Szybowce w Bastogne

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Szybowce w Bastogne

Post autor: Mike »

Wczoraj, 26 grudnia, w 68. rocznicę wydarzeń z 1944 roku, na portalu infolotnicze.pl ukazał się ciekawy artykuł autorstwa naszego kolegi Grzegorza, traktujący o operacji Repulse - szybowcowym wsparciu dla wojsk okrążonych w Bastogne.

https://www.infolotnicze.pl/2012/12/26/ ... e-czesc-1/

O kontrofensywie niemieckiej w Ardenach słyszeli wszyscy. O broniącej się w Bastogne 101. Dywizji Powietrzno Desantowej Screamin` Eagles też. Wielu z nas potrafi przywołać choćby jedną z operacji wojsk powietrzno desantowych na froncie zachodnim II wojny światowej. Będzie to jednak D-Day, operacja Market-Garden czy Varsity.
Szczerze mówiąc, to wcześniej o Repulse wiedziałem tylko, że... było coś takiego. I nic więcej.
Tym bardziej chętnie rzuciłem się na Grzegorzowy artykuł. To dopiero część pierwsza, ale już wprowadza nas w tajniki tego zapomnianego epizodu wojny.
Mnie szczególnie zainteresowały wątki stricte powietrzno desantowe. Jakże odmiennie kształtuje się z nich wizerunek amerykańskich pilotów szybowcowych, gdy porównamy ich z brytyjskim Glider Pilot Regiment! Ciekawe są też tematy dotyczące pathfinderów, których rozwój i próby prowadzone w ramach przygotowań polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej do akcji kiedyś intensywnie śledziłem.
Polecam! I zachęcam do dyskusji na forum!infolotnicze.pl
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mike pisze:Mnie szczególnie zainteresowały wątki stricte powietrzno desantowe. Jakże odmiennie kształtuje się z nich wizerunek amerykańskich pilotów szybowcowych, gdy porównamy ich z brytyjskim Glider Pilot Regiment!
Będzie o tym więcej w kolejnej części tekstu. Jest to rzadki skandal w wykonaniu betonu US Army, jak traktowano pilotów szybowcowych poza USA, gdy już znaleźli się poza przyjazną im kontrolą cywilnych władz lotniczych względnie pilnujących spraw szybownictwa w ojczyźnie, chociaż to wszystko i tak było takie właśnie względne z powodu wojny. Dziwię się, że nie doszło do buntu pilotów szybowcowych USAAF, bo Ameryka bunt taki znała już bardzo dobrze z roku 1934. Za takie samo traktowanie pilotów transportowych wybuchł wtedy bunt w USAAC, były wytoczone sprawy karne przeciwko pilotom, ale na szczęście sam prezydent Roosevelt wziął ich w obronę. USAAC nie wyciągnął z tego żadnych wniosków. To samo draństwo beton US Army wykonał podczas II wojny na pilotach szybowcowych, których traktowano jak z góry spisanych na straty samobójców. Prawo lotnicze było dla pilotów myśliwskich i bombowych, ale już nie dla szybowcowych. Pilota szybowcowego traktowano jak gladiatora każąc mu latać z naruszeniem wielu paragrafów prawa lotniczego, wszystkich możliwych norm bezpieczeństwa, wręcz wbrew mechanice lotu. W Stanach Zjednoczonych był rozpasany kult pilota myśliwskiego, ewentualnie czasem jeszcze bombowego, transportowego traktowano już jak powietrze, a szybowcowego jak śmiecia. A przecież ci ludzie byli tak samo dobrze wykształceni i wyszkoleni, jak piloci samolotowi z potężną dozą wiedzy inżynierskiej. Nawiasem mówiąc pilot szybowcowy USAAF musiał być także pilotem samolotowym z uprawnieniami do holowania szybowców, więc tym bardziej jest to wszystko zawstydzające dla USAAF.

Ale tak to było, skoro USAAC nienawidził szybownictwa przez cały okres międzywojenny, szydził z niego, nie rozumiał go i nawet nie próbował. Ciemnogród po prostu niewyobrażalny. Gdy to porównać z Wielką Brytanią to na przykład Air Commodore John Adrian Chamier, czyli szef Air Training Corps, był absolwentem niemieckiej szkoły szybowcowej w Wasserkuppe – ówcześnie najsłynniejszej szkoły szybowcowej świata. Chamier zaliczył ją już w 1930 roku. W tym czasie USAAC pukał się w czoło na widok szybowców. Od pierwszej połowy 1931 roku w Wielkiej Brytanii oficjalnie zezwolono na funkcjonowanie klubów szybowcowych w bazach RAF. To były rzeczy niewyobrażalne w USA. Takie VIP-y amerykańskiego lotnictwa, jak m.in. pułkownicy Lindbergh i Rickenbacker, apelowali do władz wojskowych o opamiętanie i w kwestii szybownictwa branie przykładu z Europy, ale nic to nie dało. I podczas II wojny życiem płacili za to piloci szybowcowi USAAF, bo większość z nich zginęła nie od ognia niemieckiego, a będąc zabitym rękami bezmyślnego urzędnika wojskowego. Artykuł o Bastogne nie jest wprawdzie o tych sprawach, ale siłą rzeczy muszę parę takich kwestii tam poruszyć.

Brytyjski pilot Glider Pilot Regiment zawsze cieszył się podziwem i szacunkiem, a pilot szybowcowy USAAF w zasadzie po cichu odszedł gdzieś do jakiegoś ciemnego kąta historii.
Mike pisze:Ciekawe są też tematy dotyczące pathfinderów, których rozwój i próby prowadzone w ramach przygotowań polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej do akcji kiedyś intensywnie śledziłem.
Wspomniana przeze mnie w artykule Filthy 13 („Ohydna trzynastka”) to są protoplaści filmu „Parszywa dwunastka”. Jeśli prawdą są związki naszych ludzi z 1. SBS ze szkołą pathfinderów 101. DPD to te wszystkie oryginały z „Ohydnej trzynastki” musiały znać chociaż z widzenia naszych spadochroniarzy.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Grzegorz pisze:Za takie samo traktowanie pilotów transportowych wybuchł wtedy bunt w USAAC, były wytoczone sprawy karne przeciwko pilotom, ale na szczęście sam prezydent Roosevelt wziął ich w obronę. USAAC nie wyciągnął z tego żadnych wniosków.
O, o tym to nie słyszałem! Mnożą się, jak widzę, scenariusze na nowe filmy ;)
Grzegorz pisze:Brytyjski pilot Glider Pilot Regiment zawsze cieszył się podziwem i szacunkiem, a pilot szybowcowy USAAF w zasadzie po cichu odszedł gdzieś do jakiegoś ciemnego kąta historii.
No właśnie. Od szkolenia, przez same loty, na chwalebnych wyczynach bojowych kończąc, historiografia zadbała o GPR. Total Soldiers, jak to o nich mawiano. O ich amerykańskich odpowiednikach przeciętny badacz-nawet dziejów operacji powietrzno desantowych-wie znacznie mniej.

Ciekawi mnie, na ile Amerykanie czerpali z doświadczeń niemieckich z początku wojny? Czy było to takie same naśladownictwo oraz poszukiwanie inspiracji, jak w przypadku choćby butów spadochronowych?
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mike pisze:O, o tym to nie słyszałem! Mnożą się, jak widzę, scenariusze na nowe filmy ;)
"Spartakusem", przywódcą buntowników, był kpt. pil. Corley P. McDarment. Publicznie wyzwał dowództwo USAAC od kryminalistów za zmuszanie pilotów transportowych do latania nocą i w warunkach dziennych prawie bez widoczności samolotami bez busoli i radiostacji. Zabiło się z tego powodu kilkunastu pilotów. Dokładnie to samo USAAF zrobił podczas II wojny - są zdjęcia szybowców CG-4A bez busoli, co było odebraniem pilotom najostatniejszej szansy na w miarę poprawne lądowanie w nocy i ustawienie się prawidłowo pod wiatr, aby zminimalizować przesłanki do wypadku. Jeśli dodamy do tego złamanie amerykańskiego prawa lotniczego w wielu innych paragrafach, w tym nagminne zmuszanie pilotów szybowcowych, aby pilotowali CG-4A samotnie, bez drugiego pilota, to jest to właśnie obraz piekła zgotowanego tym ludziom przez urzędników wojskowych. To, co Amerykanie zrobili z pilotami szybowcowymi USAAF to jest zbrodnia wojenna na własnym narodzie. A po wojnie natychmiast wszystko zostało zatuszowane tak samo, jak normandzki skandal na Pointe du Hoc. Niech się komuś nie wydaje, że "nieznani sprawcy" to jest wyłączna domena komunizmu, bo USA nie różnią się pod tym względem. "Nieznani sprawcy" po wojnie rozkradli archiwa wojskowe USA wszędzie tam, gdzie było coś o szybownictwie. A jak nie rozkradli, to komisyjnie zniszczyli.
Mike pisze:No właśnie. Od szkolenia, przez same loty, na chwalebnych wyczynach bojowych kończąc, historiografia zadbała o GPR. Total Soldiers, jak to o nich mawiano. O ich amerykańskich odpowiednikach przeciętny badacz-nawet dziejów operacji powietrzno desantowych-wie znacznie mniej.
Piloci szybowcowi USAAF sami musieli zadbać o siebie. Poziom większości amerykańskich publikacji o ich szybownictwie wojskowym jest żenujący. Najciekawsze rzeczy mówią sami piloci i to jest dopiero historyczny skarb.
Mike pisze:Ciekawi mnie, na ile Amerykanie czerpali z doświadczeń niemieckich z początku wojny? Czy było to takie same naśladownictwo oraz poszukiwanie inspiracji, jak w przypadku choćby butów spadochronowych?
Tam, gdzie nie trzeba to czerpali, a tam, gdzie trzeba to nie czerpali. Tu własnie ujawnia się cała ignorancja USAAF spowodowana nienawiścią USAAC wobec szybownictwa. Generalnie tu US Army była zafascynowana niemieckimi sukcesami szybowcowymi z początku wojny. I ta fascynacja zabiła po prostu wszystko, co było potem. Jak już skonstruowali tego miniaturowego CG-4A, bo myśleli, że taki będzie trend na całą wojnę, to tak już z nim zostali, czyli z najbardziej nieekonomicznym i niedopracowanym pod innymi względami szybowcem transportowym. A jak trzeba było czerpać od Niemców rzeczy naprawdę mądre (systemy podwoziowe, spadochrony hamujace) to nie czerpali, albo zrobili to za późno. Brytjczycy wprawdzie początkowo też wpadli w pułapkę fascynacji małymi szybowcami niemieckimi, jak DFS 230, i stąd wziął się mały Hotspur, ale bardzo szybko się z tej fascynacji otrząsneli i zorientowali, że takie maluchy nie będą trendem obowiązujacym podczas II wojny i Hotspur poszedł do szkolnictwa, a zrobiono w jego miejsce bardzo dobrą Horsę. U Amerykanów tak to nie zadziałało i zostali z ręką w nocniku.

US Army potrafiła znakomicie zadziałać w przypadku wspomnianych przez Ciebie butów spadochroniarskich (odkąd poprosili Brytyjczyków o przywiezienie im z Krety zdobycznych szkopskich Springerstiefeli), ale jak najgorzej zadziałali w przypadku szybowców, chociaż dostali bodaj trzy Horsy do testowania. Amerykanie mieli wprawdzie doskonałe szybowce transportowe, być może nawet najlepsze w ówczesnym świecie, jak CG-10A i CG-13A, ale one zostały w domu. Zrobiono je za późno (CG-10A), albo za bardzo ociągano się z ich przerzutem na fronty (CG-13A) i tak samo było z laszowaniem pilotów na nowe typy. CG-13A wprawdzie dotarły w małej ilości na ETO, ale z jakichś przyczyn nigdy nie wzięły udziału w żadnej operacji, co najwyżej woziły różne rzeczy między Wielką Brytanią a kontynentem, ale wszystko to działo się na tyłach. Bojowo zastosowano tylko jednego CG-13A, ale było to na Dalekim Wschodzie.
ODPOWIEDZ