1940-1942 Pułk Ułanów Karpackich - książka

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

1940-1942 Pułk Ułanów Karpackich - książka

Post autor: Sebol »

Witam, jakby ktoś jeszcze nie wiedział to wpadła mi do biblioteczki taka oto pozycja, zapraszam wszystkich serdecznie na stronę Stowarzyszenia Ułanów Karpackich w celu pobrania publikacji, która może być dla Was interesująca z punktu widzenia kawalerii po 1939 roku.

http://stowarzyszenieuk.pl/27.html

Pozdro,
Sebol
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mam wielką przyjemność i zaszczyt być... nie wiem, jak to nazwać, bo broniłem się przed przyjęciem tego daru, który jest tak wspaniały, że mnie nieco przytłacza i od początku mówiłem ofiarodawcy, że staję się tego daru właścicielem umownym i nazywajmy to raczej roboczo depozytariuszem, że gdyby rodzina kombatanta PUK chciała ów dar do zwrotu to ja go natychmiast zwracam. Ale jest, jak jest, rodzina twardo, że mam to mieć na własność i trzymać u siebie i koniec kropka.

No więc niech będzie, że mam pamiątki po postaci nie byle jakiej z PUK, bo członka pułkowego pocztu sztandarowego, a ta funkcja wiązała się z dużym wyróżnieniem i prestiżem. Do pocztu, w dowód uznania, brano tylko najlepszych „pistoletów”, którzy faktycznie coś pokazali na polu walki. Mam jego dokumenty wojenne, listy, zdjęcia, miniaturki odznaczeń, legitymacje odznaczeń, kołnierzowe palemki i orzełka itp.

Postać nie byle jaka, bo odznaczona jak następuje:

● Medal Wojska
● Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino (nr 38416)
● Krzyż Walecznych z Okuciem (nr 16263)
● Krzyż Walecznych
● Gwiazda za Wojnę 1939-1945
● Gwiazda Italii
● Medal Pamiątkowy PUK (nr 18)
Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

Post autor: Sebol »

Grzegorzu, czy mógłbyś wysłać mi na PW, swój adres email, przesłał bym Ci wtedy adres mojego kolegi Mirka z SUK, myślę że chłopaki bardzo by się ucieszyli możnością udokumentowania historii Twojego Ułana oraz ewentualnymi zdjęciami jego pamiątek, które z pewnością znalazły by się na stronie SUK.
Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

Post autor: Sebol »

Grzegorz pisze:...
No więc niech będzie, że mam pamiątki po postaci nie byle jakiej z PUK, bo członka pułkowego pocztu sztandarowego, a ta funkcja wiązała się z dużym wyróżnieniem i prestiżem. Do pocztu, w dowód uznania, brano tylko najlepszych „pistoletów”, którzy faktycznie coś pokazali na polu walki.
No to prawdziwa gratka, oto zdjęcia przesłana mi przez Mirka przedstawiające poczet sztandarowy, nasz bohater musi być jednym z tych żołnierzy ;)

Obrazek

W pierwszym rzędzie stoi trzech Tobrukczyków, jeśli nasz bohater nie był w Afryce, to musi w takim razie być żołnierzem tej drugiej trójki.

Obrazek
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Tak jest! Mam zdjęcie z tej samej sytuacji, tylko ciut wcześniej, przed wręczaniem sztandaru. Poczet dopiero czeka na sztandar. Moje zdjęcie ma dużo szerszy plan i jest wprawdzie małe (54 x 82 mm), ale za to pięknie naświetlone, nie takie ciemne.

Twojego zdjęcia górnego nie komentuję, bo jest za ciemne, postaci za małe i twarze są nierozpoznawalne „who is who” mimo moich starań w Photoshopie.

Ale zdjęcie drugie już komentuję jak najbardziej. Ja mam tę sytuację podpisaną na odwrocie zdjęcia, że jest to 17 listopada 1945 r., a rzecz dzieje się w Maceracie. Zdjęcie, które wrzuciłeś, jest skadrowane i nie ma szóstego ułana, czyli lewego z tylnej trójki. Ja go mam na moim zdjęciu. Ale „mój” bohater jest na Twoim zdjęciu. Jest to środkowy ułan z tylnej trójki, który na Twoim ciętym zdjęciu jest w takiej sytuacji jako postać pierwsza z prawej strony zdjęcia.
Ostatnio zmieniony pn 12 sie, 2013 8:37 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Sebol pisze:myślę że chłopaki bardzo by się ucieszyli możnością udokumentowania historii Twojego Ułana oraz ewentualnymi zdjęciami jego pamiątek...
Chłopaki powinni zgłosić się do szubrawców z Jednostki Wojskowej 2894 obecnej III RP, czyli do obecnego 73. Pułku Zmechanizowanego. I już chłopaki będą się cieszyć wszystkim ‒ kompletem umundurowania „mojego” kombatanta, wszystkimi jego odznaczeniami i wszelkimi innymi pamiątkami i militariami, jakie on tej bandzie przekazał razem z naiwną grupą innych ułanów karpackich, takich najfajniejszych, najciekawszych, którzy np. po wojnie sprzeciwiali się fałszowaniu historii PUK przez jego dowódcę. Jak się zgłoszą do 73. Pułku Zmechanizowanego to będą się chłopaki mogli cieszyć także unikatowymi naszywkami „mojego” bohatera, bo członkowie pocztu sztandarowego mieli naszywki haftowane najpiękniej, wyłącznie i specjalnie dla nich.

Ja dostałem moje pamiątki z olbrzymią goryczą, prawie z wściekłością, i z nakazem cieszenia się tym w zaciszu mojego domu i nieudostępniania tego już nikomu po tym, jakiego draństwa i złodziejstwa dopuszczono się na grupie ułanów karpackich, których zaraz po 1989 r. mamiono, że JW 2894 będzie się od tej pory nazywała Pułkiem Ułanów Karpackich i że przejmie wszystkie tradycje PUK. Na tę wieść zjechało do JW 2894 kilkunastu (Wikipedia podaje, że osiemnastu) kombatantów PUK z całego świata ‒ „mój” weteran aż z Australii. Kombatanci ci przekazali do JW 2894 takie skarby po PUK, że żadnemu polskiemu muzeum, włącznie z MWP, nawet nie mogłoby się to marzyć. Oczywiście te wszystkie PUK-owskie dobre i naiwne dusze przekazały te wspaniałości bez świadków, bez prawnika, bez protokołu zdawczego, bez żadnego pokwitowania, bo nowo rodzącej się III RP rzecz jasna ufało się bezgranicznie, bez prawników i papierów, nie wiedząc, że to wszystko jest arogancki, chamski, bezczelny i kombinatorski homo sovieticus. JW 2894 zapewniła kombatantów, że za chwilę te wszystkie skarby wylądują w pułkowym muzeum. Po 4-5 latach od tej donacji jej bohaterowie zaczęli dopytywać, gdzie są ich pamiątki w JW 2894, bo nikt ich nie widział od czasu przekazania. Od tej chwili po stronie JW 2894 zapadło milczenie, nikt już nie miał czasu dla weteranów PUK, nikt nie miał możliwości udzielania kombatantom informacji na temat ich pamiątek, nagle nikt nic nie wiedział o tych pamiątkach i o co w ogóle chodzi, tak jak nikt nie widział tych pamiątek. Od tej chwili kombatantów PUK już zawsze traktowano per nogam. Dopiero wtedy weterani PUK przejrzeli na oczy i chcieli wynająć prawnika do odzyskania swoich militariów, ale zabrakło już zdrowia, energii, a dla wielu zabrakło już czasu.

Miałem Ci to wszystko napisać na PW, ale co tam, takie są fakty, więc niech i Twoi koledzy z SUK też o tym wiedzą. Jak chcą obcować ze skarbami po PUK to niech żądają dostępu do wszystkich pamiątek po 18 ułanach karpackich przekazanych JW 2894, w tym niech się domagają kompletnego umundurowania i oporządzenia starszego ułana (nr. ewid. PSZ 113/III) z pocztu sztandarowego. Rozpoznają ten mundur po jakości haftowania wszystkich naszywek.

W świetle powyższego, aby udostępnić te moje rzeczy (a jestem oczywiście za tym) muszę mieć pozwolenie od syna „mojego” kombatanta, od którego to syna wszystko to dostałem. Kontakt z nim, obywatelem Australii, urwał mi się kilka lat temu. Jak więc widać są to sprawy przykre, nie takie łatwe jak z pozoru mogłoby się wydawać.
Ostatnio zmieniony śr 14 sie, 2013 3:00 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

Post autor: Sebol »

Dziękuje za ten post, przyznam że nie słyszałem o tym, faktycznie draństwo, żeby nie użyć bardziej treściwych słów, bardzo dobrze że o tym napisałeś!

Ale niestety to chyba nie jedyny taki przypadek... u nas w szkole podstawowej była izba tradycji poświęcona głównie LWP, ale także Westerplatte, były urny z ziemią z miejsc bitewnych, oporządzenie, nawet broń szkoleniowa-przekrojowa. W związku z tym, że kpt.Dąbrowski po wojnie został bielszczaninem, w izbie znajdowały się także pamiątki, głównie zdjęcia,bądź ich odbitki z jego służby.

Niestety ostatni raz izbę w kompletnym stanie widziałem będąc uczniem 2 klasy technikum, odwiedziłem szkołę bo dostałem cynk, że biblioteka wysyła "Leniny" na przemiał, oczywiście były tam też inne książki, kilka udało się wyciągnąć z kupy. Jakiś czas potem powiedziano mi że przyjechało wojsko i przejęło wszystko co było w izbie - gdzie to wszystko wylądowało do dziś nie wiem.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Problem w tym, że schyłkowy komuch zawsze lubił świecić blaskiem odbitym od PSZ, obśliniał się do PSZ i im podlizywał, a swoje i tak myślał i robił. I to jest właśnie to. Owo podlizywanie się schyłkowego komucha nigdy nie opierało się na szacunku wobec PSZ, tylko na zabezpieczaniu sobie tyłów na wypadek zmiany kierunku wiatru, na kreacji niewiniątka „tylko wykonującego rozkazy” pod naciskiem jeszcze silniejszego złego komucha, na kreacji „patrioty” gotowego natychmiast zmienić barwy klubowe dla dobra ojczyzny. Rzygać mi się chciało, jak to wczesne WP III RP oglądałem, ale czy nadal wiele się zmieniło? Coś na pewno, ale moim zdaniem zmiany są tylko fasadowe, bo homo sovieticusa wynosi się z domu. Tutaj tylko kostucha zrobi kiedyś porządek, ale to nie za naszego życia, bo to są zmiany pokoleniowe rozłożone na wiele dekad. PUK nie brał jeńców i za to, co zrobiono w JW 2894 z pamiątkami po PUK to tylko Thompsony ze 100-nabojowymi magazynkami mogłyby z tym złodziejstwem zrobić porządek.
Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

Post autor: Sebol »

Grzegorz pisze:...
Ale „mój” bohater jest na Twoim zdjęciu. Jest to środkowy ułan z tylnej trójki, który na Twoim ciętym zdjęciu jest w takiej sytuacji jako postać pierwsza z prawej strony zdjęcia.
Znalazłem to zdjęcie w archiwum zdjęć Instytutu i powiem szczerze, że coś tu nie gra z tym Twoim ułanem ponieważ na lepszej jakości zdjęciu widać jednak wyraźnie odznakę SBSK noszoną nad lewą kieszenią BD (przez omawianego przez Ciebie ułana).


Sprawdziłem też numer "(nr. ewid. PSZ 113/III)" w oparciu o posiadany przezmianie spis żołnierzy odznaczonych odznaką pamiątkową SBSK i nie figuruje ona jako osoba, której nadano odznakę SBSK.

A może się mylę ;)


A przepraszam kurcze tylny rząd, to chyba wstążka od KW, tak czy siak w Tobruku nie był, czyli temat dalej otwarty ;)
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mnie bardziej zastanawia ilość Krzyży Walecznych „mojego” kombatanta. Nie dopytałem, kiedy miałem okazję, a teraz nie wszystko rozumiem z dokumentów.

Jeśli chodzi o numer ewidencyjny to raz jest on pisany tylko 113/III (tak ma w Pay Booku), a innym razem ma 113/III W.BR. (tak ma w prawie jazdy na wojskowe ciężarówki).

Mistrzem świata falerystyki PSZ bez wątpienia nie jestem, więc chętnie przyswoję każdą informację o tym, co widać na mundurze. Mogę dodać, że miał ów starszy ułan także prawo do noszenia odznaki 2 Warszawskiej Dywizji Pancernej, bo mam jego legitymację tej odznaki (nr 376).

Niestety nie dopytałem także o wątki Tobruku. Ale faktem jest, że „mój” weteran nie jest z naboru już na terytorium włoskim. Mam jego zdjęcia robione w Palestynie i Iranie jesienią 1943 r. i są to zdjęcia ze strzelnic i z urlopów.

Teraz te Krzyże Walecznych. Nie wiem, czy przypadkiem nie brakuje mi jakiejś legitymacji? Pierwsza, jaką ja mam, to jest od razu legitymacja Krzyża Walecznych z Okuciem (Dziennik Personalny NW i MON nr 5 z dn. 30.9.1944), czyli tak jakby drugiego z kolei Krzyża Walecznych. Tak na logikę to chyba najpierw powinno się mieć legitymację „gołego” Krzyża Walecznych nadawanego po raz pierwszy? Dlatego nie wiem, czy ta pierwsza legitymacja nie zaginęła, albo nie poszła do tej cholernej JW 2894, co na to samo wychodzi.

Ale może ów dzielny żołnierz dostał dwa Krzyże Walecznych w odstępie paru dni lub tygodni i legitymację dostał już „hurtem” za dwa KW? Wasze zdanie mile widziane.

A potem mam jeszcze peerelowską legitymację nr DK-2829/W z 3 maja 1965 r., że ów kombatant znowu został odznaczony Krzyżem Walecznych za (cytat) „udział w walkach z hitlerowskim okupantem w latach 1939-1945”. I tu się zastanawiam, co to do licha jest? Czy to jest jakiś trzeci Krzyż Walecznych? Czy to jest może „jedynie słuszny” dla PRL Krzyż Walecznych „za całokształt”, bo np. PRL nie honorował Krzyży Walecznych nadawanych przez PSZ?
Awatar użytkownika
Mirek
Posty: 2
Rejestracja: ndz 18 sie, 2013 4:48 pm
Lokalizacja: Gliwice

Post autor: Mirek »

Właściwie to nie wiem śmiać się czy płakać. Może lepiej będzie: „Boże widzisz i nie grzmisz”.

Jak mówi mój przyjaciel przypadek beznadziejny, być może. Ale to nie zwalnia pana G. od odpowiedzialności za słowa. Nota bene część jego postów podpada pod pewien punkt regulaminu z którym musiał się zapoznać rejestrując się na tym forum [Zgadzasz się nie pisać żadnych obraźliwych, (…), oszczerczych, nienawistnych, (…) materiałów, które mogą być sprzeczne z prawem.].

Pomijając styl wypowiedzi pana G. większość jego rewelacji nie trzyma się kupy lub jest po prostu kłamstwem! Mógłbym wytykać je ustosunkowując się do nich, linijka po linijce, ale dla przejrzystości skupię się na najważniejszych sprawach.

Otóż oświadczam, że wszystkie zarzuty pana G. pod adresem JW. 2894, czyli 73 Pułku Zmechanizowanego „Ułanów Karpackich” są wyssane z palca i nic z tego nigdy nie miało miejsca!!! Wszystkie pamiątki z rozformowanego w 1998 r. pułku trafiły do Izby Pamięci 1 bcz „UK” 5 KBZ. Zasadą w tym batalionie było to, że nic ważnego bez udziału naszych kombatantów, których w kraju reprezentował ppor. PUK Tomasz Skrzyński, nie odbywało się. Nadto wach. Jakubik w 1999 r. ufundował nam sztandar, który był niejako dopełnieniem całości. Czy tak się postępuje gdy ma się jakieś zastrzeżenia do spadkobierców?

W 2001 r. 5 KBZ została rozformowana, a pamiątki z IP wraz ze sztandarem trafiły do 4 bcz „UK” 3 Brygady Zmechanizowanej Legionów w Lublinie. Tam, puki dowodził nim nasz stary dowódca batalionu wszystko funkcjonowało jak w Gubinie!!!
Sprawa grabieży jest mi znana i doszło do niej podczas rozformowywania 3 BZ Legionów (niestety widziałem to świętokradztwo na zdjęciach zrobionych przez kolegów z 18 BPR w Białymstoku, którzy przejęli ułańskie tradycje). Ocalałe z pogromu resztki wraz ze sztandarem 1 bcz „UK” trafiły do Białegostoku.

Ot cała i oparta na faktach historia.

Ponadto pisząc te słowa, z upoważnienia prezesa Stowarzyszenia Ułanów Karpackich w Poznaniu, chciałem poinformować szanownych forumowiczów, że rozważamy możliwość podjęcia kroków prawnych celem pociągnięcia pana G. do odpowiedzialności za wypowiedziane przez niego słowa na temat 73 pz UK, broniąc tym samym dobrego imienia tej jednostki i służących w niej onegdaj żołnierzy.

Co do samego bohatera, o którym wspomina pan G. Był nim śp. uł. Kazimierz Krasulak – Cześć Jego Pamięci! Można zapoznać się z jego historią bazując na skąpych i fragmentarycznych wypowiedziach jego syna na tym forum (Lancer44):

http://www.ww2incolor.com/forum/showthr ... -day/page3

lub bezpośrednio w naszym stowarzyszeniu. Historia munduru i pobytu naszego bohatera w 73 pz „UK” również jest nieprawdziwa, ponieważ uł. Krasulak w 1989 r. już nie żył (od ok. 9 lat). Ponadto mieszkał na stałe w Katowicach, a nie w odległej Australii. Nieprawdziwe jest również stwierdzenie, że PUK nie brał jeńców – wystarczy poczytać pułkową monografię w red. Jana Bielatowicza „Ułani Karpaccy”.

Tak więc szanowni koledzy i forumowicze sami zdecydujcie w którą stronę skierować „…Thompsony ze 100-nabojowymi magazynkami…”.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Historię rodziny wspomnianego starszego ułana z pocztu sztandarowego to chyba ja jednak znam trochę lepiej, niż Pan, tak samo jak ja wiem trochę lepiej, z jakiego kontynentu dotarły do JW 2894 wszystkie militaria po tym kombatancie (bez względu na datę jego śmierci, bo ona nie ma nic do tego), tak samo zresztą jak wszystkich innych kombatantów PUK ówcześnie przekazujących swoje albumy, kroniki, mundury, inne militaria.

Straszenie sądami przez Ludowe Wojsko Polskie przeistaczające się niegdyś w wojsko fazy transformacji ustrojowej mam już przerobione dziesiątki razy i nie jestem w stanie się tego przestraszyć. Znam już tę mentalność na wskroś. Wszystko, co wspomniane powyżej, zrelacjonowałem tak, jak widziały to i odczuwały rodziny kombatantów PUK po tym, jak przekazano polskiemu wojsku pamiątki tych kombatantów, a potem już nikt ich nie mógł ujrzeć. Była to bezczelność i arogancja rzadkiej miary, a kombatantów nie obchodzi (i słusznie), jak z kwartału na kwartał, czy z roku na rok, zmieniały się nazwy własne tych jednostek wojskowych, które po kolei przejmowały i rozkradały cenne eksponaty. Dla nich to było „Wojsko Polskie”, któremu należało ufać, a nie ekscytować się numerologią kolejnych jednostek wojskowych przejmujących jedna po drugiej ich wojenne pamiątki i trzebiących je przy okazji. Żeby straszyć sądem, to JW 2894 musiałaby udowodnić, że pierwsze straty w ogólnej liczbie militariów przekazanych tej jednostce nie wystąpiły już w niej samej. W tym celu proszę przedstawić protokoły donacji 18 kombatantów PUK z września 1989 roku ze szczegółowymi katalogami osobowymi przyporządkowanymi do każdego z kombatantów-donatorów.

Przyzwoity biorca donacji rzeczowej (szczególnie gdy reprezentuje aparat państwa, jak w tym przypadku) kataloguje to, co dostał, i wystawia na to pokwitowanie, na którym widnieje skatalogowany stan donacji. Miało miejsce coś takiego we wrześniu 1989 r.? Według mojej wiedzy bezpośrednio ze środowiska kombatantów PUK wszystko zostało wzięte „na ładne oczy”. Dziś dla sądu to może być tylko przepychanka „słowo przeciwko słowu”, jak mawiają prawnicy, bo w jaki to cudowny sposób ‒ bez żadnych dokumentów zdawczo-odbiorczych ‒ jakakolwiek jednostka wojskowa może udowodnić, że to nie ona szabrowała pamiątki po PUK? Jest oczywiste, że każda powie - „to nie my, to jacyś inni, którzy mieli te pamiątki przed nami”, a i tak nic tu nie jest do udowodnienia, bo większość osób, które te pamiątki przekazywały albo nie żyje, albo nie pamięta co dokładnie tam było, albo w ogóle nie wie, co tam było, bo się militariami nie interesuje, albo też nie ma kontaktu z tymi ludźmi, bo są np. obywatelami innych państw i po jednorazowym kontakcie z JW 2894 nie utrzymują kontaktów z Polską. To idealna sytuacja do straszenia sądem, tylko że do sądu trzeba iść z parametrami fizycznymi ‒ my jako wojsko dostaliśmy X militariów po PUK, a dziś jest X' (czytaj X-Y) pamiątek po PUK, a gdzie się podziała różnica to... może niech sąd rozstrzygnie? Dobre sobie. Ale może rzeczywiście tak trzeba w polskich realiach kulturowych?

Przeprosić mogę tylko za jedną rzecz ‒ za niedokładności w nazewnictwie kolejnych jednostek wojskowych stających się kolejnymi dysponentami kolejnych szczuplejących resztek po wielkiej donacji 18 kombatantów PUK. Nie jestem miłośnikiem LWP, nie jestem badaczem polskiego wojska fazy transformacji ustrojowej, ani też obecnego WP, więc posługiwałem się terminologią, jaką mi przekazała strona kombatancka już bez zagłębiania się w niuanse co do tego, kiedy i jaka „JW” przeistaczała się w „PZmech”, „KBZ”, „BCZ”, „BZmech” itp. Jakie to ma zresztą znaczenie? Gros kombatanckiej goryczy jest lokowane w czymś, co się zwało JW 2894 (tak oni to zapamiętali) i zadziałałem po prostu jak przekaźnik tego zjawiska. Takie też są fakty, skoro Pan tak uwielbia słowo „fakty” pisane tłustym drukiem.

Swoją drogą gratuluję pomysłu na odwracanie uwagi od istoty całego zniknięcia pamiątek po PUK - bez względu na to, które jednostki wojskowe za to odpowiadają to jakie to ma znaczenie? To wszystko jest „Wojsko Polskie” z całą pustą frazeologią o honorze, tradycjach i patriotyzmie ‒ to „Wojsko Polskie”, któremu kombatanci PUK bezgranicznie zaufali w swoim idealizmie i naiwności. Wojsko Polskie dostało pamiątki po PUK i Wojsko Polskie je sobie rozgrabiło. Tyle są warte frazesy o honorze, tradycjach i patriotyzmie, bez względu na to, która „JW”, „PZmech”, „KBZ”, „BCZ”, „BZmech” tego dokonała. I takie są fakty Szanowny Panie, skoro Pan tak lubi słowo „fakty”. Po 18 donatorach PUK powinno dziś być nie tylko 18 szczegółowych protokołów donacji z datą września 1989 r., ale głównie powinno być grubo ponad 20 kompletów mundurowych, bo byli tacy, co oddali nie jeden komplet, oraz setki elementów oporządzenia oraz indywidualnego wyposażenia, jak również albumy, kroniki, pamiętniki, komplety odznaczeń 18 osób i dziesiątki, jeśli nie setki, ich dokumentów. Jest to wszystko? Czy może ważniejsze są przepychanki słowne o nic nie znaczące indeksy literowo-cyfrowe symbolizujące jednostki wojskowe, u których po kolei dematerializowały się militaria wzięte bez żadnych dokumentów zdawczo-odbiorczych?
Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

Post autor: Sebol »

Grzegorz pisze:...PUK nie brał jeńców...
No tu faktycznie chyba nastąpiło nadużycie, czy też wtrącenie powszechnej legendy jako by żołnierze PSZ nie brali jeńców, w szczególności narodowości niemieckiej.

Ale skonfrontowałem to również z książką SBSK - praca zbiorowa 1951r. Londyn - czyli dość świeża książka jeśli chodzi o jej powstanie w odniesieniu do wydarzeń 1941 roku kiedy to PUK pierwszy raz użyty został bojowo.

I z tej oto pozycji wyłowiłem takie cytaty w sprawie jeńców:

s.88 cyt." 2 szwadron PUK pod dowództwem rtm.Smodlibowskiego dokonał wypadu na wysuniętą placówkę npla "Twin Pimples 89" na zachodnim odcinku nad morzem w linii prostej na zachód od S33, niszcząc całą kompanię npla i biorąc do niewoli 3 jeńców..."

"W nocy z 8/9 listopada patrol z PUK stoczył na bagnety walkę z większym od siebie patrolem npla, zabijając 8 ludzi i biorąc 1 jeńca..."

s.93. Przedstawia opis pościgu jednostek PUK pod dowództwem mjr. Bobińskiego za jednostkami npla, odchodzącymi spod Tobruku. Podczas tej akcji pułk wziął do niewoli 20 jeńców...
Awatar użytkownika
Mirek
Posty: 2
Rejestracja: ndz 18 sie, 2013 4:48 pm
Lokalizacja: Gliwice

Post autor: Mirek »

Parę słów wyjaśnienia wymaga kwestia nazewnictwa i bytu prawnego kolejnych JW. Otóż każda z ww. JW przejmująca od JW. 2894 (w związku z reorganizacją) stanowiła oddzielną JW. z własnym numerem i pieczęcią, poza tym każda była dyslokowana w innym miejscu, stanowiła więc osobny podmiot gospodarczy i byt prawny.

Nie chwytam toku rozumowania pana Grzegorza (choć rozumiem jego emocje), ale przynajmniej co do paru kwestii jesteśmy zgodni. Ci, którzy dopuścili się tej grabieży są ludźmi bez honoru. To także ujma dla Wojska Polskiego jako instytucji zaufania społecznego. Dlatego powinno się odnaleźć, osądzić i ukarać złoczyńców. Zrozumiały jest też żal kombatantów. I tu kończy się nasz wspólny mianownik, bo pamiątki te były też i moim (naszym) dziedzictwem.

Ponoć żyjemy w państwie prawa, ponoć każdy ma swój honor i godność, ale czy honorowym jest rzucać oskarżenia oparte na zasłyszanych historiach, bez twardych dowodów? Próbował pan to choćby zweryfikować? Przypomina to zachowanie z poprzedniego systemu i niestety współczesnych polityków, którzy rzucają puste słowa i fałszywe oskarżenia w eter, mącąc ludziom w głowach, obiecując gruszki na wierzbie – bo doskonale wiedzą o swej bezkarności. A ja się pytam - gdzie honor i odpowiedzialność przed Bogiem i Historią o wartościach chrześcijańskich nie wspominając (VIII. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.)? Skąd pewność, że takie protokoły nie istnieją, sprawdził pan w archiwum, a jeśli tak to w jakim?

Nikt tu pana G. sądem nie straszy. Są inne możliwości. Może mój adwersarz w końcu zrozumie, że formułując inwektywy pod adresem JW. 2894 obraża również mnie, bo byłem cząstką tej jednostki, by o pozostałych nie wspominać. Cząstką, która starała się wykonać swoją robotę liniową najlepiej jak potrafi. I co mnie spotyka – szubrawiec, złodziej, drań – to jego słowa. Pytam więc, czym sobie na to zasłużyłem?

W państwie prawa sądzi się ludzi z imienia i nazwiska za konkretne czyny, a nie państwo polskie. W innym przypadku, jak zdążyłem się już przekonać, wszystkich urodzonych przed 1989 r. (czyli też pana G. i mnie) komuchów powinno się rozstrzelać i zacząć budować nowy system – to pogląd młodego człowieka (21 l.) z jednego z forów dyskusyjnych. Miło było słuchać?

Prokurator nie tylko formułuje akt oskarżenia - musi oskarżonemu udowodnić winę, o czym chyba pan G. zapomniał. Nadto dopuszcza się manipulacji. W poście (Nie 11 Sie, 2013 9:13 am) mówi:
Grzegorz pisze:Na tę wieść zjechało do JW 2894 kilkunastu (Wikipedia podaje, że osiemnastu) kombatantów PUK z całego świata ‒ „mój” weteran aż z Australii.
by w kolejnym (Śr 21 Sie, 2013 1:39 am ) odwrócić kota ogonem:
Grzegorz pisze:ja wiem trochę lepiej, z jakiego kontynentu dotarły do JW 2894 wszystkie militaria po tym kombatancie (bez względu na datę jego śmierci, bo ona nie ma nic do tego)
Czyli jednak ułana nie było!

Ponadto mój interlokutor wspomina i powołuje się na bliżej nieokreślone środowiska kombatanckie. Czy aby nie ograniczają się one do rozgoryczonego po latach syna śp. uł. Krasulaka, który wprawdzie o losie swojego ojca wie trochę, ale swoje frustracje związane z wypędzeniem z kraju (za działalność w „S”) przez ówczesny aparat bezpieczeństwa przelewa na kogo popadnie.

Do kraju powróciło z Anglii niewielu Ułanów Karpackich. Dziś żyje ich w kraju tylko trzech z czego jeden – rtm. Mroczkowski – w Warszawie. Proszę zapytać go o winowajców grabieży. Jedna jaskółka wiosny nie czyni – przedstawiam więc relację jednego z uczestników zlotu ułańskiego w JW. 2894 opublikowaną w biuletynie b. Związku Ułanów Karpackich z siedzibą w Derby, w Anglii [Ułan Karpacki nr 126 (lipiec – grudzień 1997 r.]. Z okresu, w którym podobno ułani zgłaszali swoje zastrzeżenia co do losów swoich pamiątek:

„ … Jestem pod wrażeniem wszystkiego co przeżyłem i widziałem. Rzeczywistość przeszła moje oczekiwania i jest mi nawet trudno dobrać odpowiednie słowa, które wiernie oddałyby moje – nasze doznania i pozytywne odczucia. Doznaliśmy jak zawsze niezwykle serdecznej i szczerej gościnności, zacieśniły się mocno więzy przyjaźni z młodymi Ułanami. Odjeżdżaliśmy z pełnym przekonaniem, że przekazane im tradycje są rzeczywiście godne kontynuowania, a ideały nasze rozumiane i respektowane. Nie tylko pozyskaliśmy ich przyjaźń, ale zostawiliśmy tam nasze serca.”.

Osobnym rozdziałem są źródła wiedzy pana Grzegorza: Wikipedia i zasłyszane relacje (kogo?). Darujcie, nie chcę być złośliwy, ale to dobre dla dzieci w wieku przedszkolnym i nie przystoi panom
w zaawansowanym wieku średnim, takim jak on i ja. Jak mantrę powtarza magiczną liczbę 18 tylko skąd ją wziął .. z Wikipedii. Otóż zarówno we wspomnianych biuletynach ZUK „Ułan Karpacki” jak i ówczesnej krajowej prasie liczby są całkiem inne.

Informacja z Wiki również zawiera błędy merytoryczne, bo uroczystość z udziałem biskupa polowego WP (gen. bryg. Sławoj Leszek Głódź) miała miejsce w 1991 r., a przybyło na nią nie 18 tylko 14 weteranów w tym Bohdan Władysław Zaremba Tymieniecki – polski as pancerny, który nigdy nie był żołnierzem PUK! (potwierdza to m.in. „Gazeta Lubuska” nr 109 z dn. 13 maja 1991r.). Dla porządku podaję też inne lata: 1989 – 8; 1990 – 10; 1992 – 35; w pozostałych do 1998 r. liczba ta wahała się od 6 – 11.

Obrazek

Ostatnią sprawą która chciałem poruszyć i wyprostować to liczba przekazanych pamiątek. Rzeczywiście liczba („setki” – dla mnie to co najmniej 2) robi wrażenie, problem w tym, że jest wyssana z palca zarówno co do ilości jak i asortymentu oraz czasu donacji. Liczba ofiarodawców również się nie zgadza (źródło: "Żołnierz ..." nr 24 z dn. 02.09.1989 r.):

Obrazek
Grzegorz pisze:Po 18 donatorach PUK powinno dziś być nie tylko 18 szczegółowych protokołów donacji z datą września 1989 r., ale głównie powinno być grubo ponad 20 kompletów mundurowych, bo byli tacy, co oddali nie jeden komplet, oraz setki elementów oporządzenia oraz indywidualnego wyposażenia, jak również albumy, kroniki, pamiętniki, komplety odznaczeń 18 osób i dziesiątki, jeśli nie setki, ich dokumentów.
Wychodzi na to, że każdy weteran zostawił ich co najmniej 11 (200/18) - bo jeśli przyjmiemy prawdziwy wariant wychodzi równe 25. Czy to w ogóle możliwe by każdy z nich nic sobie nie zostawił, a jeśli nawet to czy przy pierwszej wizycie – rozpoznawczej – pozbylibyście się ich wszystkich ? Cześć z nich przekazała wcześniej swoje pamiątki m.in. do częstochowskiego sanktuarium. Poza tym istnieje archiwalny film z Izby Pamięci, na którym wszystkie one są uwiecznione. Osobiście doliczyłem się 8 mundurów, które zostały przekazane w latach 1989 – 1996, a nie w 1989 r.

Zdecydowałem się na ten przydługi post nie z chęci „zemsty” czy woli dopieczenia panu Grzegorzowi, ale przede wszystkim dlatego aby ci którzy przebrnęli przez niego uświadomili sobie, że honor to także odpowiedzialność za słowo. Wymaga tego, żeby nie szastać wzniosłymi słowami, zwykła ludzka rzetelność i uczciwości względem innych i samego siebie, bo jako człek honorowy każdy ma moralne prawo żądać satysfakcji.

Pamięć ludzka jest zawodna. Jeśli pan Grzegorz zacznie korzystać z wiarygodnych źródeł, być może zostaniemy kolegami „po fachu” sącząc przy okazji małe co nieco - na zlocie, gdzieś w Polsce. Od czegoś trzeba przecież zacząć.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mirek pisze:Pamięć ludzka jest zawodna. Jeśli pan Grzegorz zacznie korzystać z wiarygodnych źródeł, być może zostaniemy kolegami „po fachu” sącząc przy okazji małe co nieco - na zlocie, gdzieś w Polsce. Od czegoś trzeba przecież zacząć.
Dzień dobry,

Wszystko możliwe. Źle się znajomość zaczęła, ale źle skończyć się nie musi, choć byłoby to unikatowe. Obaj jesteśmy ludźmi o ugruntowanych poglądach ─ w tym ugruntowanych na podstawie własnych doświadczeń życiowych ─ i nic już tych poglądów nie zmieni, tak jak nic nie jest w stanie zmienić historii LWP i LWP przefarbowanego po 4 czerwca 1989 r. oraz tego, jak ta organizacja wojskowa traktowała cywilów, czyli mnie między innymi. A traktowała gorzej niż śmiecia, i jeśli już, to ja powinienem być tu stroną straszącą sądem, ale patrzę na to wszystko już tylko jak na kabaret. Zawsze mnie fascynowało to, że ja zdobywałem zawód ratujący ludzkie życie, czyli na drabinie humanizmu to chyba jednak ja byłem wyżej, a tymczasem LWP-owiec miał się za coś lepszego niż ja, mimo że on był tylko prymitywnym aparatem przemocy i gnębienia cywilnej części polskiego społeczeństwa, bo przecież nie był LWP-owiec do żadnej obrony czy wojny z kimkolwiek. Na wojnie najpierw by się upił, a potem widząc, że jego sprzęt wojskowy nie działa, albo że jest tak zacofanych generacji, że jest niszczony przez wroga w postępie geometrycznym, upiłby się ponownie, tym razem w trupa.

Czytam sobie po kilka razy ten wątek i uczucia mam bardzo mieszane. My obaj jesteśmy po prostu już nie z dwóch różnych planet, ale z dwóch różnych galaktyk. Ja gdybym służył w LWP lub LWP farbowanym wstydziłbym się tego (chyba że siła wyższa, czyli pobór), a Pan wydaje się być z tego dumny. Mnie ten wątpliwy zaszczyt ominął (co nie znaczy, że LWP nie zatruwało mi życia przez wiele lat) - Pan z tego wynosi jakieś wartości honorowe. Poniżej coś Panu powiem o „godności” i „honorze” LWP i jego wersji farbowanej.

Tak, jak RAF nie wiedział, co czyni, przekazując Ludowemu Wojsku Polskiemu dwa samoloty Spitfire dla Muzeum Wojska Polskiego, to tak samo kombatanci PUK nie wiedzieli, co czynią, przekazując swoje pamiątki LWP przefarbowanemu po 4 czerwca 1989. Ten sam mentalny LWP-owiec zniszczył wszystkie dary RAF przekazane w swojej naiwności PRL, aby pamiętano nad Wisłą o Polskich Siłach Powietrznych w ramach PSZ ─ i dokładnie ten sam mentalny LWP-owiec rozkradł pamiątki po PUK. I tego faktu nic nie jest w stanie zmienić. Możemy tu sobie żonglować dalej numerami JW, obrażać się, że zachodzą pomyłki co do złodziejskiej JW i co z tego, co to zmienia? Kombatanci PUK nie wiedzieli, co czynią, ale to ich pamiątki i ich prywatna sprawa, co z nimi zrobili.

Z przerażeniem jednak widzę, że poza wszystkim innym odbywa się tutaj kreacja LWP i LWP farbowanego w jedną noc z 4 na 5 czerwca 1989 r. jako wojska w zasadzie dobrego, szlachetnego, wzniosłego, patriotycznego itp. Ale to niestety nie ze mną i nie z moimi pokoleniami. Nie znam ani jednej osoby, której LWP i LWP farbowane nie zmarnowałoby życia, albo jakiejś części życia. 44 lata pluło się na orła w koronie i na PSZ i ktoś ma nagle uwierzyć, że ci sami ludzie, w jedną noc z 4 na 5 czerwca 1989 r. stali się kimś innym? Nie rozumiem Pana i już chyba nie zrozumiem. Nie wiem, dlaczego Pan tu sobie postanowił urządzić poligon doświadczalny co do ludzkiej pamięci ─ ile kto pamięta sprzed 4 czerwca 1989 roku i ile da się wcisnąć nieprawdziwych rzeczy na temat „dobroci” i ogólnej „szlachetności” LWP i LWP farbowanego w noc z 4 na 5 czerwca 1989 r. i przebranego tej nocy w komżę, by od rana 5 czerwca całować biskupów po rękach, choć przez 44 lata wcześniejsze pluło się na nich i prześladowało w LWP księży. Czy Pan korzysta z faktu, że operatorem tego forum są młodzi ludzie z przedziału wiekowego 20+/30+ i że oni w to wszystko uwierzą? Że oni uwierzą, jakie to LWP i LWP farbowane z wczesnych lat 90. to było takie wojsko fajne, sympatyczne, swojskie, kochające II RP i rząd londyński, szanujące PSZ, kultywujące przedwojenne i wojenne tradycje II RP, kochające polskie powojenne społeczeństwo, kochające ROPCiO, KPN, KOR, „Solidarność” i w ogóle całą działalność opozycji w PRL? Naprawdę Pan w to wierzy, że tutejsi forumowicze (w tym także zawodowi historycy) uwierzą w takie rzeczy? Że oni uwierzą, że wojsko z tymi samymi ludźmi, którzy strzelali do polskiej opozycji demokratycznej to było to wojsko, które zasługiwało na jakiekolwiek pamiątki po siłach zbrojnych reprezentujących demokrację?

To forum jest olbrzymią wartością samą w sobie, ale też olbrzymią wartością w szerszym środowisku historycznym, a że nie jest to forum poświęcone peerelowskiemu LWP, także po jego przefarbowaniu po 4 czerwca 1989 r., to odpowiem Panu po raz ostatni, aby tego cennego forum nie zakłócać rzeczami zbędnymi i wykraczającymi poza jego ramy tematyczne.

To, co można czytać w tym wątku, a co jest Pana autorstwa, jest dla mnie niezrozumiałe i bardzo smutne - wręcz rozpoznaję Pana język i mam uczucie déja vu, że cofnąłem się do PRL i znowu wydziera się na mnie z pogróżkami jakiś LWP-owiec, trzeźwy bądź pijany, bo obu mam przećwiczonych. Jak wspomniałem wcześniej mogę przeprosić za niedokładności w terminologii jednostek, z których „wyparowały” pamiątki po PUK, ale na tym koniec. Mojego poglądu na całość tego zjawiska nic nie jest w stanie zmienić.

Naprawdę nie rozumiem, dlaczego poza wszystkim innym Pan tu sobie postanowił urządzić kreację LWP i LWP farbowanego (czyli takiego z lat 90. i nieco późniejszych) jako formacji godnej, honorowej, prawie świątobliwej. Współczuję Panu bardzo, bo w tego typu dyskusji to gorzej niż na mnie to już Pan trafić nie mógł. Szkoda że Pan nie spojrzał na mój wiek pod moim awatarem, bo proszę Pana takie dyskusje to nie z moim pokoleniem, a już szczególnie nie ze mną i to z bardzo wielu powodów, o których nic Pan nie może wiedzieć. Ja proszę Pana jestem chodzącą encyklopedią „godności” i „honoru” LWP i LWP farbowanego. A gdybym w odpowiednich chwilach mojego życia fotografował pijanych oficerów tej formacji, albo alkoholików LWP z trzęsącymi się dłońmi, którzy jak rano się nie napili solidnie, to nie mogli funkcjonować, to wówczas byłbym już nie tylko chodzącą encyklopedią, ale chodzącą encyklopedią ilustrowaną LWP i LWP farbowanego.

Poraża mnie, smuci i niesmaczy to Pana „Cześć jego pamięci!”. Czy na terenie JW 2894 w obliczu jej oficerów politycznych przed 4 czerwca 1989 r. też Pan wykrzykiwał „Cześć jego pamięci!” na dźwięk personaliów jakiegoś kombatanta PSZ, tak jak tutaj Pan raczył napisać? Miał Pan wtedy tyle odwagi, czy to tak teraz się Panu porobiło, gdy odwaga tego rodzaju staniała do zera? Czy naprawdę nie dostrzega Pan, jakie to jest niesmaczne? Moralne prawo do wykrzykiwania „Cześć jego pamięci!” (wobec kombatantów PSZ) to ma proszę Pana jedynie ta część polskiego społeczeństwa, która nie angażowała się w działalność w LWP i LWP sztucznie przefarbowanym po 4.06.1989, a złożonym nadal z tych samych ludzi, którzy strzelali do polskich cywilów, gnębili opozycjonistów, pluli na całą historię II RP i PSZ na Zachodzie.

Przy okazji rozkradzionych pamiątek po PUK Pan tu urządził dyskusję o „godności” i „honorze” LWP oraz LWP przefarbowanego w jedną noc z 4 na 5.06.1989. Niczego Pan o mnie nie wie, ale dokonuje Pan wzmacniającego Pana retorykę nadużycia przypisując mi jakieś emocje wobec LWP. Ja proszę Pana nie mam emocji wobec Ludowego Wojska Polskiego, bo ja mam z nim wystarczająco bogate wieloletnie osobiste doświadczenie, aby mieć nie emocje na jego temat, ale empirię i wykrystalizowany pogląd. Proszę mi nie przypisywać w ogóle żadnych emocji politycznych i innych, bo ja ich nie mam. Emocje to ja proszę Pana miałem, gdy w stanie wojennym mijałem patrole Pana umiłowanego LWP, a niosłem paczkę „Tygodnika Mazowsze” do punktu dalszej dystrybucji, bo przecież to takie dobre, szlachetne, patriotyczne i miłujące PSZ oraz rząd londyński LWP tak jak hitlerowcy rewidowało wszystkich na ulicach. Dziś, wiedząc co miało wyjść z III RP w założeniach Solidarności, a widząc, co wyszło, nie mam już żadnych emocji, jestem centrystą od pewnego czasu nawet nie biorącym udziału w jakichkolwiek wyborach. Więc proszę mi nie przypisywać emocji politycznych, czy innych, bo ja jestem wyprany z emocji. Mam za to swoje obserwacje LWP od 17. roku życia, bo tak sprawił pewien zbieg okoliczności, mimo że zawsze byłem cywilem. Taki sobie niestety wybrałem zawód (czysto cywilny), który w PRL i jeszcze długo po niej zdobywało się w instytucji też (teoretycznie) czysto cywilnej, ale na wskroś przeżartej ubekiem, emerytem LWP albo LWP-owcem delegowanym do tej instytucji.

I dlatego o „godności” i „honorze” LWP i LWP farbowanego, czyli tworu wojskowego funkcjonującego co najmniej do końca lat 90. XX w. to niestety ze mną Pan nie porozmawia. Krótko wyjaśnię dlaczego.

W stanie wojennym i jego specjalnym prawie był taki paragraf o specjalistach. Oznaczał on, że LWP mogło sobie wziąć w swoje szeregi dowolnego cywila z branży kolejnictwa, transportu drogowego lub lotnictwa i wcielić takiego delikwenta jako specjalistę albo w kamaszach, albo jako pracownika cywilnego wojska. Możliwości odmowy ze strony cywila nie było pod karą więzienia. I tak z paragrafu o specjalistach jeden wojskowy instytut naukowy w stanie wojennym wcielił mnie jako „śmierdzącego cywila” (jak to zawsze LWP nazywało cywilną część społeczeństwa) do pracy w pracowni prototypów tegoż instytutu. Miałem tam za szefa podpułkownika, który kiedyś zebrał nas cywilów i rzekł w ramach pogadanki politycznej ni mniej, ni więcej, tylko że (cytat) „gdyby mi kazali, to bym do was strzelał, bo taki jest mój zawód”. A niech się nikomu nie wydaje, że był to oficer WSW, bo był to oficer lotnictwa. Odpowiedziałem temu osobnikowi, że w takim razie ma bardzo marny zawód i że mu współczuję. Następnego dnia dostałem pierwszą i ostatnią naganę w mojej karierze zawodowej. Była to nagana (cytat) „Za obrazę członka PZPR i oficera Ludowego Wojska Polskiego”. Oczywiście miałem też zabraną premię. W tym uroczym miejscu prawo stanu wojennego zatrzymało mnie na trzy lata rujnując mi wszystkie plany życiowe, specjalistyczne wykształcenie i zawód, do którego przygotowywałem się mozolnie w różnych szkołach przez 9 lat. Po 4 czerwca 1989 r. spotkałem tego mojego byłego szefa na ulicy. Był już pełnym pułkownikiem lotnictwa, a III RP była już po podpisaniu protokołów akcesyjnych do NATO. Niebawem ten ktoś, miał się stać pułkownikiem NATO. Myślałem, że mi się to wszystko śni i że to nie może być prawda. Skali mojego obrzydzenia już opisywać nie będę, ale poważnie chodził mi po głowie podpisany moimi pełnymi personaliami (i świadków wypowiedzi tego osobnika) protest do MON na temat tego oficera, który za chwilę miał reprezentować najwyższe wartości demokratyczne, a kilkanaście lat wcześniej jawnie, bez żadnego skrępowania, deklarował gotowość strzelania do polskich cywilów. Mógłbym założyć się o każde pieniądze, że gdyby do MON wpłynął mój opis zachowań tego osobnika z lat PRL i mój protest przeciwko faktowi noszenia przez niego munduru WP, a więc i NATO, to ów osobnik wytoczyłby mi proces o... obrazę bezpartyjnego oficera Wojska Polskiego.

I taki jest poziom rozmowy z Panem i taki też jest duch tej rozmowy. Ale taka jest zarazem prawda o LWP, LWP farbowanym i całym środowisku wojskowym, z którego Pan jest dumny, czyli środowisku wojska lat 80. i 90., bo to są przecież ciągle ci sami ludzie. Opisane przeze mnie indywiduum to jest farbowane LWP w pigułce.

Chce Pan więcej informacji o „godności” i „honorze” LWP i LWP farbowanego po 4 czerwca 1989 r.? Proszę bardzo.

„Godność” i „honor” Pana ulubionej formacji wojskowej to jest nieustanna próba zmuszenia mnie między 17. a 22. rokiem życia do zapisania się do ZSMP i zastraszanie, że jak tego nie zrobię, to będzie niedobrze z moją nauką i być może ze zdobyciem tego zawodu, jaki chciałem mieć. LWP-owiec jednak mnie nie zastraszył. „Godność” i „honor” Pana ulubionej formacji wojskowej to jest także ponawiana próba zmuszenia mnie do zapisania się do PZPR i zastraszanie, że jak tego nie zrobię, to znowu będzie niedobrze z moją nauką i być może ze zdobyciem tego zawodu, jaki chciałem mieć. LWP-owiec znowu jednak mnie nie zastraszył. „Godność” i „honor” Pana ulubionej formacji wojskowej to jest nieustanna próba - w atmosferze różnych pogróżek - wcielenia mnie do WOSL w Dęblinie. Nie udało się. „Godność” i „honor” Pana ulubionej formacji wojskowej to jest także nieustanna próba - również w atmosferze różnych pogróżek - wcielenia mnie do 6. DPD. Też się nie udało.

Chce Pan więcej o „godności” i „honorze” Pana ulubionego środowiska wojskowego?

Wybory do rad narodowych w Polsce w 1984 roku. Akurat jako cywil byłem zmuszony pracować we wspomnianym instytucie wojskowym z mocy prawa stanu wojennego. Był tam przymus potwierdzenia swojej obecności na liście uprawionych do głosowania jeszcze przed wyborami. Codziennie nas cywilów pytano, czy już się sprawdziliśmy. Nie „sprawdziłem się” nigdy, tak jak nie głosowałem wtedy. I kolejny raz zabrana premia, mimo że miałem wtedy na utrzymaniu chorą matkę i mój szef - wspomniany podpułkownik - dobrze o tym wiedział. Nie będziesz nam tu śmierdzący cywilu podskakiwał. Nawiasem mówiąc gratulacje dla LWP i LWP farbowanego za jego sztandarowe sformułowanie „śmierdzący cywil”. Ono też wszystko mówi, czym ta formacja wojskowa była i do czego tak naprawdę służyła, bo na pewno nie do obrony Polski, tylko do walki z polskim społeczeństwem. Żołnierz PSZ nigdy by tak nie nazywał cywilnej części społeczeństwa, ale oczywiście LWP-owcom miło się ogrzać w cieple emanującym z historii PSZ. Nie policzyłbym ile razy trzeźwa i pijana hołota LWP-owska wyzywała mnie od „śmierdzących cywili”, a sformułowanie to wcale nie wyszło z języka polskiego środowiska wojskowego tak zaraz po 4 czerwca 1989 r.

Wybory parlamentarne 1985 roku. Powtórka z rozrywki. Nadal jako cywil byłem zmuszony pracować we wspomnianym instytucie wojskowym z mocy prawa stanu wojennego. Ciągle był przymus potwierdzenia swojej obecności na liście uprawionych do głosowania jeszcze przed wyborami. I znowu codziennie nas cywilów pytano, czy już się sprawdziliśmy na listach. Nie „sprawdziłem się” nigdy, tak jak nie głosowałem. I kolejny raz zabrana premia, mimo że ciągle miałem wtedy na utrzymaniu chorą matkę i mój szef - wspomniany podpułkownik - dobrze o tym wiedział. Nie będziesz nam ty śmierdzący cywilu podskakiwał. To jest proszę Pana „godność” i „honor” tych samych Pana umiłowanych środowisk wojskowych, które w nocy z 4 na 5 czerwca 1989 r. przebrały się w komże, wzniosły oczy ku niebu i oświadczyły, że one już teraz kochają swoich „śmierdzących cywili” i już więcej nie będą do nich strzelać. I dokładnie taka mentalność rozgrabiła pamiątki po PUK, bo tak jak cywile w latach PRL byli nikim dla LWP-owca, tak też PSZ też były niczym.

„Godność” i „honor” Pana ulubionej formacji wojskowej to jest także wyłapywanie przez WSW w stanie wojennym ludzi noszących amerykańskie kurtki wojskowe M-65, przesłuchiwanie ich i sprawdzanie, czy ci ludzie korzystają z biblioteki w Ambasadzie Stanów Zjednoczonych, bo ta biblioteka dla komunistów była oczywiście gniazdem „kontrrewolucji”. Po 4.06.1989 to było może jakieś inne WSW? Jakieś anioły tam zstąpiły do służby w III RP?

Jak Pan chce więcej informacji o „godności” i „honorze” LWP i LWP farbowanego to skontaktuję Pana z majorem pilotem tamtego wojska - pilotem, którego nikt nigdy nie zmusił do zapisania się do PZPR. On Panu opowie o „godności” i „honorze” Pana ulubionego środowiska wojskowego. Pan ów miał wszystkie kwalifikacje i klasę pilota, aby zakończyć karierę jako pułkownik, tak jak jego partyjni pezetpeerowscy koledzy. Zakończył jako majorzyna z taką emeryturą, że musiał dorabiać jako listonosz, bo nigdzie go nie chcieli zatrudnić. Pilot MiG-ów, śmigłowców i instruktor pilotażu. To też jest „godność” i „honor” LWP oraz tworu następującego po nim po 4 czerwca 1989 r.

Mógłbym tak jeszcze długo, ale już mi się nie chce. Nie jest Pan sobie w stanie wyobrazić, jakie ja mam obserwacje LWP i tego tworu, jaki po nim nastąpił po 1989 r., bo przez pewien zbieg okoliczności zawsze byłem z tym środowiskiem związany jako cywil. Środowisko to gardziło mną, a ja nim, i tak sobie koegzystowaliśmy.

Gdyby miał Pan wątpliwości co to jest za środowisko, to polecam naukę w IPN choćby na temat powoływania do LWP opozycjonistów Solidarności i pastwienia się nad nimi w wojsku. To zbrodnia komunistyczna na całym sektorze cywilnym PRL, na szczęście sądzona, ale jak Pan chce młodym ludziom wmawiać, że po 4 czerwca 1989 r. nagle inni ludzie usiedli za sterami wojska w Polsce to może Pan próbować, ze mną i moimi pokoleniami to będzie nieskuteczne.
Mirek pisze:Nikt tu pana G. sądem nie straszy. Są inne możliwości.
Bogactwo katalogu „innych możliwości” przefarbowanego Ludowego Wojska Polskiego znam doskonale ‒ od wyzwisk aż po groźby karalne, art. 190 KK § 1. To też jest „godność” i „honor” Pana ulubionej formacji wojskowej. Jako dziennikarz Polskiej Agencji Informacyjnej w 1993 roku bardzo dobrze poznałem LWP-owski katalog „innych możliwości”, gdy nękano mnie telefonami z różnymi pogróżkami, czego to mi nie zrobi przefarbowany LWP-owski komunista, świątobliwy i ubrany w komżę po 4 czerwca 1989 r. A wszystko za trzy zdania w jednym artykule ‒ zdania informujące, że polscy instruktorzy wyszkolili niegdyś pilotów śmigłowców Mi-24 reżimu etiopskiego, który to reżim zaraz po wyszkoleniu ich na tym typie śmigłowca masakrował nimi ludność cywilną. Opowiedział mi o tym sam pilot szkolący pilotów junty etiopskiej. No ale oczywiście LWP-owski komunista żarliwie służący do mszy po 4 czerwca '89 myślał, że nad Polskę nadleciała taka gigantyczna gumka do ścierania i wymazała całą historię LWP, żeby on po przefarbowaniu w nocy z 4 na 5 czerwca '89 mógł już spokojnie obcałowywać ręce biskupów i popijać wódeczkę z lokalnymi księżmi wokół swoich JW. Przez 44 lata najlepszym przyjacielem LWP-owskiego komunisty był radziecki Wasyl i pluło się na amerykańskiego Johnn'yego, a po 4 czerwca '89 wielkie pstryk na przełączniku i nagle zaczęło się pluć na Wasyla a najlepszym przyjacielem stał się ociekający od 44-letniej plwociny amerykański Johnny. No to gdzieżby przypominać, że w Dęblinie szkoliło się libijskich pilotów reżimu Kadafiego, albo wszelkich innych przedstawicieli światowych junt różnej maści. To przecież wrogowie Johnn'yego, a on przecież naszym przyjacielem jest najlepszym.

Dokładnie ta sama oślizła mentalność rozgrabiła pamiątki po Pułku Ułanów Karpackich. Do dziś nie mogę się nadziwić, jak kombatanci PUK mogli nie dostrzegać tego, komu i w jakich czasach przekazują swoje militaria. Ja bym tego nigdy nie zrobił, ale to ich militaria i ich prywatne sprawy co z nimi zrobili. Nauczkę za to dostali. Nauczkę taką samą, jaką dostały RAF po ich donacji Spitfire'ów dla MWP. Pamiątki po normalnych siłach zbrojnych przekazuje się wyłącznie innym normalnym siłom zbrojnym, a twór wojskowy z lat 90. na pewno normalny nie był pod żadnym względem, a już przede wszystkim moralno-etycznym i mentalnościowym. Pamiątki po PUK to można by przekazać obecnemu Wojsku Polskiemu, które coś już sobą reprezentuje, ale nie temu czemuś z pierwszych lat 90. XX wieku. Wojsko, które sprokurowało „obiad drawski” nie zasługiwało nawet na najmniejszą pamiątkę po siłach zbrojnych demokratycznego państwa polskiego.

Jak Pan widzi dzieli nas wszystko. Jesteśmy dwoma odrębnymi światami bez punktów styku. Nadal jednak twierdzę, że szkoda by było, aby kapitalne zdjęcia po starszym ułanie z pocztu sztandarowego PUK leżały u mnie, tym bardziej że tam widać nie tylko Jego, ale i inne barwne postaci PUK. Dziś są już inne czasy i nie ma co rozpamiętywać ubiegłych dekad. Obrażalstwo jest niepoważne, tym bardziej, że dziś już i tak nikogo nie obchodzą tamte czasy.
ODPOWIEDZ