„Sprzymierzeni” – byłem, widziałem, przeżyłem. Właśnie wróciłem z nocnego seansu „Sprzymierzonych” to i ja coś skrobnę o tym filmie.
Ja też nie streszczam, jak Michał, i też z pewnych powodów poczekam na wypowiedzi większej liczby forumowiczów. Na pewno brytofilów, którzy zobaczą ten film, będę chciał zapytać o pewien aspekt prawny związany z fabułą.
Wiadomo, że „w naszej branży” nie ma filmów nie do przyczepienia się o coś, ale w wypadku tego filmu jakoś nie chce mi się czepiać, choć rzecz jasna parę rzeczy mi zazgrzytało. Parę rzeczy raz drobnych, innym razem jedna rzecz bardzo gruba, ale nie chcę się czepiać. Jestem pod dużym wrażeniem tego filmu, jego gigantycznego budżetu i wyraźnie widocznego olbrzymiego wysiłku scenografów i kostiumografów oraz speców od CGI i/lub makiet, bo nie potrafię tego rozstrzygnąć do końca. Mimo wszystko wolę doceniać olbrzymi budżet i filmowy profesjonalizm na najwyższym poziomie, niż czepiać się o parę spraw wiadomych tylko specom. Nie dla nich robi się filmy, więc szkoda sobie strzępić języka. Film jest naprawdę świetny.
Film wymyka się prostym definicjom, co to właściwie jest za film? Ale właśnie to jest w nim fascynujące. Ktoś powie, że to dramat, inny że melodramat, jeszcze ktoś inny powie, że to film przygodowy albo sensacyjny. A jeszcze inny ktoś powie po prostu, że to film wojenny. I każdy będzie miał rację. Nawet rację będzie miał ten, kto powie, że to film obyczajowy, bo i takich wątków nie brakuje. Do pewnego momentu, gdy się ten film ogląda, odnosi się wrażenie, że to tak trochę (ale naprawdę trochę) film w konwencji „Igły” albo „Orzeł wylądował”, ale jest to zwodnicze. Powiedziałbym, że ten film to klasa sama dla siebie.
Mike pisze:Na szczegóły przyjdzie czas.
Też o nie brytofilską brać popytam, mimo że – jak zadeklarowałem – nie chcę się o nic czepiać, bo film bardzo mi się podobał.
Mike pisze: Napiszę zatem tylko, że film nie zawiódł mnie, w niektórych aspektach – tych technicznych głównie – zachwycił, w innych troszkę rozczarował.
Identycznie na to patrzę.
Mike pisze:Generalnie jednak jest to kolejny obraz "z wojną w tle", który gdy o wierność epoce idzie, przewyższa kino typowo wojenne.
Mam takie samo zdanie o tym filmie. Ten film ma niepowtarzalną aurę, klimat. Nawet jeśli pokazuje balangę to jest to dramat ukazujący, jak bardzo ludzie chcieli się nachapać wszystkiego wiedząc, że mogą nie przeżyć do wieczora albo do następnego dnia. Nachapać się wszystkiego - seksu, alkoholu, mniej lub bardziej iluzorycznej miłości, czy w ogóle jakichkolwiek ciepłych uczuć drugiego człowieka. Nawet symbolicznie ukazany mikroskopijny wątek lesbijski też jest obyczajowo interesujący, bardzo lekko zarysowany, zawoalowany, ale jest - gdyby to był film z tamtej epoki to by go nie było.
Mike pisze:A i od strony kostiumów, fryzur czy scenografii może prezentować się wybornie.
Prezentuje się wybornie, wprost oszałamiająco. Wystarczy porównać mundur RCAF Brada Pitta w „Sprzymierzonych” z „wynalazkami”, w jakich grają aktorzy kręconego obecnie „Dywizjonu 303”. Lotnicy PSP w koszmarnych współczesnych mundurach RAF (groteskowe spodnie-rurki plus kolor mundurów od czapy), a tymczasem w „Sprzymierzonych” Brad Pitt w idealnym mundurze RAF/RCAF ze spodniami o nogawkach odpowiedniej szerokości.
Mike pisze:Przykładowo, kostiumografem była ta sama diva kostiumografii, co przy "Szeregowcu Ryanie" czy "Czasie Wojny"…
Chętnie poznałbym personalia tej damy.
Mike pisze:…przy akompaniamencie szeregu najlepszych brytyjskich specjalistów ze znanym z pedanterii Andrew Fletcherem na czele.
Pierwsza część filmu (w Casablance) to istna symfonia epoki Art déco! Jako jej fan oczu nie mogłem oderwać! Jeśli to Mr Fletcher za tę część filmu odpowiadał (a pewnie tak było) to normalnie klękajcie narody przed Andrew Fletcherem!
Ten kwadratowy zegarek Brada Pitta! Te piękne krawaty epoki Art déco! Wszystko, wszystko, cała moda męska i wszelkie stylizacje. Po prostu perfekcja lat 30./40. w każdym milimetrze kwadratowym na aktorach tego filmu. Zegarek Pitta później oczywiście zmieniony na bardziej wojskowy, gdy już nie musiał udawać cywilnego eleganta, a wrócił do Londynu do sekcji V. Komu by się chciało dbać o takie szczegóły? Od razu widać, że kostiumografię robili pozytywnie zakręceni fanatycy. I milion innych takich szczegółów i szczególików. Nawet kołnierzyki męskich koszul to perfekcja zarówno jeśli chodzi o styl, jak i małą sztywność, bo tak to wtedy było.
Mike pisze:W innych pionach produkcji tegoż filmu zdaje się być podobnie.
Do tej pory się zastanawiam, czy dywizjon Lysanderów był zrobiony w CGI, czy jako makiety? I nie mam dobrej odpowiedzi. Nie wiem. Była to perfekcja. Podobnie zresztą, jak dispersal z eskadrą Lancasterów.
Mike pisze:Zresztą, sam Zemeckis sroce spod ogona nie wypadł.
Właśnie dlatego zrobił film wymykający się prostej definicji. Niby to film o czasie II wojny, ale niech go ktoś spróbuje określić jednym przymiotnikiem. Niemożliwe.
Świetny film. Polecam.
PS.
Mój prywatny malutki Oscarek dla uroczej nobliwej babci-niani (i scenarzysty), która przeistoczyła się w hitlerowskiego potwora chcącego wyrecytować formułkę (na czas brania do niewoli) o swoim numerze służbowym, a tu bidulka nie zdążyła, bo zaznała bliskiego spotkania III stopnia z kalibrem .455. :-)
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant