Blaski i cienie PSZ

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
piekarz24
Posty: 293
Rejestracja: śr 05 wrz, 2007 11:28 pm
Lokalizacja: Bielsko-Bia³a

Post autor: piekarz24 »

Rzeczywiście, około połowy poległych w tamtych dniach żołnierzy 1st Bn. Black Watch pochodziła z Anglii. Ciekawe. Wiem, że to kolejny off-topic, ale czy możesz napisać coś na ten temat. Przecież zaciąg do pułków brytyjskich był terytorialny. Skąd więc w BW goście z Manchesteru, Durcham czy Londynu?
Robspad
Posty: 73
Rejestracja: śr 19 wrz, 2007 12:08 am
Lokalizacja: £ód¼

Post autor: Robspad »

Przeczytałem początek wątku, w którym kolega Grzegorz Cz. objechał równo 1 SBS oraz Sosabowskiego. Czytam, więc o ciasnocie umysłowej o wręcz zbrodniczym podejściu i inne takie inwektywy.... Dość tego, muszę stanowczo zaprotestować naświetlaniu tematu w tak jednostronny sposób.
Brygada była przeznaczona do walki w Kraju, ale nie na zasadzie „ja z synowcem na przedzie i jakoś to będzie”. Sosabowski walczył o jej niezależność ( przekazana do dyspozycji Naczelnego Wodza), ale musiał skapitulować i zgodził się na użycie Brygady, (lecz nie w pierwszym rzucie w Normandii). Dlatego Brytyjczycy postawili ultimatum, albo oddanie brygady pod ich całkowite rozkazy, albo odebranie sprzętu i broni. Czyli rozwiązanie brygady. Sytuacja trudna zmusiła go do kompromisu.
Nie był ograniczony umysłowo, lecz był wybitnym dowódcą, który jeszcze przed akcją wskazał wszystkie słabe punkty operacji Market-Garden. Mało tego wskazywał także na możliwość pozytywnego zakończenia tej bitwy. Lecz decyzje już zapadły szukano tylko kozła ofiarnego. Brytole mu tego nie wybaczyli. Jego dowodzenie w Kampanii Wrześniowej też było prowadzone bez zarzutu. Utrzymanie pozycji w 1939r dawało wiele korzyści operacyjnych i osłaniało Warszawę. Posądzanie go o to, że bez przygotowania posłałby swoich żołnierzy na pewną śmierć jest pieprzeniem bez najmniejszych ku temu podstaw. Przeczytałem kiedyś artykuł w pewnej opiniotwórczej gazecie, że Sosabowski chciał aby orkiestra grała, kiedy będą skakać na spadochronach. Bzdura totalna, którą można traktować w kategoriach żartu, ale na pewno nie można stwierdzać, że takie były realne poglądy i wymagania, jakie stawiał Sosabowski swoim żołnierzom.
Sosabowski był doświadczonym oficerem frontowym, doceniał przeciwnika, był skrupulatnym organizatorem i planistą. To, że wielka polityka pokrzyżowała plany użycia jego Brygady, to już inna historia. Radzę się zastanowić, zanim ktoś siedząc sobie wygodnie przed komputerem po raz kolejny opluje czyjeś dobre imię, na które dana osoba zapracowała całym swoim życiem i gotowa była nawet poświęcić swoje życie. Kiedy było trzeba świecił osobistym przykładem.
Jak sobie wyobrażasz decyzje Sosabowskiego Grzegorzu? Wydaje rozkazy ładowania sprzętu w samoloty i siła zmusza pilotów Dakot, aby polecieli do Polski? Totalna bzdura.
Wystarczy spojrzeć, co stało się z jednostkami brytyjskimi po Arnhem - całą Dywizją, aby zrozumieć, dlaczego opierał się ich użyciu.
Awatar użytkownika
Krzys
Posty: 3136
Rejestracja: pn 16 lip, 2007 4:51 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Krzys »

Range: 1,600 mi (1,391 nmi, 2,575 km) dla C-47

To chyba tyle o użyciu brygady w kraju. Najkrótszą trasą brygada lecieć nie mogła tzn. mogła ale sądzę, że przestała by istnieć gdzieś w Niemczech zachodnich.
Każdy ma swojego Ur-a.
Awatar użytkownika
Jurek
Posty: 1399
Rejestracja: pt 28 maja, 2010 4:21 pm
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Jurek »

Daleko, fakt ale jeszcze jest kwestia dolecenia na holach szybowców. Podejrzewam ,że nikt nie sprawdzał jak taka lina holownicza zachowa się po powiedzmy 2000 km ciągłego naprężania i poważnej pracy sił.

To tylko aspekt fizyczno - techniczny , na którym się nie znam. By jednak Brygada mogła być jakoś sensownie użyta potrzebowałaby całego naprawdę potężnego wsparcia na miejscu. Przede wszystkim musiałaby mieć zabezpieczone strefy zrzutu, zorganizowaną aprowizację na miejscu. Byłoby organizacyjnie na tyle trudne ,że prawie nie do wykonania. Zdobycie lotniska czy zorganizowanie takiegoż improwizowanego byłoby trudne. Poza tym co innego miejsce zdobyć, a co innego utrzymać do czasu dolotu tak dużego związku operacyjnego. Bo zrzut "na cel" po takim dystansie byłby w zasadzie wykluczony. Przy tej odległości jego rezultaty byłyby zupełnie nieprzewidywalne. Dlatego też uważam ,że opcja zrzutu do Kraju była w zasadzie od początku nierealna. Żeby wszak wykonać zrzut i na ziemi pojawić się jako zorganizowany i zwarty oddział - Brygada musiałaby być transportowana w całości. Jak wspominał kolega Grzegorz, jest to tak świetny i piękny cel dla obrony lotniczej i przeciwlotniczej przeciwnika ,że aż grzech przegapić. A w wariancie zaproponowanym przez Krzysia Brygada leci przez rejony o największej gęstości obrony przeciwlotniczej i przez tereny stacjonowania bardzo poważnych sił myśliwskich. Też uważam ,że gdzieś w zachodnich Niemczech po Brygadzie zostałyby dymiące wraki samolotów.

Generał Sosabowski był z wykształcenia oficerem dyplomowanym piechoty. Co za tym idzie umiał i był przeszkolony w dowodzeniu związkami taktyczno - operacyjnymi piechoty. Wiemy przecież ,że w 1939 dowodzony przez niego Pułk radził sobie całkiem dobrze, a ówczesny pułkownik Sosabowski "zdał egzamin" z dowodzenia o ile to było możliwe w 1939. Działania na Zachodzie to jednak zupełnie inny temat. "Przekwalifikowanie" wyższego oficera do pracy w zupełnie innym rodzaju sił zbrojnych jest niesłychanie trudne. Wymaga kilku lat intensywnych studiów, ćwiczeń itd. I wcale nie jest powiedziane ,że taki oficer sobie poradzi w warunkach innej broni. Ocena jego działań bynajmniej nie będzie prosta i łatwa jeśli będzie się pamiętać o tym "szczególe". Zdecydowana większość dowódców świadoma swoich niedostatków w wyszkoleniu teoretycznym i praktycznym lub czująca się "niepewnie" nadrabia to drylem, rozdmuchaną dyscypliną. Czy tak było w przypadku Generała nie wiem, choć podejrzewam ,że być tak mogło.

Z kostrzyńskim pozdrowieniem,

Jurek
"Ufaj Szembekowi. Szembek nie zdradzi"
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

O tym wszystkim, o czym dyskutujemy tutaj w ramach 1. SBS, napisałem kiedyś artykuł do „Marsa”. Ma on objętość 257220 znaków, czyli objętość książki. Siłą rzeczy wkleić tego tutaj nie mogę. Artykuł wytłumaczyłby wszystko na bazie wszystkich nauk przyporządkowanych do lotnictwa, którymi to naukami w tym artykule się posłużyłem, a świadomie nie posłużyłem się stanem wiedzy tych nauk z XXI wieku, lecz z lat 30./40. XX wieku. Artykułu (dobrze ilustrowanego) nie opublikowałem, gdyż jego kończenie przypadło na moją życiową decyzję o radykalnym i bezpowrotnym rozstaniu się po prawie 30 latach z pisania czegokolwiek o historii, w tym m.in. o szeroko pojętej aeronautyce, technice i technologii lotniczej. Decyzji nie żałuję i z dzisiejszej perspektywy dostrzegam, że była bardzo słuszna. Na niewielką skalę wyjątek czynię dziś tylko dla jednego medium historyczno-lotniczego, gdyż jest ono inne niż reszta tego typu mediów.

Dyskutowanie w Polsce o procesie tworzenia 1. SBS jest identyczne jak dyskutowanie o wypadku Tu-154M pod Smoleńskiem z ludźmi reprezentującymi sektę smoleńską. Tego się po prostu nie robi. Superprecyzyjnie wiadomo, dlaczego do wypadku doszło, ale nikt przecież nie będzie dyskutował z fanatyzmem i groteskowym nacjonalizmem osób nie mających żadnego pojęcia o lotnictwie, lataniu i niczym co lotnicze, za to „wiedzących lepiej”. Żałuję, ale ja też do podobnej dyskusji o 1. SBS nie przystąpię. Wytłumaczenie na bazie nauk przyporządkowanych do aeronautyki, co było kompromitujące dla marzycielskich i skrajnie niekompetentnych twórców 1. SBS nie jest możliwe w internetowym poście, bo zajmuje to objętość książki, jak wspomniałem.

Zbrodniczość tworzenia 1. SBS jest do pewnego stopnia podobna do zbrodniczości tworzenia drugowojennego American Glider Program (AGP) US Army. W obu przypadkach desantowiec był mięsem armatnim już z założenia, albo z braku wyobraźni i wiedzy. Taki to był czas dla prawie wszystkich aliantów z „branży airborne” z wyjątkiem Brytyjczyków, gdzie wszystko było nader profesjonalne przynajmniej pod względem prawnym i naukowym (wykonawczo już niekoniecznie, ale to odrębna kwestia) i do tego prostego faktu należy się przyzwyczaić. Jeśli oczywiście ktoś ma zamiar być chłodnym i obiektywnym, bo z fanatyzmem, nacjonalizmem, pseudopatriotyzmem dyskusji nie ma. I ja do takich dyskusji nie przystąpię. Patriotyzm w wojsku oznacza tylko jedno – z powodu naszego profesjonalizmu giną żołnierze naszego wroga, a nie giną nasi żołnierze wyłącznie z naszej winy i na dodatek giną nawet nie ujrzawszy swojego wroga. Taki jest „patriotyzm” związany z całym procesem tworzeniem 1. SBS. „Patriotyzm” oparty na samounicestwieniu brygady bardzo daleko od planowanego miejsca lądowania dla wsparcia AK, czy to wsparcia Powstania Warszawskiego, czy jakiegokolwiek innego.

Podczas II wojny Amerykanie złamali w ramach AGP aż siedem paragrafów własnego prawa lotniczego, żeby w ogóle móc wykonywać szybowcowe operacje desantowe. Gen. Arnold powinien za to wisieć, bo zapłaciły za to życiem dziesiątki pilotów szybowcowych USAAF, ale jest ów generał bohaterem narodowym do dziś. Jak u nas Sosabowski – z niewiadomych powodów. Wszystkie narody II wojny potrzebują swoich szlachetnych (inaczej) mitów, a strony zwycięskiej nie stawia się przed prokuratorami, żeby nie wiem co na tej wojnie zrobiła. Zbrodniczość tworzenia 1. SBS jest nawet dalej idąca niż w AGP, gdyż po stronie USAAF było chociaż wiadomo, jak trzeba pogwałcić własne prawo, żeby rzucić pilotów szybowcowych jak mięso armatnie. W przypadku 1. SBS nawet nie było takiej wiedzy, o co w ogóle chodzi z szybownictwem wojskowym i w ogóle z możliwościami operacyjnymi ówczesnych samolotów transportowych, by nie powiedzieć, że w ogóle z jakąkolwiek wiedzą lotniczą. Dotyczy to wszystkich dziedzin nauki związanych zarówno z rzutem spadochronowym 1. SBS, jak i jej rzutem szybowcowym. Siły spadochronowo-szybowcowe USA i Wielkiej Brytanii powstawały będąc obstawione przez najwybitniejszych naukowców medycyny lotniczej i wszystkich innych nauk przyporządkowanych do lotnictwa oraz obstawione najwybitniejszymi pilotami samolotów wielosilnikowych, a także najwybitniejszymi pilotami szybowcowymi. W 1. SBS? Zero takich czynników. Za to w kategorii oderwanego od jakichkolwiek nauk i praktyki lotniczej marzycielstwa byli twórcy 1. SBS mistrzami świata, tego im odmówić nie sposób.

Jak dziś wyglądają dyskusje z fanatycznymi, bezkrytycznymi i niekompetentnymi miłośnikami sił spadochronowo-szybowcowych czy to US Army, czy 1. SBS? Wyglądają niemal identycznie. Złamanie przez Amerykanów prawa widać w relacjach ich pilotów szybowcowych, widać wręcz na fotografiach i widać w drugowojennych podręcznikach prawa lotniczego i manipulacjach tamże, gdzie niewygodne paragrafy usuwano z wydania na wydanie. Dziś, gdy pokazuję to, wówczas słyszę tylko inwektywy i słowa w rodzaju „Nie będziesz Gregory szargał naszych świętości i pluł nam w twarz – pisz sobie lepiej o głupocie polskiej kawalerii atakującej czołgi w 1939”. Na takim poziomie są to rozmowy. Identycznie jest w Polsce, ale – przepraszam – nie mam czasu na takie dyskusje.

Przytłaczająca większość polskich publikacji poświeconych 1. SBS wychodzi spod piór osób, które nigdy nie wykonały skoku spadochronowego, a już na pewno nie pilotowały samodzielnie szybowca na holu nad górami. I stąd mamy urojenia (nawet profesorów historii) o jakichś (także rozpatrywanych przez PSZ) wariantach „bałkańskim” lub „włoskim” mitycznego desantu 1. SBS w Polsce. Jest to tak żałosne, że nawet nie ma co komentować. Wsadziłbym takiego profesora do szybowca sportowego, żeby w nocy na holu (z wyłączonymi światłami nawigacyjnymi samolotu-holownika) przeleciał choć kilka kilometrów nad górami w warunkach zjawisk falowych i turbulencji. Nie przeżyłby pierwszych 2-3 kilometrów.

I tak jest dokładnie ze wszystkim, do jakiegokolwiek aspektu historii tworzenia 1. SBS by się nie dotknąć – amatorszczyzna, ignorancja, niekompetencja, marzycielstwo oderwane od jakiejkolwiek nauki i praktyki lotnictwa, izolowanie od procesu tworzenia brygady specjalistów lotniczych, którzy w pięć minut wyśmialiby cały ten proces. Wyśmialiby z ołówkiem w ręku robiąc do tych urojeń najprostsze lotnicze obliczenia. Jest to tak żałosne, że aż porażające.

Gen. Sosabowski chodzi po świecie i użala się, że on nie ma pilotów szybowcowych do brygadowych Hors, a w tym samym czasie jeden z najwybitniejszych pilotów szybowcowych świata, jeden z ojców polskiego szybownictwa, mjr inż. instr. pil. Szczepan Grzeszczyk, siedzi w Blackpool w Biurze Instrukcji i Tłumaczeń PSP i wykonuje prace dla osoby tego formatu niemal upokarzające. Gen. Sosabowski chodzi po świecie i użala się, że on nie ma pilotów szybowcowych do brygadowych Hors, a w tym samym czasie najwybitniejszy pilot szybowcowy świata, pierwszy w historii laureat Medalu Lilienthala FAI, ppor. pil. Tadeusz Góra, siedzi w Szkocji i uczy się w… Szkole Podchorążych Piechoty i Kawalerii Zmotoryzowanej. Za to szefem szkolenia w brygadzie zostaje płk wojsk lądowych Roman Saloni, który wątpię, aby kiedykolwiek powąchał nitrocellonu i dotknął się do ogona szybowca choćby sportowego, ale oczywiście marzy o wyszkoleniu przez niego jakichś fantastycznych 500 pilotów szybowcowych. Do tej mikroskopijnej ilość Hors rzutu szybowcowego Sosabowski miał do dyspozycji najwybitniejszych pilotów szybowcowych ówczesnego świata, bo takie było polskie przedwojenne szybownictwo, tylko trzeba było mieć o tym zielone pojęcie, którego Sosabowski i jego doradcy nie mieli, bo nie mieli nic wspólnego z lotnictwem – w przeciwieństwie do innych alianckich jednostek „airborne”. Piloci ci byli do wzięcia w pięć minut (jednym rozkazem NW) i z PSP, i z wojsk lądowych – tu najostrzej widać całą amatorszczyznę, ignorancję twórców-marzycieli tej brygady. Byli to piloci, którzy po jednym dniu „type ratingu” swobodnie pilotowaliby Horsy albo CG-4A, a po dwóch Hamilcary – gdyby tylko chcieli i gdyby dać im szansę.

I tak jest ze wszystkim w historii tworzenia 1. SBS. Jest to symfonia absurdów.

Słusznie powyżej wspomniano, że – na skutek flaku i współdziałania LW – 1. SBS lecąca nad Polskę zniknęłaby z grona ludzi żyjących już nad zachodnimi Niemcami. Obstawiałbym, że dużo wcześniej. Nawet gdyby samoloty C-47 miały dużo większy zasięg i mogły i wieźć 1. SBS nad morzami to wystarczyłby jeden cumulonimbus capillatus, aby unicestwić brygadę bez jednego strzału ze strony Niemców. Sosabowski nie był w stanie wyciągać wniosków nawet z pierwszego (międzykontynentalnego) desantu Amerykanów podczas II wojny i co z tego desantu zostało (ocalało) i co w ogóle z niego wyszło. Ten człowiek w ogóle nie miał pojęcia gdzie i jakiej szukać wiedzy na temat operacji powietrznodesantowych na dalekich dystansach. Był w Stanach Zjednoczonych i niczego się nie nauczył. Chciał do Polski lecieć na brytyjskich konopnych linach holowniczych. Dobre sobie. Gdyby miał pojęcie, czym dowodzi i czym się zajmuje, i gdyby w ramach swoich kompetencji troszczył się o żołnierzy, to załatwiłby zakup dla brygady najgrubszych szybowcowych lin holowniczych Du Ponta, nylonowych oczywiście o średnicy 15/16 cala. Załatwił? Taki jest obraz kompetencji tego człowieka do dowodzenia jednostką „airborne”. Był w Stanach i nie dowiedział się rzeczy podstawowej, z którą żadna polityka nie miała nic wspólnego - nie dowiedział się o decyzji aliantów, że (po fiasku desantu w Afryce) podczas II wojny nie będzie desantów dalekodystansowych, ale będą wyłącznie na najkrótszych możliwych odległościach. I że żadne IX TCC ani RAF nie dadzą się więcej wrobić w takie coś, jak w Afryce w 1942 r.

I takich przykładów można podawać bez końca.
Ostatnio zmieniony pt 15 kwie, 2016 3:23 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 2 razy.
Robspad
Posty: 73
Rejestracja: śr 19 wrz, 2007 12:08 am
Lokalizacja: £ód¼

Post autor: Robspad »

Jurku i Krzyśku. Posługujecie się pewnymi skrótami myślowymi i hasłami. Najkrótsza drogą, owszem, ale nie za wszelką cenę. Czy Sosabowski przewidujący straty i działania we wrześniu 1939 roku lub 1944 roku gotów był pod koniec 1943 roku na wysłanie swoich ludzi na śmierć?
Są tacy, którzy biorą to za pewnik. Ja jednak od wielu lat przyglądałem się tej sprawie i rozmawiałem z wieloma weteranami. Niemal wszyscy szeregowi (nie tylko szeregowcy) traktowali Sosabowskiego jak Ojca. Surowego i wymagającego, ale jednak Ojca dbającego o swoich żołnierzy. na karierze Sosabowskiemu nie zależało, bo odmówił propozycji objęcia dowództwa brytyjskiej dywizji. Pewne cele muszą być określone. Pod te cele i zadania organizuje się wojsko. Tym celem było wsparcie walki w Polsce. Ale od określenia celu do jego realizacji, jest bardzo daleka droga. Udział w Market-Garden, miał być generalnym sprawdzianem możliwości Brygady. Miała nabrać doświadczenia. Ale cel główny nadal był aktualny (do momentu spieprzenia tej bitwy przez Brytyjczyków). Po zajęciu Francji Belgii i Holandii droga lotnicza ulegała radykalnemu skróceniu w stosunku do tego, co narysował kolega Krzyś na mapce. Już wtedy pewna część samolotów Aliantów operowała z lotnisk położonych na Kontynencie także we Włoszech. Wielka polityka, jednak to inna sprawa. Jej prowadzenie nie jest celem żołnierzy, ale polityków. Polityka potrafi przekreślić pewne plany i tak było w tym przypadku. Okazało się, że Sowieci byli zbyt szybcy i nieustępliwi (ludzi tam przecież dostatek), a i Brytyjczycy mieli też swoje priorytety.
Robspad
Posty: 73
Rejestracja: śr 19 wrz, 2007 12:08 am
Lokalizacja: £ód¼

Post autor: Robspad »

Grzegorzu pięknie pieprzysz o niczym. W dodatku zaprzeczasz sam sobie, bo ta najlepsza brytyjska armia także posługiwała się linami konopnymi. Używanie bieżącej polityki w charakterze argumentu jest kompromitujące. Mam nadzieję, że nie należałeś do tych idiotów, którzy za Żyliczem powtarzali tezy o cywilnym samolocie i prywatnym locie?
Mam wrażenie, że w swojej manii ujawniania zbrodni wojennych żołnierzy PSZ niebawem dorównasz prokuratorom Nikołajowi Afanasjewowi i Romanowi Rudienko (m. in. od procesu szesnastu). Twoje oskarżenia są równie absurdalne. Niestety ludzie, których oskarżasz z taką swobodą nie mogą bronić się sami, zresztą wątpię, aby podjęli dyskusję z tymi argumentami i opluwaczami siedzącymi sobie wygodnie w kapciach i przeglądającymi internet, Ile lat zajmujesz się ta sprawą? Zapewne dłużej niż tworzyła się Brygada. Mam jednak wrażenie, że gdybyś to ty zajmował się tworzeniem brygady, to nigdy by nie powstała. Rozczarowałbyś się już pierwszego dnia, kiedy poszedłbyś do „supermarketu” kupić inne liny niż konopne. Są tacy, co wiecznie krytykują i nigdy nie stworzą nawet drużyny a są tacy, którym nawet ci Brytyjczycy gotowi są powierzyć dowództwo swoich doborowych jednostek. Masz rację, ze z fanatykami nie ma, o czym rozmawiać, wiec i ja nie mam zamiaru.
Natomiast jeżeli interesuje cię polityka, to w innym miejscu bardzo chętnie wyjaśnię, dlaczego prowadzenie śledztwa smoleńskiego było kompromitujące i jakie popełniono błędy, oraz dlaczego winę za kryzys tzw. konstytucyjny ponosi także PO oraz partię, którym utrzymanie tego stanu rzeczy jest na rękę - jest to ich kalkulacją polityczną. Myślę tu o KOD.
Ale to, jak wspomniałem temat na dyskusję w innym miejscu i nie na tym forum.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Krzys pisze:Range: 1,600 mi (1,391 nmi, 2,575 km) dla C-47

To chyba tyle o użyciu brygady w kraju. Najkrótszą trasą brygada lecieć nie mogła tzn. mogła ale sądzę, że przestała by istnieć gdzieś w Niemczech zachodnich.
Jurek pisze:Daleko, fakt ale jeszcze jest kwestia dolecenia na holach szybowców. Podejrzewam ,że nikt nie sprawdzał jak taka lina holownicza zachowa się po powiedzmy 2000 km ciągłego naprężania i poważnej pracy sił.
Słuszne słowa.

W ramach tego pustosłowia o „najkrótszej drodze” nie popartego ani nauką, ani konsultacją z odpowiednimi lotnikami PSP, wkleję fragment mojego artykułu o 1. SBS.

[center]------------------------------------[/center]

Hipotetyczny „wariant bałkański” przerzutu brygady do Polski jest taką samą kompromitacją polskiej „myśli wojskowej”, jak „myśli” brytyjskiej jest plan operacji „Market Garden”. Skoro gen. Stanisław Sosabowski był w historii „Market Garden” osobą z irytacją krzyczącą „co na to Niemcy?!” wówczas w „wariancie bałkańskim” też należy krzyczeć „co na to Niemcy?!”, gdyż rojąc coś o 1. SBS i Bałkanach wkraczamy na obszar absurdu. Czy może „nic na to Niemcy?”. Czy „nic na to Niemcy” w świetle nie wyszkolenia przez Sosabowskiego „pathfinderów” i w świetle konieczności lotu z desantem w biały dzień? Czy nad Jugosławią, Węgrami, Czechosłowacją i południową Polską nie było ani jednej lufy niemieckiej artylerii przeciwlotniczej? Czy nie byłoby tam interwencji ani jednego samolotu myśliwskiego Luftwaffe? „Co na to Niemcy?”, czy może „nic na to Niemcy?” Wzorcem może tu być dzienna operacja spadochronowo-szybowcowa „Varsity”. Jej armada powietrzna wdarła się nad teren kontrolowany przez Niemców na głębokość nie większą niż sześć kilometrów. W ciągu pierwszych kilkunastu minut desantu Brytyjczykom sama tylko artyleria przeciwlotnicza zestrzeliła 10 szybowców a Amerykanom 22 samoloty transportowe ze spadochroniarzami. Wydarzyło się to na dystansie zaledwie sześciu kilometrów. Dokonała tego armia niemiecka w stanie upadku i moralnego rozkładu na sześć tygodni przed końcem wojny. Z najdalej wysuniętego na północ krańca Jugosławii dystans pod Warszawę wynosi 670 km. Można sobie wyobrazić co, jeśli w ogóle cokolwiek, zostałoby z polskiej armady desantowej z 1. SBS po pokonaniu w powietrzu kilkudziesięciu kilometrów.

Wojenne loty szybowcowe nad Birmą są idealnym tego przykładem, jako loty, w których dobrze i długo szkoleni piloci szybowcowi USAAF w locie na holu nie dawali sobie rady z kontrowaniem sterami całej turbulencji górskiej wynikającej z termiki, prądów zboczowych i zjawisk falowych. Szybowce zderzały się i urywały z lin. Nie wytrzymywały tego nawet najlepsze ówcześnie na świecie patentowe szybowcowe liny holownicze firmy DuPont dużo mocniejsze i po wielokroć elastyczniejsze od kiepskich zrywających się lin brytyjskich, na których w USAAF nie wolno było latać. Amerykańscy świetnie wyszkoleni piloci szybowcowi, kształceni niczym na studiach inżyniersko-pilotażowych do stopnia FO lub podporucznika, nie byli zdolni do przewidywania za każdym razem, kiedy w zespół holownik-szybowiec uderzy prąd termiczny wstępujący lub zstępujący, albo też prąd wznoszenia zboczowego lub nastąpi duszenie na zawietrznej. Dla ciężkich szybowców o długim czasie reakcji sterów oznacza to katastrofę. Doszło w Birmie do tego, że trzeba było do zadań bojowych stosować małe trzymiejscowe szybowce szkolne TG-5, bo tylko takim sprzętem można skutecznie walczyć na holu z górskim najbogatszym z możliwych katalogiem zjawisk turbulencyjnych.

Powyższe czynniki nie stanowią ani „odkrycia birmańskiego”, ani „odkrycia” bieżącego roku, ani „odkrycia” piszącego te słowa. Jest to normalna wiedza o szybownictwie dostępna w latach 30. i 40. Dostępna każdemu, tylko nie polskiej 1. SBS i jej dowódcy. Rzeczą skandaliczną było igranie z życiem żołnierzy 1. SBS przez nieodpowiedzialnych twórców i dowódców tej brygady, za to nie skorzystanie z wiedzy na przykład człowieka, który „wariant bałkański” najprawdopodobniej już w zarodku wybiłby z głów wojsk lądowych PSZ. W skali świata na palcach jednej ręki można by policzyć takich pilotów szybowcowych z doświadczeniem w lataniu górskim, jak posiadacz srebrnej odznaki szybowcowej instr. pil. Michał Offierski – sierż. pilot bombowy PSP do roku 1943 dostępny dla 1. SBS. Czy ktoś w 1. SBS skorzystał z jego wiedzy rojąc o „wariancie bałkańskim”? Przed wojną był kierownikiem słynnej na całym świecie górskiej szkoły szybowcowej na Górze Żar i kierownikiem Wyższej Szkoły Szybowcowej w Katowicach, ustanowił trzy szybowcowe rekordy Polski i dwa rekordy świata. Byłby idealnym konsultantem do spraw „wariantu bałkańskiego”. Kpiną z życia żołnierzy rzutu szybowcowego 1. SBS jest także to, że nie zadano sobie najmniejszego trudu odnalezienia w szeregach PSZ przedwojennych pilotów sportowych dokonujących rozpoznania warunków latania nad Bałkanami w ramach trzech rajdów bałkańskich z lat 1933-1937. Ponieważ w lotnictwie, czy to wojskowym, czy to cywilnym, zawsze myśli się o wszystkim i przewiduje wszystko, w przeciwieństwie do wojsk lądowych, polskie rajdy bałkańskie nie były tylko sportową przygodą, ale miały za zadanie konkretne rozpoznanie szczegółowych parametrów wykonywania lotów nad Czechosłowacją, Bułgarią, Rumunią, Węgrami, Grecją i Jugosławią. Było to rozpoznanie jak z najlepszego wywiadu lotniczego. Z punktu widzenia 1. SBS był to informacyjny skarb do czerpania z niego garściami, gdyby ktokolwiek w 1. SBS poważnie i profesjonalnie traktował swoje dowódcze obowiązki.

Silne zjawiska falowe rozpoczynają się już od wysokości wzniesień 400 metrów. Wyimaginowana trasa „wariantu bałkańskiego” 1. SBS to nieustanne pasma gór o wysokościach od 539 m do 2764 m. Można by długo pisać o tym, co by to oznaczało dla ciężkich polskich szybowców Horsa na najbardziej zawodnych linach holowniczych – na brytyjskich linach, o których poniżej. Na linach brytyjskich, gdyż gen. Sosabowski całkowicie marnując swoją wizytę w Stanach Zjednoczonych nie dowiedział się w ramach swojego braku wiedzy na temat tego, o co w ogóle pytać sojuszników, że są liny lepsze niż brytyjskie, mocniejsze i bardziej elastyczne. Zderzyłyby się te szybowce z kompletem najtrudniejszych dla szybownictwa zjawisk atmosferycznych, z jakimi radzą sobie tylko wysokowyczynowi piloci szybowcowi w szybowcach natychmiast i bardzo dynamicznie reagujących na wychylenia sterów. Wszystkie katastrofy amerykańskich szybowców w Birmie byłyby niczym w porównaniu z tym, co natura zrobiłaby z szybowcami 1. SBS w jej urojonym „wariancie bałkańskim”. Olbrzymiej części tych zjawisk można by uniknąć po wzniesieniu się na wysokość maksymalnego pułapu samolotów C-47, czyli na 7000 m. Tu następuje powrót do marzycielstwa i skrajnej ignorancji twórców i dowództwa 1. SBS. Podczas takiego lotu wprawdzie odsetek uratowanych szybowców bardzo radykalnie wzrósłby, pytanie tylko, na jak długo, przez ile minut? W holujących szybowce samolotach C-47 bardzo grubo i ciepło ubranej załodze automatycznie na wysokości 3000 m włączyłby się dopływ tlenu do masek tlenowych załogi, bo tak zgodnie z przepisami o bezpieczeństwie lotów działały automatyczne dozowniki aparatury tlenowej. Co miałoby się włączyć w polskich szybowcach, skoro nikt nie myślał w 1. SBS o medycynie lotniczej, a jedynie o magii jeżdżenia palcem po mapie? Na wysokości 7000 m wprawdzie lot szybowców Horsa na holu byłby spokojniejszy, ale gradient temperatury w troposferze sprawiłby, że ludzie na pokładach szybowców zaznaliby (w zależności od wilgotności powietrza) temperatury niższej o ok. 45÷70° C, niż na poziomie morza. Jeśli nie Luftwaffe i nie niemiecka artyleria przeciwlotnicza, to warunki meteorologiczne, albo też niedotlenienie i hipotermia zniszczyłyby rzut szybowcowy 1. SBS daleko przed Polską w jej „wariancie bałkańskim”. Tajemnicą umysłów nieodpowiedzialnych i niekompetentnych twórców 1. SBS pozostanie to, jak sobie wyobrażano przelot nad Bałkanami i kto stanąłby przed sądem za ciąg katastrof polskich szybowców na tej trasie?
Robspad
Posty: 73
Rejestracja: śr 19 wrz, 2007 12:08 am
Lokalizacja: £ód¼

Post autor: Robspad »

Masz jakiś dowód na opracowanie "planu bałkańskiego", czy to kolejna fantasmagoria przypisywana Sosabowskiemu?

Jeżeli zacznę przeglądać oferty wycieczki na księżyc internecie, to nie znaczy jeszcze, że już się zdecydowałem na taką wyprawę.

Obszernie rozpisujesz się tu o szybowcach itd. Ale przypominam, że Brygada nie miała własnych środków transportu. W tym zakresie była całkowicie uzależniona od Aliantów. Słyszałeś o czymś takim, jak podział zadań? Polega to na tym, że jedni zajmują się szkoleniem bojowym inni środkami transportu. To, w jaki sposób Brygada zostanie przetransportowana, powierzono nie mniejszym fachowcom z RAF, którzy od początku wojny zajmowali się budową, analizą użycia sprzętu i z cała pewnością mieli większą wiedzę, niż przedwojenny miłośnik-amator. Szybowiec desantowy, to jednak nie to samo, co przedwojenny polski szybowiec. Piszesz wcześniej, że każdy po kilkunastu minutach mógł posiąść tą wiedzę, więc chyba nie jest to zbyt skomplikowana materia. Ja jednak uważam, że nawet kierowca rajdowy formuły1 nie powinien bez odpowiednich uprawnień i szkolenia pakować się za kierownicę TIRa, bo skończy przynajmniej, jak Kubica.

Sosabowski miał nie mało kłopotów z ukompletowaniem stanów swojej Brygady a Ty jeszcze nakładasz mu na głowę kwestie szybowcowe. Bądź pewien, że na pewno wiedział, jakie są podstawowe parametry techniczne brytyjskich i amerykańskich szybowców. Do objaśnienia tych kwestii nie był mu potrzebny przedwojenny amator-miłośnik szybownictwa na etacie w Brygadzie. Nie wiem czy mówimy o tym samym człowieku, bo nie podejrzewam cię, aż o taką ignorancję, ale 08/09.06.1942 Wellington IV
BH-V (Z1382) Sgt (pil.) Michał Offierski, jako drugi pilot w ataku paniki wyskoczył z uszkodzonego samolotu na spadochronie i trafił do niewoli; reszta załogi w samolocie spokojnie powróciła do Wlk. Brytanii: F/O (pil.) Edmund Fojud, F/O (naw.) Marian Skubała, Sgt (rtg.) Leon Trzebiatowski, Sgt (strz.) Eugeniusz Kwiatkowski i Sgt (strz.) Władysław Konieczny. Jak widać, jego dostępność była mocno dyskusyjna. Nie chce mi się sprawdzać innych, bo to i tak bezcelowe.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Jurek pisze:To tylko aspekt fizyczno - techniczny , na którym się nie znam. By jednak Brygada mogła być jakoś sensownie użyta potrzebowałaby całego naprawdę potężnego wsparcia na miejscu.
No właśnie, pytanie na jakim miejscu? Jako żywo zainteresowany tematem przyswajam wszystkie publikacje o 1. SBS, także najnowsze. W przytłaczającej większości jest to umysłowa tragedia* (bo zajmowanie się historią to nie tylko ordynarne przepisywactwo papierów z IPiMS, chociaż ono zdominowało Polskę) i mogę tylko współczuć czytelnikom tego typu rzeczy. Zajmowanie się historią wojsk „airborne” nie zwalania od zajmowania się techniką, technologią, lotnictwem i wszystkimi jego naukami, logiką i wizją lokalną, że tak powiem.

Gdy czytam na przykład wizje fantastów, że brygada mogłaby podobno lądować w Kampinosie i wskazuje się nawet owe magiczne miejsca w Kampinosie (a nie piszą tego warszawianie znający Kampinos) to mnie po prostu śmiech ogarnia, bo ja w tych niby idealnych miejscach do lądowania 1. SBS „w Kampinosie” jestem raz na kilka tygodni z moim psem. I z rozbawieniem oglądam te „idealne” miejsca do lądowania, a przy tym znam techniczno-operacyjne możliwości IX TCC w celności zrzutów (ludzi i zasobników), bo się tym (niemal) zawodowo zajmuję. Wszystkie mrzonki tego typu o lądowaniu brygady w Kampinosie są po prostu śmieszne.

Dopiero w operacji „Repulse” zaledwie zaczęto uzyskiwać w miarę satysfakcjonujące wyniki w celności zrzutów a i to dzięki specjalnym samolotom C-47, które można było policzyć na palcach oraz dzięki (wyjątkowo) świetnej współpracy z własnymi wojskami lądowymi. Żadna taka współpraca z nie znającą angielskiego AK, a już na pewno nie angielskiego lotniczego, nie wchodziłaby w rachubę. Musiałaby dla AK wylądować w Polsce na spadochronach najpierw „parszywa trzynastka” pathfinderów IX TCC (tych, którzy obsługiwali „Repulse”), aby w ogóle zacząć marzyć o jakimkolwiek w miarę celnym zrzucie 1. SBS pod Kampinosem - raczej pod, a nie „w”, choć to zależałoby jeszcze od jakości przydzielonych nam pilotów samolotów i szybowców. Nie dostrzegam powodów, dla których alianci mieliby chcieć pozbyć się tej unikatowej dla nich „parszywej trzynastki” mimo jej łotrzykostwa. Polacy też by tego nie zrobili dla żadnego z aliantów.

Mój niegdysiejszy instruktor spadochronowy - postać wybitna w powojennym polskim spadochroniarstwie, a dla wielu kultowa z racji jego występów na spadochronie dla władz państwowych - zawsze mawiał: „Gdy spadacie na las, to ściskać nogi, ściskać cholera jasna z całych sił i jeszcze raz ściskać, żeby się nie stać ciocią”. Jak tak sobie patrzę na wymarzone przez polskich pseudohistorycznych fantastów miejsca do lądowania 1. SBS „w Kampinosie” to mi skóra cierpnie, ilu nieszczęśników z 1. SBS stałoby się „ciociami” po tym wymarzonym przez pseudopatriotów desancie pod Warszawą.

I tak samo patrzę na to jako pilot szybowcowy. Tam, gdzie ci fantaści (którzy w życiu nie dotknęli się do szybowca) wskazują te „idealne” miejsca w Kampinosie (który dobrze znam) to być może dałoby się wylądować lekkim CG-4A ale tylko taką techniką „cyrkla”, jak to robili USAAFowcy w ataku na lotnisko Myitkyina. Horsa w jednym kawałku by tego nie przetrzymała, zresztą Horsą „cyrkla” nie dawało się zrobić i gdzieś w końcu Horsy 1. SBS musiałyby się porozbijać o kampinoskie drzewa.

Żeby było śmieszniej, jest w Kampinosie pewne dość duże miejsce idealne, niczym stworzone dla desantu zarówno spadochronowego, jak i szybowcowego, 1. SBS. Miejsce-ideał pod każdym względem - z pewnych bardzo konkretnych względów jako (potencjalny) pilot Horsy niczego nie obawiałbym się tam nawet podczas nocnego lądowania. Ale jak na ironię, żeby było idiotyczniej, tego idealnego miejsca wewnątrz Kampinosu nikt z historycznych publicystów-fantastów nie wskazuje, bo to niestety trzeba znać Kampinos i jeszcze mieć jakieś pojęcie o szybownictwie, spadochroniarstwie i możliwościach operacyjnych IX TCC.

No ale cóż - z pewnymi odmianami „patriotyzmu” nie ma co dyskutować. Chociaż tę wielką mądrość wyniosłem z 30 lat pisania o historii i tym większy luz mi ona daje. Luz z olbrzymim uśmiechem i z jakże dobrym pomysłem na życie, aby radykalnie się z pisaniem o historii rozstać :-) :-) :-) Ku mojej wielkiej uldze. Wreszcie mam czas na rower, którym, a jakże, szaleję po Kampinosie idealnym do lądowania dla 1. SBS :-)

Jaki jest „poziom” współczesnej dyskusji o historii 1. SBS to właśnie macie okazję oglądać. Gdy nie ma argumentów merytorycznych, technicznych, lotniczych, operacyjnych z dziedziny spadochroniarstwa i szybownictwa wojskowego to się to robi po pisowsku-ipeenowsku, czyli wyciąga się teczkę i rozpoczyna się babranie w życiorysach. Proponuję nie krygować się i udać się do IPN, bo a nuż się okaże, że byłem członkiem PZPR, albo nawet TW. I wtedy wszystko będzie już jasne. :-) :-) :-)

_______________________________

* Spośród autorów większych form publicystycznych wyłączony jest z tego G. F. Cholewczynski, dla którego mam wielki szacunek za to, że nie stracił obiektywizmu i rozumu pisząc o 1. SBS, choć miałbym wiele uwag do jego pracy.

Spośród autorów mniejszych form jest członek Odwachu i jego bardzo szanuję z innych powodów, których tu wymieniać nie będę, bo nie o tym jest wątek.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Jurek pisze:Generał Sosabowski był z wykształcenia oficerem dyplomowanym piechoty. Co za tym idzie umiał i był przeszkolony w dowodzeniu związkami taktyczno - operacyjnymi piechoty. Wiemy przecież ,że w 1939 dowodzony przez niego Pułk radził sobie całkiem dobrze, a ówczesny pułkownik Sosabowski "zdał egzamin" z dowodzenia o ile to było możliwe w 1939. Działania na Zachodzie to jednak zupełnie inny temat. "Przekwalifikowanie" wyższego oficera do pracy w zupełnie innym rodzaju sił zbrojnych jest niesłychanie trudne. Wymaga kilku lat intensywnych studiów, ćwiczeń itd. I wcale nie jest powiedziane ,że taki oficer sobie poradzi w warunkach innej broni.
Tak jest.

Mam dobrą opinię o polskich Naczelnych Wodzach PSZ i to nie byli głupcy, którzy nie mieliby pojęcia, że II RP miała szkolnictwo szybowcowe paramilitarne (tzw. PWSzyb) i że w PSZ znalazły się zapewne setki, jeśli nie tysiące, przedwojennych pilotów szybowcowych. W roku 1939 było w Polsce 34200 członków kół szybowcowych; 14144 pilotów szybowcowych kategorii A i B; 4062 pilotów szybowcowych kategorii C; 225 pilotów kategorii D. Łącznie do wybuchu wojny było w Polsce 52631 osób w różnych stadiach wyszkolonych w pilotażu szybowców. Polska miała największy po stronie alianckiej potencjał i zasoby pilotów szybowcowych. Takie np. USAAF nawet nie mogłyby marzyć choćby o 1/10 takiego kapitału. Od 1941 do 1945 r. z najwyższym trudem wyszkolili zaledwie ok. 6 tys. pilotów szybowcowych. A PSZ na dzień dobry miały ich tyle, że mogłyby nimi obsłużyć 10 takich 1. SBS. Tym bardziej kompromitujące dla gen. Sosabowskiego jest to, co on wygadywał o braku polskich pilotów szybowcowych i ze chciał ich sobie „wykształcić” rękami oficera wojsk lądowych nie mającego zielonego pojęcia o szybownictwie i lotnictwie w ogóle.

I to jest dowód na to, że 1. SBS była de facto niczym - była tylko jednostką propagandową ku pokrzepieniu serc AK. Proste pytanie: Dlaczego kolejni Naczelni Wodzowie skazywali tego nieszczęsnego Sosabowskiego na uwłaczające jego godności chodzenie po świecie i opowiadanie aliantom andronów, że PSZ rzekomo nie mają pilotów szybowcowych, gdy miały najwybitniejszych w skali świata? No dlaczego? Dlaczego Sosabowskiemu nie powiedziano czegoś w rodzaju: Daj sobie spokój chłopie z tym użalaniem się, że nie masz pilotów szybowcowych, bo przecież w PSZ mamy ich bardzo wielu i to najlepszych po stronie alianckiej, ale twoja brygada jest tylko propagandową fikcją, która nigdy nie poleci do Polski, bo nie ma takich możliwości technicznych przy obecnym stanie techniki lotniczej u aliantów. A poza tym alianci po Afryce i po klapie z 1942 r. zdecydowali, że nigdy już nie zaangażują się w żadną operację typu airborne na dalekim dystansie.

W kategoriach czysto ludzkich, prestiżowych, bardzo mi żal Sosabowskiego. Czy dla aliantów nie był taki polski generał pośmiewiskiem zważywszy, że w przedwojennej Polsce wykształcono 340 zagranicznych pilotów szybowcowych, w tym amerykańskich i brytyjskich? Czy można było z punktu widzenia Brytyjczyków patrzeć poważnie na generała z państwa, które do roku 1939 wykształciło ponad dwukrotnie więcej zagranicznych pilotów szybowcowych z całego świata, niż miały ich USAAF w roku 1942, a twierdzącego, że on nie może znaleźć 90 pilotów szybowcowych dla swojej brygady? Czy Brytyjczycy i Amerykanie z kadr dowódczych wojsk typu airborne to byli głupcy, którzy niczego nigdy nie czytali o szybownictwie i nie wiedzieli, że Polska była potęgą szybowcową i że ich właśni piloci szybowcowi byli szkoleni w polskich szkołach szybowcowych, a tu jakiś Sosabowski chodzi i opowiada dyrdymały, że on jakoby nie ma zaledwie kilkudziesięciu pilotów do jego Hors? Jest to po prostu poniżające dla gen. Sosabowskiego, ale wrobiono go w to przy jego akceptacji. Tak jak Jurek w pewnym sensie sugeruje - Sosabowski nie wiedział, do czego się dotknął, nie ogarniał tego umysłem i nie zdawał sobie sprawy z tego, przedmiotem jakiej gry i jakiej polskiej propagandy na użytek AK stał się on i podlegli mu żołnierze. Propagandy wizerunkowej całkowicie pozbawionej możliwości przerzutu do Polski.

1. SBS to jest niestety jeden wielki absurd.
Robspad
Posty: 73
Rejestracja: śr 19 wrz, 2007 12:08 am
Lokalizacja: £ód¼

Post autor: Robspad »

Absurdem jest prowadzenie dyskusji z Zychowiczami współczesnej historii. Przeczytałem do momentu, w którym napisał, że Akcja Burza miała na celu witanie z kwiatami wkraczających wojsk Sowieckich. Grzesiu u Ciebie widzę podobny obłęd 1944.
Faktycznie lepiej będzie, jak przestaniesz pisać.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Wydawało mi się, że temat umarł i w sumie nie mam zamiaru powtarzać tego samego, co w ostatnich postach wyłożyli Grzegorz, Jurek i Krzyś.
Odniosę się tylko do kilku kwestii przytoczonych przez Roberta.

Robspad pisze:Ja jednak od wielu lat przyglądałem się tej sprawie i rozmawiałem z wieloma weteranami. Niemal wszyscy szeregowi (nie tylko szeregowcy) traktowali Sosabowskiego jak Ojca. Surowego i wymagającego, ale jednak Ojca dbającego o swoich żołnierzy.
Wiesz, Robercie, ja bardzo cenię sobie unikatowe i nieosiągalne prawie już dziś doświadczenie, jakim jest rozmowa z weteranem. Przeprowadziłem ich również wiele.
Jest to jedno ze źródeł, z pewnością, nie mniej na pewno nie do końca wiarygodne, zwłaszcza, gdy rozmawia się po upływie pięćdziesięciu czy więcej lat.
Przeciętny weteran brygady chwalił będzie Sosaba-tak, jak weteran II Korpusu będzie w stanie wszcząć awanturę w obronie generała Andersa. Inne było bowiem postrzeganie oficerów, zwłaszcza tych wysokiego szczebla, przez szeregowych, którzy nie znali szerszego kontekstu, a inne musiało być i być musi z punktu widzenia operacyjnego, strategicznego, czy wreszcie-dziejów.
Robspad pisze:na karierze Sosabowskiemu nie zależało, bo odmówił propozycji objęcia dowództwa brytyjskiej dywizji.
Niestety, im więcej i im częściej o tym czytam, tym więcej szukam i w żadnym z opracowań czy źródeł brytyjskich nie znalazłem wzmianki na ten temat. Obawiam się, że ktoś z przysłowiowego poklepania po plecach, czy też iście brytyjskiej kurtuazji, uczynił mit i sacrum brygadowej legendy.
No, oczywiście, jest też opcja, że kłamliwi Brytyjczycy znów próbują tuszować dokonania Polaków.
Robspad pisze:Udział w Market-Garden, miał być generalnym sprawdzianem możliwości Brygady. Miała nabrać doświadczenia. Ale cel główny nadal był aktualny (do momentu spieprzenia tej bitwy przez Brytyjczyków).
Sprawdzianem przed czym? Jaki główny cel był aktualny?
Desant w Polsce? We wrześniu 1944 roku?!
O samych przyczynach klęski operacji też można by dywagować, nie mniej nie sprowadzałbym tego do "spieprzenia jej przez Brytyjczyków".
Robspad pisze: Po zajęciu Francji Belgii i Holandii droga lotnicza ulegała radykalnemu skróceniu w stosunku do tego, co narysował kolega Krzyś na mapce. Już wtedy pewna część samolotów Aliantów operowała z lotnisk położonych na Kontynencie także we Włoszech.
Tak, ale pragnę nadmienić, że nadal przelatujemy nad Niemcami, nadal pozostają uwarunkowania pułapu, możliwości technicznych samolotów i wszystkiego, o czym była mowa wcześniej.
Robspad pisze:Wielka polityka, jednak to inna sprawa. Jej prowadzenie nie jest celem żołnierzy, ale polityków. Polityka potrafi przekreślić pewne plany i tak było w tym przypadku. Okazało się, że Sowieci byli zbyt szybcy i nieustępliwi (ludzi tam przecież dostatek), a i Brytyjczycy mieli też swoje priorytety.
Może i inna, ale nie jest tak, że wojsko jest apolityczne i działa od tej polityki niezależnie.
I nie przekonasz mnie, że jesienią roku 1944 ktoś służący w tak wysokim stopniu, jak Sosabowski, nie wiedział o tej polityce nic.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mike pisze:...nie jest tak, że wojsko jest apolityczne i działa od tej polityki niezależnie.
I nie przekonasz mnie, że jesienią roku 1944 ktoś służący w tak wysokim stopniu, jak Sosabowski, nie wiedział o tej polityce nic.
Widzisz Michale, problem z „sektą 1. SBS” jest taki, że dyskusja z nią jest nie na argumenty i nie na mierzalne parametry naukowe wszystkich nauk związanych z aeronautyką, ale jest to dyskusja na emocje. A taka „dyskusja” nigdy się nie uda. Dla „sekty 1. SBS” wszystko jest albo emocjonalne, albo polityczne, bo Teheran, bo Jałta, bo Poczdam, bo draństwo aliantów, którzy nas sprzedali, itd., itp. I weź z takimi „dyskutuj” :-) :-) :-)

Do umysłowości tego bractwa nie dotrze przecież, że w Stanach Zjednoczonych leży dokument, który mówi (z nazwiskami strony amerykańskiej, brytyjskiej i polskiej), że władzom wojskowym PSZ alianci jasno powiedzieli na długo przed mitycznym Teheranem, że przerzut 1. SBS do Polski jest niemożliwy wyłącznie z przyczyn techniczno-operacyjnych. Żaden drugowojenny samolot IX TCC nie był w stanie tego bezpiecznie zrobić (i oblicza się to szybko) i alianci Polaków nie okłamywali, a polityka nie ma nic do tego. Jest to kwestia czysto techniczna i operacyjna z zakresu bezpieczeństwa lotów. Ale sekcie tego nie przetłumaczysz.

Jakim ja jestem szczęśliwym człowiekiem, że umyłem ręce od pisania o tych sprawach :-) :-) :-)
Mike pisze:Tak, ale pragnę nadmienić, że nadal przelatujemy nad Niemcami, nadal pozostają uwarunkowania pułapu, możliwości technicznych samolotów i wszystkiego, o czym była mowa wcześniej.
Tak jest.

Nie ma lepszej symulacji dla wspomnianych fantasmagorii o starcie 1. SBS z Beneluksu niż operacja „Varsity” - najbardziej krwawa w historii, a przecież ta masakra odbyła się, jak wspomniałem, bo obliczyłem to na mapach XVIII KPD, na dystansie zaledwie 6 km trzymanych przez Niemców. Można sobie wyobrazić, gdzie spadłby ostatni C-47-holownik polskich Hors i ostatni C-47 ze spadochroniarzami 1. SBS.
Mike pisze:Przeciętny weteran brygady chwalił będzie Sosaba-tak, jak weteran II Korpusu będzie w stanie wszcząć awanturę w obronie generała Andersa.
W tym kontekście można wspomnieć, jak bardzo Brytyjczycy byli - i w pewnym sensie są do dziś - dumni z tego, że twórcą i współtwórcą całego systemu szkolnictwa ich wojskowych pilotów szybowcowych był Air Commodore John Adrian Chamier - absolwent najsłynniejszej szkoły szybowcowej ówczesnego świata, czyli niemieckiej szkoły w Wasserkuppe, którą ukończył w roku 1930. A kogo spośród polskich szybowników mogą wspominać żołnierze w jakikolwiek sposób związani z rzutem szybowcowym 1. SBS? Polskie szkoły szybowcowe w niczym niemieckim nie ustępowały, tak jak nasi szybowcowi mistrzowie krajowi i świata w niczym nie ustępowali niemieckim, by nie powiedzieć, że nieraz ich przewyższali. Wiadomo kogo mogą wspominać ludzie rzutu szybowcowego 1. SBS spośród polskiej elity szybowcowej, jaka znalazła się w PSZ. Nikogo. Pierwszy z brzegu polski pilot szybowcowy byłby niebezpieczny dla twórców 1. SBS i wyleciałby z niej z hukiem, bo w mig zrobiłby obliczenia i „feasibility study” do urojeń o przerzucie brygady do Polski. Do takich obliczeń nawet nie trzeba było pilota z licencją na samoloty wielosilnikowe, bo to zrobiłby każdy pilot. Dla gen. Sosabowskiego autorytetem był w knajpie podchmielony amerykański pilot z I TCC, ale nigdy żaden polski pilot, ani samolotowy, ani szybowcowy, chociaż mieliśmy ich najwybitniejszych na świecie. I to się komentuje samo jako obraz kompetencji generała Sosabowskiego do dowodzenia jednostką o profilu spadochronowo-szybowcowym. Drugiego tak niekompetentnego generała po stronie alianckiej (w wojskach „airborne”) nie da się wskazać.
Ostatnio zmieniony sob 16 kwie, 2016 12:41 am przez Grzegorz, łącznie zmieniany 7 razy.
Awatar użytkownika
Grohl
Administrator
Posty: 1320
Rejestracja: pt 31 mar, 2006 2:53 pm
Lokalizacja: Szamotu³y/Poznañ
Kontakt:

Post autor: Grohl »

Uprzejmie proszę o:
- zrezygnowanie z wyrazów wulgarnych,
- zrezygnowanie z wycieczek osobistych,
- zrezygnowanie z dyskusji o aktualnej sytuacji politycznej.

To pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.
Zablokowany