady w USA?
A tak nawiasem mówiąc - podczas najważniejszych amerykańskich manewrów całych lat 40. w Louisianie w 1941 r. to wszystkiego bym się spodziewał, ale nie delegacji PSZ. Ma ktoś jakiś pomysł, kim jest oficer ze zdjęcia? Czy to ktoś z UK, czy może z ataszatu wojskowego naszej ambasady w USA?
Tylko ta rogatywka ratuje sprawę! :-) Gdyby nie ona, to człowiek zachodziłby w głowę z jakiego państwa jest ta postać i czy ona aby cywilna, czy wojskowa...?Mike pisze:...tyle, że w... rogatywce!
Wiedziałem, że zdjęcia się spodobają, bo ja też o mało z krzesła nie spadłem, jak je zobaczyłem :-)
No to patrzmy dalej, jak nasi nosili się w USA.
Poniżej jest zdjęcie z imprezy zwanej United Nations Week. Miało to miejsce w mieście Oswego w stanie Nowy Jork. Fotografia z czerwca 1943 r.
Fajna spinka kołnierzyka - a jakże!
Ostatnio zmieniony czw 29 paź, 2015 2:52 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 1 raz.
Pogrzebałem, pogrzebałem i (chyba) się dogrzebałem. Może się mylę - niech mnie tedy ktoś sprostuje - ale ten gentleman to jest moim zdaniem płk Włodzimierz Onacewicz - attaché wojskowy Ambasady RP w Waszyngtonie w tamtych czasach.Mike pisze:Obstawiam jakiegoś eleganta z ataszatu! Fenomenalne zdjęcie, Grzegorz!
Fantastyczne fotografie! Widać u tych naszych oficerów inny nieco sznyt, niż u tych, którzy służyli na Wyspach.
Wszakże, pojawianie się na waszyngtońskich salonach wymagało dostosowania się do panującej tam mody! No i jestem pewien, że mundur szyty u amerykańskiego krawca miał nieco inny sznyt, a i prawdopodobnie materiałowi bliżej było do Officer`s Service Coat`a, niż brytyjskiego frencza.
Wszakże, pojawianie się na waszyngtońskich salonach wymagało dostosowania się do panującej tam mody! No i jestem pewien, że mundur szyty u amerykańskiego krawca miał nieco inny sznyt, a i prawdopodobnie materiałowi bliżej było do Officer`s Service Coat`a, niż brytyjskiego frencza.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.