Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

fw190 pisze:No i nazista puszczający żywcem gościa, który ubił mu kilkudziesięciu kamaraten z którymi on jeszcze dzień wcześniej ziemniaki w kuchni polowej SS obierał i sznapsa popijał...
Widząc cały idiotyzm ostatniej części filmu, ale również obserwując po różnych forach (bo mnie to ciekawi), dla jakiego gatunku ludzkiego ten film powstał, dla gatunku dostającego orgazmu na widok zabijania, a jednocześnie dla gatunku nie mającego nic przeciwko wizerunkowi Niemców, jako istot o inteligencji na poziomie IQ 60, to jestem tą sceną bardzo mocno rozczarowany. Z ok. 300 Waffen-esesmanów „Fury” wybił coś koło 200 i ‒ przy umysłowości scenarzysty ‒ rzecz ta powinna być zakończona. Po odkryciu pod Shermanem Normana Ellisona powinna paść komenda, aby go zabić. W tym momencie pozostała setka esesmanów z IQ 60 powinna rozpocząć kanonadę w podwozie Shermana, ale ponieważ jest ono dość gęste od elementów konstrukcyjnych, a Ellison dobrze schowany w błocku, to rykoszety od elementów podwozia powinny wybić jeszcze i tę setkę szkopów. A wtedy jakże piękny ponowny widok z lotu ptaka na nową porcję żab, tym razem już w komplecie. I niech gawiedź się cieszy, gawiedź, dla której dzień bez rozchlapanego na ścianie mózgu w telewizyjnym okienku do kolacji dniem straconym. No i obowiązkowo dla każdego członka „Fury” Medal of Honor, bo 2. DPanc dostała ich tylko dwa, więc bilans by się podreperował.

Ale może to tylko ja powinienem dać już sobie spokój z oglądaniem filmów wojennych? Co najmniej dwóch (czy więcej to badam) członków mojej rodziny służyło w US Army podczas II wojny światowej, jeden z nich nawet dochrapał się stopnia chorążego (niejako na cześć tych ludzi na moich mundurach też staram się nie podskakiwać powyżej stopnia chorążego), ale mam nadzieję, że nie byli to durnie, którzy powiedzieliby o tym okresie ich życia „Najlepsza robota, jaką kiedykolwiek miałem...” ‒ jak filmowy sierż. Don „Wardaddy” Collier.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

„Nothing can really come close to the true horrors of tank warfare” - mówi weteran Shermanów w jego ocenie „Fury”.

http://www.theguardian.com/film/filmblo ... -realistic
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mike pisze:Były, jak najbardziej. Choćby osławiony "Thunderbolt VII", na którym zdaje się, że głównego bohatera filmu wzorowano.
Jako gapa sypię głowę popiołem jeszcze raz, ponieważ nawet w serialu fabularnym „Combat!” o ETO - w serii 1, odcinku 3 z 1962 r. - jest taki właśnie Sherman i z .30 i z .50 na dachu.

Poniżej stopklatka z tego odcinka pt. „Lost Sheep, Lost Shepherd” i z tymże Shermanem.

:-)
Awatar użytkownika
fw190
Posty: 40
Rejestracja: pt 19 lip, 2013 2:17 pm
Lokalizacja: 12 o'clock high
Kontakt:

Post autor: fw190 »

A tu ciekawy film się zapowiada choćby z tytu tegoż iż zabrał się za niego Clint!

http://www.youtube.com/watch?v=99k3u9ay1gs

No co prawda epoka nie ta, ale...
per ardua ad astra
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Grzegorz pisze:Otóż mam wątpliwości, czy istniał wtedy taki czołgowy „dog fight” na wzór walki myśliwców w powietrzu, a na dodatek, czy ta walka kołowa rozgrywała się na dystansie kilku metrów, jak w filmie „Fury”?
Żeby było śmieszniej, to ta scena wydaje się być zerżnięta ze starego (1965) odcinka serialu „Combat!” pt. „The Hell Machine”, gdzie jest niemal identyczny numer ‒ czołgi walczą ze sobą w walce kołowej na dystansie kilku metrów i walka toczy się o to, który któremu skrzywi lufę, aby przegrany nie mógł już wystrzelić.

Dla Amerykanów serial „Combat!” jest tak kultowy, jak dla Polaków „Stawka większa niż życie”.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

A propos powyższej dyskusji o obecności w terenie zurbanizowanym - dla brytofilów ładna rzecz wypłynęła na US eBayu:

http://www.ebay.com/itm/WW2-STREET-FIGH ... 2eda72cbbd
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Krzys
Posty: 3137
Rejestracja: pn 16 lip, 2007 4:51 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Krzys »

Po recenzjach na forum zabierałem się do "Furii" jak pies do jeża. Dziś nastąpił ten dzień.

Konfrontacja recenzji i filmu sprawiła że dość usilnie szukałem "grubasów" znalazłem bodaj dwóch i przestałem szukać bo zająłem się filmem.

Scena kolumny SS rozpatrywana tutaj na lewo i prawo analizowana wręcz klatka po klatce trwała może 20-30sekund filmu i żeby przeanalizować facjaty SS-manów to trzeba by w kinie wołać "Stop klatka".

Sam film - jak dla mnie to kawał dobrego wojennego kina. Dość naturalistycznie pokazujący jej okropieństwa, bezwzględność i co wojna czyni z ludźmi. Część filmu od w jechania na minę już jest mocno naciągana i pachniała "Czterema Pancernymi ..." czy też "Ardenami".

Mam też dziwne wrażenie że rekonstruktorom powinno się zabronić oglądać filmy dotyczące epok z którymi się zajmują ;) Niestety mamy tendencję do skupianiu się na szczegółach tracąc z oczu film jako całość. Bo tak jak samolot jest piękną konstrukcją to oglądanie go z nosem przy poszyciu daje nam tylko frajdę oglądania nitów a nie delektowania się pięknem sylwetki.

Czas spędzony na oglądaniu Furii zaliczam do "niezmarnowanych".
Każdy ma swojego Ur-a.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Krzys pisze:Sam film ‒ jak dla mnie to kawał dobrego wojennego kina. Dość naturalistycznie pokazujący jej okropieństwa, bezwzględność i co wojna czyni z ludźmi.
To oczywiście racja, tylko że to nic nowego w amerykańskiej kinematografii. To wszystko już było. A nowy film wojenny chyba raczej powinien pokazywać albo mówić coś nowego, bo ciągle jeszcze coś jest do powiedzenia o II wojnie, co wie tylko niewiele osób. Mogę tylko powtórzyć ‒ wszystko już było. Moralny problem „rozstrzeliwać, czy nie rozstrzeliwać jeńców niemieckich” to żadna nowina w amerykańskim kinie drugowojennym ‒ już w roku 1962 w odcinku serialu „Combat!” zaistniał taki problem. Że wojna jest bezdennie zła i głupia? Wszystko było. Jeśli w odcinku serialu „Combat!” francuskie dziecko zastrzeliło francuskiego księdza, który własnym ciałem osłonił szkopa, żeby go uchronić przed zastrzeleniem przez to dziecko (jakoś emocjonalnie związane z FFI) to czego jeszcze więcej trzeba? A jest to scena znowu z roku 1962, czyli ma to tyle lat, ile ja. Wysoce oskarżycielski ton, że Pentagon przysyła na ETO nic nie umiejące mięso armatnie? Wszystko było ‒ kolejny odcinek serialu „Combat!” z roku 1962. Robił te odcinki nie byle kto, bo Robert Altman, gwiazda reżyserska nie tego formatu, co reżyser „Fury”. Wszystko Krzysiu było, ale oczywiście masz rację, że w „Fury” jest pokazane w nowym entourage'u.
Krzys pisze:Mam też dziwne wrażenie że rekonstruktorom powinno się zabronić oglądać filmy dotyczące epok z którymi się zajmują ;)
A to na pewno! Powiedzmy sobie szczerze ‒ rekonstruktorzy są przeokropni dla tych twórców filmowych. Na litość producenci filmowi nie mogą liczyć. Rekonstruktorzy pod tym względem nie biorą jeńców.
Krzys pisze:Czas spędzony na oglądaniu Furii zaliczam do "niezmarnowanych".
Twoje święte prawo do takiego poglądu :-)

Ale jeśli reżyser „Fury” David Ayer naprawdę chce powiedzieć jakimś swoim dziełem, że wojna jest zła i głupia, a zło nie ma barw narodowych, to niech zrobi film na podstawie książki „Other Losses”. Wtedy uznam, że faktycznie coś się ruszyło w kinie drugowojennym i ktoś chce powiedzieć społeczeństwom świata coś nowego. „Fury” nie mówi nic nowego. To, jak kanadyjski dowódca pułku w Normandii niemal dla zabawy zastrzelił sobie niemieckiego jeńca, żeby się odstresować, to się czyta w kanadyjskiej książce. I że inni, i wszyscy bez wyjątków ‒ ci z definicji dobrzy ‒ alianci też tak robili to też można sobie znaleźć takie informacje. To już naprawdę nic nowego po dekadach ugrzecznionej propagandy alianckiej w krzywym świętoszkowatym zwierciadle.

Jak dla mnie „Fury” jest filmem o niczym. Nie widzę w nim fabuły, kompletnie nie widzę. Koncepcyjnie to jest trochę jak film z nurtu „filmu drogi”, ale i filmy drogi potrafią trzymać w napięciu i jest tam jakaś fabuła, jak np. w „Konwoju”. „Fury” na tle „Konwoju” to dno (moim rzecz jasna subiektywnym zdaniem), ale oczywiście nikt nie musi się ze mną zgadzać, na czym właśnie polega piękno forum. Ja po prostu nie wiem, o czym jest film „Fury”; dramatycznie szukam w nim fabuły i nie widzę. Wiem natomiast, że David Ayer jest kolekcjonerem militariów i chciał sobie zrobić film strzelankowy, coś jak mutacja (nietolerowanych przeze mnie) strzelankowych gier komputerowych. I dlatego mówię - panu Ayerowi już dziękuję.

Pozdrowienia! :-)
Awatar użytkownika
Krzys
Posty: 3137
Rejestracja: pn 16 lip, 2007 4:51 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Krzys »

To oczywiście racja, tylko że to nic nowego w amerykańskiej kinematografii. To wszystko już było. A nowy film wojenny chyba raczej powinien pokazywać albo mówić coś nowego, bo ciągle jeszcze coś jest do powiedzenia o II wojnie, co wie tylko niewiele osób.
Hmm czy wszystko co powstaje musi być kamieniem milowym kinematografii?
Powstają filmy wielkie, wybitne, dobre, solidne, przyzwoite, średnie i słabe. Dla mnie "Furia" jest filmem solidnym który się dobrze ogląda.

Czy ma Furia fabułę? Jest ona zbliżona do wielu filmów - historia jakiegoś oddziału, grupy. Czy ma ona sens? Ma mniej więcej taki sam sens jak temat który pokazuje.

Over;)
Każdy ma swojego Ur-a.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12020
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Veni, vidi... Film generalnie ani mnie pozytywnie nie zaskoczył, ani nie rozczarował.
Jak pisali przedmówcy, zaczyna się nawet nienajgorzej, z dość ambitnym surrealistycznym zacięciem. Rośnie napięcie, pokazuje dramat i brutalną stronę wojny. Potem, odnoszę wrażenie, jest tylko gorzej, jakby twórcy za dużo majstrowali przy scenariuszu.
Momentami podczas trwania seansu nawet się męczyłem, przy końcówce niecierpliwie wypatrując finału.

Reasumując i by nie powielać słów dotychczasowych recenzentów, napiszę, że w mojej ocenie nie jest to taka katastrofa, jak choćby "Red Tails", nie jest to też film w żadnym stopniu wybitny czy innowacyjny. Do domowej videoteki na pewno go nie kupię.

A prawda jest taka, jak zgodnie napisali Krzyś i Grzegorz, że oczekiwania widza, a w tym konkretnym przypadku "fotelowych generałów" (angielskie "armchair general" brzmi jeszcze trafniej), idą w górę, przez co czasem autorzy oraz krytycy zapędzają się w łowach detali, zapominając o ogólnym klimacie. Wszakże w "O jeden most za daleko" gniotów znajdziemy dziesiątki, ale... film się broni. Miał szczęście być kręconym w epoce zupełnie innej, kiedy to fora internetowe nie puchły od komentarzy i kadrów z naniesionymi błędami, a ludzie nie mieli w domach najwyższej klasy sprzętu do domowej analizy sposobu naszywania stopni na rękawie ;)

Mam nadzieję, że omawiany w innym wątku serial o 8. Armii dojdzie do skutku i wszyscy zachwycimy się znów kawałem porządnego kina wojennego-zwłaszcza, że to lotnicze aż prosi się o swojego własnego "Szeregowca Ryana".
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Fury?

Niejednemu psu Burek... :-)
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Dunkierka

Post autor: Grzegorz »

Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12020
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Coś jest na rzeczy już od lat dwóch... I zwykle takie plotki się potwierdzają. Miejmy nadzieję, że tu będzie podobnie! Aczkolwiek, jeśli o same sceny ewakuacji chodzi, to trudno będzie zmierzyć się z doskonałością sekwencji z "Pokuty".
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Przypuszczam, że nie wiem jaką ekipę od efektów specjalnych zaangażowano by do tego filmu, to nie do odtworzenia są setki typów jednostek nawodnych, jakie brały udział w tej operacji.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12020
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Nim napiszę recenzję, spytam prowokacyjnie, czy widział ktoś już "Przełęcz Ocalonych"?
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
ODPOWIEDZ