Panowie, ja tu próbuję ten wiekopomny niemiecki serial obejrzeć, a drugim okiem piszę odpowiedź... I nie dowiem się, jak to grupa nazistów przyleciała z kosmosu i wciągnęła niewinnych Niemców w operację
Barbarossa! ;)
Grzegorz pisze:Nie tknięte mamy blaski i cienie MW PSZ. Ja jestem za słaby w tej tematyce, więc znam swoje miejsce w szeregu i siedzę cicho. Wiem tylko, że są tacy, co widzą jakieś znaczne cienie, ale inni patrzą na to trochę inaczej i może, nie wiem, jak to powiedzieć... bardziej liberalnie?
Obawiam się, że tam jest prawdziwa
Puszka Pandory ;)
piekarz24 pisze:Pojawia się też pytanie o poziom przygotowania wyższych dowódców broni pancernej PSZ do dowodzenia w polu wojskami pancernymi w ogóle. Wokół postaci gen. Bronisława Rakowskiego i jego poczynań na froncie włoskim też było wiele kontrowersji.
Zgadza się. Tu trzeba jednak spojrzeć przez pryzmat międzywojnia też, bo trudno wszystko nadrobić kursami w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza jeżeli chodzi o oficerów sztabowych, nawykłych do pewnych doktryn. Aczkolwiek, jak wiadomo, nawet te pozornie nowoczesne kursy alianckie diabli w pierwszej fazie kampanii normandzkiej wzięli… Bo jak tu całą myśl budowaną w oparciu o doświadczenia pustynne przestawić szybciutko na coś zupełnie odmiennego? Z generałem Rakowskim i 2. Brygadą (Dywizją) Pancerną to wydaje mi się, że jeszcze inna historia, biorąc pod uwagę warunki prowadzenia działań zaczepnych na froncie włoskim.
piekarz24 pisze:
1. Charakter Sosabowskiego. W wielu publikacjach podkreśla się, że miał on ciężki charakter. Po obejrzeniu „Honoru Generała” i lekturze powyższego wywiadu, muszę zadać pytanie, czy był to „tylko” „trudny charakter” czy coś więcej? Trudno oceniać, nie chcę, żeby zabrzmiało to źle, ale postać generała jawi mi się teraz jako postać człowieka bardzo ciężko doświadczonego przez życie, człowieka z problemami emocjonalnymi, być może z zaburzeniami osobowości. Opis stosunków wewnątrz rodziny Sosabowskich jest jednoznaczny w tej kwestii. Wojna zmienia ludzi, nieraz dramatycznie. Pytanie tylko, czy tak wyglądał generał po wojnie, czy w trakcie jej trwania także? Jaki miało to wpływ na kształt i funkcjonowanie brygady?
No to jest niestety dramat. Włosy na głowie mi się zjeżyły, gdy potomek generała mówił, że nigdy nie mówiło się do niego
dziadku, a
Generale (sic!) Ja przepraszam, ale ja bym nie chciał żyć w takiej rodzinie. Tajemnicą poliszynela opowiadaną na różnych spotkaniach kombatanckich było to, jakie relacje panowały w tej familii. Wyjątkiem może być tu niesamowita więź między generałem, a jego synem, Stasinkiem.
Wiesz, Olek, gdyby tak wojennymi przeżyciami tłumaczyć
Sosaba, to jak trauma frontowa wpłynęłaby na szeregowych, którzy przeżyli piekło okopów? Wydaje mi się, że generał Sosabowski był człowiekiem charyzmatycznym, ale zarazem - nie znoszącym sprzeciwu, despotycznym. Nie oceniamy tu jego życia rodzinnego, jednak śmiem twierdzić, iż przedstawione powyżej cechy odbicie znajdowały w dowodzeniu wojskiem. O ile zatem upór, hardość okazały się doskonałymi przymiotami na etapie improwizacji w początkowym okresie formowania jednostki, o tyle te zalety stały się już wadami, kiedy trzeba było współpracować, by nadać 1. SBSpad najpełniejszego kształtu najnowocześniejszej możliwie jednostki spadochronowej. Nie można było jej rozbudowywać, trenować, dozbrajać, wszędzie widząc wrogów dybiących na jej fantastyczne krajowe przeznaczenie. No i potem mamy sytuacje, w których na pierwsze skoki batalionowe czekać było trzeba do 1944 roku!
piekarz24 pisze:2. Odwołanie Sosabowskiego po operacji M-G. Odnoszę wrażenie, że w Polsce odwołanie Sosabowskiego jeszcze bardziej przyczyniło się do powstania legendy. Osobiście irytuje mnie stwierdzenie „kozioł ofiarny”. Niby jak? Co miało dać Anglikom odwołanie Sosabowskiego? „Kozioł ofiarny”- to znaczy, że zrzucali na niego odpowiedzialność za fiasko operacji. Czy tak było w rzeczywistości, czy Brytyjczycy obarczali Sosabowskiego winą, za klapę całego przedsięwzięcia?. Może to, że po M-G odwołano Sosabowskiego było wynikiem nawarstwienia się wielu spraw, może nie było jednej przyczyny? Operacja „Market-Garden” była wielką traumą dla aliantów. Może po prostu Sosabowski wku…ał Brytyjczyków, tak po ludzku.
Brawo! To samo chciałem napisać. Mamy w Polsce obsesję eksponowania teorii o brygadzie i jej dowódcy
złożonych na ołtarzu kompletnej klęski Brytyjczyków. Począwszy od rozdmuchanej heroicznej wizji o masakrze nad Driel 21 września 1944 r., przez starcia Sosabowskiego z Horrocksem i Thomasem podczas odprawy w Valburgu, na zwolnieniu go z dowództwa 1. SBSpad skończywszy.
Z tego wszystkiego jedynie owa niesławna odprawa w Valburgu, jeżeli wierzyć wspomnieniom Dyrdy, zasługuje na potępienie, bo to zachowanie wybitnie haniebne.
I pytam ja również: co by to zwalnianie Sosabowskiego Brytyjczykom dało? Czy gdzieś w anglosaskiej literaturze historyczno wojskowej, w prasie z epoki znaleziono teksty potępiające Sosabowskiego? Nie. Ile jest w polskiej historiografii tekstów o jego konflikcie z następcą na stanowisku dowódcy tej jednostki, płk. Szczerbo-Rawiczem? Ano nie ma w ogóle. Chętnie oskarżamy aliantów o spiskowanie przeciwko nam, zamiast uprzątnąć własne podwórko. Zapominamy przy tym, bądź też nie chcemy zauważyć, że u Brytyjczyków choćby, podobne sytuacje nie należały do wyjątków. Od razu na myśl przychodzi marszałek Dowding, obrońca Albionu z lata 1940 roku, który mimo niewątpliwych zasług, popadł raczej w niesławę. Można by jeszcze przywołać admirała Pounda i kilku innych. Też popadali w niełaskę. O, jeszcze bliżej tematu
Market-Garden: poprzednik gen. Urquharta na stanowisku dowódcy 1. DPD, wielce utalentowany oficer wojsk powietrzno desantowych, gen. Down, zdjęty został, bo… nie był z
kliki gen. Browninga. Musimy pamiętać, jak wszyscy Alianci byli rozochoceni przed operacją, i jak ogromna była frustracja wszystkich wysokich oficerów po jej tragicznym finale. Nie udał się wielki pokaz zdolności wojsk desantu powietrznego, nie udało się być lepszym od Niemców z ich pyrrusowym
Merkurem.
piekarz24 pisze:3. Ciekawym zagadnieniem jest stosunek dowództwa PSZ do Sosabowskiego. Ta kwestia chyba nie jest opracowana przez polskich historyków i nadal pozostaje nierozliczona.
Wracamy do tematu uprzątania domu, o czym pisał już Mickiewicz w
Panu Tadeuszu. Sosabowski nie był łatwym człowiekiem, a rząd oraz sztab polski, de facto po śmierci Sikorskiego już zupełnie marionetkowy, sam patrzył, by ratować się i nie miał zupełnie ochoty pomagać niepopularnemu, krnąbrnemu generałowi.
piekarz24 pisze:4. Wiele poświęcamy ocenie cech charakteru Sosabowskiego, ale trudno znaleźć analizy poświęcone temu, jakim był dowódcą polowym. No właśnie – jak spisał się Sosabowski pod Driel? Jak funkcjonował jego sztab podczas operacji M-G, czy podejmował trafne decyzje, jaką ocenę mu wystawić? Nie jestem specem od wojsk powietrzno-desantowych, znam założenia taktycznego użycia tego rodzaju wojsk z czasów wojny i tyle. Zajmuję się małym wycinkiem historii brygady, jakim są dzieje jej służby zdrowia, stąd nie czuję się kompetentny aby udzielić odpowiedzi na wyżej postawione pytania. Jednak kwestia ta żywo mnie interesuje.
Na tyle, ile badałem biografię Sosabowskiego przy pisaniu mojej pracy magisterskiej, to generałowi w dowodzeniu w polu czy garnizonie przed wojną zarzucić niczego nie można. 21. Pułk Piechoty
Dzieci Warszawy w wojnie obronnej sprawował się dobrze, ale myślę, że ewentualne szczegóły i zastrzeżenia mogą zaserwować obecni tu, a więksi ode mnie, specjaliści w temacie wrześniowym.
Cały natomiast obraz działania 1. SBSpad pod Driel wypada przyzwoicie. Polskiej brygadzie, choć działającej w dużym rozczłonkowaniu nie można zarzucić poważnych błędów, uchybień w sztuce wojennej. Są tam momenty lepsze i gorsze, ale w żadnym wypadku nie leżą po stronie dowódcy. Powiem więcej, po wojnie oficerowie niemieccy, wspominając sytuację na froncie po 21 września, dostrzegali zagrożenie ze strony polskiej brygady. Zapytani o to, co wyrządziło by im najwięcej szkody, wskazywali na przeprawę zmasowanych sił alianckich (a nie ledwie jednego batalionu Dorsetshire Regiment, jak to przeprowadził gen. Thomas) w rejonie Heelsum. Te same propozycje rozwiązań taktycznych przedstawił na odprawie w Valburgu polski generał. Brytyjczycy pozostali na te koncepcje głusi.
Pozostaje otwartą kwestia spójności 1. SBSpad jako takiej we wrześniu 1944 roku. Generał Sosabowski w raporcie po bitwie napisał, że
polski etat nie zdał egzaminu i trzeba wzorować się na etatach brytyjskich. Podpowiada to pewne wnioski, że nie był zadowolony z formy, w jakiej działała brygada. I tu niestety wina leży po jego stronie. Oczywiście, możemy gdybać, czy pełnoetatowa brygada wskórałaby pod Driel więcej? Śmiem twierdzić, że nie.
piekarz24 pisze:
Grzegorzu ponawiam pytanie: czy aby nie idealizujesz aliantów? Popatrzmy na brytyjską 1. Dywizję Powietrzno-desantową. Dowodził nią człowiek, który sprawiał wrażenie, że nie ma zielonego pojęcia o tego rodzaju wojskach. Brytyjczycy wcale nie mieli z kogo wybierać. Czy powierzenie dowództwa na dywizją która miała wręcz strategicznie ważną rolę do odegrania, było dobrym posunięciem? Czy po operacji M-G nie należało go zdymisjonować? Czy za burdel w firmie nie odpowiada szef? Czy na etapie przygotowań do operacji i podczas jej trwania w 1.DPD nie było wiele sytuacji, których nie moglibyśmy określić mianem „burdelu”. Sam Urquart wspominał jak podczas operacji dwóch jego dowódców brygad pożarło się między sobą o to, kto ma dowodzić. Jak wypadł Sosabowski na tle Urquarta? Z pewnością ten pierwszy miał większe doświadczenie w zakresie taktyki wojsk p-d.
Generał Urquhart, solidny dowódca piechoty szkockiej, objął dowodzenie nad wyborową dywizją powietrzno desantową dziewięć miesięcy przed dniem
D operacji
Market – Garden. Jego podwładni nie do końca traktowali go z respektem, z doświadczonymi brygadierami na czele. To, co zrobiono tej dywizji, która miała wszelkie zadatki na to, by być najlepszą (jeżeli takie rankingi można w ogóle prowadzić) aliancką wielką jednostką desantu powietrznego, to woła o pomstę do nieba. Generał Browning, któremu nie można odmówić zasług w formowaniu brytyjskich oddziałów powietrzno desantowych, na jakimś etapie poszedł chyba tropem
właściciela, podobnie, jak
Sosab i wolał na stanowisku dowódczym obsadzić kogoś wygodnego, posłusznego, przy tym niestety chyba niezbyt odpowiedniego.
W kilku opracowaniach zachodnich czytałem równie niepochlebne opinie o dowodzącym 101. DPD generale Taylorze, więc faktycznie tak różowo u naszych sojuszników nie było…
A czy Sosabowski miał większe doświadczenie w dowodzeniu desantem, niż Urquhart? Niekoniecznie, bo i gdzie miał je zdobyć? Na pewno jednak znał lepiej podkomendnych i jednostkę, czego nie da się powiedzieć o Szkocie.
piekarz24 pisze:6. Należy oddać Sosabowskiemu sprawiedliwość – bez wątpienia był motorem napędowym powstania i wyszkoleni brygady.
Tak, w początkowym okresie. W 1943, jeżeli już nie w II połowie 1942 roku, lepszy byłby chyba ktoś inny, bardziej otwarty na współpracę z innymi rodzajami wojsk.