Kontrowersje

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Schrek pisze:moja babcia do dziś wspomina z rozrzewnieniem żandarmów niemieckich że tacy czyści i w ogóle grzeczni a ruski jak weszli do poznania do swołocz.
Ale to zależy tylko i wyłącznie do wspomnień i kontekstu.
Przez całą okupację fryce nie ukradli mojemu dziadkowi niczego, ani ziarnka grochu z jego sklepu spożywczego, a przecież bezkarnie mogliby go sobie zastrzelić w dowolnej chwili i zabrać wszystko. Jak przyszedł czerwony to rodzina mojej mamy straciła w minutę wszystko i w PRL już się nie podźwignęła ze strat majątkowych.

Przez całą wojnę fryce płacili za każdą, nawet najmniejszą, rzecz w sklepie dziadka. Wobec mojej mamy byli grzeczni, zawsze per Fräulein i nigdy jakieś szkopskie łapsko pod sukienkę się nie wyciągnęło.

Śmieszą mnie zawsze ludzie Zachodu, gdy są wstrząśnięci, bo od niedawna wiedzą, jak sowiecka dzicz zachowywała się w zdobytym Berlinie i jakie zbrodnie tam popełniała. A czym to się różni od innych miast i miasteczek zdobywanych przez ludzi radzieckich po drodze? Każde takie miasto to Berlin w skali mikro. Ludzie Zachodu nigdy nie wiedzieli, jak mieli dobrze mimo wszystko. We Francji teraz się zrobiło o la boga wielkie halo, bo się wydały gwałty Amerykanów na Francuzkach. Żeby to towarzystwo żyło wtedy na Wschodzie to by się cieszyło, że w ogóle uszło z życiem.

Tylko po tym wszystkim jest wielkie pytanie, jak długo jeszcze, także w rekonstrukcjach historycznych, można rozmawiać między narodami takim językiem i po co? Jak długo, bo tak już rozmawiamy ze sobą i katujemy się przez dwa wieki, to ile jeszcze - kolejne dwa, więcej? Polskie rekonstrukcje historyczne i tak nie zmuszą do myślenia (w sensie zbiorowym) ani Ukraińców, ani Rosjan, ani Niemców. Kogo historia nie obchodzi to i tak po nią nie sięgnie w żadnej formie, czy to drukowanej, czy filmowej, czy plenerowej-widowiskowej. Na Zachodzie, w warunkach wysokiej etyki rekonstrukcji historycznych, i tak dehumanizacji wojny się nie pokaże i będzie ona ukazywana tylko jako „fajna męska przygoda”, co jest być może jeszcze bardziej niebezpieczne, a już na pewno głupsze.

U nas, przy zerowej etyce reenectingu, można oczywiście jeszcze długo i namiętnie zakatowywać siebie i publikę coraz bardziej wyszukanymi zbrodniami w imię „pamięci historycznej”, tylko do czego ona ma doprowadzić w umysłowości Polaków, do jakiego rodzaju myślenia o pomyślnej przyszłości? Kogo to w ogóle obchodzi? Od co najmniej 10-12 lat słyszę od polskich dobrze wykształconych dwudziestoparolatków, z którymi współpracuję, coś takiego „Grzegorz, ja nie mam marzeń, ja nie mam planów życiowych, ja nie mam nic, nie mam perspektyw, nie mam żadnych widoków na godne życie w tym kraju”. I to jest racja. To, że ja jestem pokoleniem straconym to już mi to wisi i powiewa, bo taki już zapadł historyczny wyrok na moje pokolenia, ale w stanie wojennym nie po to roznosiłem po mojej dzielnicy Orwella drukowanego na paście BHP i tuszu kreślarskim plus Tygodnik Mazowsze, żeby teraz oglądać, jak III RP wyniszczyła kolejne pokolenia Polaków. Takie rzeczy nikogo w tym kraju nie obchodzą. Ważniejsza jest polityka historyczna i piękna reenactingowa kawaleria II RP na defiladach państwowych, a tylko na słynne pytanie „jak żyć?” nikt nie zamierza odpowiadać, bo i po co zakłócać dobre samopoczucie decydentów od polityki historycznej.

Wiedza o historii własnego kraju nie bierze się z rekonstrukcji historycznych z żałosnym ruchem scenicznym zdyszanych rekonstruktorów z nadwagą, ale bierze się wyłącznie ze szkoły. Tu wracam do wspomnianej fińskiej książki „100 fińskich innowacji społecznych”. W Finlandii nie ma szkół elitarnych. Wszystkie są elitarne. Wszystkie są bezpłatne, wszystkie uczą na najwyższym poziomie, wszystkie uczą ściśle według tego samego programu, przekazują dokładnie te same treści (a więc także o trudnych dziejach tego kraju) i system ten jest oczkiem w głowie aparatu państwa, jest starannie kultywowany i pilnowany. Każdy Fin precyzyjnie wie, jakie krzywdy wyrządził ZSRR na organizmie jego państwa i nie ma potrzeby epatować społeczeństwa fińskiego takimi żałosnymi imprezami, jak „Radymno 2013”. Jak zawsze w życiu edukacja jest kluczem do wszystkiego, a nie amatorskie misteria o krwawych zbrodniach.
Ostatnio zmieniony pn 05 sie, 2013 3:49 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Polecam do przeczytania. Wpisuje się w tę dyskusję.

http://www.wroclaw.sport.pl/sport-wrocl ... oxSportTxt
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Schrek
Posty: 4381
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 7:46 pm
Lokalizacja: W drodze...

Post autor: Schrek »

U nas, przy zerowej etyce reenectingu,
Troszeczkę generalizujesz ;-)
Będziesz draniu tak długo bił butami w ziemie,
aż ci koniec pikelhaubu z ziemi będzie sterczał
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Bardzo przepraszam. Poleciał skrót myślowy, bo przecież są SH/SRH/GRH itp., które trzymają najwyższe standardy. Miało być, że u nas w warunkach braku pisanego, czy nie pisanego, kodeksu etycznego reenactingu, w warunkach kompletnej wolnej amerykanki, w warunkach „róbta, co chceta”...

Wszystkie porządne grupy przepraszam. :-)
Awatar użytkownika
Schrek
Posty: 4381
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 7:46 pm
Lokalizacja: W drodze...

Post autor: Schrek »

Wszystkie porządne grupy przepraszam. :-)

;-)))))))))))))))))))))))))))))))))))
Będziesz draniu tak długo bił butami w ziemie,
aż ci koniec pikelhaubu z ziemi będzie sterczał
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Sebol pisze:a tak zapytam Polacy to co abstynenci czy może mamy jakąś dyspensę na picie?
Mamy wręcz rekordzistę świata. News dnia - jeden misiu miał prawie 14 promili, pospał sobie, otrzepał się i poszedł do domu.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

piekarz24 pisze:Czemu po jednej stronie barykady są ci, którzy w rekonstrukcji upatrują możliwość budowania narodowej dumy (moim zdaniem rozumianej w sposób pokrętny) i załatwiania dotąd niezałatwionych spraw, a z drugiej są osoby, dla których rekonstrukcja jest szczytem infantylizmu dużych chłopców i rzadziej dziewczyn oraz swego rodzaju wyuzdaniem? Barykadą tą bardzo często jest linia przebiegająca między partiami politycznymi, między lewicą i prawicą. Co zrozumiałe przenosi się to na dyskusje w mediach i częściowo na odbiór społeczny.
Tam, gdzie zaczyna się „narodowa duma”, jak to nazwałeś, tam kończy się rekonstrukcja, a jednocześnie zaczyna się bieżąca polityka i wszelkie odcienie groteskowego albo niebezpiecznego nacjonalizmu. I Polscy rekonstruktorzy oczywiście dokonują wyboru w co się wpisują biorąc udział w poszczególnych kategoriach rekonstrukcji, jakie w Polsce są. A są, jakie są, każdy ma swój rozum to widzi jakie one są. Nie ma przecież gorszej manipulacji na tzw. zbiorowej świadomości niż rekonstrukcje Powstania Warszawskiego. Bo one przecież wyłącznie „czczą”, a tylko niech mi ktoś powie kogo i co? Jak na ironię, jak na złość nie czczą tych, których zginęło w powstaniu najwięcej, tylko czczą jakieś inne zjawiska na linii Warszawa-Londyn plus czczą jak na złość selektywnie tych, których (jako kategoria społeczna, czy może społeczno-wojskowa) zginęło w powstaniu najmniej. No więc co to ma być? Rekonstrukcja historyczna, czy kultywowanie prywatnych wizji paru osób, w tym politykierów, i jedna wielka manipulacja na szarych komórkach Polaków?

A „infantylizm dużych chłopców”, też przez Ciebie wspomniany, rzekłbym jest dominujący w reenactingu, ale to akurat zjawisko jest ogólnoświatowe, więc chociaż pod tym względem polskie środowisko jest rozgrzeszone, a jedynie może być ciekawym przypadkiem dla psychologów.
piekarz24 pisze:A gdyby wszystko pokazać dosłownie? Czy byłoby to przesadą?
Zrób eksperyment, spróbuj pokazać „wszystko” na przykład w rekonstrukcji Powstania Warszawskiego, a zobaczymy, czy w polskich realiach obyczajowych i mentalnościowych dożyłbyś bez linczu do końca tejże rekonstrukcji? Jest taki badacz historii i publicysta historyczny, który z polskiej drugowojennej historii bada sprawy różne, i jaśniejsze, i ciemniejsze, jest obiektywny, nie ulega emocjom, jest centrystą, nie toleruje żadnych ultras ani z lewa, ani z prawa, czyli do uprawiania obiektywnej historii jest to gość w sam raz. Ma on relacje na temat takiego oto zdarzenia z Powstania Warszawskiego. Powstańcy mieli ok. 50 niemieckich jeńców. Związali ich drutem, oblali benzyną i podpalili. No i co? Historia w założeniach to nauka bazująca na obiektywizmie. Skoro pokazuje się w „rekonstrukcjach historycznych” Powstania Warszawskiego zbrodnie wojenne Niemców, jak na przykład wykorzystywanie cywilów warszawskich, jako żywych tarcz, to dlaczego nie pokazuje się zbrodni wojennych AK? Czyżby zbrodni takich nie było? Jaka to jest wówczas „rekonstrukcja historyczna”, skoro pokazuje starannie wyselekcjonowane najbardziej subiektywne czynniki? Jest to rekonstrukcja a la Kargul i Pawlak, gdzie sądy sądami a sprawiedliwość i tak musi być po odpowiedniej stronie. Jest to wyłącznie nachalna rekonstrukcja ideologiczna, nie historyczna, bo przecież nie dopuszcza się do głosu nawet przeciwników powstania, a tych wszak nigdy nie brakowało i nie brakuje. Dlaczego w ramach „rekonstrukcji historycznej” PW nie rekonstruuje się warszawian wyzywających akowskich powstańców od głupców i morderców własnego narodu i że zaraz Niemcy w odwecie wymordują ich to właśnie, bezbronnych cywilów, a nie powstańczych żołnierzy, bo ci przynajmniej nie od razu się dadzą mając broń. Fakty takie przecież były powszechne. Jakim prawem robi się ludziom wodę z mózgu i rekonstruuje wyłącznie cywilnych warszawian popierających PW? Rekonstrukcja „historyczna” PW jest czystą, nachalną, subiektywną i politykierską propagandą, bo o 180° zmieniła się strzałka kompasu politycznego w Polsce i do głosu doszły fanatyzmy innego rodzaju, niż w PRL, ale fanatyzm to zawsze tylko fanatyzm, nic dobrego, nic historycznego i nic powodującego racjonalny rozwój społeczeństwa.

Dlatego już samo nawet polskie tłumaczenie angielskiego słowa „reenacting”, czy „reenactment”, jako „rekonstrukcja historyczna” jest semantycznym nadużyciem, bo to nie jest prawda.
piekarz24 pisze:Czy rekonstrukcje są dla dzieci? Czy nie powinno być limitu wieku, lub chociaż ostrzeżenia, że w inscenizacji pojawią się brutalne sceny?
To, co się dzieje w rekonstrukcjach to przecież tylko pochodna hollywoodyzacji naszego życia. Zobacz sobie pierwsze po II wojnie światowej filmy sensacyjne, pierwsze tzw. kino akcji. Zobacz, jak tam dobro walczy ze złem. Weźmy na warsztat pierwszy odcinek kultowego na całym świecie serialu „Święty” z Rogerem Moorem. Tam zło jest tylko policzkowane i to wystarcza za cały przekaz moralny i za całe kino akcji. Roger Moore jednego pana, który chciał zamordować żonę wyzywa od złych ludzi i go policzkuje, a zły człowiek jest tak zdruzgotany tym, co go spotkało ze strony „Świętego”, że tylko się kurczy i już tylko czeka na przyjazd policji. Dziś pan zły otrzymałby ze 40 kopnięć w twarzoczaszkę i finałowe w krocze, aby zrozumiał, jak bardzo jest zły. Zobacz w którym odcinku tego serialu pojawia się po raz pierwszy jakakolwiek broń palna, na razie jako straszak, a w którym dopiero odcinku i w którym roku emisji serialu ta broń wypala. A dziś? Dziś wcina się kolację, a w telewizorze mózgi chlapią po ścianach rozpryskiwane po strzale z obrzyna i wszyscy mają dobry nastrój. Reenacting jest tylko funkcją ogólnej dehumanizacji, jaka nastąpiła w świecie Zachodu. Za długo nie mieliśmy wojny w naszym obszarze kulturowym. Po koszmarze II wojny życie ludzkie tak się szanowało, że filmowe śmierci były tylko w warstwie symbolicznej, nikt nawet nie krwawił, nie było mikrowybuchów pod ubraniem ofiary, aby symulować trafienie pociskiem. Dziś dzień bez urwanego łba i rozpryśniętych jelit do wieczornego piwka i chipsów dniem straconym. Przemysł filmowy doprowadził nas nad krawędź prymitywizmu, kulturowego zdziczenia, znieczulicy.
piekarz24 pisze:Czemu większość rekonstrukcji nie ma scenariusza z prawdziwego zdarzenia? Czemu tak często komentatorzy nie są przygotowani do narracji, tak merytorycznie jak i technicznie? Czemu rekonstrukcja zaczyna się pierwszym strzałem i kończy się na ostatnim. Przed tym i po tym nic się nie dzieje. I te głupawe w mojej opinii „przytulanki” i przybijanie piątek pomiędzy "stronami" rekonstrukcji.
Bo reenacting w wersji bitewnej to tylko amatorskie jasełka.
piekarz24 pisze:Czemu nie ma konwoju rannych, czemu nie kolumny jeńców odprowadzanej na tyły. Czemu tak rzadko buduje się nastrój i próbuje wprowadzić widza w meritum rekonstrukcji stopniowo?
Przemawia przez Ciebie humanista i to bardzo dobrze, ja w każdym razie bardzo się cieszę widząc Cię w polskiej rekonstrukcji, ale należymy do planktonu i trzeba mieć tego świadomość. Dlatego „nie ma konwoju rannych”, że teraz w Polsce się ich dobija według najnowszych mód rekonstrukcyjnych, albo też daną rekonstrukcję robią ludzie, którzy żadnej historii nie odtwarzają, tylko chcą „se postrzelać”, jak ten słynny amerykański frustrat, który był tak wściekły, że nie zdążył wziąć udziału w II wojnie, że w obozie jenieckim dla Niemców w USA, stojąc na wieży strażniczej, pewnej nocy obrócił swojego M1919, wycelował w jeden namiot jeniecki i nacisnął sobie spust na tak długo, aż go nie oderwali od ukochanej zabawki. Pana owego ściągnięto z wieży w stanie orgazmu.
piekarz24 pisze:Czy widz powinien wyjść z rekonstrukcji zachwycony i uśmiechnięty zatykając gębę kolejną frytką, czy raczej powinien odchodzić pełen zadumy?
Oczywiście, że pełen zadumy, ale już jest za późno na naprawę sytuacji. Naprawdę za długo nie było tutaj wojny i ludziom szajba odbiła. Gęba wypełniona frytkami w Polsce zwyciężyła. Nikogo już nie przekonasz, że wojna (każda) to najgorsza rzecz, jaka może się przytrafić człowiekowi za jego życia. Dziś wojna w naszym obszarze kulturowym nikogo nie przeraża tak jak w moim dzieciństwie, gdy na ulicy co chwilę widziało się człowieka bez ręki, bez nogi, idącego o kulach, albo zwichrowanego umysłowo chodzącego np. w hełmie, a w każdym sklepie była urzędowa wywieszka „Inwalidzi wojenni obsługiwani są poza kolejnością”. A dziś w naszym obszarze kulturowym wojna to tylko kolejna debilna gra komputerowa, żałosne filmy akcji, telewizyjna fajna męska przygoda z promocją survivalu w tle. Chciałbym ja zobaczyć tych wszystkich militarystów w kapciach, jak by się zachowywali na przykład w czasie II wojny. Dziś II wojna to dla ludzi czysta abstrakcja, takie fajne przygodowe coś, co się filmuje, albo idzie się na piknik rekonstrukcyjny, bo tam się będą strzelać i też będzie fajnie i piwko się strzeli na tej fajnej II wojnie, bo przecież browary się reklamują na grzbiecie tej fajnej rekonstrukcyjnej II wojny... itd.
piekarz24 pisze:Czemu na rekonstrukcjach tak rzadko gości klimat powagi i skupienia. Przecież to kur… nędzy pokazujemy wojnę! Czy naprawdę kwintesencją rekonstrukcji jest przysłowiowe „dużo piro , dużo ammo”. Biedny widz nie wie nic.
Nic nie wie i nie będzie wiedział, bo i skąd? Czy polska rekonstrukcja różni się od książek o historii Polski wydawanych po 1989 r.? Jedna propaganda (do 1989) zastąpiła drugą propagandę (po 1989 roku). Polak nie potrafi umysłowo pracować inaczej, niż na skrajnościach. Właśnie dlatego nie ma w Polsce żadnej rozsądnej partii centrowej.
piekarz24 pisze:Czy rekonstrukcja powinna „oddawać hołd” czy raczej powinna przypominać? Czy rekonstrukcja powinna być odbiciem politycznych i światopoglądowych zapatrywań jej twórców czy raczej winna być odbiciem tego, co udało się ustalić historykom?
W chwili oddawania hołdu w rekonstrukcji już rozpoczynamy mniejszą lub większą manipulację. Historię piszą wyłącznie zwycięzcy i nikt przecież nie będzie oddawał dzisiaj hołdu baterii flaku, w której służył Joseph Ratzinger papież Benedykt XVI. A niby dlaczego nie, skoro papież się zarzeka, że tak strzelał, aby nic nie trafić? :-) Na tym właśnie polega farsa nauki zwanej historią ‒ to jest zawsze mniej lub bardziej jednostronna wizja spraw, ludzi, zjawisk, faktów. Żaden konsument treści historycznych nie ma żadnych szans na poznanie obiektywnej historii, bo historycy musieliby być z definicji centrystami, bezpaństwowcami nie ulegającymi żadnym prywatnym emocjom. Są tacy?

„To co udało się ustalić historykom”, jak piszesz, to leży w domach tychże historyków i świat tego nie zobaczy, bo nikt tego nie sfilmuje i nie opublikuje. Jest taka kultowa postać w dziedzinie badań historycznych nad jednymi z alianckich sił airborne z czasu II wojny. Pan ów rozpoczął swoje badania w latach 50., kiedy żyli jeszcze wszyscy, którzy mieli coś do powiedzenia na ten temat. Pana owego propaganda nie interesowała, tylko badał i bada nadal sprawy takimi, jakie one były, a nie takimi, jakie marzyłoby się, aby były dla dobrego wizerunku państwa i jego sił zbrojnych. Pan ów opublikował tylko dwie książki na swój badawczy temat i są to publikacje znakomite, ale „bezpieczne”, ponieważ są to tylko albumy. Tak zwana cała prawda na temat tego, jak wyglądała II wojna światowa w wykonaniu wojsk airborne, jakimi on się zajmuje, leży w jego domu i nie jest wykluczone, że przepadnie. Kiedyś, wiedząc, że to badawcza postać kultowa, która to postać po prostu przez dekady żyła i mieszkała razem z kombatantami, zgłosili się do tego pana ambitni producenci filmów dokumentalnych o historii. Naładowani pozytywną idealistyczną energią, że my tu teraz pokażemy światu, jak to naprawdę było na II wojnie i że wojna nie jest czarno-biała, tylko zła ogólnie po obu stronach okopu, poprosili tegoż pana o udostępnienie jego materiałów. No i tutaj ambicje producentów filmowych się skończyły. Przekonali się, jak bardzo wojna nie jest czarno-biała i jak bardzo zło jest identyczne po obu stronach okopu i jak bardzo zasada „oko za oko” nigdy się nie zestarzała. Stwierdzili z przerażeniem, że tego, co ma pan badacz historii w swoich zbiorach to nie wytrzyma żadna opinia publiczna w byłych państwach alianckich i że to jest po prostu nie do pokazania normalnym ludziom, a już nawet nie przebrnęłoby to przez fazę przyznawania pieniędzy na produkcję filmową, bo już na tym etapie wszyscy byliby porażeni i przerażeni reakcjami różnej maści patriotów, kancelarii prawnych, mediów itp.

Ale dokładnie to samo można powiedzieć o każdej innej jednostce wojskowej z frontów II wojny. Rzeczy, jakie ja poznałem o zachowaniach frontowych np. PUK to też nikt by tego nie kupił do druku czy do filmowania. Taka to już była II wojna, ale po pierwsze nikt w to nie wierzy, po drugie nikt nie chce o tym wiedzieć, po trzecie zawsze zwycięża aparat propgandowo-filtracyjny a wojna ma być względnie i umownie „estetyczna” na tyle, aby to było do przełknięcia dla opinii publicznej.
piekarz24 pisze:Czy możliwym jest nieutożsamianie się z odgrywaną rolą? Jeśli tak to super. A jeśli nie, to czy ten młody gość, który dojrzewa (chłopcy dojrzewają później niż dziewczynki, więc taki 17 latek ma nieraz mocno niepoukładane w głowie :-) ) po pewnym czasie zbyt mocno nie zacznie się wczuwać w bycie żołnierzem „wielkiego” Wehrmachtu? Czy rekonstrukcją nie powinni zajmować się ludzie odpowiedzialni?
Nie jest możliwe nieutożsamianie się z odgrywaną rolą, Ja w to nie wierzę. Dokładnie tak, jak napisałem wcześniej ‒ modelarzami sprzętu niemieckiego jest specyficzny typ osobowościowy i publicystami historycznymi piszącymi o hitlerowskich siłach zbrojnych też jest taki sam typ. W środowisku publicystów nie jest żadną tajemnicą kto ma jakie poglądy i o polskim autorze jednych z najlepszych publikacji o jednym z rodzajów wojsk III Rzeszy jasno mawia się w rodzaju „ten faszystowski psychol”. Ale faktem jest, że pisze ów pan rzeczy naprawdę wybitne w swoim gatunku.
piekarz24 pisze:Na część powyższych pytań sam nie potrafię udzielić odpowiedzi. Sam utożsamiam się z tym, w kogo się wcielam. Sam niejednokrotnie ulegam czarowi miejsca i chwili, przenoszę się w czasie. Sam czasem chcę oddać hołd, a nie tylko przypominać. Sam mam takie nieco pretensjonalne, egzaltowane i wielkościowe poczucie, że jestem komuś (komu, do końca nie wiem – pewnie tym niedocenionym lub zapomnianym w moim mniemaniu) coś winny. Albo, że kultywuje tradycję, bądź co gorsza jestem spadkobiercą czegoś tam. Jakim spadkobiercą?! Chłopie! Rekonstruktor i tyle! Nie wiem też do końca co powinniśmy pokazywać, a czego nie.
Ja niezmiernie precyzyjnie wiem, co chciałbym pokazywać oraz odtwarzać i dlaczego, ale wątpię, aby jakikolwiek widz pokazu rekonstrukcyjnego dał mi na to szansę. Jedyne, co chciałbym odtwarzać to nienawiść zwykłego człowieka do wojny, człowieka normalnego, spokojnego, kochającego życie, ale wirem geopolityki wtłoczonego w wojnę, bezradność takiego człowieka wobec wojny, jego zdruzgotanie wojną i jego całe nieszczęście znalezienia się na wojnie, ale jeśli już to jakąś zaradność życiową na tej wojnie. Kto mnie np. w dioramie zapyta jednak o to, jakim koszmarem było np. latanie szybowcowe w warunkach bojowych? Ostatnio jedyne, o co mnie poproszono, to pokaż pan dziecku pistolet. Dziczejemy, głupiejemy, kino akcji likwiduje w nas ostatnie resztki humanizmu i ludzkiej wrażliwości. Tak cudowny w „O jeden most za daleko” Anthony Hopkins wypruwa dziś trzewia z kolejnych swoich ofiar w kolejnych debilnych odcinkach filmowych, żre się do tego kolację i nawet się nie czknie ze zgrozy czy obrzydzenia.
piekarz24 pisze:W tym coraz szerszym światku rekonstruktorów jestem od 2006 roku. Widziałem całe rodziny „reko-niemców” – tatuś dumnie nosi mundur SS lub Wehrmachtu, mamusia jest niemiecką pielęgniarką, a 12 letni synek z dumą (przynajmniej takie odnosiłem wrażenie), nosi mundur Hitlerjugend i opaskę ze swastyką.
Polski reenacting nadaje się tylko do psychiatry. Polska rekonstrukcja historyczna ‒ z tyloma grupami odtwarzającymi jednostki wojskowe systemów totalitarnych, w tym jednostki zbrodnicze ‒ to jest nic innego, jak syndrom sztokholmski w skali makro. Polak tak pokochał swojego historycznego ciemiężyciela, że dokładnie według reguł syndromu sztokholmskiego popadł w fascynację złem i fascynację swoim oprawcą.
piekarz24 pisze:Konstatacja jest przykra. Rozumiem przeciwników ruchu rekonstrukcyjnego.
Ja też.
£o¶
Posty: 281
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 9:47 pm
Lokalizacja: Olsztyn

Post autor: £o¶ »

Szanowne Koleżanki, Szanowni Koledzy,

Przez parę lat byłem nieobecny w świecie rekonstruktorskim. Po powrocie w tym roku stwierdziłem, że niewiele się zmieniło. Nadal porządna i merytoryczna dyskusja jest w zasadzie tylko na forum "Odwachu". Przedstawię Wam parę moich myśli nieuczesanych, dotyczących obrazu rekonstrukcji 2013, oczami osoby, która wróciła do hobby po dłuższej przerwie.

Oto kilka obrazków z wystawy.

Obrazek 1.

Zacznę od kwestii, którą poruszył Grzegorz. 1 sierpnia 2013 r. mieliśmy 69 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tego dnia byłem w Warszawie. Kilka lat spędzonych w Stolicy oraz działalność w grupach zajmujących się Powstaniem Warszawskim sprawiła, że mam szczególny sentyment do tego miasta i do tych wydarzeń. Nie będę wnikał w temat tego, jak powinny wyglądać obchody rocznicy wybuchu Powstania. Przytoczę Wam jeden obrazek. Już od samego rana widać było na Starym Mieście i w jego okolicach grupki młodzieży młodszej i młodzieży starszej, przebranych w "powstańcze mundury" i reklamujących "rekonstrukcję historyczną" pt. "Godzina W. Zobacz jak było naprawdę". O zgrozo ! Rekonstrukcja miała rozpocząć się o godzinie 17.00, gdy każdy mający jakąkolwiek wrażliwość historyczną stoi na baczność i jest pogrążony w zadumie. Napisałem "wszyscy, którzy mają jakąkolwiek wrażliwość historyczną". Tym panom jakiejkolwiek wrażliwości a wręcz dobrego smaku ewidentnie zabrakło ! Jak można robić takie hocki - klocki ? Czy ktoś tu nie upadł na głowę ? Jak można napisać - "zobacz jak było naprawdę"? Czy Ci panowie młodsi i starsi brali udział w Powstaniu ? Niestety miałem okazję widzieć tę rekonstrukcję i powiem tylko tyle. No panowie mieli dobrą zabawę. Wyśmienitą ! Ku uciesze gawiedzi kilkakrotnie łapali jednego "Niemca" i przeprowadzali go przez Stare Miasto, po czym słychać było odgłos przeładowanej broni. No zabawa na 102!
Ale w środkach społecznego przekazu poszedł komunikat, że odbyła się rekonstrukcja.


Obrazek 2.

Jedna z warszawskich grup rekonstrukcyjnych otworzyła sekcję juniorską. Pozwolę sobie wkleić kilka filmików reklamowych tejże grupy.

http://www.youtube.com/watch?v=Cuikh6RqXrw

Obejrzyjcie ten film. Dla mnie jest szokujący.
Na litość boską lub Latającego Potwora Spaghetti ! Co to jest ? Czego oni chcą nauczyć te dzieciaki ? Miłości do wojny ?
Rozumiem, że pewne postawy powinno się dzieci nauczyć. Ale czy to jest właściwa forma ?
Czy to właściwy czas ? Właściwe miejsce ? Czy to kręcił Latający Cyrk Monty Pythona ?
Jak można powiedzieć coś takiego "Niestety, nie możemy odtworzyć tego, jak spadają bomby, jak jest ten huk". Czy ten pan w ogóle wie o czym on mówi ? Tu chyba potrzeba lekarza albo prokuratora. Albo i jedno i drugie.

Obrazek 3.

Parę dni temu odwiedziłem Gierłoż. Przywitała mnie na wjeździe grupa młodych mężczyzn w czymś co według nich miało być niemieckim mundurem i niemieckimi pojazdami pancernymi. Na każdym kroku wmawiali turystom, że tak wyglądał Wehrmacht. Dodatkowo proponowali atrakcje w rodzaju wycieczki po kwaterze motocyklem lub transporterem opancerzonym. W jednym z baraków kwatery umieścili strzelnicę, w której dzieciaki mogą sobie postrzelać z ASG. No i tu dochodzimy do dyskusji o "Niemcach", starej jak sama rekonstrukcja drugowojenna. Jakie jest moje zdanie na ten temat ? Zilustruje to anegdotą z mojego życia akademickiego.
Jeden student zapytał się mnie:
- Czy u Pana na zajęciach można pić piwo ?
Ja odpowiedziałem:
- Można wszystko, nie wszystko wypada.

I jeszcze parę słów komentarza. Wróciłem do rekonstrukcji historycznej. Bardziej niż za samą rekonstrukcją stęskniłem się za ludźmi, którzy mają podobne do moich poglądy na życie, zainteresowania, z którymi po prostu można porozmawiać o historii i o życiu. To ma być dla mnie odskocznia. Codziennie w pracy mam tyle polskiego piekiełka, że w rekonstrukcji chciałbym po prostu odpocząć. Interesuje się militariami, nie interesuje mnie zabijanie. Zainteresowałem się konfliktem Indochińskim, dla Polaków wyjątkowo egzotycznym, choć podejrzewam, że w Wietnamie mógłby budzić kontrowersje. Dlatego nigdy moja noga w Wietnamie nie stanie w mundurze. Chociaż zatokę Ha- Long chętnie bym zobaczył. Moje hobby jest moją prywatną sprawą. Nie zamierzam się bawić w politykę historyczną. Nie życzę sobie również, by jakiekolwiek publiczne pieniądze były wydawane na widowiska historyczne. Zaiwaniam na dwa etaty, by jakoś wiązać koniec z końcem i opłacić te przeklęte podatki i ZUS. Chciałbym, by te pieniądze wydano na rzeczy potrzebne, nie na zbyteczne. Ktoś chce robić imprezę za 100.000 zł - proszę bardzo ale za swoje pieniądze. Niedługo na północnych rubieżach mojego województwa odbędą się obchody któregoś tam set lecia założenia pewnego miasteczka. Na imprezę idzie kasa publiczna. W tym miasteczku jest 30 procentowe bezrobocie. Dziękuje. Wysiadam.

Z pozdrowieniami...
Łosiowaty
"Z obecnego kryzysu są dwa wyjścia: normalne i cudowne. Normalne to takie, że
Matka Boska jak zwykle zrobi cud i nas uratuje - a cudowne, że wszyscy zaczną
uczciwie pracować i wypełniać swoje obowiązki"
T. Konwicki
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Łoś... Ależ się cieszę, że Cię "widzę"! Nawet ostatnio wspominałem Ciebie, no i proszę: wywołałem :)

Cóż mam powiedzieć? Nie chciałbym, by brzmiało to, jak chór śpiewający tą samą pieśń, ale nie mogę się z Tobą nie zgodzić.
Cieszy mnie Twoje spojrzenie, odświeżone po kilku latach przerwy. Jesteś zarazem jednym z pierwszych odtwórców XX-wieku Polsce, toteż masz punkt odniesienia z tym, co działo się na początku.
Smuci jednocześnie konstatacja, która potwierdza moje obserwacje. Z żalem też przyznać muszę, że chyba najwięcej ludzi wypaczających istotę rekonstrukcji (zaznaczam rekonstrukcji w sensie re-enactmentu przeszczepionego do nas z zachodu) jest w grupach nie niemieckich, nie sowieckich, a... polskich. U naszych "wrogów" niemały procent stanowią osoby po prostu zafascynowane historią, kulturą materialną-w grupach polskich spore występuje natomiast upolitycznienie, będące pochodną nastrojów społecznych i politycznych w Polsce.

Co robić dalej? Ano robić swoje, cieszyć się tym i nie dawać wciągnąć się w politykę, nie robić z rekonstrukcji czegoś, czym ona nie jest. Chyba się da?
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
£o¶
Posty: 281
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 9:47 pm
Lokalizacja: Olsztyn

Post autor: £o¶ »

Mike pisze:Łoś... Ależ się cieszę, że Cię "widzę"! Nawet ostatnio wspominałem Ciebie, no i proszę: wywołałem :)
Mike, kooopę lat. Jak mawia stare ludowe porzekadło - nie wywołuj Łosia z lasu.
:))
Mike pisze:Cóż mam powiedzieć? Nie chciałbym, by brzmiało to, jak chór śpiewający tą samą pieśń, ale nie mogę się z Tobą nie zgodzić.
Cieszy mnie Twoje spojrzenie, odświeżone po kilku latach przerwy. Jesteś zarazem jednym z pierwszych odtwórców XX-wieku Polsce, toteż masz punkt odniesienia z tym, co działo się na początku.
Przez tych parę lat zdążyłem ochłonąć, od niektórych tematów odpocząć i wrócić na świeżo. Początki rekonstrukcji będę zawsze wspominał z ogromną sympatią, wręcz z rozrzewnieniem. Zwłaszcza, że tylko rekonstrukcja pozwoliła mi przetrwać niezwykle trudne czasy studiów w towarzystwie "warsiafskich malczików"* z Wydziału Prawa. Miałem po prostu solidną odskocznię od tej bandy patafianów. "Odwach" był poznańską ostoją Łosia. Do czasów Poznańskich też czasem zatęsknię i się łezka w oku zakręci... Dziś mam już 31 lat, większy brzuch i masę siwych włosów na porożu. :)

Mike pisze:Smuci jednocześnie konstatacja, która potwierdza moje obserwacje. Z żalem też przyznać muszę, że chyba najwięcej ludzi wypaczających istotę rekonstrukcji (zaznaczam rekonstrukcji w sensie re-enactmentu przeszczepionego do nas z zachodu) jest w grupach nie niemieckich, nie sowieckich, a... polskich. U naszych "wrogów" niemały procent stanowią osoby po prostu zafascynowane historią, kulturą materialną-w grupach polskich spore występuje natomiast upolitycznienie, będące pochodną nastrojów społecznych i politycznych w Polsce.
Niestety, muszę przyznać Ci rację. Najlepiej widziałem to gdy zająłem się tematem Powstania Warszawskiego. W tym temacie każdy pragnie udowodnić, że moja racja jest bardziej mojsza niż twojsza, że to jest moja racja i to jest święta racja itp. Rekonstrukcja PWar. jest chyba najbardziej upolitycznioną. I niestety była taką od samego jej początku w 2004 r. Żadne inne środowisko nie jest tak skłócone. Najgorsze jest to, że w niektóre hucpy rekokokowe włączani są Kombatanci, którzy od naszych sporów powinni być z dala. To bardzo smutne i bardzo prawdziwe.

Przypomniałem sobie, że jeden człowiek w czasie rekonstrukcji Pałacyk Michla, Żytnia, Wola... chwalił się, że załatwi na następne rekonstrukcje niemieckich rekonstruktorów z Niemiec. Osobiście gdybym miał wybierać niemieckich rekonstruktorów, to wolałbym tych z Polski. Znam wielu niemieckich rekonstruktorów osobiście i jestem w stanie ręczyć za nich, że nie mają nic wspólnego z żadną ekstremą. (np. Pionier39, PanzerLehr itp.). Niestety prawdziwych profesjonalistów w niemieckiej rekonstrukcji jest jak na lekarstwo. Mundur i oporządzenie niemieckie jest najbardziej popularne. I temat taki nośny. Niestety sporo w tym winy nas- publicystów, czy miłośników Sensacji XX Wieku. To My piszemy najwięcej publikacji o niemczyźnie, to my popularyzujemy głównie wiedzę o III Rzeszy. Popełniliśmy masę niewybaczalnych błędów, które właśnie na nas się mszczą. Jednym z nich jest totalne zapomnienie o Polakach z 1 i 2 AWP, żołnierzach Armii Ludowej, czy 19 i 29 ZPP we Francji. Faktycznie, za komuny gloryfikowano ich pod niebiosa. Ale czy to upoważnia nas do oblewania tych ludzi wiadrem pomyj ? Czy nie można było po prostu zachować umiaru ?

Zastanawiam się, dlaczego mało kto chce odtwarzać te formacje, dlaczego nie było żadnej formy rekonstrukcji historycznej poświęconej np. lewicowym formacjom w Powstaniu Warszawskim. Podczas, gdy formacje zwłaszcza harcerskie są gloryfikowane pod niebiosa nikt już nie pamięta o PAL, OW PPS, 104 Kompanii Związku Syndykalistów Polskich, czy wreszcie o słynnych chłopcach- ALowcach. Konia z rzędem dla tego, kto znajdzie choćby wzmiankę o tych formacjach w Muzeum Powstania. Podobnie mało kto pamięta o tym, że w Powstaniu wzięło udział po stronie polskiej przeszło 400 Rosjan. Czy oni byli dziećmi gorszego Boga ?

Myślałem nawet kiedyś, by ruchowi rekonstrukcyjnemu poświęcić swoją pracę doktorską. Ale o czym tu pisać ? Ruchem społecznym można nazwać grupę ludzi, którą łączy coś więcej niż tylko zakładanie pewnego rodzaju ubioru. Zdecydowałem się zająć samorządem terytorialnym. Może to nudne ale chociaż wynik badań jakby pewniejsze.
Mike pisze:Co robić dalej? Ano robić swoje, cieszyć się tym i nie dawać wciągnąć się w politykę, nie robić z rekonstrukcji czegoś, czym ona nie jest. Chyba się da?
Oczywiście, że się da. Odrobina zdrowego rozsądku i dystansu do samego siebie i rzeczy które robimy absolutnie wystarczy.

Z pozdrowieniami,
Łosiowaty
Jeszcze z Olsztyna ale być może wkrótce z... (to be continued)
"Z obecnego kryzysu są dwa wyjścia: normalne i cudowne. Normalne to takie, że
Matka Boska jak zwykle zrobi cud i nas uratuje - a cudowne, że wszyscy zaczną
uczciwie pracować i wypełniać swoje obowiązki"
T. Konwicki
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Łoś pisze:Początki rekonstrukcji będę zawsze wspominał z ogromną sympatią, wręcz z rozrzewnieniem.
Być może przemawia przez nas sentymentalizm, ale takie to były piękne czasy, gdy rekonstrukcją parali się pasjonaci, osoby doskonale bawiące się, bez pobrzękiwania szabelką, rozstrzeliwania jeńców i tym podobnych. A jeśli ktoś trochę przeholował, jak choćby pewien Herr Hauptmann z Poznania, to nikt go już na żadne imprezy nie zapraszał.
Było po prostu... zdrowiej. Inna rzecz, że rekonstrukcja stanowiła wówczas nieznaną nikomu grupę hobbystów, pozbawioną znaczenia jako potencjalne narzędzie gry politycznej czy wpychany z uporem do maszynki do mięsa składnik kiełbasy wyborczej.
Łoś pisze:Znam wielu niemieckich rekonstruktorów osobiście i jestem w stanie ręczyć za nich, że nie mają nic wspólnego z żadną ekstremą. (np. Pionier39, PanzerLehr itp.). Niestety prawdziwych profesjonalistów w niemieckiej rekonstrukcji jest jak na lekarstwo.
Ja również! Powiem też coś, czego się jeszcze parę lat temu nie spodziewałem: bodaj nawet więcej znajomych o trzeźwych poglądach mam wśród "Niemców".
Łoś pisze: Niestety sporo w tym winy nas- publicystów, czy miłośników Sensacji XX Wieku. To My piszemy najwięcej publikacji o niemczyźnie, to my popularyzujemy głównie wiedzę o III Rzeszy. Popełniliśmy masę niewybaczalnych błędów, które właśnie na nas się mszczą.
Ja tam nic nigdy o niemczyźnie nie napisałem :P Ale nie będę wypierał się tego, że nastoletnim będąc, chłonąłem wlewające się dopiero na nasz młody rynek publikacje (nierzadko miernej jakości, na Zachodzie spotykane w "bargain books" tylko) traktujące o Wittmannie, Gallandzie, Kretschmerze oraz wielu innych "rycerzach nowoczesnej Europy".
Nieraz na różnorakich pokazach czy wystawach walczę, już jako odtwórca, z nawiedzonymi głoszącymi teorie w stylu "no bo niemieckie saperki były lepsze od brytyjskich trzewików", "źli Alianci wykończyli nieuczciwie III Rzeszę nalotami bombowymi" i wiele, wiele innych.
Cieszę się, że sam otrzeźwiałem w porę i postanowiłem skonfrontować wiedzę z niskiej jakości książek z bardziej wiarygodnymi pracami czy źródłami.
Od dwóch czy trzech lat widzę jednak większe chyba w rekonstrukcji zagrożenie dla polskiej historii, niż propagowanie sukcesów techniki wojskowej III Rzeszy, a mianowicie...
Łoś pisze:Jednym z nich jest totalne zapomnienie o Polakach z 1 i 2 AWP, żołnierzach Armii Ludowej, czy 19 i 29 ZPP we Francji. Faktycznie, za komuny gloryfikowano ich pod niebiosa. Ale czy to upoważnia nas do oblewania tych ludzi wiadrem pomyj ? Czy nie można było po prostu zachować umiaru ?

Zastanawiam się, dlaczego mało kto chce odtwarzać te formacje, dlaczego nie było żadnej formy rekonstrukcji historycznej poświęconej np. lewicowym formacjom w Powstaniu Warszawskim. Podczas, gdy formacje zwłaszcza harcerskie są gloryfikowane pod niebiosa nikt już nie pamięta o PAL, OW PPS, 104 Kompanii Związku Syndykalistów Polskich, czy wreszcie o słynnych chłopcach- ALowcach. Konia z rzędem dla tego, kto znajdzie choćby wzmiankę o tych formacjach w Muzeum Powstania. Podobnie mało kto pamięta o tym, że w Powstaniu wzięło udział po stronie polskiej przeszło 400 Rosjan. Czy oni byli dziećmi gorszego Boga ?
...wypaczanie naszej polskiej historii, wartościowanie, brutalne kategoryzowanie. To byli "komuchy", "od Maczka nie walczyli tak, jak od Andersa (a kto to w ogóle był Maczek?)", "we wrześniu prawie wygraliśmy". Dlaczego "żołnierze wyklęci" mają być bardziej "wyklęci", niż poturbowani przez równie okrutne koleje losu syberyjscy zesłańcy, którzy spóźnili się do Andersa, a dziś stawia się ich w jednym szeregu z PRL-owskimi aparatczykami? Dlaczego tak plujemy na straty pod Lenino, deprecjonując niejednokrotnie trud walczących tam ludzi, czyniąc bardziej chwalebnymi równie dotkliwe straty spod Arnhem?
Łoś pisze:Z pozdrowieniami,
Łosiowaty
Jeszcze z Olsztyna ale być może wkrótce z... (to be continued)
Zabrzmiało intrygująco ;)
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
£o¶
Posty: 281
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 9:47 pm
Lokalizacja: Olsztyn

Post autor: £o¶ »

Mike pisze:
Łoś pisze:Z pozdrowieniami,
Łosiowaty
Jeszcze z Olsztyna ale być może wkrótce z... (to be continued)
Zabrzmiało intrygująco ;)
No i stało się jasne. Z dniem 2 września zmieniam miejsce pracy. Żegnam się z Wydziałem Prawa i Administracji w Olsztynie i przenoszę się do Wydziału Nauk Technicznych i Społecznych UWM w Ełku.
Swoją najbliższą pracę i życie wiążę właśnie z tym pięknym mazurskim miastem. :)

Farewell to Olsztyn :)))

Łoś
"Z obecnego kryzysu są dwa wyjścia: normalne i cudowne. Normalne to takie, że
Matka Boska jak zwykle zrobi cud i nas uratuje - a cudowne, że wszyscy zaczną
uczciwie pracować i wypełniać swoje obowiązki"
T. Konwicki
Awatar użytkownika
Grohl
Administrator
Posty: 1320
Rejestracja: pt 31 mar, 2006 2:53 pm
Lokalizacja: Szamotu³y/Poznañ
Kontakt:

Post autor: Grohl »

piekarz24 pisze:Z jednej strony utożsamiam się z tym co napisałeś, z drugiej zaś… no właśnie – jest druga strona. Generalnie do rekonstrukcji i roli rekonstruktorów mam ambiwalentny stosunek. Z jednej strony to „tylko modelarstwo 1:1”, z drugiej strony zarówno my jak i Wy uczestniczymy w uroczystościach wojskowych, trzymamy warty honorowe podczas nabożeństw, składamy kwiaty pod pomnikami w Normandii, Bredzie czy Thuine, prowadzimy wykłady w szkołach czy jednostkach wojskowych, stajemy na baczność na hymnie, uczestniczymy w pogrzebach weteranów, mamy swego rodzaju wewnętrzne uroczystości, nadajemy sobie sznury itd.. Mamy do tego (tak to widzę) stosunek emocjonalny. To coś więcej niż modelarstwo 1:1. Pojawia się nawet czasem kwestia kultywowania tradycji. Kilka razy ugięły się pode mną nogi w Normandii ze wzruszenia – np. wtedy gdy podszedł do mnie na Maczudze” starszy pan (nie był weteranem), który przed wojną wyemigrował do Francji. Przytulił się do mnie i popłakał, powiedział, że choć w Polsce nie był kilkadziesiąt lat, to tęskni. Podszedł, ponieważ byłem w mundurze polskiego żołnierza. Ckliwe, być może, ale jednak..
Wojtku, to co napisałeś jest bardzo racjonalne. Ale człowiek z natury rzeczy nie jest tylko racjonalny, lecz także, a może przede wszystkim, emocjonalny. I od emocji towarzyszącym naszym działaniom nie da się uwolnić. Po pewnym czasie wielu z nas zaczyna się utożsamiać z odgrywanymi postaciami. Trudno nieraz nad tym zapanować, trudno nie ulec emocjom, trudno czasem nie wprowadzić ideologii w nasze działania.
A to sobie odgrzeje kotleta :P Bynajmniej nie przez przypadek, ale swego czasu chciałem odpowiedzieć ale czasu zbrakło, więc uczynię to teraz. Nie mam zamiaru przy tym negować tego co Olku napisałeś, bo się zasadniczo zgadzam. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na jeden aspekt "modelarstwa 1 do 1" pozostający w tle.

W poprzednich swoich postach pisałem o modelarstwie 1 do 1 jako o hobby. Kilku z Was pisało z kolei, że przekonywanie ludzi, że reko to tylko hobby jest bez sensu. Odnoszę przy tym wrażenie, że w naszym pięknym kraju słowo "hobby" zostało całkowicie zdewaluowane. W popularnym przekonaniu hobbysta to zgarbiony 50-letni pener z wąsem i w okularach który nic nie osiągnął "normalnego" w życiu, oczywiście bez żony i dzieci który coś sobie dłubie, na wsi się z niego śmieją, a jego jedynym sukcesem było pokazanie w Teleexpresie jako gościa robiącego motor z nakrętek od coca-coli i umieszczenie w "galerii ludzi pozytywnie zakręconych". Ogólnie hobby to coś, co można mieć w wieku 15 lat będąc chłopcem, w wieku 20 już jest to dziwne, a w wieku 30 niechybnie znaczy, że "albo pedał, albo infantylny gamoń". Bo to trzeba się zajmować poważnymi sprawami, a nie kleić modele.

Mam wrażenie, że część wspomnianych problemów w pewnym sensie wynika z takiego postrzegania. Otóż wielu rekomanów stara się na siłę uwznioślić swoje zainteresowania, żeby pokazać jak to co robią jest ważne itd. A tego wcale nie potrzeba. I teraz odniosę się do tego co napisałeś Olku. Te wszystkie emocje które wymieniłeś, to moim zdaniem jest część tego Twojego hobby! Są one dowodem na to, że to faktycznie jest dla Ciebie hobby, a nie jakaś strata czasu, bo rodzice kazali. Te emocje są dowodem, że naprawdę żyjesz tym co robisz, a nie tylko w tym uczestniczysz. I nazwijmy to coś po imieniu - po prostu - hobby, bo nie każdy, kto sklei nawet tysiąc modeli, zbierze milion znaczków czy przywdzieje setkę mundurów stanie się hobbystą.

Hobby, to coś naprawdę dużego i tak do tego podchodźmy, odrzućmy wizję "hobbysty - outsidera" i chwalmy oraz cieszmy się tym co robimy przede wszystkim sami dla siebie... żeby nie zwariować.
Awatar użytkownika
kiler
Posty: 31
Rejestracja: śr 30 lis, 2005 2:23 pm
Lokalizacja: LBT/Kraków

Post autor: kiler »

Łoś pisze:Myślałem nawet kiedyś, by ruchowi rekonstrukcyjnemu poświęcić swoją pracę doktorską. Ale o czym tu pisać ? Ruchem społecznym można nazwać grupę ludzi, którą łączy coś więcej niż tylko zakładanie pewnego rodzaju ubioru.
Czołem po latach Łosiu :D

Taka praca naukowa już powstaje:

http://www.polskieradio.pl/8/650/Artyku ... rzeszlosci

Parę osób "ze środowiska" ma nawet przyjemność brać udział w tym projekcie ;)
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Ciekawa audycja, choć merytorycznie na poziomie nierównym. Dr Kamila Baraniecka-Olszewska mówi całkiem sensownie i nieźle czuje, jakie sprawy trzeba zbadać w jej pracy, ale jednak odnoszę wrażenie, że ─ z całym szacunkiem ─ brak jej oczytania w literaturze drugowojennej, a rekonstrukcją II wojny wszak chce się zajmować w dużej, albo głównej mierze. Gdyby była erudytką w zakresie wspomnianej literatury to wymieniłaby jeszcze jeden typ ─ typ wręcz podstawowy ─ rekonstruktora historycznego czasu II wojny, ale go nie wymieniła.

Niestety z całej jej wypowiedzi, naprawdę mądrej, rozważnej, starannie dobierającej słowa, jednak odnoszę wrażenie, że jest to jeszcze jedna osoba postrzegająca rekonstruktorów jako jakichś niespełnionych żołnierzy, militarystów, pasjonatów broni, przemocy, zabijania itp. tyle tylko, że ona przynajmniej szuka jakichś motywacji i uzasadnień dla tych zjawisk. Jest to, jak dla mnie, niestety kolejna osoba, która nie dostrzega, że na II wojnę wyruszył nie tylko żołnierz-zdeklarowany wojownik, poddany praniu mózgu przez system totalitarny jego ojczyzny, ale wyruszył także żołnierz, który szczerze nienawidził wojny i wojska jako instytucji en bloc, bez względu na czas wojny lub pokoju.

Po stronie państw demokratycznych czasu II wojny głównie walczył ktoś, kto nigdy w życiu nie zaciągnąłby się do wojska, bo instytucji tej nienawidził, gardził nią jako sposobem na życie, a co najmniej była mu ta instytucja obojętna i w ogóle nie postrzegał jej, jako jakiś rodzaj życiowej oferty dla niego. Tego dr Kamila Baraniecka-Olszewska nie dostrzega, moim przynajmniej zdaniem, ale z przyjemnością mogę zostać wyprowadzony z błędu, jeśli komuś się chce.

Systemy demokratyczne czasu II wojny, mimo rygoryzmu prawa wojennego, zawsze miały jakąś furtkę dla ludzi wprawdzie wciśniętych przez aparat państwa w mundur, ale nienawidzących go i wymigujących się od walki na wszelkie sposoby. Zawsze to powtarzam ─ trzeba sobie sprawdzić, co mówi psychologia o dwóch środowiskach, o klerze i wojsku, i jak psychologia definiuje te środowiska jako patologiczne już z definicji. Nikt normalny nie poświęca tym instytucjom życia, a idą tam specyficzne typy osobowości. I nie każdy rekonstruktor rekonstruuje żołnierza czasu II wojny, bo akurat rozsadza go testosteron, albo lubi „zapach napalmu o poranku”, by zacytować klasyka.

Rekonstruować można także żołnierza demokracji zachodnich czasu II wojny, który walczyć na pewno nie chciał, w normalnych warunkach nie dotykał się do broni, bo jej nie lubił, albo go nie interesowała, nigdy nie lubił wojska, a wręcz gardził nim i całą jego mentalnością. Z całej wypowiedzi dr. Kamili Baranieckiej-Olszewskiej wynoszę wrażenie, że ona nie dostrzega podstawowego typu żołnierza II wojny, a więc także typu rekonstruktora. Po prostu żołnierza z dziejowego przypadku, a nie z zamiłowania do instytucji wojska. A przecież są w Polsce niezłe przekłady książkowe, aby pojąć, o czym piszę.

Ale obym się mylił. Audycja jest z kwietnia 2013 roku, a dr Kamila Baraniecka-Olszewska mówi, że praca potrwa co najmniej trzy lata, więc są szanse, że pani doktor dostrzeże jeszcze całe bogactwo różnych zjawisk i ludzkich motywacji do rekonstruowania różnych typów żołnierzy II wojny. Jak na razie pani doktor wpada w pułapkę stereotypów, gdyż po prostu nie zna się na tym, czym chciałaby się zająć i to jest nie za dobra wiadomość dla ewentualnych czytelników jej pracy. Brzmi pani doktor bardzo inteligentnie, więc może jeszcze wydźwignie się z merytorycznych i historycznych „booby trapów”, jakie na nią czyhają.

Fatalne ─ i powiedzmy PR-owsko beznadziejne dla obu pań z tej audycji ─ jest też to, jak bezwiednie i podświadomie „wkopują się” co do tego, co one tak naprawdę myślą o rekonstrukcji i rekonstruktorach. Już sam tytuł tej audycji mówi wszystko ─ „Zabawy w powroty do przeszłości”. I w ramach tych „zabaw” panie omawiają sobie gdzieś zrealizowaną rekonstrukcję egzekucji w Katyniu. Tutaj moje „gratulacje” za pomysł na tę rekonstrukcję (wcześniej o tym nie słyszałem) i równie wielkie „gratulacje” dla obu pań gaworzących sobie o tym w ramach (cytat) „Zabaw w powroty do przeszłości”. Zaiste świetna zabawa. Ja bym jeszcze na tę zabawę zaprosił Federację Rodzin Katyńskich. Zabawa byłaby na pewno po pachy. Śmieszny jest tytuł tej audycji. Jaką ja mam zabawę np. z tego, że bywam proszony o wykład na temat zachodniego czy amerykańskiego szybownictwa wojskowego? Faktycznie wielka „zabawa”. Jest to tylko potężny stres, że musiałbym przygotować perfekcyjną prezentację powerpointową i przetransportować ileś tam profilowych do wykładu militariów i jeszcze perfekcyjnie ubrać się do tego wszystkiego, aby ludzie poczuli, że mają jakąś małą godzinną przygodę w swoim życiu. Oczywiście, że nie byłaby to dla mnie „kara”, ale czy akurat „zabawa” to można by dyskutować, bo realizacja takiego wykładu w sposób odpowiedzialny zabawą nie jest dla strony realizatora. Niby ta audycja radiowa jest ciekawa, ale te panie są jednak trochę z Księżyca.

I tak się panie w tej audycji „wkopują” nieustannie ze swoimi słabo skrywanymi przemyśleniami, co one sądzą o reenactingu, mimo oczywiście całego „ą”/„ę” i Wersalu wobec rekonstruktorów. Spójrzmy na czas 04:30 tego nagrania - red. Katarzyna Kobylecka mówi, że rekonstruktorzy to są tacy ludzie (i ona niby ich jakoś tam podziwia) co to „szyją mundury, zbierają broń”. No bo dla tych pań ze studia rekonstrukcja równa się jakaś naparzanka, strzelanina, egzekucje, jak wspomniały przy okazji Katynia i jego „rekonstrukcji”. No więc Szanowne Panie może następnym razem warto przed taką audycją radiową (szczególnie że dr Kamila Baraniecka-Olszewska ma pisać o rekonstrukcjach II wojny) wziąć w dłonie statystykę z epoki i zobaczyć, ile minut w skali doby żołnierz walczył, bo żołnierz nie jest jucznym stworzeniem i ma bardzo ograniczoną ilość amunicji. Żołnierz walczył na dobę nie więcej niż 15 minut, więc jeśli rekonstruktorzy coś „zbierają”, to zbierać powinni to, co było im potrzebne na całe pozostałe 1425 minut doby, a nie tylko na 15 minut strzelaniny. Bez broni też można być rekonstruktorem II wojny, bo broń raz się ma, a raz nie i stracić ją było nader łatwo i zostać z niczym. A bez dziesiątków, a czasem i setek przedmiotów z zakresu socjalno-bytowego, z zakresu ogólnej kultury technicznej danego państwa, szanującym się rekonstruktorem raczej być nie można. I tu obie panie nie bardzo wiedzą, o czym w ogóle mówią.

Z całej tej audycji daje się wyraźnie odczuć, co te panie sądzą o reenactingu i jaka jest ich wiedza historyczna. A bez wiedzy historycznej - jak można brać się za pracę, jaką planuje pani doktor? Jak się nie ma tej wiedzy, to jak można oceniać w jakikolwiek sposób rekonstruktorów historycznych? Jak napisałem na wstępie mimo wszystko dr Kamila Baraniecka-Olszewska mówi z sensem i wydaje się „mieć nosa” do tego, co przynajmniej spróbować zbadać, ale czy to są predyspozycje badawcze wystarczające to trochę się obawiam.

I jest jeszcze pytanie finałowe o pożytek z pracy dr. Baranieckiej-Olszewskiej. „Koń, jaki jest, każdy widzi”. Każdy uczestnik albo tylko konsument przedsięwzięcia reenactingowego Made in Poland dobrze widzi i wie, co to jest i czego się spodziewać. Praca pani, która przez trzy lata przyuczy się jakoś do reenactingu XX-wiecznego i coś o nim napisze to, za przeproszeniem, nie bardzo wiem komu i do czego będzie służyć, poza oczywiście biorczynią grantu, która musi się w ramach tego wykazać, żeby nie podpaść. Tylko jakie płyną korzyści z opisu stanu faktycznego, jaki pani doktor przygotuje? Taki stan to już wszyscy znają, a pani doktor dopiero się go nauczy. I gdzie tu jest pożytek za publiczny w końcu grosz? Gdyby to wszystko było takie proste, jak się pani doktor wydaje, to już dawno powstałaby praca sto razy lepsza od tej przez nią planowanej, bo wśród polskich rekonstruktorów nie brak ani ludzi z olbrzymim doświadczeniem w tej dziedzinie, ani z profilowym wykształceniem, a i z wiedzą historyczną gromadzoną w głowie od dzieciństwa, a nie na doraźną okoliczność grantu. A jednak ci ludzie nie mierzą się z taką tematyką, choć swobodnie mogliby to zrobić bez grantów i bez „researchów”, bo oni tkwią w tych sprawach po uszy.

Jest przed panią doktor dziejowa szansa, aby zrobić coś naprawdę sensownego, czyli napisać pracę o różnicach prawnych, kulturowych i etycznych między reenactingiem zachodnim, a polskim, i o tym, dlaczego w Polsce nie ma kodeksu etycznego rekonstrukcji historycznych, ani w ogóle żadnych uregulowań w tej kwestii. Ale tego pani doktor nie dostrzega, że tu właśnie mogłaby wykonać „pracę u podstaw” i stać się lobbystką czegoś bardzo wartościowego w środowisku krajowej rekonstrukcji historycznej.
ODPOWIEDZ