Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Grzegorz »

Super film! I w bardzo przyzwoitej rozdzielczości, nie to co filmiki z D-Day na YT. Dzięki, że go podlinkowałeś!

Bardzo ciekawy jest moment 01:44. Widać brytyjską łódź desantową LCA i żołnierzy amerykańskich w niej, ale jest tam też trudna do zidentyfikowania postać (Amerykanin? Brytyjczyk? Kanadyjczyk?) w hełmie... no właśnie, albo w amerykańskim z rodziny M1917 albo w Brodim brytyjskim. Bardzo zaskakujące zdjęcie. Ma ta postać wprawdzie amerykański pas ratunkowy, ale nie musi to o czymkolwiek świadczyć. Nawet Jonathan Gawne w swojej kultowej księdze „Spearheading D-Day” wśród setek niezmiernie ciekawych, nietuzinkowych zdjęć nie pokazał tego, co widać w tej scence. Znane jest tylko jedno zdjęcie Amerykanina z czasów inwazji na Francję noszącego hełm M1917A1, ale nie jest to postać pierwszego rzutu, tylko jest to pułkownik 9. Armii Lotniczej stojący na plaży po 20 czerwca 1944 r.

06:24 - to samo, znowu LCA, tylko tym razem widać, że Amerykanie są z BRO, czyli 1. DP. Są aż cztery postaci w Brodich.

Dodane:
Teraz doczytałem u Gawnego, że część BRO była wieziona przez Brytyjczyków. Zdjęć z tego jest jak na lekarstwo. Tym cenniejszy ten film 8)
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Grzegorz »

Midway

Otwieram temat tego filmu. Bardzo jestem ciekawy Waszych recenzji. Ja zobaczę go na dniach, na razie znam zwiastun, który w zakresie CGI nie powala, a w zakresie aktorstwa, kostiumografii... nie wiem, za mało widać. Wypowiem się po obejrzeniu filmu.

Natomiast CGI wydaje mi się jakieś obłąkańcze, kompletnie przeładowane obiektami i zdarzeniami, ale może zmienię zdanie po obejrzeniu filmu. Na razie mam wrażenie, że to gra strzelankowa na PlayStation. Tak ciasne formacje SBD w lotach nurkowych ani nie byłyby możliwe z przyczyn procedur, ani nie miały miejsca.

To samo z mechaniką lotu - znowu dla głupców. SBD w ślizgu na ogon? Ktoś chyba oszalał. Tylko wysokowyczynowe samoloty akrobacyjne konstruowane wyłącznie do treningu na mistrzostwa świata i do samych tych mistrzostw mają dopuszczenie do tej figury akrobacji. Za dużo dokumentów lotnictwa USN natłumaczyłem się w życiu, żeby nabierać się na takie kosmiczne bzdury filmowców. Kurczę, gdzie tam są jacyś konsultanci historyczni nie tylko od lotnictwa USN, ale w ogóle od mechaniki lotu? Jedyna najbardziej hardcore'owa figura, jaką musiał zrobić i zdać z niej egzamin pilot USN bombowca nurkującego to był odwrócony korkociąg, bo takie były wtedy przepisy, że pilot myśliwca USN i bombowca nurkującego USN nie mógł dostać odznaki pilota, jeśli nie zdał egzaminu z wyprowadzania samolotu z odwróconego korkociągu. Ale to wszystko. Do robienia ślizgu na ogon to samolot musi mieć specjalną konstrukcję całej sekcji ogonowej, żeby mu jej nie urwało. A tu w zwiastunie SBD toczy walkę powietrzną lepszą niż samolot myśliwski, czy wręcz wysokowyczynowy samolot akrobacyjny, którym przecież bombowy SBD nie był.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Mike »

No mnie niestety zwiastun obejrzany przed "Jokerem" odstraszył. Dialogi, gra, a zwłaszcza efekty i mechanika lotu zdają się odstawać nawet od "Pearl Harbor" czy "Flyboys". A myślałem, że gorzej być nie może

DODANO

Ktoś był, widział może?

Od osób, które mają jakieś pojęcie o historii oraz ogólnie lubią filmy wojenne, choć niewielkie o wojnie na Pacyfiku, marynistyce i lotnictwie, słyszałem wiele dobrych opinii - scenariusz podobno wiernie trzymający się historii, dość duży realizm. Ogólnie klasyczne kino wojenne, choć z nowoczesnym ujęciem efektów specjalnych.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Olsen
Posty: 245
Rejestracja: czw 23 kwie, 2015 9:57 am
Lokalizacja: Zduñska Wola

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Olsen »

Ja nie byłem i się nie wybieram. Widziałem starą, dobrą "Bitwę o Midway", więc mi wystarczy. Ponadto zwiastun mnie odstraszył...
Zawsze jest pora na herbatę i ciastka.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Mike »

No i mamy "1917" w kinach. Film, na który z pewnością wielu czekało, o którym wiele się mówi i który na pewno nie przejdzie bez echa.
Ktoś był, widział, oglądał? Jakie wrażenia?
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
SzeregowyTruten
Posty: 1585
Rejestracja: wt 09 lip, 2013 11:29 pm
Lokalizacja: Kościan

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: SzeregowyTruten »

Mike pisze: czw 30 sty, 2020 7:30 am No i mamy "1917" w kinach. Film, na który z pewnością wielu czekało, o którym wiele się mówi i który na pewno nie przejdzie bez echa.
Ktoś był, widział, oglądał? Jakie wrażenia?
Niech poniższy post będzie przyczynkiem do dalszej dyskusji.
29 stycznia miałem okazję obejrzeć produkcję “1917”. Z filmem związany jestem niejako zawodowo przez ”Bohaterownie”, która wykonała wszystkie mundury. Uprzedzając pytanie. Osobiście nie kierowałem projektem, ale widziałem jak mój kolega przez wiele miesięcy był nieźle ćwiczony przez naszego klienta.

Film opowiada historię dwóch młodych żołnierzy - Schofielda i Blake’a, którzy dostają rozkaz przedostania się za linie wroga, aby dostarczyć tajną wiadomość, która powstrzyma brytyjskie jednostki przed wykonaniem samobójczego ataku na dobrze umocnione pozycje Niemców.. Tyle fabuły, co by nie zdradzić więcej szczegółów.

Po seansie byłem zachwycony filmem, ale im dłużej o nim myślę i rozmawiam z kolegami, zaczynam zauważać coraz to nowe mankamenty produkcji Sama Mendesa.

Niemniej po kolei. Film przede wszystkim broni się ze strony technicznej. Montaż oraz zdjęcia to prawdziwy majstersztyk. Długie ujęcia, o których wspominał chociażby Przemek Budzich na swoim profilu na FB, to wyżyna umiejętności operatora. Nominacja do oscara dla Rogera Deakinsa jest wydaje się być zasłużona.

Troszkę uchylę rąbka tajemnicy, ale chciałbym zwrócić uwagę na sekwencję scen w zrujnowanym, francuskim miasteczku. Gra świateł, (znów) dynamiczne ujęcia, to przeniesione na ekran kinowy obrazy Beksińskiego. Apokaliptyczna wizja świata targanego światowym konfliktem.

Aktorzy. Dean-Charles Chapman i George MacKay to jeszcze młode, ostre chłopaki, których twarze nie są jeszcze ograne. W mundurach prezentują się bardzo dobrze. Ich gra mi się podobała, ale jest to ocena laika.
Postacie epizodyczne (Colin Firth jako General Erinmore, Pip Carter grający zblazowanego Lieutenanta Gordona, Mark Strong odtwarzający rolę Captaina Smith’a, Benedict Cumberbatch jako zupak Colonel MacKenzie) robią równie dobrą robotę. Każdy z nich przedstawia inny, z szerokiego wachlarza, charakter oficera I wojny światowej. Od troskliwego generała po dążącego za wszelką cenę do zwycięstwa i sławy dowódcy Devonów.

Podsumowując plusy. Pod względem technicznym film prezentuje się kapitalnie, cudo.

A teraz rzeczy, które mnie mierziły, denerwowały, psuły odbiór całości.

Scenariusz. Pomysł na wyścig czasem, mimo iż wtórny (“Gallipoli” z 1981 roku z Melem Gibsonem w roli głównej), wydaje się być ciekawy, ale jest w nim sporo nielogicznych elementów, sprzeczności, rzeczy, które po prostu nie miały prawa wydarzyć się w strefie przyfrontowej. Wspomnę tylko o kilku z nich ponieważ zapewne każdy z osobna będzie wstanie wskazać coś innego. Pierwsza rzecz. Ratuje się 1600 osób z 2 batalionu Devon. Może się mylę, ale taka strata takiej liczby żołnierzy była w 1917 roku niejako wliczona w koszty. Momentami film dłużył mi się. Bohaterowie idą, idą, idą. Jak w “Czasie apokalipsy” - płynęli, płynęli, płynęli.
Motyw dziewczyny z dzieckiem w mieście. Po co? Dlaczego? To nic nie wnosi.
Niemcy… Germans, well naturally, they're the bad guys. Widać ich mało w przeciągu całego filmu. Przedstawiono ich jako bezduszne, pozbawione uczuć maszyny do zabijania. A do tego głupie.
Inna rzecz. Główny bohater po przymusowej kąpieli w rzeczy wydostaje na brzeg i BACH, od razu trafia tam, gdzie zmierzał. Do tego bez żadnej postawionej warty, czujki, przysiada się do śpiewających żołnierzy. Powiem więcej! Gdy (uwaga spoiler) dociera do pułkownika MacKenzie, rozkaz napisany na papierze, trzymany w przemoczonej i zniszczonej kurtce, nadal jest doskonale czytelny. Czyżby laminat?
Ziemia niczyja, kilka godzin po wycofaniu się Niemców (którzy niszczą swoje armaty!), a tu co? Kolumna brytyjskich ciężarówek in the middle of nowhere, jadąca dokądkolwiek. Tak mi to nie pasuje.

Często, siłą rzeczy, “1917” jest porównywany do “War Horse’a” z 2011 roku ze względu na tematykę. I wiecie co? “War Horse” bardziej mi się podobał, wydawał się dopracowany pod absolutnie każdym względem. Scenografia, zachowania żołnierzy są super.. W “Czasie wojny” front jest pokazany tak jak na fotografiach, kikuty drzew, błoto po kolana, szczury, próba stworzenia ludzkich warunków bytowania w okopach. Do tego głębia frontu wojny pozycyjnej. Pozycje brytyjskie u Mendesa są niemalże chirurgicznie czyste. Bohater po przejściu 200-300 metrów na tyły nie znajduje się w obszarze działalności służb medycznych, zaopatrzeniowców, artylerzystów. Mamy… łąkę. Niczym nie naruszone pole jak pulpitu Windowsa. Co więcej. Gdy Schofield i Blake przedzierają się nie czuć “klimatu” I wojny. Według mnie powinny być słyszalne co chwila wybuchy, głuche dudnienie dział. Trudno mi zarzucić rasizm, ale czy podczas I wojny światowej kolorowi żołnierze nie powinni byli służyć w ramach swoich jednostek? Rzucili mi się w oczy czarnoskórzy wojacy wśród rodowitych synów Albionu czy nawet Hindus (?) na pace ciężarówki.

Kostiumy. Tutaj mogę nie być do końca obiektywny z racji pracy takiej, a nie innej. W skrócie powiem tak. Nie było widać w ekranie rozmachu przygotowań oraz ilości, które Hero przygotowało.. Przykład. Zrobiliśmy ileś tam kompletów ładownic do Levisa. Ile ich było widać? Ja nie widziałem wcale.. Wysłano ileś tam kompletów Szkotów. Nie widziałem ani jednego. Pytanie retoryczne do specjalistów. Czy Brytole nie mieli płaszczy? Akcja filmu dzieje się w kwietniu, a wszyscy biegają w leather jerkinach. No, ale takie uroki.
Brakowało mi smaczków jak czapek, rękawiczek, patentów, frontowych. War Horse pod tym względem się broni, jest tego więcej.
Odnoszę wrażenie, że pod tym względem zabrakło 5 groszy do złotówki. A ciekawe jest to, że za kostiumy przy “War Horsie” i “1917” odpowiadało ta sama osoba -David Crossman.

Jeszcze przed premierą “1917” ogłoszono w mediach, że oto nadchodzi nowy, godny następca “Szeregowca Ryana”. Myślę, że nie. Jest to film, który ustępuję amekańskiej produkcji.
Oglądając dzieło Spielberga za każdym razem odnaleźć można nowe smaczki, detale, których nie widziało się wcześniej. W “1917” ich nie ma.
Niemniej dobrze się stało, że mamy nowy film osadzony w realiach pierwszej wojny, co może odświeży i zapoczątkuje serie kolejnych.
Moja ocena jest zapewne trochę skrzywiona poprzez wykształcenie, hobby jak i pracę. Co nie zmienia faktu, że warto wybrać się do kina choćby po to, żeby samemu sobie wyrobić ocenę.
Tyle ode mnie.
Gentlemen, this is a story that you shall tell your grandchildren, and mightily bored they'll be.
Awatar użytkownika
Jurek
Posty: 1387
Rejestracja: pt 28 maja, 2010 4:21 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Jurek »

Ja film oglądałem w sobotę i znaczną część odczuć jak widzę dzielimy.

Mi przede wszystkim kłuł w oczy sterylizm linii frontu. Po pierwsze jest za płytka. Wystarczy zajrzeć do zdjęć i od razu widać kilometrowych szerokości pozycje. Kilka linii okopów, cała sieć kwaterunkowa , sanitarna, wszystko. Nawet po wyjściu z okopów teren powinien być dosłownie zawalony sprzętem i jego resztkami. Po horyzont stert skrzyń, rozwalonych jaszczy, hałd końskich trupów czy choćby zużytych konserw. Jest za czysto.

Wygląd samych niemieckich okopów również jest mocno średni. Plusik za pokazanie znacznych ,w przeciwieństwie do brytoli, ilości betonowego szalowania, faktycznie było stosowane. Tak samo betonowe schrony w linii frontu. Niestety, wiem że to dziwnie zabrzmi ... niemieckie pozycje są zbyt uporządkowane. Mam na myśli przedpiersia oraz wewnętrzną organizację. Co do przedpierś - były bardzo zróżnicowane, z mnóstwem różnorodnych stanowisk i ukryć. Powinny się pojawić stalowe tarcze strzeleckie wkomponowane w przedpiersie. We wspomnieniach można znaleźć zdziwienie brytoli gdy po zdobyciu takiej linii znajdowali mnóstwo stanowisk o których nie mieli pojęcia. Tego mi brakowało. Po drugie, brak mi również urządzenia okopów zgodnego z kształtem przewidzianym instrukcjami i regulaminami. Są pod względem struktury odbiciem brytyjskich, a zasadniczo się różniły.

Co do broni, brakuje mi karabinów maszynowych. Powinny bardziej zagrać w sekwencjach walki. Zwłaszcza ,że wtedy ich zagęszczenie na froncie było olbrzymie. Odnośnie frontowych realiów - na ukazywanym zapleczu nie powinno się ostać ani jedno drzewo. Większość zostałaby wycięta pod szalunki i na opał. To samo stałoby się z gospodarstwem, a krowy zapewne skończyłyby jako steki. Zresztą, w bezpośredniej strefie przyfrontowej nie byłoby cywilów. Nikt z własnej woli nie chciałby tam pozostać. Artyleria dalekodystansowa obecna jest wszędzie i ma porażającą skuteczność.

Inny wątek mi leżący na wątrobie to artyleria. Generalnie jej nie ma. Mogłoby jej być więcej. Natomiast scena ze zniszczonymi działami ... Nawet nie wiem jak to określić. Po pierwsze te działa w tym "kamieniołomie" byłyby bez sensu i mało efektywne. To dobre stanowisko dla broni stromotorowej. Tymczasem widzimy coś co wyglądałoby na artylerię płaskotorową o dużym zasięgu. Żaden artylerzysta by czegoś takiego nie wymyślił. Zresztą koncept zniszczenia takiego sprzętu jest mocno odrealniony. Jeśli mielibyśmy do czynienia z planowanym manewrem, a o takim mowa, zostałby znacznie wcześniej wycofany. Zwłaszcza w warunkach materiałowej nędzy Niemiec w tym czasie.

Te problemki nie zmieniają faktu ,że film ogólnie podoba mi się bardzo i cieszę się ,że powstał. Oby więcej takich.
"Ufaj Szembekowi. Szembek nie zdradzi"
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Mike »

I ja obejrzałem "1917". Dwa razy: pierwszy na gorąco, drugi już na chłodno, skupiając się na szczegółach technicznych.

W zasadzie recenzja Piotra oraz Jurka pokrywa się z moimi obserwacjami, więc w wielu kwestiach po prostu przyznam rację przedmówcom.

Szedłem na film z wielkimi oczekiwaniami; media zwiastowały nadejście nowego "Szeregowca Ryana". I może te oczekiwania spowodowały bolesne zderzenie z rzeczywistością?
Dla mnie ten film jest po prostu słabo zbudowany. Trochę tak, jakby ktoś miał pomysł na znakomite zdjęcia i montaż, a potem do tego dorobił fabułę. W moim odczuciu-nudną. W środkowej, najdłuższej sekwencji filmu zdarzało mi się... przysypiać. Nawet śmierć jednego z głównych bohaterów (przyznam-zaskakująca) nie ma takiej dramaturgii, jak śmierć Wade'a we wspomnianym już obrazie Spielberga. Największe wrażenie zrobiły na mnie same sceny zbliżania się do ostatniej linii okopów, pokazany ich system, a potem-końcówka i przygotowania do szturmu. Natomiast niby kulminacja, jaką jest doręczenie rozkazu pułkownikowi, również jakaś taka... mdła. Przepiękne, magiczne, artystyczne, choć może nazbyt surrealistyczne są za to sceny w płonącym mieście. O koncepcji jednego długiego ujęcia nie będę się rozpływał, bo to, że jest znakomite, to truizm. Choć z pewnością kosztem zawężenia widoku to jednak dość ograniczonych planów - za wyjątkiem ostatnich aktów szturmu.
A'propos szturmu. Nie rozumiem za to zupełnie, dlaczego choćby w nagrodach BAFTA film dostał nagrodę za CGI. Ostrzał artyleryjski oraz biegnący bohater w momencie wybiegnięcia Devonów z okopów są sztuczne i "pachnące" nałożonym obrazem rodem z lat sześćdziesiątych, że aż oczy bolą.
Kostiumowo, choć to oczywiście już śrubkologia (ale na nią na tym forum sobie możemy pozwolić) jest dobrze, jest piękne postarzenie większości elementów umundurowania oraz ekwipunku (za wyjątkiem nienaturalnie lśniących hełmów i czystych pasów nośnych od karabinów), ale... również odnoszę wrażenie, że kostiumograf militarny, chcąc ulepszać dobre, zrobił de facto krok w tył. Patrząc na różnorodność sprzętu w okresie Wielkiej Wojny, można było pokazać więcej "smaczków". Przede wszystkim, to raj dla miłośników brytyjskiego ekwipunku, który "gra" na pierwszym planie w równym stopniu, co aktorzy.
Podsumowując, dobrze, że taki film powstał. I Wojna światowa to tak szeroki, interesujący, mający ogromny wpływ na historię temat, że zasługuje na zdecydowanie pełniejsze zwizualizowanie, którego mam wrażenie cały czas brakuje. "1917" to solidne kino wojenne, bardzo brytyjskie, które może wzbudzić zainteresowanie innych twórców tym okresem historycznym. Nie jest to z pewnością film przełomowy. W moim rankingu daję mu takie 6/10.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
SzeregowyTruten
Posty: 1585
Rejestracja: wt 09 lip, 2013 11:29 pm
Lokalizacja: Kościan

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: SzeregowyTruten »

Jestem zmuszony złożyć samokrytykę, posypać głowę popiołem. Gosia, żona naszego Jureczka, zwróciła mi uwagę, że Schofield trzyma rozkaz wstrzymania ataku w pudełeczku, gdzie przetrzymuje również zdjęcia swojej żony i dziecka. Zatem istnieje prawdopodobieństwo, iż koperta mogła “teoretycznie” dotrzeć do pułkownika MacKenzie nienaruszona.
Gentlemen, this is a story that you shall tell your grandchildren, and mightily bored they'll be.
Awatar użytkownika
SzeregowyTruten
Posty: 1585
Rejestracja: wt 09 lip, 2013 11:29 pm
Lokalizacja: Kościan

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: SzeregowyTruten »

Po seansie Jojo Rabbita wyszedłem poruszony. Nie krzyczałem “wow”, “o ja cie…”. Jak większość oglądających, wyszedłem z sali w ciszy, dotknięty, ale w głębi duszy zadowolony bo zobaczyłem na ekranie kawał dobrego, choć trudnego kina.

Film przedstawia historię 10 letniego Jojo, który będąc zafascynowany ideologia nazizmu wstępuje w szerego Jungvolku, a jego idolem i najlepszym przyjacielem jest wyimaginowany Adolf (w tej roli reżyser i autor scenariusza Taika Waititi). Mieszka on ze swoją mamą, w tej roli Scarlett Johansson, które ze wszystkich sił stara się odsunąć od swojego synka okropieństwa wojny. Ojciec chłopca walczy lub zaginął na froncie włoskim, a jego siostra zginęła. Tytułowy Jojo robi wszystko, że Fuhrer i III Rzesza była z niego dumna. Momentem przełomowym jest odkrycie dziwnego, dzikiego lokatora.
Postaciami drugoplanowymi są kapitan Klenzendorf Sam Rockwell i Panna Rahm (Rebel Wilson) oraz tajemnicza Elsa.

Fabuła filmu nie jest dosłowna, jest wręcz abstrakcyjna. Nie można go traktować jako historii, retrospekcji, odtwórstwa w skali jeden do jednego. Osoby, które spodziewały się wielkiej batalistyki, śróbkologii, mundurologii po prostu się zanudzą.

Na zwiastunach widzimy Adolfa o ciemnej karnacji, stąd wydawać by się mogło że film jest komedią. Oj, można się łatwo zdziwić. Przez pierwsze pół godziny publiczność śmieje się, żywo reaguje na żarty sytuacyjne, kawały. Jednak “jaja (Jojo) na boczku czyli żarty na bok”. Śmiesznie jest do pewnego poważnego, szyderę z nazizmu. Zadać sobie można pytanie. Przecież założenia ideologii hitlerowskiej są głupie, pozbawione sensu, logiki, jak ludzie mogli się na to nabrać?
Jest się żart są, ale do pewnego momentu. Do poważnego, bo to w istocie poważny film o poważnej tematyce. Pojawia się tajemnicza Elsa i od tej chwili następuje lawina dramatycznych, smutnych, gorzkich wydarzeń. Szokują one widzą, trzymają w napięciu, targają emocjami. Być może fabuła komuś wyda się banalna, ale według mnie tak przedstawiona, w takim sosie jaki przygotował Waititi smakuje wybornie.

Nigdy nie byłem wielkim fanem Scarlett Johansson, ale w tym filmie mnie urzekła. Nie jest na pierwszym planie. Ona jedynie wypełnia tło filmu, historii Jojo, ale robi to z takim wdziękiem, że jestem pod wrażeniem. Z jednej strony pewna siebie, opiekuńcza matka, z drugiej… no właśnie.... przestraszona, bojąca się o życie syna, swoje i… jeszcze kogoś.

Kapitan Klenzendorf [(ma bardzo ładny mundur :)] to kapitalna postać. Warto mu się przyglądać od samego początku filmu ponieważ wraz z rozwojem akcji potrafi zaskoczyć.





Dla mnie film ten jest jak koktajl składający się ze słodkiego likieru, gorzkiego toniku i mocnej wódki. Pokazują jak inaczej można zrobić film wojenny o holocauście.

W krótkim czasie byłem na dwóch filmach wojennych czy historycznych. O “1917” będzie mówić się długo, ale to “Jojo Rabbit” zostanie na długo w głowie.
Gentlemen, this is a story that you shall tell your grandchildren, and mightily bored they'll be.
Awatar użytkownika
Olsen
Posty: 245
Rejestracja: czw 23 kwie, 2015 9:57 am
Lokalizacja: Zduñska Wola

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Olsen »

W końcu obejrzałem "1917".
Cóż mogę powiedzieć? Z wielkiej chmury, mały deszcz.
Nie jest to typowe kino wojenne, raczej to film przygodowy, kino drogi z elementami obrazu wojennego. Spodziewałem się nawał artyleryjskich, terkotu kaemów, gazu i cudownie niezdarnych Marków I i V. Cóż, producent, scenarzysta i reżyser mieli inną wizję, która byłą atrakcyjna, acz mogłaby być jeszcze lepsza.
Warstwa wizualna filmu to duży plus. W początkowych sekwencjach, gdy bohaterowie przedzierają się w stronę linii niemieckich jest błoto, są trupy, jest drut kolczasty. Tego własnie oczekiwałem od obrazu osadzonego w realiach frontu zachodniego I wojny światowej. Nie przeszkadzał mi wygląd okopów (w ogóle starałem się podejść do filmu bez rekonstrukcyjnego zacięcia), mundury za to wyglądały pięknie. Jednak tak jak pisali Piotr i Jurek, brakuje terkotu kaemów, a nade wszystko dudnienia artylerii. Ja rozumiem, ze Szkopy podały tyły, ale dalekosiężne działa mogłyby się gdzieś tam odzywać. Później, im dalej w las, tym mniejsze napięcie, choć mi akurat rosnące drzewa, czy ostatnia żyjąca krowa na farmie nie przeszkadzały. Dopiero pod koniec, kiedy towarzyszymy Devonom szykującym się do ataku napięcie znów narasta.
"Długie ujęcie", choć to technologiczny majstersztyk, pozwalający wczuć się w role towarzysza Blake'a i Schofielda momentami mnie męczył. Być może to kwestia słabego miejsca w kinie. Ale nocna scena w Ecouste. Tak, ta jedna scena wystarczy by przyznać Oscara za zdjęcia. Czegoś takiego nie widziałem. Zarówno reżyser, operator, jak i oświetleniowcy zrobili kolosalną robotę - to było naprawdę coś.
Co mnie nieco irytowało to nielogiczne postępowanie Schofielda. Zamiast odszczekiwać się swoim prześladowcom z pańskiego dworu pod arkadami - on ucieka. Zamiast zadać jednemu z Niemców bobu bagnetem, tylko go odpycha. Rozumiem zdezorientowanie, konieczność wycelowania, etc., ale naprawdę mnie to dziwiło.
Aktorsko film stoi na przyzwoitym poziomie. Dwóch głównych bohaterów - nowe, świeże i nieopatrzone twarze to dobry pomysł. Weterani w epizodach dają radę. Mi chyba najbardziej przydał do gustu Mark Strong w roli kapitana Cheshire'ów. Andrew Scott w roli porucznika Yorków nie wyszedł poza to co pokazał jako James Moriarty w "Sherlocku", Benedict Cumberbatch już też grał kiedyś wyzutego z ludzkich uczuć robota (czyżby w tym samym serialu?), zaś Colin Firth - no cóż, widać zawodowstwo nawet w tak skromnym epizodzie.
Czego jednak w filmie brakuje? Napięcia. Oglądając "Dunkierkę" siedziałem na krawędzi fotela. Christopher Nolan zastosował Hitchcockowską zasadę "najpierw trzęsienie ziemi (scena otwarcia, kiedy brytyjscy maruderzy padają jak kręgle) a później napięcie rośnie". U Nolana czuło się upływ czasu niemal fizycznie. W filmie Sama Mendesa tego nie ma. Bohaterowie, jak pisał Piotr idą, idą, idą. Nic się nie dzieje. Niby im się kibicuje, ale nie specjalnie się przejmiemy jeżeli się nie uda. W filmie widać podpis Mendesa, który ma na swoim koncie m.in. "Spectre". I tak jak "Spectre" jest jednym z nudniejszych "Bondów", tak "1917" nie jest szczególnie porywający.
Odnoszę wrażenie, że Sam Mendes wziął motywy z "Gallipoli" (musicie dostarczy rozkaz, inaczej wasi koledzy zginą), "Szeregowca Ryana" (musicie odnaleźć pewną osobę za liniami wroga) czy "Dunkierki" (czas ucieka, musicie się śpieszyć) i stwierdził, że to wystarczy do zrobienia czegoś wybitnego. Tymczasem pod wykwintnym anturażem "Cotelette de porc" mamy zwykłego schabowego. Dane smakowite, przyzwoite, ale nie zapadające w pamięć.
Ode mnie, w skali 1-10, 7.
Zawsze jest pora na herbatę i ciastka.
Awatar użytkownika
Janek
Posty: 1479
Rejestracja: ndz 22 paź, 2006 4:38 pm
Lokalizacja: Konin

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Janek »

https://youtu.be/eyzxu26-Wqk

Dosłownie wypłynęło takie oto cudo zapowiada się fajne kino...jak wyjdzie zobaczymy.

Inna sprawa że kręcone od kilku ładnych lat filmy wojenne i "wojenne" nie mają już tego charakteru kręconych wcześniej produkcji chciało by się żec "kiedyś to kurła było".
Why don't you knock it off with them negative waves?
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Mike »

Fajnie, że poruszona jest tematyka marynistyczna, bo to w kinie rzadkość.
Oczywiście, wątpliwości budzi wiekowy już Hanks, i jak zawsze w dzisiejszych czasach widowiskowe chyba aż nazbyt CGI... No ale zobaczymy! Chętnie film obejrzę.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Grzegorz »

Fajnie Janku, że podlinkowałeś „Greyhounda” - ja przegapiłem ten trailer. Mieliśmy „Greyhounda” przegadanego wcześniej, gdy był w fazie produkcji. Zobaczymy teraz, co to z tego wyszło.

Jak wspominałem wcześniej - na wiek Hanksa spojrzałbym raczej litościwie w tym filmie, jeśli pamiętacie moje wcześniejsze posty na temat tego filmu i w ogóle USN podczas WWII. Dramat kadrowy był w USN wtedy taki, że brano (zgłaszających się na ochotnika, albo i z przymusu) każdego, kto jeszcze stał na nogach, miał pojęcie o żeglowaniu i nie był przeżarty rumem na tyle, żeby jeszcze widzieć różę wiatrów. Jeśli USN w roku 1942 wyciągnęła z emerytury 70-letnią panią kapitan żeglugi wielkiej Mary P. Converse, żeby uczyła nawigacji marynarzy i pilotów USN to można sobie wyobrazić, jaki był dramat kadrowy.

To było dokładnie to samo, co pisałem w serii artykułów pt. „Zanim wyruszyli na Pacyfik”. Kadry USN były super, a i owszem, ale do Pearl Harbor. Potem w bitwach z Japsami roku 1942 wszyscy starzy mistrzowie USN zostali wybici niemal do nogi i runęła zarówno jakość USN, jak i system jej szkolnictwa, bo zostały same żółtodzioby, chociaż oczywiście entuzjastyczne. Tylko że na entuzjazmie i byciu „pistoletem” daleko się nie zajedzie bez świetnego wyszkolenia, wytrenowania i doświadczenia. Wszystko zaczęło się naprawiać od III kwartału roku 1943. I jakość USN wzrosła, i odbudowano też szkolnictwo na bazie najświeższych weteranów walk z Japsam. Potem było już tylko lepiej i lepiej. Jak Amerykanie połączyli olbrzymią zadziorność takich kapitanów, jak np. Eugene B. Fluckey (pistolet nie z tej planety) ze świetną ich edukacją i wyszkoleniem to marynarki wojenne Osi już nie miały żadnych szans w konfrontacji z takimi ludźmi, a było takich wielu.

Niemniej dziadkowie typu Hanks też pływali do końca WWII.

Zgadzam się, że niepowtarzalnego klimatu filmu „Atlantic Convoy” już nigdy w kinie nie będzie. Oby CGI nie zamordowało tego „Greyhounda” - też się z tym zgadzam.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Post autor: Grzegorz »

Grzegorz pisze: wt 12 lis, 2019 5:16 pm Midway

Otwieram temat tego filmu. Bardzo jestem ciekawy Waszych recenzji. Ja zobaczę go na dniach, na razie znam zwiastun, który w zakresie CGI nie powala, a w zakresie aktorstwa, kostiumografii... nie wiem, za mało widać. Wypowiem się po obejrzeniu filmu.

Natomiast CGI wydaje mi się jakieś obłąkańcze, kompletnie przeładowane obiektami i zdarzeniami, ale może zmienię zdanie po obejrzeniu filmu. Na razie mam wrażenie, że to gra strzelankowa na PlayStation. Tak ciasne formacje SBD w lotach nurkowych ani nie byłyby możliwe z przyczyn procedur, ani nie miały miejsca.

To samo z mechaniką lotu - znowu dla głupców. SBD w ślizgu na ogon? Ktoś chyba oszalał. Tylko wysokowyczynowe samoloty akrobacyjne konstruowane wyłącznie do treningu na mistrzostwa świata i do samych tych mistrzostw mają dopuszczenie do tej figury akrobacji. Za dużo dokumentów lotnictwa USN natłumaczyłem się w życiu, żeby nabierać się na takie kosmiczne bzdury filmowców. Kurczę, gdzie tam są jacyś konsultanci historyczni nie tylko od lotnictwa USN, ale w ogóle od mechaniki lotu? Jedyna najbardziej hardcore'owa figura, jaką musiał zrobić i zdać z niej egzamin pilot USN bombowca nurkującego to był odwrócony korkociąg, bo takie były wtedy przepisy, że pilot myśliwca USN i bombowca nurkującego USN nie mógł dostać odznaki pilota, jeśli nie zdał egzaminu z wyprowadzania samolotu z odwróconego korkociągu. Ale to wszystko. Do robienia ślizgu na ogon to samolot musi mieć specjalną konstrukcję całej sekcji ogonowej, żeby mu jej nie urwało. A tu w zwiastunie SBD toczy walkę powietrzną lepszą niż samolot myśliwski, czy wręcz wysokowyczynowy samolot akrobacyjny, którym przecież bombowy SBD nie był.
A był w końcu ktoś z Was na tym „Midway”? Ja nie, uciekło mi, nie wiem, czy to jeszcze jest do zobaczenia, bo dziś puszczają film dwa tygodnie i po filmie.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
ODPOWIEDZ