Fajny.
Ale mam dwie uwagi. Jedna natury bardziej ogólnej, druga ciut bardziej szczegółowej.
1. To, co teraz napiszę nie odnosi się do naszego polskiego SH Wielka Czerwona Jedynka, bo powiedziałbym, że tu sprawy wyglądają lepiej, niż w podobnych światowych grupach BRO czasu II wojny. Ja po prostu nie mogę patrzeć na zjazdy „rekonstrukcyjne” mające rzekomo „rekonstruować” coś z Ardenów. No po prostu nie mogę, bo sięgam po taką broń, jaką mam pod ręką. Czy ci wszyscy ludzie nie znają historycznych zdjęć z Ardenów, o Bastogne już nawet nie wspominając? Czy ci wszyscy ludzie nigdy niczego nie przeczytali o Ardenach? Czy ci wszyscy ludzie nie obejrzeli w swoim życiu choćby filmu „Battleground”, żeby zobaczyć, jak wyglądał żołnierz amerykański w Ardenach? Przecież oni zamiast czcić tych wszystkich nieszcześników z Ardenów - brudnych, cuchnących, głodnych, obdartych, w rozwalonych butach ściśniętych szmatami - to robią sobie z nich kpiny. Jak widzę w różnych internetowych pictorialach te tabuny dobrze ogolonych, czyściutkich, fastfoodowych wypasionych byczków uśmiechniętych od ucha do ucha na zjazdach „rekonstrukcyjnych” w Ardenach (czy pseudo-Ardenach w USA) to po prostu robi mi się niedobrze. A już na pewno wiem, dlaczego sam nigdy nie zostałem rekonstruktorem, mimo że kiedyś bardzo chciałem. Jak powiadam - uwaga ogólna, nie do artykułu. Nie chcę nikogo urażać, ale bycie rekonstruktorem historycznym to jest misja. Wojna to nie jest fajna męska przygoda, tylko koszmar, jakiego nikomu się nie życzy. Nie wolno pokazywać wojny tak, żeby się komuś podobała, tylko tak, żeby się ktoś zastanowił nad jej głupotą, zwyrodnieniem i ogólnym upadkiem humanizmu. Co, jak co, ale akurat Ardeny i ówczesna US Army to są najostatniejsze epizody świata do występowania tam estetycznych rekonstruktorów z jakimkolwiek cieniem uśmiechu na ustach. Może trzeba by pokazać tym „rekonstruktorom” balie, czy inne kotły, amputowanych palców i całych stóp na skutek „stopy okopowej” wyniszczającej Amerykanów całą zimę 1944/45, a już szczególnie w Ardenach?
2. Uwaga do artykułu, ściślej do jakichś badaczy z grona Polonii amerykańskiej.
Pada tam takie zdanie: „
Nie bezpodstawne są głosy badaczy polonijnych, którzy uważają, iż to właśnie Polonia była tą z mniejszości amerykańskich o stosunkowo najwyższym procentowym udziale członków w służbie na rzecz sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych”.
Tu chyba by trzeba ciut ostrożniej. Że tak żartobliwie rzecz ujmę - nie wiem, czy tu przypadkiem ktoś nie wyrusza na wojnę nie tylko z amerykańskim historykiem Ambrosem, ale także z matematyką, logiką i statystyką. Ja też uwielbiam tematykę Polonii amerykańskiej, ale jednocześnie wyznaję zasadę, że tak powiem „znaj proporcje mociumpanie”. Ambrose twierdzi, że 1/3 żołnierzy amerykańskich na ETO to byli Amerykanie pochodzenia niemieckiego. No więc jeśli 33,33% Amerykanów w US Army na ETO było pochodzenia niemieckiego, to (według tego artykułu) Polonia amerykańska musiałaby tę wartość przebić i stanowić powiedzmy minimum 34% całych amerykańskich sił na ETO, a to jest nieprawdopodobne. W tamtym czasie biały Amerykanin był głównie z pochodzenia Brytyjczykiem i Irlandczykiem. Jeśli ktoś chce twierdzić, że ok. 33% + ok. 34%, czyli 67% US armistów na ETO nie było z pochodzenia Brytyjczykiem lub Irlandczykiem to jest to teza nader ryzykowna. Szkoda, że nie pada informacja, kto z Polonii amerykańskiej twierdzi takie mało prawdopodobne rzeczy?
Przed II wojną w Stanach Zjednoczonych zamieszkiwało ok. 3,5 mln osób polskiego pochodzenia. Tymczasem na przełomie samego tylko XIX/XX wieku w USA mieszkało ok. 8 mln osób pochodzenia niemieckiego, a przed II wojną napływały kolejne duże fale niemieckiej emigracji do USA. Łącznie przed Pearl Harbor mogło to być ok. 9-10 mln Niemców i naturalizowanych obywateli amerykańskich pochodzenia niemieckiego. No więc chyba nie ma takiej siły, aby - matematycznie/statystycznie rzecz biorąc - liczebnie Amerykanie „polscy” byli znaczniejsi niż Amerykanie „niemieccy” na ETO.
Tym „badaczom polonijnym” doradzałby czytanie tego, w jakim mądrym i zrównoważonym tonie były drukowane przedwojenne materiały polskie na Wystawę Światową (New York World's Fair 1939-1940), w tym materiały na temat historii polsko-amerykańskich stosunków wojskowych. Pisanie, że „
Polonia była tą z mniejszości amerykańskich o stosunkowo najwyższym procentowym udziale członków w służbie na rzecz sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych” trochę wygląda tak, jak nakazywanie Amerykanom jakiejś wdzięczności za to, że to niby polska krew w mundurze US Army wygrała dla USA front ETO, a to jest dość dziwaczne i chyba niezbyt eleganckie z wielu różnych powodów, żeby już nie wspominać polskiej megalomanii.
Ale ogólnie artykuł fajny, jak zaznaczono na wstępie. :-)