Mike pisze: ↑czw 30 sty, 2020 7:30 am
No i mamy "1917" w kinach. Film, na który z pewnością wielu czekało, o którym wiele się mówi i który na pewno nie przejdzie bez echa.
Ktoś był, widział, oglądał? Jakie wrażenia?
Niech poniższy post będzie przyczynkiem do dalszej dyskusji.
29 stycznia miałem okazję obejrzeć produkcję “1917”. Z filmem związany jestem niejako zawodowo przez ”
Bohaterownie”, która wykonała wszystkie mundury. Uprzedzając pytanie. Osobiście nie kierowałem projektem, ale widziałem jak mój kolega przez wiele miesięcy był nieźle ćwiczony przez naszego klienta.
Film opowiada historię dwóch młodych żołnierzy - Schofielda i Blake’a, którzy dostają rozkaz przedostania się za linie wroga, aby dostarczyć tajną wiadomość, która powstrzyma brytyjskie jednostki przed wykonaniem samobójczego ataku na dobrze umocnione pozycje Niemców.. Tyle fabuły, co by nie zdradzić więcej szczegółów.
Po seansie byłem zachwycony filmem, ale im dłużej o nim myślę i rozmawiam z kolegami, zaczynam zauważać coraz to nowe mankamenty produkcji Sama Mendesa.
Niemniej po kolei. Film przede wszystkim broni się ze strony technicznej. Montaż oraz zdjęcia to prawdziwy majstersztyk. Długie ujęcia, o których wspominał chociażby Przemek Budzich na swoim profilu na FB, to wyżyna umiejętności operatora. Nominacja do oscara dla Rogera Deakinsa jest wydaje się być zasłużona.
Troszkę uchylę rąbka tajemnicy, ale chciałbym zwrócić uwagę na sekwencję scen w zrujnowanym, francuskim miasteczku. Gra świateł, (znów) dynamiczne ujęcia, to przeniesione na ekran kinowy obrazy Beksińskiego. Apokaliptyczna wizja świata targanego światowym konfliktem.
Aktorzy. Dean-Charles Chapman i George MacKay to jeszcze młode, ostre chłopaki, których twarze nie są jeszcze ograne. W mundurach prezentują się bardzo dobrze. Ich gra mi się podobała, ale jest to ocena laika.
Postacie epizodyczne (Colin Firth jako General Erinmore, Pip Carter grający zblazowanego Lieutenanta Gordona, Mark Strong odtwarzający rolę Captaina Smith’a, Benedict Cumberbatch jako zupak Colonel MacKenzie) robią równie dobrą robotę. Każdy z nich przedstawia inny, z szerokiego wachlarza, charakter oficera I wojny światowej. Od troskliwego generała po dążącego za wszelką cenę do zwycięstwa i sławy dowódcy Devonów.
Podsumowując plusy. Pod względem technicznym film prezentuje się kapitalnie, cudo.
A teraz rzeczy, które mnie mierziły, denerwowały, psuły odbiór całości.
Scenariusz. Pomysł na wyścig czasem, mimo iż wtórny (
“Gallipoli” z 1981 roku z Melem Gibsonem w roli głównej), wydaje się być ciekawy, ale jest w nim sporo nielogicznych elementów, sprzeczności, rzeczy, które po prostu nie miały prawa wydarzyć się w strefie przyfrontowej. Wspomnę tylko o kilku z nich ponieważ zapewne każdy z osobna będzie wstanie wskazać coś innego. Pierwsza rzecz. Ratuje się 1600 osób z 2 batalionu Devon. Może się mylę, ale taka strata takiej liczby żołnierzy była w 1917 roku niejako wliczona w koszty. Momentami film dłużył mi się. Bohaterowie idą, idą, idą. Jak w “Czasie apokalipsy” - płynęli, płynęli, płynęli.
Motyw dziewczyny z dzieckiem w mieście. Po co? Dlaczego? To nic nie wnosi.
Niemcy…
Germans, well naturally, they're the bad guys. Widać ich mało w przeciągu całego filmu. Przedstawiono ich jako bezduszne, pozbawione uczuć maszyny do zabijania. A do tego głupie.
Inna rzecz. Główny bohater po przymusowej kąpieli w rzeczy wydostaje na brzeg i BACH, od razu trafia tam, gdzie zmierzał. Do tego bez żadnej postawionej warty, czujki, przysiada się do śpiewających żołnierzy. Powiem więcej! Gdy (uwaga spoiler) dociera do pułkownika MacKenzie, rozkaz napisany na papierze, trzymany w przemoczonej i zniszczonej kurtce, nadal jest doskonale czytelny. Czyżby laminat?
Ziemia niczyja, kilka godzin po wycofaniu się Niemców (którzy niszczą swoje armaty!), a tu co? Kolumna brytyjskich ciężarówek
in the middle of nowhere, jadąca dokądkolwiek. Tak mi to nie pasuje.
Często, siłą rzeczy, “1917” jest porównywany do “
War Horse’a” z 2011 roku ze względu na tematykę. I wiecie co? “
War Horse” bardziej mi się podobał, wydawał się dopracowany pod absolutnie każdym względem. Scenografia, zachowania żołnierzy są super.. W “Czasie wojny” front jest pokazany tak jak na fotografiach, kikuty drzew, błoto po kolana, szczury, próba stworzenia ludzkich warunków bytowania w okopach. Do tego głębia frontu wojny pozycyjnej. Pozycje brytyjskie u Mendesa są niemalże chirurgicznie czyste. Bohater po przejściu 200-300 metrów na tyły nie znajduje się w obszarze działalności służb medycznych, zaopatrzeniowców, artylerzystów. Mamy… łąkę. Niczym nie naruszone pole jak pulpitu Windowsa. Co więcej. Gdy Schofield i Blake przedzierają się nie czuć “klimatu” I wojny. Według mnie powinny być słyszalne co chwila wybuchy, głuche dudnienie dział. Trudno mi zarzucić rasizm, ale czy podczas I wojny światowej kolorowi żołnierze nie powinni byli służyć w ramach swoich jednostek? Rzucili mi się w oczy czarnoskórzy wojacy wśród rodowitych synów Albionu czy nawet Hindus (?) na pace ciężarówki.
Kostiumy. Tutaj mogę nie być do końca obiektywny z racji pracy takiej, a nie innej. W skrócie powiem tak. Nie było widać w ekranie rozmachu przygotowań oraz ilości, które Hero przygotowało.. Przykład. Zrobiliśmy ileś tam kompletów ładownic do Levisa. Ile ich było widać? Ja nie widziałem wcale.. Wysłano ileś tam kompletów Szkotów. Nie widziałem ani jednego. Pytanie retoryczne do specjalistów. Czy Brytole nie mieli płaszczy? Akcja filmu dzieje się w kwietniu, a wszyscy biegają w leather jerkinach. No, ale takie uroki.
Brakowało mi smaczków jak czapek, rękawiczek, patentów, frontowych. War Horse pod tym względem się broni, jest tego więcej.
Odnoszę wrażenie, że pod tym względem zabrakło 5 groszy do złotówki. A ciekawe jest to, że za kostiumy przy “War Horsie” i “1917” odpowiadało ta sama osoba -David Crossman.
Jeszcze przed premierą “1917” ogłoszono w mediach, że oto nadchodzi nowy, godny następca “Szeregowca Ryana”. Myślę, że nie. Jest to film, który ustępuję amekańskiej produkcji.
Oglądając dzieło Spielberga za każdym razem odnaleźć można nowe smaczki, detale, których nie widziało się wcześniej. W “1917” ich nie ma.
Niemniej dobrze się stało, że mamy nowy film osadzony w realiach pierwszej wojny, co może odświeży i zapoczątkuje serie kolejnych.
Moja ocena jest zapewne trochę skrzywiona poprzez wykształcenie, hobby jak i pracę. Co nie zmienia faktu, że warto wybrać się do kina choćby po to, żeby samemu sobie wyrobić ocenę.
Tyle ode mnie.