Infolotnicze.pl

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Grzegorz pisze:Ja też przeżywam tamten Air Show do dziś. Jeju, zobaczyć F-15C MSIP z kill markings (1st Gulf War) pod kabiną i jeszcze zamienić słowo z pilotem takiego samolotu toż to człowiek nie spał po takiej przygodzie, która działa się ciągle w siermiężnym tworze państwowym na pograniczu PRL i III RP
A tak, faktycznie, zapomniałem o tym, że piętnastka miała zestrzelenia. To było coś!
Grzegorz pisze:Cud że nikt nie zginął na tych pokazach, bo były wszystkie przesłanki do tego, a radziecki pan pułkownik z Su-27 powinien do dziś nie wychodzić z pierdla za to co wtedy zrobił z sobą i z samolotem, ale to już dłuższa historia.
Prawda, robiło to ogromne wrażenie, ale nikt z nas, żądnych takich atrakcji, nie zdawał sobie wówczas sprawy, na jak cienkiej linie balansował pan pułkownik.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
S. Mindykowski
Posty: 2184
Rejestracja: pn 06 lis, 2006 12:46 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: S. Mindykowski »

Uuuu.

To widzę, że na Air Show '91 więcej znajomego towarzystwa się znalazło.
Ja też byłem pod silnym wrażeniem, tyle że u mnie to był kolejny etap choroby, a nie jej początek.
Do dzisiaj mam zdjęcia, foldery, a nawet film na VHS kupiony na giełdzie modelarskiej.
Poza tym widok Tornado zasuwającego na minimalnej wysokości nad moim domem - to coś co pamiętam nadal.

Szczerze mówiąc z tym pokazem było jak z W-R. Coś co ustanowiło wzorzec, do którego się dąży. I tak samo trudno mu dorównać. Byłem potem w Babich Dołach w '95 i to było dno + metr mułu. Połowa samolotów nie przyleciała, a reszta stała gdzieś "w lesie".
Przeszła mi potem ochota na pokazy w kraju nad Wisłą. Na plakacie szał, a potem bieda z tłumaczeniem, że "nie dolecieli". Żenua.

A co do "LAI" to wtedy "wylizywałem" wszystkie numery i do dzisiaj trzymam je jako "żelazną" rezerwę wiedzy.

GRZEGORZU !!!
KOMUNIKAT SPECJALNY !!!

W CZASIE PRZEPROWADZKI ZNALAZŁEM TWOJE MANIERKI US, KTÓRE ONEGDAJ POŻYCZYŁEŚ WIELEBNEMU.
CHCIAŁBYM CI JE ODDAĆ, ZANIM ZEJDĘ Z TEGO ŚWIATA.
W CZERWCU PRAWDOPODOBNIE BĘDĘ W WA-WIE, TO MOŻE SIĘ JAKOŚ SPOTKAMY ?
Awatar użytkownika
Schrek
Posty: 4381
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 7:46 pm
Lokalizacja: W drodze...

Post autor: Schrek »

GRZEGORZU !!!
KOMUNIKAT SPECJALNY !!!

W CZASIE PRZEPROWADZKI ZNALAZŁEM TWOJE MANIERKI US, KTÓRE ONEGDAJ POŻYCZYŁEŚ WIELEBNEMU.
CHCIAŁBYM CI JE ODDAĆ, ZANIM ZEJDĘ Z TEGO ŚWIATA.
W CZERWCU PRAWDOPODOBNIE BĘDĘ W WA-WIE, TO MOŻE SIĘ JAKOŚ SPOTKAMY ?
Klątwa psa nada działa?
Będziesz draniu tak długo bił butami w ziemie,
aż ci koniec pikelhaubu z ziemi będzie sterczał
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Cześć Szymcio!
S. Mindykowski pisze:Przeszła mi potem ochota na pokazy w kraju nad Wisłą. Na plakacie szał, a potem bieda z tłumaczeniem, że "nie dolecieli". Żenua.
Mnie też przeszła ochota na pokazy lotnicze w kraju nad Wisłą tylko pewnie z ciut innych powodów, ja może trochę więcej wiem o kulisach takich pokazów. Programowo nie chodzę na żadne pokazy od roku 1997 i od wypadku Lynxa Mk 80 duńskiej marynarki wojennej na pokazach w Góraszce. Tam po raz ostatni w życiu robiłem „Padnij!” z powodu jakiegokolwiek statku powietrznego. Rozbiło mi się toto przed nosem i tak, jak programowo nie używam mięsa, tak tym razem powiedziałem sobie „Nie! K..., nie i nie, dość tego! Nigdy więcej żaden rozwalający się aparat latający nie rzuci mnie na ziemię”. I obietnicy danej sobie dotrzymałem i nie żałuję widząc jak się graciarnia sypie z polskiego nieba podczas pokazów. Nigdy już nie chcę oglądać ludzi w szoku, płaczących, rannych, zabitych itp. Nie i koniec. Na pokaz lotniczy nie idzie się za karę, tylko ma to być olbrzymia przyjemność. Ja w swoim życiu widziałem na żywo, albo prawie na żywo, sześć wypadków lotniczych i mam tego dość. Więcej ludzkich szczątków wielkości centymetra oglądać nie będę i tego się trzymam. Sam uczyłem się latać z debilami zakładającymi się po pijanemu kto komu zrobi kołem podwozia kreskę na skrzydle w powietrzu i ja bym takich debili traktował metodami towarzysza Feliksa Dzierżyńskiego, aby tylko amunicję do Naganta sprawnie dowozić. Nie macie pojęcia ilu takich debili przechodzi przez badania lotnicze i potem jakoś lata. Pod względem przestrzegania prawa lotniczego i procedur jestem ortodoksem, jestem z tego dumny, nie chadzam na pokazy lotnicze i nawet ich nie oglądam. Przestało mnie to interesować.

W III RP ośmiokrotnie wzrósł współczynnik wypadkowości lotnictwa cywilnego w stosunku do ostatnich lat PRL i to się wystarczająco komentuje samo.
S. Mindykowski pisze:GRZEGORZU !!!
KOMUNIKAT SPECJALNY !!!

W CZASIE PRZEPROWADZKI ZNALAZŁEM TWOJE MANIERKI US, KTÓRE ONEGDAJ POŻYCZYŁEŚ WIELEBNEMU.
CHCIAŁBYM CI JE ODDAĆ, ZANIM ZEJDĘ Z TEGO ŚWIATA.
W CZERWCU PRAWDOPODOBNIE BĘDĘ W WA-WIE, TO MOŻE SIĘ JAKOŚ SPOTKAMY ?
Oj Szymcio! Jaki Ci jestem wdzięczny za ten komunikat! Właśnie miałem pisać w tych sprawach. Ja w dniach 25-26 maja odtwarzam porucznika pilota szybowcowego USAAF z szybowcowej akcji humanitarnej pod mostem w Remagen 22 marca 1945 roku, na dwa dni przed operacją Varsity. Będę potrzebował wszystkich moich gadżetów z ówczesnej „pożyczki” dla Odwachu. Michał też coś tam ma, więc musimy to pozbierać do kupy i jakoś chciałbym to otrzymać jak najszybciej. Ale to już się dogadamy e-mailowo.

Bardzo Ci dziękuję za pamięć o moich skarbach i serdecznie Cię pozdrawiam -

Grzegorz
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

A tu jest przyczynek do tego, o czym wspominam powyżej. Kompletny upadek jakiejkolwiek etyki, moralności i instynktu samozachowawczego w polskim lotnictwie. Dlatego kompletnie przestało mnie ono interesować. Niech spece dalej biadolą, że od czasu PRL ośmiokrotnie wzrósł w Polsce poziom wypadkowości w lotnictwie. Jak dla mnie selekcja naturalna wśród polskich właścicieli uprawnień lotniczych może sobie trwać nadal, byleby odbywała się nad wodą i obszarami niezamieszkałymi, żeby nie ginęli podczas tej selekcji ludzie postronni. Podkreślam „właściciele uprawnień lotniczych”, nie lotnicy, żeby nie obrażać słowa „lotnik”.

Oskarżeni o korupcję w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego
http://tvp.info/informacje/polska/oskar ... o/10959380
Awatar użytkownika
Grohl
Administrator
Posty: 1320
Rejestracja: pt 31 mar, 2006 2:53 pm
Lokalizacja: Szamotu³y/Poznañ
Kontakt:

Post autor: Grohl »

Pragnę poinformować o fakcie powstania na infolotnicze.pl nowego działu - Milipedia. Docelowo będzie on encyklopedią sprzętu, ludzi i osób związanych z wojskowością i lotnictwem. Póki co przede wszystkim rzeczy współczesne, ale zachęcam do regularnego zaglądania - bo każdego dnia będzie się pojawiać coś nowego.

https://www.infolotnicze.pl/category/milipedia/
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mike pisze:A bo tak jest! Budwaiser z Czeskich Budziejowic to obiektywnie ujmując, jedno z najsmaczniejszych piw na świecie. To, co leją Amerykanie pod tą samą nazwą, to kolokwialnie ujmując, "siki osła" :)
A że wyrób to szalenie popularny w amerykańskiej przestrzeni publicznej, no i jeden z ichnich niemalże symboli popkultury z armią związanych, to inna sprawa ;)
Wczorajszy artykuł dobrze wpisujący się w naszą wymianę myśli.

Kolejny rozdział walki o markę Budweiser
http://pieniadze.gazeta.pl/Kupujemy/1,1 ... #BoxBizTxt
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Jest nowy świetny wpis o Bolesławie Orlińskim:
https://www.infolotnicze.pl/2013/08/24/ ... -orlinski/

Dodałbym do tego jedynie, że każdy pilot sportowy ma ściągać czapkę z głowy przed Bolesławem Orlińskim (aż do dziś!) za wynalazek figury akrobacji lotniczej zwanej padaniem liściem albo igraniem z korkociągiem. Orliński jako pierwszy w świecie pokazał tę figurę podczas amerykańskich National Air Races w roku 1931 pilotując samolot PZL P.6. Jest to bardzo trudna figura akrobacji na podkrytycznych kątach natarcia. Można sobie o niej więcej przeczytać w książce Andrzeja Abłamowicza (też mistrza nad mistrzami w akrobacji lotniczej) pt. „Szkolenie samolotowe - akrobacja”, WKŁ 1978.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Chcę pogratulować pomysłu redakcji i wykonania pomysłu przez autora. Mam na myśli to:

Challenge 1932 – część I

oraz to

Challenge 1932 – cześć II

Nareszcie coś o normalnym lotnictwie i kunszcie lotniczym, a nie tylko o gonitwach i strzelaninach, bo to nie jest lotnictwo. To jest tylko pięć minut i to z jednego rodzaju lotnictwa, a takie coś, jak Challenge, przypomina zawsze najwspanialszą książkę lotniczą świata, czyli „Los jest myśliwym” - przepiękną książkę właśnie o kunszcie lotniczym, a nie tępej prymitywnej przemocy w powietrzu, która żadnym lotnictwem nie jest.
Awatar użytkownika
Grohl
Administrator
Posty: 1320
Rejestracja: pt 31 mar, 2006 2:53 pm
Lokalizacja: Szamotu³y/Poznañ
Kontakt:

Post autor: Grohl »

Pomysł był nieco szerszy niż tylko te dwa teksty. Ogólnie uznaliśmy, że z okazji Święta Lotnictwa warto przypomnieć z jakiego powodu jest ono w ogóle obchodzone akurat 28 sierpnia. W związku z tym poza artykułem o samym Challenge'u wrzuciliśmy biogramy Stanisława Wigury i Franciszka Żwirki czy też opis RWD-6. Mamy bowiem takie wrażenie, że te sukcesy są u nas mocno zapomniane i niedoceniane.

https://www.infolotnicze.pl/2013/08/28/ ... ek-zwirko/

https://www.infolotnicze.pl/2013/08/27/ ... aw-wigura/

https://www.infolotnicze.pl/2013/08/30/rwd-6/
Awatar użytkownika
SzeregowyTruten
Posty: 1585
Rejestracja: wt 09 lip, 2013 11:29 pm
Lokalizacja: Kościan

Post autor: SzeregowyTruten »

Cieszę się niezmiernie, że tekst się spodobał. Z mojej strony obiecuję pochylić się nad tematem Challenge'u z 1934 roku. Pokażmy, że mimo wszystko dało się coś ugrać. W razie niejasności oraz krytyki jestem otwarty na wszelkie spostrzeżenia i sugestie.
Gentlemen, this is a story that you shall tell your grandchildren, and mightily bored they'll be.
Awatar użytkownika
fw190
Posty: 40
Rejestracja: pt 19 lip, 2013 2:17 pm
Lokalizacja: 12 o'clock high
Kontakt:

Post autor: fw190 »

@Grzegorz

I to jest klasyczne trafienie w samo sedno.

Zestrzelenia, walki i całe to bojowe latanie to tylko chwile. Reszta to nudy na pudy, a w zasadzie taka trochę robota jak w fabryce tylko w wielkim stresie i z permanentnym rozstrojem żołądka.

Wystarczy spojrzeć na liczbę lotów bojowych i liczbę zestrzeleń u asów zza Odry. Co z tego, że miał ich jeden z drugim 200 jak lotów bojowych wykonał 1200... Wychodzi, że w większości z nich albo były wspomniane nudy, albo zestrzeliwali jego ziomkowie, albo nie było przeciwnika, albo były chmury i albo można mnożyć.

Im dłużej myślę o tych wszystkich myśliwcach to dochodzę do konkluzji może niezbyt odkrywczej, że to strasznie samotny i nieprzyjemny fach. ładnie to to w Top Gun wygląda.

Tymczasem wyczyny w lotnictwie sportowym to inna para kaloszy. Więcej tam lotnictwa w lotnictwie bo w lataniu chodzi o latanie a nie o duszenie na guzik w celu uniemożliwienia latania drugiej stronie.

A i tak na dobranoc apropo pokazów.

Jak mi na ostatniej Strefie przeleciał po raz 3 nad głową samolot udający niemiecki powiedziałem szanownej małżonce, że ja się tu zabić nie dam i wróciliśmy do obozu Odwachu i przyznam, że pomstowałem niemiłosiernie. Zgadzam się. To woła o pomstę do nieba to co się dzieje i tyle. Gdyby cokolwiek nie zagrało w tym samolocie byłaby kupa huku i kupa miazgi. Na szczęście wszystko zagrało, gawiedź szczęśliwa była i tylko jeden brynkot łazi i pomstuje. Może i dobrze, że CIę tam nie było drogi Grzegorzu bo skoro laika lotniczego i nielota dosiadającego Wizz Aira i Ryanaira to dotknęło do żywego to szkoda Twoich nerwów.
per ardua ad astra
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Grohl pisze:Pomysł był nieco szerszy niż tylko te dwa teksty. Ogólnie uznaliśmy, że z okazji Święta Lotnictwa warto przypomnieć z jakiego powodu jest ono w ogóle obchodzone akurat 28 sierpnia. W związku z tym poza artykułem o samym Challenge'u wrzuciliśmy biogramy Stanisława Wigury i Franciszka Żwirki czy też opis RWD-6. Mamy bowiem takie wrażenie, że te sukcesy są u nas mocno zapomniane i niedoceniane.

https://www.infolotnicze.pl/2013/08/28/ ... ek-zwirko/

https://www.infolotnicze.pl/2013/08/27/ ... aw-wigura/

https://www.infolotnicze.pl/2013/08/30/rwd-6/
No i świetnie. 39 lat zmuszano Polaków do przekonania, że jedyne wartościowe święto lotnictwa to jest 23 sierpnia (chrzest bojowy 1. PLM) to teraz większość ludzi właściwie nie bardzo wie, o co w ogóle chodzi z tym przesunięciem święta o pięć dni, a media, jak to media, raz to wytłumaczą, a sto razy nie wytłumaczą, bo często same nie wiedzą, albo mało ich to obchodzi, byleby tylko zrobić skrętkę jak coś lata w powietrzu i warczy. Już nie pamiętam gdzie i kiedy (albo końcówka podstawówki, albo początek szkoły średniej) zmuszono mnie, żebym zrobił na święto lotnictwa 23 sierpnia gazetkę ścienną pod tytułem „Ludowe Lotnictwo Polskie”, jak gdyby LLP (z ich drugowojennymi „sukcesami” w porównaniu np. do PSP) miało być wyznacznikiem jakichś epokowych wartości dla polskiej kultury lotniczej.

Na szczęście współczesne święto lotnictwa jest odzwierciedleniem i polskiego prawa lotniczego, i kultury lotniczej, i ustroju państwa, i rzekłbym pewnej czystości lotnictwa. Czyli tak, jak do diabła wysłano komunistyczną manierę, że cała przestrzeń powietrzna Polski to właściwie należy do wojska, bo tak realnie było, nawet jeśli oficjalnie nie było to napisane, to tak samo do diabła wysłano militarystów, aby decydowali co to jest święto lotnictwa, a co nie. Jest to wielkie (bardzo rzadkie w Polsce) zwycięstwo normalności, czyli świętem lotnictwa 28 sierpnia jest święto kunsztu lotniczego w czystej postaci, w postaci obiektywnej i takiej nieco idealistycznej. Nie święto szturmów z powietrza, nie święto strzelanin, nie święto że ktoś kogoś ukatrupił w powietrzu, tylko święto czystego zjawiska fizycznego, jakim w końcu jest lotnictwo, i ludzi potrafiących w ramach tego zjawiska poruszać się po mistrzowsku bez zabijania jakichś innych ludzi. To naprawdę rzadki przypadek normalności we współczesnej Polsce. Miło, że padło akurat na sztukę latania.
SzeregowyTruteń pisze:Cieszę się niezmiernie, że tekst się spodobał. Z mojej strony obiecuję pochylić się nad tematem Challenge'u z 1934 roku. Pokażmy, że mimo wszystko dało się coś ugrać. W razie niejasności oraz krytyki jestem otwarty na wszelkie spostrzeżenia i sugestie.
Naprawdę miło widzieć te artykuły. Gratuluję. Fajne są źródła tekstów. W Polsce (ale nie tylko) bardzo dawno temu umarła sztuka korzystania ze starych źródeł odpowiednich do danej epoki lotnictwa, o której powstaje jakaś publikacja. Jest to choroba ogólnoświatowa i jest to jakiś koszmar, którego na szczęście nie widać w Twoich wspomnianych tu artykułach i ja się po prostu nie mogę temu nadziwić. Dziś technologia napisania polskiego artykułu o lotnictwie, albo o samolocie np. z lat 20. lub 30. XX wieku jest taka (z chwalebnymi wyjątkami oczywiście, jak m.in. Wojciech Mazur, Andrzej Glass i nie tylko oni), że otwiera się jego monografię z Air Internationala lub Air Enthusiasta (gdzie nigdy nie ma podanych źródeł) i się to przepisuje plus ewentualnie coś się doda z jakiejś innej publikacji, albo się nie doda, albo coś się wyssie z palca. A skąd pochodzą teksty bazowe do takich polskich przepisywanek to już święty Ikar raczy wiedzieć. Pół biedy, jeśli przepisuje się po kimś klasy Roya Braybrooka, bo tutaj można ufać niemal w ciemno, ale większość tych polskich przepisywanek nie pochodzi z tekstów bazowych takich autorytetów. To jest jakaś kompletna beznadzieja i ja to niestety widzę wszędzie, autorzy zachodni wcale nie są lepsi.

Prosty przykład: Ileż to razy można gdzieś przeczytać, co rzekomo alianci, albo ściślej Amerykanie sądzili np. o japońskim myśliwcu Zero. Tylko skąd czytelnik takich tekstów ma wiedzieć, że to jest akurat prawda, a nie widzi mi się autora i że to nie są jakieś jego „lotnicze przemyślenia” na dodatek jeśli autor sam nie jest pilotem albo przynajmniej inżynierem lotniczym? Nie pamiętam, abym gdziekolwiek zobaczył, że w tego rodzaju tekstach współczesny autor nie snuje własnych dywagacji, tylko żeby np. zacytował artykuł alianckiego pilota doświadczalnego testującego dany samolot wroga, który to artykuł ukazał się podczas wojny zaraz po testach danego zdobycznego samolotu, a przecież takie artykuły były pisane i publikowane. I tak dalej. Do czarnej rozpaczy doprowadzają mnie np. Amerykanie, którym ja do ich publikacji przesyłam materiały np. na temat ich szybownictwa z międzywojnia i II wojny, jeśli już w ogóle oni wpadają na taki pomysł, że jedyne źródło niektórych informacji to są właśnie materiały z epoki, a nie współczesne przepisywanki po innych przepisywaczach nie wiadomo skąd. Itd., długo by pisać. A potem tylko głupawe e-maile w rodzaju „Gregory, no nie, to jest niemożliwe, skąd ty masz takie rzeczy, jak to jest możliwe, że ja Amerykanin nie mam takich rzeczy, a ty z takiej Bolandy to masz?”. :-) Jak się nie ma wyobraźni do pisania tekstów lotniczych to się idzie na ryby a nie bierze za takie rzeczy. :-)

A tu u Ciebie niespodzianka ─ fajne stare źródła.
fw190 pisze:@Grzegorz

I to jest klasyczne trafienie w samo sedno.

Zestrzelenia, walki i całe to bojowe latanie to tylko chwile. Reszta to nudy na pudy, a w zasadzie taka trochę robota jak w fabryce tylko w wielkim stresie i z permanentnym rozstrojem żołądka.
:-)
Zawsze będę powtarzał ─ najciekawsze jest nie samo wyniszczanie się w powietrzu, ale fakt, że to drugowojenne bractwo w ogóle jakoś latało. Wszystkie wojujące strony II wojny miały ten sam problem od pewnego etapu wojny, gdy wyginęli starzy mistrzowie pilotażu, a nowe talenty do latania dopiero szlifowały swoje najlepsze cechy. Na sto procent nigdy sobie z tym nie poradzono i latano metodami „kwoki”. Jak już ktoś miał talent do nawigacji to prowadził wszystkich neptków. Gorzej jak „kwokę” zestrzelono. Wtedy dopiero zaczynały się schody. A nauczycieli nawigacji też wszystkim brakowało, a ich poziom też był zróżnicowany. Jeśli nawet emeryci marynarki handlowej uczyli pilotów (jakichś form) nawigacji, to przecież są kompletne jaja i to dopiero jest fascynujące, jak to bractwo w ogóle latało.

I właśnie dlatego „lotniczy survival” lat II wojny jest najbardziej fascynujący, a nie strzelanina. Jak zrobić, żeby to wszystko w ogóle przetrwać i posiąść zdolność powrotu do miejsca startu, a przynajmniej w jego okolicę. Mój guru lotnictwa, Tadeusz Góra, zawsze mawiał, że jego największym sukcesem, jako pilota myśliwskiego, było nie to, że coś tam wrogowi uszkodził i zestrzelił, tylko właśnie że posiadł sztukę przetrwania w powietrzu. I to jest właśnie ten kunszt, którego ja jestem wyznawcą i oddaję mu czołobitne hołdy, bo strzelać to każdy głupi potrafi. Choć oczywiście oddać trzeba, że sztuka strzelectwa do obiektów powietrznych też jakąś tam sztuką była w czasach, gdy wszystko opierało się na rakursie. Dziś to już nikt sobie nie zawraca głowy takimi rzeczami, bo wszystko liczą automatyczne celowniki i już chyba nawet nie produkuje się broni lufowej z celownikami do wzrokowego odkładania poprawki rakursowej.
fw190 pisze:A i tak na dobranoc apropo pokazów.

Jak mi na ostatniej Strefie przeleciał po raz 3 nad głową samolot udający niemiecki powiedziałem szanownej małżonce, że ja się tu zabić nie dam i wróciliśmy do obozu Odwachu i przyznam, że pomstowałem niemiłosiernie. Zgadzam się. To woła o pomstę do nieba to co się dzieje i tyle. Gdyby cokolwiek nie zagrało w tym samolocie byłaby kupa huku i kupa miazgi. Na szczęście wszystko zagrało, gawiedź szczęśliwa była i tylko jeden brynkot łazi i pomstuje. Może i dobrze, że Cię tam nie było drogi Grzegorzu bo skoro laika lotniczego i nielota dosiadającego Wizz Aira i Ryanaira to dotknęło do żywego to szkoda Twoich nerwów.
Masz mój „tajny” artykuł napisany razem ze specami z ULC to wiesz jak to działa. Podstawowa wina pilotów na pokazach to wypadanie poza strefę pokazu, ale nawet przecież trzymanie się strefy też nie daje żadnych gwarancji bezpieczeństwa i nie ma przecież roku, żeby gdzieś na światowych pokazach nie zginęli widzowie. Mój tata, jak mi podpisywał w 17. roku życia zgodę na naukę latania to zastrzegł, że podpisze, ale że będę się uczył w miejscu wyznaczonym przez niego, czyli w miejscu o statusie szkoły lotniczej, a nie tylko aeroklubu. W związku z tym nauczono mnie latać w miejscu zacnym i według najlepszej starej szkoły i rękami najlepszych instruktorów, ale rzec by można ─ i co z tego? Gdy kiedyś były tam pokazy dla publiczności to pilot Zlina 526 wpadł w płaski korkociąg (czyli mogiła) i roztrzaskał się o metry od widowni, mimo że była wyznaczona strefa pokazu. Tylko cudem nikt z widowni nie zginął i zabił się tylko pilot. I każde pokazy opierają się w jakiejś mierze na cudzie, że nikt nie zginie, tylko że (jak mawiał mój nauczyciel fizyki) „cudów nie ma ─ trup się nie poci”.

:-)
Awatar użytkownika
SzeregowyTruten
Posty: 1585
Rejestracja: wt 09 lip, 2013 11:29 pm
Lokalizacja: Kościan

Post autor: SzeregowyTruten »

Dzisiejsza technika pozwala na sięgnięcie do wielu źródeł praktycznie za pomocą komputera i dostępu do internetu. Skany gazet, biblioteki cyfrowe z coraz lepszymi wyszukiwarkami tylko i wyłącznie pomagają. Wystarczy poszukać, poszperać, poszukać i jest. Uczono mnie zawsze, że sięgać należy (oczywiście w miarę możliwości) do pierwotnego źródła, a nie sięgać do opracowań. Podejrzewam, że każdy z nas kiedyś znalazł "przepisany przypis".
Naprawdę miło móc przeczytać słowa pochwały od Pana Czwartosza.
Gentlemen, this is a story that you shall tell your grandchildren, and mightily bored they'll be.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Skoro mowa ostatnio o kunszcie lotniczym to tu jest coś niesamowitego, coś takiego na miarę wyczynów naszych lotników z międzywojnia.

http://tvp.info/opinie/wywiady/jako-pie ... a/12459291

Warto, aby Infolotnicze śledziło rozwój sytuacji i relacjonowało przebieg wyprawy Sebastiana Kawy nad Himalaje. Wydawać by się mogło, że w lotnictwie już wszystko wymyślono i dokonano każdego wyczynu, a tu proszę, jaka pomysłowość, odwaga i kreatywność naszego mistrza szybownictwa. Ma szansę znaleźć na trwałe swoje miejsce w historii światowego lotnictwa, choć i tak już ma to miejsce całkiem niezłe.

To jest naprawdę coś na miarę wyczynu spadochroniarza Feliksa Baumgartnera. W górną warstwę troposfery mało kto szybowcem się wybrał, a jeśli już to tylko na szybko, żeby pobić rekord świata wysokości absolutnej w szybowcowej klasie otwartej. Sama tylko temperatura w szybowcu będzie wynosiła ok. minus 40 stopni. Żaden przedmiot dla szybownictwa nie jest projektowany na takie temperatury, włącznie z... szybowcami :-)
ODPOWIEDZ