Filmy które warto obejrzeć - bez udziału Polaków

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Krzys pisze:Szczerze to fantazje Olsena, w tym przypadku, są dużo zdrowsze niż te mundrowo-szpejowe. To to jest dopiero dewiacja ;)
A skąd wiesz, czy rzeczona Marion nie jest w nich odziana w mundur WRNS i nie jest uzbrojona w Lanchestera? Znając kolegę Dominika to wszystko możliwe :D
Grzegorz pisze: Na pewno ufam Michałowi, że film musi być super pod względem scenografii i kostiumografii. Już sam budżet 85 mln $ mówi sam za siebie. Filmy z rozbudowanymi scenami batalistycznymi nawet nie mogą marzyć o takim budżecie a tutaj „tylko” film szpiegowsko-przygodowo-melodramatyczny ma budżet aż 25-krotnie wyższy niż kręcony obecnie „Dywizjon 303”, który powinien mieć budżet minimum 150 mln $, a ma 14 mln zł.
Absolutnie zgadzam się. Tu reżyser korzysta ze zgranej ekipy, która z zasady nie chałturzy. To, w połączeniu z budżetem, budzi nadzieję na coś naprawdę ciekawego!
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Krzys
Posty: 3136
Rejestracja: pn 16 lip, 2007 4:51 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Krzys »

Na reklamach biega że stanem że sklejonymi dwoma magazynkami ;) I nadal uważam że brudne myśli o damach srebrnego ekranu są mniej dewiacyjne niż te mundurowoszpejowe.
Każdy ma swojego Ur-a.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Krzys pisze: Na reklamach biega że stanem że sklejonymi dwoma magazynkami ;)
A tego nie zauważyłem i nie mogę się dopatrzeć. Jeśli tak, to chyba jakaś wariacja na temat, bo się nie spotkałem z czymś takim.
I kto tu mówi o fantazjach sprzętowych? ;)
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Olsen
Posty: 245
Rejestracja: czw 23 kwie, 2015 9:57 am
Lokalizacja: Zduñska Wola

Post autor: Olsen »

Mike pisze:Please keep your dirty fantasies for yourself ;)
Ja nie fantazjuję. Ja wykazuję zdrowy entuzjazm dla francuskich aktorek.
Na film wybieram się w weekend, więc może później coś napiszę.
Zawsze jest pora na herbatę i ciastka.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

A ten wynalazek ktoś widział? https://www.youtube.com/watch?v=4JJopCB ... e=youtu.be

Polecam czas od 0:37 do 0:41. Cholera jasna, romantyczna historia o pachnącym różami szlachetnym Wehrmachcie, który miał zakaz zabijania jeńców, czy nawet poniżania ich. Naprawdę wzruszyć się można.

Zawsze to mówię wszystkim znajomym: Zważywszy, jak często USA składają oficjalne protesty przeciwko japońskim podręcznikom do historii za 100, najwyżej 200 lat w Japonii ukażą się podręczniki mówiące, że nie jest dokładnie zbadane, kto zaatakował Pearl Harbor i że nie jest wykluczone, iż była to prowokacja noszącego sukienki J. Edgara Hoovera.

Tak będzie.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Jurek
Posty: 1399
Rejestracja: pt 28 maja, 2010 4:21 pm
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Jurek »

No to jest kurwa dramat. Film chyba robią Niemcy mam wrażenie. To tak genialnie koresponduje z tym co zdarza mi się słyszeć. Sceny batalistyczne ... litości. Scenarzysta , reżyser czy ktokolwiek inny ówczesną mentalność zmiął w kulkę i wywalił do kosza ...

Zwłaszcza podobają mi się świetnie odżywieni żołnierze obu stron.

Efekt końcowy może być porażający.
"Ufaj Szembekowi. Szembek nie zdradzi"
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

A ja już byłem na "Sprzymierzonych". I by nie streszczać (z premedytacją nie użyję słowa "spoilerować"), poczekam na przynajmniej dwóch z Forumowiczów, którzy zadeklarowali swoją wycieczkę do kina. Na szczegóły przyjdzie czas. Napiszę zatem tylko, że film nie zawiódł mnie, w niektórych aspektach-tych technicznych głównie-zachwycił, w innych troszkę rozczarował.
Generalnie jednak jest to kolejny obraz "z wojną w tle", który gdy o wierność epoce idzie, przewyższa kino typowo wojenne.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

„Sprzymierzeni” – byłem, widziałem, przeżyłem. Właśnie wróciłem z nocnego seansu „Sprzymierzonych” to i ja coś skrobnę o tym filmie.

Ja też nie streszczam, jak Michał, i też z pewnych powodów poczekam na wypowiedzi większej liczby forumowiczów. Na pewno brytofilów, którzy zobaczą ten film, będę chciał zapytać o pewien aspekt prawny związany z fabułą.

Wiadomo, że „w naszej branży” nie ma filmów nie do przyczepienia się o coś, ale w wypadku tego filmu jakoś nie chce mi się czepiać, choć rzecz jasna parę rzeczy mi zazgrzytało. Parę rzeczy raz drobnych, innym razem jedna rzecz bardzo gruba, ale nie chcę się czepiać. Jestem pod dużym wrażeniem tego filmu, jego gigantycznego budżetu i wyraźnie widocznego olbrzymiego wysiłku scenografów i kostiumografów oraz speców od CGI i/lub makiet, bo nie potrafię tego rozstrzygnąć do końca. Mimo wszystko wolę doceniać olbrzymi budżet i filmowy profesjonalizm na najwyższym poziomie, niż czepiać się o parę spraw wiadomych tylko specom. Nie dla nich robi się filmy, więc szkoda sobie strzępić języka. Film jest naprawdę świetny.

Film wymyka się prostym definicjom, co to właściwie jest za film? Ale właśnie to jest w nim fascynujące. Ktoś powie, że to dramat, inny że melodramat, jeszcze ktoś inny powie, że to film przygodowy albo sensacyjny. A jeszcze inny ktoś powie po prostu, że to film wojenny. I każdy będzie miał rację. Nawet rację będzie miał ten, kto powie, że to film obyczajowy, bo i takich wątków nie brakuje. Do pewnego momentu, gdy się ten film ogląda, odnosi się wrażenie, że to tak trochę (ale naprawdę trochę) film w konwencji „Igły” albo „Orzeł wylądował”, ale jest to zwodnicze. Powiedziałbym, że ten film to klasa sama dla siebie.
Mike pisze:Na szczegóły przyjdzie czas.
Też o nie brytofilską brać popytam, mimo że – jak zadeklarowałem – nie chcę się o nic czepiać, bo film bardzo mi się podobał.
Mike pisze: Napiszę zatem tylko, że film nie zawiódł mnie, w niektórych aspektach – tych technicznych głównie – zachwycił, w innych troszkę rozczarował.
Identycznie na to patrzę.
Mike pisze:Generalnie jednak jest to kolejny obraz "z wojną w tle", który gdy o wierność epoce idzie, przewyższa kino typowo wojenne.
Mam takie samo zdanie o tym filmie. Ten film ma niepowtarzalną aurę, klimat. Nawet jeśli pokazuje balangę to jest to dramat ukazujący, jak bardzo ludzie chcieli się nachapać wszystkiego wiedząc, że mogą nie przeżyć do wieczora albo do następnego dnia. Nachapać się wszystkiego - seksu, alkoholu, mniej lub bardziej iluzorycznej miłości, czy w ogóle jakichkolwiek ciepłych uczuć drugiego człowieka. Nawet symbolicznie ukazany mikroskopijny wątek lesbijski też jest obyczajowo interesujący, bardzo lekko zarysowany, zawoalowany, ale jest - gdyby to był film z tamtej epoki to by go nie było.
Mike pisze:A i od strony kostiumów, fryzur czy scenografii może prezentować się wybornie.
Prezentuje się wybornie, wprost oszałamiająco. Wystarczy porównać mundur RCAF Brada Pitta w „Sprzymierzonych” z „wynalazkami”, w jakich grają aktorzy kręconego obecnie „Dywizjonu 303”. Lotnicy PSP w koszmarnych współczesnych mundurach RAF (groteskowe spodnie-rurki plus kolor mundurów od czapy), a tymczasem w „Sprzymierzonych” Brad Pitt w idealnym mundurze RAF/RCAF ze spodniami o nogawkach odpowiedniej szerokości.
Mike pisze:Przykładowo, kostiumografem była ta sama diva kostiumografii, co przy "Szeregowcu Ryanie" czy "Czasie Wojny"…
Chętnie poznałbym personalia tej damy.
Mike pisze:…przy akompaniamencie szeregu najlepszych brytyjskich specjalistów ze znanym z pedanterii Andrew Fletcherem na czele.
Pierwsza część filmu (w Casablance) to istna symfonia epoki Art déco! Jako jej fan oczu nie mogłem oderwać! Jeśli to Mr Fletcher za tę część filmu odpowiadał (a pewnie tak było) to normalnie klękajcie narody przed Andrew Fletcherem!

Ten kwadratowy zegarek Brada Pitta! Te piękne krawaty epoki Art déco! Wszystko, wszystko, cała moda męska i wszelkie stylizacje. Po prostu perfekcja lat 30./40. w każdym milimetrze kwadratowym na aktorach tego filmu. Zegarek Pitta później oczywiście zmieniony na bardziej wojskowy, gdy już nie musiał udawać cywilnego eleganta, a wrócił do Londynu do sekcji V. Komu by się chciało dbać o takie szczegóły? Od razu widać, że kostiumografię robili pozytywnie zakręceni fanatycy. I milion innych takich szczegółów i szczególików. Nawet kołnierzyki męskich koszul to perfekcja zarówno jeśli chodzi o styl, jak i małą sztywność, bo tak to wtedy było.
Mike pisze:W innych pionach produkcji tegoż filmu zdaje się być podobnie.
Do tej pory się zastanawiam, czy dywizjon Lysanderów był zrobiony w CGI, czy jako makiety? I nie mam dobrej odpowiedzi. Nie wiem. Była to perfekcja. Podobnie zresztą, jak dispersal z eskadrą Lancasterów.
Mike pisze:Zresztą, sam Zemeckis sroce spod ogona nie wypadł.
Właśnie dlatego zrobił film wymykający się prostej definicji. Niby to film o czasie II wojny, ale niech go ktoś spróbuje określić jednym przymiotnikiem. Niemożliwe.

Świetny film. Polecam.


PS.
Mój prywatny malutki Oscarek dla uroczej nobliwej babci-niani (i scenarzysty), która przeistoczyła się w hitlerowskiego potwora chcącego wyrecytować formułkę (na czas brania do niewoli) o swoim numerze służbowym, a tu bidulka nie zdążyła, bo zaznała bliskiego spotkania III stopnia z kalibrem .455. :-)
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Grzegorz pisze:oraz speców od CGI i/lub makiet
Trochę mnie tylko nalot oraz otwierający film zrzut na spadochronie wyglądały sztucznie. Ale może taki był to zamysł i ukłon w stronę starych filmów, na których wszakże obraz Zemeckisa chce się wzorować?
Ten film ma niepowtarzalną aurę, klimat. Nawet jeśli pokazuje balangę to jest to dramat ukazujący, jak bardzo ludzie chcieli się nachapać wszystkiego wiedząc, że mogą nie przeżyć do wieczora albo do następnego dnia. Nachapać się wszystkiego - seksu, alkoholu, mniej lub bardziej iluzorycznej miłości, czy w ogóle jakichkolwiek ciepłych uczuć drugiego człowieka. Nawet symbolicznie ukazany mikroskopijny wątek lesbijski też jest obyczajowo interesujący, bardzo lekko zarysowany, zawoalowany, ale jest - gdyby to był film z tamtej epoki to by go nie było.
To prawda. Podobny klimat czułem choćby w "Imperium Słońca" czy "Grze Tajemnic"-bez pól bitewnych, ale z jakim duchem epoki!
No i właśnie, te lesbijki ciekawią mnie tak... obyczajowo. Na ile wówczas kobiety się z tym manifestowały, a na ile jest do próba przeniesienia dzisiejszych realiów do lat czterdziestych?

[quote-"Grzegorz"]Prezentuje się wybornie, wprost oszałamiająco. Wystarczy porównać mundur RCAF Brada Pitta w „Sprzymierzonych” z „wynalazkami”, w jakich grają aktorzy kręconego obecnie „Dywizjonu 303”. Lotnicy PSP w koszmarnych współczesnych mundurach RAF (groteskowe spodnie-rurki plus kolor mundurów od czapy), a tymczasem w „Sprzymierzonych” Brad Pitt w idealnym mundurze RAF/RCAF ze spodniami o nogawkach odpowiedniej szerokości. [/quote]

Ha! Nie powiem, przez czyje ręce ten uniform przeszedł, zanim trafił do filmu ;) Uchylę rąbka tajemnicy jednak, że materiał, z którego go uszyto, nie jest identyczny z wełną czesankową używaną na mundury oficerskie RAF/RCAF w czasie wojny. To jego współczesny następca-podobny, choć nieco bardziej błyszczący. Trochę tak, jak z Corcoranami A. D. 1944 a 2016.
Genialna jest za to czapka. Joanna Johnston zdecydowała się na wariant typu "crusher", miękki z dłuższym i bardziej sportowym daszkiem. Jak widać choćby na zdjęciu słynnego asa RCAF George'a Buerlinga, ten fason jak najbardziej występował u Kanadyjczyków.
Grzegorz pisze:Chętnie poznałbym personalia tej damy.
Dama to dobre słowo, gdyż jest osobą o arystokratycznym pochodzeniu, a jej ojciec był bardzo zasłużonym oficerem Grenadierów Gwardii z bezpośredniego otoczenia Elżbiety II (zwracam uwagę na słynną fotografię z torebką Jej Wysokości):

http://www.britishempire.co.uk/forces/a ... hnston.htm

A tu krótkie bio Joanny Johnston:

http://www.imdb.com/name/nm0426693/?ref_=fn_al_nm_1

Jak już jednak wspominałem przy okazji nieszczęsnej "Furii", sam kostiumograf, nawet najlepszy nie zapanuje nad dziesiątkami aktorów i setkami statystów. Do tego potrzebuje zgranej ekipy doradców, no i na głosy tych doradców otwarty być musi. Joanna taka jest-nie tylko zdolna, ale przy tym serdeczna i o szerokich horyzontach.
Grzegorz pisze:Pierwsza część filmu (w Casablance) to istna symfonia epoki Art déco! Jako jej fan oczu nie mogłem oderwać! Jeśli to Mr Fletcher za tę część filmu odpowiadał (a pewnie tak było) to normalnie klękajcie narody przed Andrew Fletcherem!

Ten kwadratowy zegarek Brada Pitta! Te piękne krawaty epoki Art déco! Wszystko, wszystko, cała moda męska i wszelkie stylizacje. Po prostu perfekcja lat 30./40. w każdym milimetrze kwadratowym na aktorach tego filmu. Zegarek Pitta później oczywiście zmieniony na bardziej wojskowy, gdy już nie musiał udawać cywilnego eleganta, a wrócił do Londynu do sekcji V. Komu by się chciało dbać o takie szczegóły? Od razu widać, że kostiumografię robili pozytywnie zakręceni fanatycy. I milion innych takich szczegółów i szczególików. Nawet kołnierzyki męskich koszul to perfekcja zarówno jeśli chodzi o styl, jak i małą sztywność, bo tak to wtedy było.
W rzeczy samej. Klapy marynarek, wysokie stany spodni, wąskie ramiona, świetne krawaty... A'propos: zaintrygował mnie krawat kumpla Vatana, też lotnika, na imprezie czarny z kolorowymi akcentami, choć noszony do munduru. Tłumaczę to sobie po prostu wariantem "imprezowym" munduru, acz pierwszy raz spotkałem się z czymś takim.

Co do Andrew Fletchera, przy "Sprzymierzonych" pracował jako jeden z asystentów pani kostiumograf. To osoba specyficzna, bywa zbyt pedantyczna, nie mniej czasami jest nieoceniona. Tak z Twojej Grzesiu bajki, to wielki kolekcjoner i znawca mundurów US Army, twarz książki:

https://www.amazon.com/World-War-II-GI- ... 1847970338

w której oprócz okładki występuje zresztą na wielu stronach.
Był odpowiedzialny za mundury w okropnej "Eskadrze Czerwone Ogony": film marny, nie mniej kostiumy genialne!
Grzegorz pisze:Do tej pory się zastanawiam, czy dywizjon Lysanderów był zrobiony w CGI, czy jako makiety? I nie mam dobrej odpowiedzi. Nie wiem. Była to perfekcja. Podobnie zresztą, jak dispersal z eskadrą Lancasterów.
O tak, to taka jakby "Ślicznotka z Memphis", ale w wydaniu brytyjskim! Piękne sceny! No i dopieszczone uniformy lotnicze: i Mae West wzoru 1941, i odpowiednie oporządzenie lotnicze, no i słynne "escape boots" na nogach!
Grzegorz pisze:bo zaznała bliskiego spotkania III stopnia z kalibrem .455. :-)
O tak :D
Tak w ogóle to miło się ten film oglądało, ponieważ chyba wielu z nas czuje się nieco zmęczonymi amerykanizmami. A tu: zamiast Thompsona grał Sten, zamiast Colta 1911-Webley, zamiast P-51 - startował Lysander. Miła odmiana dla oka!
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mike pisze:Trochę mnie tylko nalot oraz otwierający film zrzut na spadochronie wyglądały sztucznie.
Nawet na wielkich spadochronach szkolnych nie ląduje się tak wolno, jak w tej pierwszej scenie filmu. Mój ustrój kostny coś o tym wie. :-)
Mike pisze:No i właśnie, te lesbijki ciekawią mnie tak... obyczajowo. Na ile wówczas kobiety się z tym manifestowały, a na ile jest do próba przeniesienia dzisiejszych realiów do lat czterdziestych?
Też się nad tym zastanawiałem. Nie byłbym taki przekonany, że w purytańskiej Wielkiej Brytanii te dwie filmowe panny ot tak na prośbę kumpli w scenie „dziewczyny pocałujcie się” tak zaraz obściskiwałyby się po knajpach i innych imprezach towarzyskich, jak to jest w tym filmie.
Mike pisze:Genialna jest za to czapka. Joanna Johnston zdecydowała się na wariant typu "crusher", miękki z dłuższym i bardziej sportowym daszkiem. Jak widać choćby na zdjęciu słynnego asa RCAF George'a Buerlinga, ten fason jak najbardziej występował u Kanadyjczyków.
Hłe, hłe, w jedną sekundę z tą czapką zapachniało mi kontynentem północnoamerykańskim, jak tylko Brad Pitt (po raz pierwszy w mundurze RCAF w tym filmie) wychynął ze schodów metra. Świetna czapka, jeden z piękniejszych gadżetów tego filmu.
Mike pisze:Dama to dobre słowo, gdyż jest osobą o arystokratycznym pochodzeniu, a jej ojciec był bardzo zasłużonym oficerem Grenadierów Gwardii z bezpośredniego otoczenia Elżbiety II
To już dla mnie wszystko jasne. Jeśli to ona robiła kostiumografię do „Pożegnania z Afryką” to ja już więcej komentarzy na temat jest profesjonalizmu i jej pasji w tym, co robi, nie potrzebuję. Świetna kobieta.
Mike pisze:Co do Andrew Fletchera, przy "Sprzymierzonych" pracował jako jeden z asystentów pani kostiumograf. To osoba specyficzna, bywa zbyt pedantyczna, nie mniej czasami jest nieoceniona. Tak z Twojej Grzesiu bajki, to wielki kolekcjoner i znawca mundurów US Army, twarz książki:
https://www.amazon.com/World-War-II-GI- ... 1847970338
w której oprócz okładki występuje zresztą na wielu stronach.
Dziękuję za tę informację! Nie wiedziałem, że to on jest na okładce.
Mike pisze:Tak w ogóle to miło się ten film oglądało, ponieważ chyba wielu z nas czuje się nieco zmęczonymi amerykanizmami. A tu: zamiast Thompsona grał Sten, zamiast Colta 1911-Webley, zamiast P-51 - startował Lysander. Miła odmiana dla oka!
Nie przeczę, kino wojenne jest przeamerykanizowane i amerykocentryczne. Mało kto poza Amerykanami może się wypowiedzieć na nośniku filmowym na temat II wojny w sposób wysokobudżetowy.

Następne uczty brytofilskie to chyba będą „Dunkierka” i „Most Pegaza”, jeśli ekipa tego ostatniego uzbiera kiedyś pieniądze, bo niestety na razie pieniądzem ten film chyba nie pachnie, tak mi się wydaje. A tutaj trzeba będzie mistrzostwa świata w dziedzinie CGI, aby oddać perfekcję najsłynniejszego lądowania w dziejach szybownictwa transportowego, czyli aby oddać kunszt pilotażowy Jima Wallworka. Gdyby FAI miała Medal Lilienthala w wersji wojskowej to Wallwork powinien być jego kawalerem numer 1. Ale z drugiej strony zawsze to mówię fanom airborne'u z D-Day – dla pilotów szybowcowych Bóg był Brytyjczykiem tej nocy. Piloci GPR lądowali w takich miejscach, że jak raz mieli światło księżyca, a jankesom przypadły do lądowań szybowcowych najpodlejsze miejsca z pełnym zachmurzeniem i prawie nic nie było widać.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Grzegorz pisze:Następne uczty brytofilskie to chyba będą „Dunkierka” i „Most Pegaza”, jeśli ekipa tego ostatniego uzbiera kiedyś pieniądze, bo niestety na razie pieniądzem ten film chyba nie pachnie, tak mi się wydaje
O "Dunkierkę" boję się, przynajmniej jeśli chodzi o militaria, gdyż zapowiada się rewia tanich pseudo kopii umundurowania i oporządzenia z Indii, Pakistanu oraz Meksyku, okraszonych niskobudżetowymi efektami. Z grą aktorską, a także scenariuszem miejmy nadzieję, że będzie lepiej.
"Most Pegaza" to póki co niestety dla mnie taka sama mrzonka, jak utopijne "No Better Place to Die"; chyba trudno zdobyć środki na taki film w gruncie rzeczy dla pasjonatów.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Okay, w tym, co teraz napiszę, będę prosił Szanownego Pana Prezesa, żeby – w miarę możliwości – wspierał moją starczą pamięć, która już trochę zawodzi, jeśli chodzi o filmy.

Owoż Wy, Szanowni Commonwealthofile, zawsze możecie sięgnąć po jakieś DVD z fajnymi filmami o Waszych ulubionych sprawach. Bo nie uwierzę, żeby starsze fajne produkcje kinowe czy telewizyjne przepadły w dzisiejszych czasach bez digitalizacji.

Wy, Szanowny Odwach, jesteście młodziaki (no i super!), ale w mrokach komuny, albo tuż po obaleniu komuny, chodziły w telewizji polskiej fajne seriale o drugowojennych commonwealthsowskich sprawach. Możecie ich nie pamiętać będąc wówczas w wieku, hmm… jeszcze „nie reenactingowym” mówiąc dyplomatycznie, ale były to fajne seriale.

Był na przykład taki serial w Polsce znany jako „Tanamera”, a w oryginale zwący się „Tanamera – Lion of Singapore”. Tu więcej o nim https://en.wikipedia.org/wiki/Tanamera_ ... _Singapore Nie zapomnę napięcia, jakie towarzyszyło temu serialowi i mojej nim fascynacji. Fajny serial z klimatem jak z książek Francisa Clifforda z czasów, gdy walczył z Japończykami. Ale też z potężnym klimatem powieści „Singapurskie kleszcze”, który to tytuł jest wielce, a wielce przewrotny, bo może oznaczać sprawy zarówno seksualne, jak i geopolityczne oraz militarne. Tutaj autor tej słynnej powieści zabawił się z czytelnikiem w sposób wyjątkowo filuterny i przewrotny. Polecam i tę powieść, i ten serial.

Był też kapitalny serial australijski o jakichś australijskich siłach specjalnych z II wojny, tylko już nie pamiętam jakich (ratunku Panie Prezesie!). Chyba to było o australijskich SBS, ale nie jestem pewien, nie chcę palnąć jakiejś bzdury. W każdym razie kajaki były wpisane w ten serial, więc to raczej byli SBS-owcy. Nie zapomnę pełnosprawnych Owenów w tym serialu, którymi komandosi australijscy grzmocili Japsów, że hej… Pierwszy i ostatni raz widziałem wtedy Oweny w jakimkolwiek filmie fabularnym.

Ale teraz najważniejsze.

Był też taki brytyjski serial (chyba Made in BBC albo ITV). Gdy w ostatni czwartek obejrzałem „Sprzymierzonych” to pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to była myśl, że „Sprzymierzeni” to w 20-30 proc. plagiat scenariuszowy z tamtego serialu. A co najmniej nim inspiracja. W tamtym serialu głównym bohaterem też był pilot. I też pracujący dla brytyjskiego wywiadu. I też latający Lysanderami (był w serialu piękny egzemplarz zdatny do lotu). I też pilot latający Lysanderem do okupowanej Francji. I była też kobieta. Pogrywała z głównym bohaterem okrutnie. On ją kochał do szaleństwa, a ona kręciła, mamiła, niby też go kochała, ale „niby” robi wielką różnicę. Też była dla tego pilota i agenta wywiadu „La femme fatale”, jak dla Brada Pitta jego filmowa partnerka ze „Sprzymierzonych”. Uwielbiałem ten serial, ale nie był to okres interenetu, ani dla mnie okres, abym robił sobie jakieś notatki do tego serialu. Ale skoro istnieje na DVD serial „The Saint” z Rogerem Moorem (mam!) to chyba musi istnieć i ten serial, tylko nie pamiętam jego tytułu, a oglądało się to sympatycznie. Używam wszelkich sztuczek językowych w Googlach, aby odkryć ten serial, ale niestety przegrywam. Serial był z lat 80. Dokładnie pamiętam brytyjskiego aktora, który grał główną rolę, ale jego personalia też mi jak na złość wyleciały z głowy. To taki aktor mniej więcej z pokolenia Nigela Heaversa (którego też nieraz ubierano do filmów w mundur RAF).


DODANE

Te australijskie seriale to były te:
https://en.wikipedia.org/wiki/The_Heroes_(miniseries)
https://en.wikipedia.org/wiki/Heroes_II:_The_Return
Ostatnio zmieniony sob 11 lut, 2017 4:38 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 2 razy.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

O już sobie poradziłeś widzę! Przyznam bowiem, że zastrzeliłeś mnie tymi filmami, gdyż faktycznie, ówczesna imperialna kinematografia była niezwykle płodna i tych produkcji jest naprawdę sporo! Aczkolwiek przyznać trzeba, że i Amerykanie nie próżnowali w tego typu obrazach!
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mike pisze:Aczkolwiek przyznać trzeba, że i Amerykanie nie próżnowali w tego typu obrazach!
Tak jest. Przede wszystkim jest to tasiemcowy serial „Combat!” (152 odcinki) o pododdziale amerykańskiej 1. DP na ETO. Mimo, że z punktu widzenia niektórych militariów i kostiumografii nie spełnia on żadnych współczesnych standardów to w „mojej branży” jest to serial kultowy – dla samych tylko Amerykanów, którzy niczego w nim nie krytykują mimo pełnej świadomości potężnych niedoskonałości scenograficznych, kostiumograficznych, sprzętowych itp. Operetkowe stroje Niemców też nie zmieniają w tym serialu faktu, że jest to serial niegłupi.

Co jest bardzo fajne, „Combat!” nie jest z czasów poprawności politycznej. Tam się raczej wali prosto z mostu. Scenariusz tam się nie certoli z pewnymi sprawami. W żadnych książkach na przykład tego się nie przeczyta, ale prywatnie każdy weteran z ETO jasno mówi, że Amerykanie (a pewnie i szerzej alianci) nie znosili FFI z paru powodów. I serial raczej nie ma nic ciepłego do powiedzenia o FFI.

Problemy moralne wojny, jakie tam są zarysowane, nie znajdują się w bardzo wielu filmach późniejszych i nawet współczesnych. „Combat!” jest naprawdę serialem mądrym. Ale to nie bierze się znikąd. Ludzie Hollywood też przecież byli na II wojnie i też mieli z nią osobiste doświadczenia i jest to bardzo wyraźne w tym serialu. Nie wiem, ilu ludzi z grupy producenckiej tego serialu było na wojnie, ale głowę dam, że niejeden, bo nikt by nie wymyślił takich problemów właśnie moralnych, jakie w tym serialu występują. Ale takie to były czasy. Serial powstawał w latach 1962-1967, a wtedy jeszcze prawie wszyscy dorośli ludzie byli jakoś ubrudzeni II wojną.

Takie to było pokolenie wtedy. Nie jest przecież dziełem przypadku liczba burd wywoływana na świecie na planach filmowych przez Lee Marvina przeciwko Japończykom po wojnie. Lee Marvin, jeśli tylko był nawalony, a jako szanujący się alkoholik nawalony był zawsze i wszędzie, to jak tylko zobaczył gdzieś wycieczkę Japończyków z ich aparacikami fotograficznymi to takie spotkanie Marvina z Japończykami zawsze kończyło się mordobiciem i skandalem dyplomatycznym. Departament Stanu miał co robić przy Marvinie :-) On po prostu w stanie nawalenia, czyli normalnym dla niego, jak zobaczył Japończyka/Japończyków, to rzucał się z pięściami. Ale czy można się dziwić? Moim zdaniem nie można.

Po tym, jak się walczyło na PTO z Japsami (jak właśnie Lee Marvin) to chyba każdy byłby alkoholikiem i każdy ziałby nienawiścią na widok Japończyka, zważywszy co oni wyprawiali na CBI/PTO. Ja go za nic nie potępiam. Jak ja bym wrócił z PTO i na przykład wyzwalał jakiś obóz (pseudo)jeniecki, gdzie Japsy robiły wiwisekcje na ludziach to chyba też zostałbym alkoholikiem i też na widok tych powojennych infantylnych wycieczek Japończyków wyciągałbym z kieszeni nabity S&W Victory.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Schrek
Posty: 4381
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 7:46 pm
Lokalizacja: W drodze...

Post autor: Schrek »

Dla mnie w "Sprzymierzonych" zrobiły wrażenie dwie rzeczy, to o czym pisaliście czyli kostiumy i scenografia, no i wizerunek wojennej Casablanki... no czuć klimat Maroka.

Mam tylko dwa pytania do znawców tematu, nie che absolutnie się czepiać bardziej z ciekawości jak to było z dwoma kwestiami:

- zagęszczenie samolotów na lotnisku? Ja rozumiem rok 1943 i słabe zagrożenie przez niemieckie lotnictwo ale chyba maksyma "Zamaskować i rozproszyć" to zawsze obowiązuję?

- druga kwestia to już bardziej zapytanie dla Michała - jak to jest że Niemcy w Casablance biegają w pełnych suknach?


pozdrawiam

M.
Będziesz draniu tak długo bił butami w ziemie,
aż ci koniec pikelhaubu z ziemi będzie sterczał
ODPOWIEDZ