Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Milosz
Posty: 955
Rejestracja: pt 27 lut, 2015 9:53 am
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Milosz »

Byłem, widziałem, można obejrzeć. Duży plus za muzykę.
Tally-Ho !!!
Awatar użytkownika
Krzys
Posty: 3136
Rejestracja: pn 16 lip, 2007 4:51 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Krzys »

Po rozmowach z kilkoma ludźmi którzy na filmie byli a nie są skażeni "guzikologią rekonstruktorską" - opinie są pozytywne od "zaczyna się trzęsieniem ziemi a potem napięcie rośnie" po "wojna jest straszna". Muszę się przejść bo ostatni film jaki widziałem na dużym ekranie to "Bogowie"
Każdy ma swojego Ur-a.
Awatar użytkownika
Woodziak
Posty: 1478
Rejestracja: ndz 16 lut, 2014 9:39 pm
Lokalizacja: Gułtowy

Post autor: Woodziak »

A ja polecam. Tylko nie idźcie na ten film z przekonaniem, że to film wojenny. To klasyczny Nolan, w którym do końca praktycznie nie wiadomo o co biega.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

No właśnie, to nie jest film wojenny. Świadomie nazwałem go wcześniej „filmikiem o wojsku”, a nie filmem wojennym. Na pewno to nie jest ani film wojenny z planety Ziemia, ani tym bardziej film wojenno-historyczny z planety Ziemia. Fałsz historyczny wita widza już od pierwszych sekund tego filmidła i fałsz już nie tylko historyczny, ale i fizyczny żegna widza do ostatnich sekund tego tworu.

Jak dla mnie nie jest to film wojenny, choć jest to film wojskowy i chyba tak należałoby go nazwać najtrafniej, choć i tak to film wojskowo-abstrakcyjny. Film wojenny z planety Ziemia to nie jest, bo w filmie wojennym, a tym bardziej wojenno-historycznym z planety Ziemia, machiny wojenne działają zgodnie ze stanem faktycznym, poza tym przedmioty podlegają prawu powszechnego ciążenia, a w „Dunkierce” to prawo działa tylko częściowo. Film lotniczy też to nie jest, choć są w nim atrakcyjne samoloty z olbrzymim wysiłkiem dobrane niemal idealnie do epoki. Film lotniczy to nie jest, ponieważ w filmie lotniczym obowiązuje mechanika lotu, prawo powszechnego ciążenia oraz procedury lotnicze, a one w „Dunkierce” częściowo, a czasami w ogóle, nie obowiązują.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mam takie pytanie lifestyle'owe do brytofilów, ponieważ od pewnego momentu oglądania „Dunkierki” aż się zacząłem z czegoś śmiać w tym filmie. Najpierw mnie to uderzyło, a potem to już naprawdę tylko się uśmiechałem.

Owoż 99,9999% żołnierzy brytyjskich w tym filmie to kruczoczarni bruneci. Zarejestrowałem tylko jednego ryżego statystę w klasycznym typie wyspiarskim. Zdarzało mi się bywać w UK i jakoś nie widziałem na ulicach stu procent białych mężczyzn-brunetów o głębokiej czerni owłosienia. No po prostu nie ma takiej męskiej populacji nigdzie wśród białych Europejczyków.

I pytanie: Czy to są jakieś kolejne (z niezliczonych w tym filmie) jaja, jakie sobie robi Nolan, czy może w brytyjskich siłach zbrojnych tamtych czasów był jakiś szał mody na bycie kruczoczarnym brunetem i czy w związku z tym istniała jakaś schwarz pomada do włosów, aby się robić na takiego bruneta?
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Odpowiedź jest prosta i banalna: te ujęcia realizowano we Francji, a z własnego doświadczenia wiem, że casting statystów był przy tym filmie zupełnie nieskorelowany z działem make-up oraz kostiumami.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Dziękuję Michale.

Konsultantem historycznym filmu był historyk Joshua Levine, autor książki „Forgotten Voices of Dunkirk”.

A więc kolejne pytanie historyczne: Czy w brytyjskich siłach zbrojnych wolno było robić prezenty dla wroga? Mam na myśli scenę z filmu, gdy (na skutek kompletnego upadku morale?) żołnierzy nie interesują już ich karabiny i ciągnie się po horyzont rząd karabinów elegancko pionowo opartych o murek jakiegoś bulwaru nadmorskiego? Niezliczone tysiące karabinów chyba nawet z niewyciągniętymi zamkami. Czy to nie jest obraza ludzkiej inteligencji i w sumie też robienie głupców z Brytyjczyków i obraza też dla weteranów spod Dunkierki? Chyba we wszystkich siłach zbrojnych świata jest jeśli nie regulamin, to co najmniej obyczaj, że w beznadziejnej sytuacji - żeby nie robić wrogowi prezentu z broni - wyciągało się zamek i go zakopywało, a karabin albo się niszczyło, albo też zakopywało sto metrów dalej od zamka.

Czy ta scena jest bzdurą, czy nie? Wprawdzie amunicja była w tych karabinach nie niemiecka, ale zdobyczna broń nawet z niewielką ilością amunicji zawsze była w cenie. Zawsze jakimś Bahnschutzom czy innym cieciom można było taką broń dać.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Olsen
Posty: 245
Rejestracja: czw 23 kwie, 2015 9:57 am
Lokalizacja: Zduñska Wola

Post autor: Olsen »

Filmu jeszcze nie widziałem ale jeżeli taka scena miała miejsce to bzdura.
Żołnierze brytyjscy, którzy powrócili z Dunkierki mieli ze sobą hełmy, wiele części ekwipunku osobistego, ale nade wszystko broń palną. Raz, ze traktowali jej uratowanie jako punkt honoru, a dwa - w przypadku utraty karabinu byli solidnie obciążani finansowo, więc robili wszystko co mogli by nie płacić.
Owszem sprzęt ciężki - pojazdy, działa, wyposażenie służb utracono (dzięki czemu ewakuowano doświadczonych żołnierzy, w myśl zasady - sprzęt można wyprodukować w ciągu kilku tygodni, a doświadczenie zdobywa się latami), ale jeżeli chodzi o karabiny to w większości powróciły one z BEF-em do Wielkiej Brytanii.
Zawsze jest pora na herbatę i ciastka.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Dzięki Olsenie za odpowiedź!

Ze zgrozą czytam w światowych i krajowych mediach społecznościowych, iż ludzie uważają ten film za „historyczny”, a wręcz za kawał dobrego kina historycznego.

Nie odmawiam temu filmowi bardzo poruszającego nastroju, aury, klimatu, jakkolwiek to sobie nazwiemy, bo te rzeczy są rzeczywiście wspaniałe w tym filmie. To się naprawdę udało. Tylko że takie osiągnięcia w filmach wojennych inny reżyserzy osiągają za ćwierć, albo połowę budżetu „Dunkierki”. Ona nie niesie ze sobą żadnych wielkich humanistycznych przesłań na temat tego, przed jakimi wyborami moralnymi staje żołnierz na froncie. Pod tym względem Christopher Nolan mógłby czyścić buty Johnowi Irvinowi – reżyserowi „When Trumpets Fade”, też w końcu o II wojnie na Zachodzie.

Niezliczona ilość innych czynników z tego filmu to są wolne żarty, a powiedziałbym, że obraźliwe już nie tylko dla fizyki, czy historii, ale także dla ludzi, którzy zginęli pod Dunkierką, ale też i uratowali się z tego oblężenia. Ten film ich po prostu obraża.

Bzdura z tymi bezpańskimi karabinami (choć obraźliwa dla brytyjskich żołnierzy) to betka w porównaniu ze sprawami lotniczymi w tym filmie. Przy skali bzdur lotniczych to szkoda było szykować do tego filmu te trzy piękne Spity. Przy tej skali andronów to rolę Spitów mogły zagrać Zliny 526AFS albo Zivko Edge 540, bo przy tej skali bzdur w tym filmie to żadna to już różnica.

Ten film ma z historią tyle wspólnego, że w historii ludzkości był rok 1940 i było miasteczko Dunkierka i była operacja Dynamo. I na tym koniec. Reszta tego filmu to impresjonizm. Tylko że takiego artystowskiego filmu to chyba jeszcze nie było w historii. Robienie sobie jakiegoś impresjonizmu (a w zasadzie robienie sobie jaj) z wydarzenia, w którym jednak ginęło wielu ludzi to jak robienie sobie impresjonizmu z Holokaustu. Gdzieś jakieś granice powinny być.

Za to, co zrobił w tym filmie pilot Farrier (Tom Hardy) to po wojnie – gdyby przeżył niewolę – miałby w RAF dyscyplinarkę. Wszystkich pilotów czy to amerykańskich, czy brytyjskich uczono, że są oni na wagę złota i mają wracać do baz, a nie bawić się w pięknoduchowskich naprawiaczy świata z rozterkami moralnymi. Te ostatnie mieli sobie schować do kieszeni na opowieści dla wnuków przy kominku. Psim obowiązkiem pilota było wracać do bazy zgodnie ze stanem paliwa i promieniem operacyjnym samolotu, a nie poświęcać siebie (najcenniejszego w tym wszystkim) i samolotu (też cennego) dla idealistycznych bzdur, żeby (może) zestrzelić He 111, który (może) trafiłby bombami w statek, a może nie, bo to nie było oczywiste, że trafi. Nawet dziś dla każdego pilota byłoby trudne trafić bombami konwencjonalnymi, tylko „grawitacyjnymi” bez żadnego naprowadzania w mały statek.

To jest dokładnie tak, jak to zawsze mówił w wywiadach albo podczas spotkań z fanami lotnictwa ś.p. gen. Tadeusz Góra. Nie było sztuką wdać się w strzelankę w powietrzu i nawet nie było sztuką zestrzelenie czegoś, tylko jedyną sztuką było zrobić, co było trzeba w ramach zadania i na miarę możliwości, a największą sztuką było wrócić w jednym kawałku w zestawie pilot + samolot, bo pilot był na wagę złota. Zrobienie czegoś takiego, co zrobił filmowy pilot Farrier pod koniec tego głupiego filmu było wręcz wbrew regułom RAF i taki pilot miałby po (ewentualnym) powrocie dyscyplinarkę za utratę dla RAF przede wszystkim siebie, a następnie samolotu, podczas gdy miał psi obowiązek wracać cało do bazy po zrobieniu tyle, ile mógł w ramach zapasu paliwa w samolocie.

Szkoda, że nie mogę Wam tutaj wrzucić tego w postaci słów Tadeusza Góry. Miałem taki specjalny wywiad z nim tylko dla przyjaciół, który to wywiad został kiedyś przeprowadzony w Bielsku Białej. Spalił mi się ten wywiad w poprzednim komputerze, a wspólny przyjaciel mojego taty i Tadeusza Góry, który mi ten wywiad dał zmarł niedawno.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Sprawy lotnicze w tym filmie moim subiektywnym zdaniem.

1. Piloci wynajęci do latania Spitfireꞌami w tym filmie – znakomici, perfekcyjni. Widać choćby po tym, jak idealnie trzymali szyk trójkowy, zupełnie jak piloci z zespołu akrobacyjnego. Wielkie brawa dla pilotów Spitfireꞌów wynajętych do „Dunkierki”.

2. Spitfireꞌy w tym filmie. Prawie idealne. Dwa Mk I, czyli prawidłowe dla 1940 r., jeden Mk V „ucharakteryzowany” na Mk I. W sumie bardzo dobre posunięcie, aczkolwiek trochę dziwne, bo są w UK cztery latające Mk Ia i jeden Mk IIa i można sobie było darować robienie Mk V na Mk I, ale kto wie, pewnie jakieś przyczyny techniczne/organizacyjne/finansowe czy inne na to się złożyły.

3. Malowanie ww Spitfireꞌów – prawie idealne. Kamuflaż i inne elementy kolorystyczne dobre. Litery kodowe jednostki Spitfireꞌów – abstrakcja. Już tutaj Nolan mówi widzowi „Nie robię filmu historycznego, to tylko moja impresja na temat operacji Dynamo”.

4. Bf 109E w tym filmie. Robi go hiszpański Hispano Aviación HA-1112. No trudno, niech robi. Wprawdzie jest na świecie jeden zdatny do lotu Bf 109E, ale pewnie był kłopot z wynajęciem go. Malowanie? Złe. W czasie operacji Dynamo nie było jeszcze żółtonosych Bf 109.

5. Modelarze-operatorzy RC latających makiet RC (He 111, Spitfire) – znakomici, może aż za bardzo, do czego przejdę poniżej, ale w każdym razie modelarze-„piloci” wybitni.

6. Jak-52 „zrobiony” na Spitfireꞌa w tym filmie. No cóż, w zasadzie to koszmar. Robienie topornego aerodynamicznie samolotu z silnikiem gwiazdowym na „Spitfireꞌa” to naprawdę nieporozumienie zważywszy gigantyczny budżet filmu niespotykany dla filmów o II wojnie. W samym tylko UK jest aż siedem dwumiejscowych Spitfireꞌów i to na nich można było osadzić kamerę do zdjęć strzelanek w powietrzu do i z Spitfireꞌów. Od biedy można to było zrobić na Chipmunku, na Zlinie 526, ale na takim bucu, jak Jak-52…?

7. W związku z powyższym – rozpryski niemieckich pocisków za kabiną pilota na Jaku-52 (czyli niby na Spitfirze), albo prowadzenie ognia z Jaka-52 (czyli niby ze Spitfireꞌa) do Bf 109… fu!

8. Spece CGI stabilizujący lot makiety RC He 111 – genialni. Brawo dla nich. Makiety (nawet w skalach 1:5) latają przecież konwulsyjnie, nie płynnie. A jednak udało się obrobić cyfrowo lot He 111 RC tak, że wygląda to w miarę majestatycznie i jak ktoś nie wie, że to model RC to myślę, że z powodzeniem mógłby się nabrać, że to prawdziwy samolot. Naprawdę jestem pod wrażeniem, jak obrobiono lot tej makiety He 111.

9. Ataki Ju 87 na plaże – bardzo cienkie. Małość sylwetek i sztuczność ich lotu są do kitu.

10. Scena wodowania zestrzelonego Spitfireꞌa. Scena w wykonaniu modelu RC i jego operatora. Operator – wybitny, cześć i chwała i najwyższy podziw. Niestety aż za wybitny, bo posadził tego Spita na wodzie tak, jak by go miał ratować dla siebie, bo robił ten model x lat, jak to zazwyczaj bywa. I wyszło, co wyszło. Spit woduje tak lekko i delikatnie, jak płaski kamień rzucony po wodzie przy „puszczaniu kaczek”. Wodowanie kompletnie nierealistyczne. Zawiódł konsultant lotniczy (wątpię, aby był jakikolwiek) i zawiedli spece CGI, którzy odpuścili temat, a powinni obrobić cyfrowo to wodowanie zupełnie inaczej. A tak wyszło bardzo, bardzo sztucznie, jak na model RC przystało, a nie na prawdziwy samolot. Nie tak woduje jednomiejscowy dolnopłat. W tym kontekście producentom „Dunkierki” buty czyścić producentom filmu „Pearl Harbor”, którzy wodowanie Spita zrobili idealnie. Tam spece CGI odrobili lekcję w sposób wybitny. W „Dunkierce” temat odpuszczono, tylko na co poszło 150 baniek, jak się śmiejemy z „Dunkierki” na amerykańskim forum i kto podwędził taką kasę, a w filmie zrobił taniochę? :-)

11. Walka powietrzna. Absurd za absurdem. Pilot Spitfireꞌa krzyczy, że ma szkopa na ogonie, a jednocześnie kompletnie nic nie robi, aby go strzepnąć z tego ogona. To przecież okres, gdy piloci byli bardzo dobrze wykształceni i wyszkoleni, bo to nie okres Bitwy o Wielką Brytanię i szkolenia mięsa armatniego ledwo trzymającego się powietrza. Tutaj głupek leci po prostej, w porywach robi lekki zakręt z przechyleniem 15-20° i nic po za tym. Ale mamuniu ratuj, bo mam szkopa na ogonie. Jak gdyby był „pilotem”, który nie skończył podstawowego kursu szybowcowego. Zamiast zrobić pętlę, beczkę, półpętlę, beczkę sterowaną, przewrót, spiralę, ślizg na ogon, cokolwiek, to nie, ale ratujcie, bo mam szkopa na ogonie. Szkoda moich „nerw” na dalsze komentarze.

12. Pilot Farrier (Tom Hardy) i jego zachowania, decyzje. Szkoda słów na komentowanie tych ahistorycznych bzdur.

13. Lot Farriera odkąd skończyło mu się paliwo. Symfonia fałszu, absurdu nielotniczego, niehistorycznego, niefizycznego. Też szkoda moich opuszków palców na tłuczenie w klawiaturę. Walczę dziś na eBayu o piękną czapkę z przełomu lat 30./40., więc oszczędzę opuszki na tę walkę :-)

14. Lądowanie Farriera na plaży. Stek bzdur. Żaden pilot jednomiejscowego dolnopłata z chowanym podwoziem nie lądowałby na kołach, ale na brzuchu, żeby nie skapotować.

15. Podpalenie Spita na plaży racą sygnałową. Fascynujące. Spit bez kropli paliwa, a tu raca podpaliła duraluminiowy samolot, jak gdyby cały był oblany napalmem.

16. Zero konsultanta lotniczego, czy technicznego w scenie, gdy Spit płonie na plaży. Zamiast doradzić szefowi kamerzystów, aby nakręcić tę scenę, jak Farrier stałby od tyłu Spita (bo nie będzie widać lipy w makiecie samolotu) to nie, nakręcono, jak Farrier obserwuje swojego płonącego Spita od przodu. I otrzymujemy piękny widok Spitfireꞌa bez silnika i ze śmigłem na kiju od mopa. No po prostu rewelacja za 150 US baniek.


„Pearl Harbor” miał budżet 140 mln USD, a wszystko w warstwie lotniczej było o niebo lepsze niż w „Dunkierce” za 150 mln. Kto rąbnął budżet „Dunkierki” i do jakiego raju podatkowego go wywiózł? ;-) „Dunkierka” na milę śmierdzi taniochą, a ma budżet jak nie wiem co...
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Olsen
Posty: 245
Rejestracja: czw 23 kwie, 2015 9:57 am
Lokalizacja: Zduñska Wola

Post autor: Olsen »

A ja film widziałem i od momentu, w którym załapałem jak się zmienia perspektywa całości to mi się podobał. Nie znam się na sprawach lotniczych więc wszystkie mankamenty, które wytknął Grzegorz po prostu mi umknęły. Za to faktycznie wziąłem He-111 za prawdziwy samolot - nie sądziłem, że to model.
Co do oznaczeń - litery LC na kadłubach Spitów to oznaczenie bazy RAF Feltwell w hrabstwie Norfolk. Sęk w tym, ze nigdy tam nie stacjonowały Spitfire'y.

Co mi się podobało - temat oczywiście. Przyjęta konwencja i gra aktorska również. Spitfire'y i pokazanie, że było coś takiego jak Royal Navy oraz to, że Niemcy nie mieli litości dla statków szpitalnych. Atmosfera i klimat osaczenia, potęgowany doskonałą muzyką Hansa Zimmera. To tykanie zegara... I bardzo naturalistyczne pokazanie wojennego tańca śmierci, zwłaszcza w scenie tonięcia okrętów. Agnieszka była wstrząśnięta widząc jak toną żołnierze uwięzieni pod pokładem, albo jak się palą rozbitkowie w plamie ropy. No i pokazanie tego typowego brytyjskiego ducha, który nawet w czarnej chwili nie jest pozbawiony specyficznego poczucia humoru - jak w scenie kiedy bohaterowie przechodzą po desce ponad wyrwą w molo, czy kiedy żołnierze dojeżdżają do Woking i witają ich cywile na peronie.

Co mi się nie podobało - no dobra zestrzelenie Ju-87 szybując to przeginka. Ponadto Cillian Murphy jako podporucznik mówi, że statek, którym płynął zatopił U-boot. Nieprawda. Koło Dunkierki nie operowały okręty podwodne, krwi Aliantom napsuły S-booty no i miny. Scena rekwizycji jachtów w porcie brytyjskim - na nabrzeżu dwóch oficerów (kapitan i komandor podporucznik) ma na sobie czapki z oznakami petty officerów (sic!). I ogólnie mam wrażenie, ze wszystkiego było mało... mało ludzi na plażach, mało wojennego szmelcu, mało ruchu na wodzie, mało ruchu w powietrzu.
No, ale Nolan nie zrobił filmu w konwencji "O jeden most za daleko" tylko skupił się na jakimś, bliżej niesprecyzowanym epizodzie. Film w każdym razie trzymał mnie w napięciu i bawiłem się wybornie. Na pewno do niego wrócę.
Zawsze jest pora na herbatę i ciastka.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Tak, jak też wspomniałem klimat tego filmu jest rewelacyjny. To naprawdę się udało.

A filmowe barykady w Dunkierce i walki uliczne w tym miasteczku? O ile pamiętam to chyba żadnych walk ulicznych tam nie było.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

I ja byłem, ale z recenzją czekałem na Dominika, bo nie chciałem streszczać tu filmu.

Mój odbiór "Dunkierki" jest złożony. Na etapie jej tworzenia - brzydziłem się pasjami, gdy pojawiły się zwiastuny i pierwsze recenzje - nabrałem ochoty i nadziei, przeświadczenia, że coś przełomowego może z tego filmu być. Po obejrzeniu, wyszedłem raczej bez emocji. Film jest dla mnie przeciętny. Z pewnością znaczenie może tu mieć fakt bycia (bądź nie bycia) fanem twórczości Nolana, gdyż zauważyłem, iż wszystkie osoby, od których podczas produkcji "Dunkierki" słyszałem "no przecież Nolan robi świetne filmy", wyszły z kina zadowolone. Ja amatorem Nolana szczególnym nie jestem, stąd i pewnie mój spory dystans do obejrzanego dzieła.

Odebrałem "Dunkierkę" jako zbiór etiud z anonimowymi bohaterami. Nie przywiązałem się do żadnego z nich, nie przeżywałem przez to filmu w sposób taki, w jaki chciałbym przeżywać film wojenny. Akcja po prostu nie wciągnęła mnie. Podobne wrażenia miała moja Marysia, która historyczką absolutnie nie jest.

Widać niestety spore braki budżetowe, albo braki w warsztacie z zakresu odpowiedniego zarządzania armią statystów i scenografią. Plaże są biedne, puste, nie umywają się do nieśmiertelnej sceny z "Pokuty". Zresztą, w mym odczuciu, w tamtej pięciominutowej scenie jest więcej klimatu, nastroju, smrodu wojny, niż w całym filmie Christophera Nolana. A na pewno jest zdecydowanie więcej brytyjskości oraz europejskiej ręki w robieniu filmów. Podobnie puste jest morze (łajba prowadzona przez ojca i syna przez lwią część czasu filmu płynie samiutka), równie puste są przestworza. Trochę przypomina to bitwę pod Waterloo pokazana w serialu o poruczniku Sharpie - kilkudziesięciu, zamiast kilkuset statystów. Tyle, że to był serial telewizyjny, a nie film kinowy, no i w dodatku produkowany dawno temu, bez możliwości użycia efektów komputerowych.

Oczy bolą od jednostek pływających... Dyptyk Eastwooda czy "Pacyfik" pokazały, że można w dzisiejszych czasach w komputerze robić ładne, realistycznie wyglądające okręty. Tu mamy współczesne potworki.

Sceny lotnicze generalnie ciągną ten film! Jak dla mnie najlepsze od czasu wielkich "Bitwa o Anglię", "Ślicznotka z Memphis" i podobnych. Jedynie Ju-87 gorsze niż w "Bitwie o Anglię", a minęło pół wieku. No i ta bzdura z Hardym latającym, a później szybującym i lądującym do woli. Ach, i czy ja tylko słyszałem, że grzbietowy strzelec w He-111 prowadząc ogień do atakujących myśliwców walił z działek? Broń Spitów brzmiała tak, jak powinna brzmieć, natomiast tu usłyszałem powolne "dum-dum-dum".

Kostiumy? Piloci brytyjscy zrobieni tak, że mucha nie siada. Naprawdę kawał dobrej roboty. Royal Navy - bardzo różnie, o czym już wspomniał Dominik; a o niespatynowanych haftach pierwszoplanowej postaci, komandora Boltona, nawet nie wspomnę. Sama piechota wyszła nienajgorzej; są pewne mankamenty, ale dramatu nie ma. Trochę nietrafiony mundur pułkownika na molo, zbyt młodego jak dla mnie i bardziej na rok 1944 ubranego. Za to statyści, choć wybitnie zbyt czyści, zbyt "czerniawi", to dobrze, że młodzi i szczupli-plus!

Sporo też w "Dunkierce" przerwanych wątków, nielogicznych zdarzeń. Ot choćby, wystawanie na molo czy w wodzie, jak pingwiny, wspomniany lot Hardy'ego, czy dziura w losach załamanego nerwowo podporucznika.

Z pewnością to kwestia gustu, bo mnie akurat muzyka Hansa Zimmera w tym filmie bardzo drażniła i było jej jak na mój gust zbyt wiele.

Generalnie, mam wrażenie, że "Dunkierka" to dreszczowiec, thriller zaczerpnięty z epizodu II wojny światowej. Na pewno obraz warty uwagi, na pewno dobrze, że powstał, bo poruszył temat inny, niż Pacyfik, Ardeny czy Normandia. Nie jest to jednak według mnie film przełomowy czy wybitny.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Milosz
Posty: 955
Rejestracja: pt 27 lut, 2015 9:53 am
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Milosz »

Ach, i czy ja tylko słyszałem, że grzbietowy strzelec w He-111 prowadząc ogień do atakujących myśliwców walił z działek? Broń Spitów brzmiała tak, jak powinna brzmieć, natomiast tu usłyszałem powolne "dum-dum-dum".
Tak Michale, nie tylko Ty:)
Tally-Ho !!!
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Brawo szczególarze, nie mogę wyjść z podziwu, jak to zauważyliście.

:-)
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
ODPOWIEDZ