Kontrowersje

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
KR48
Posty: 152
Rejestracja: ndz 05 kwie, 2009 8:31 pm
Lokalizacja: Francjia

Post autor: KR48 »

Witam ;

Szkoda ze moj Polski jezyk jest za slaby bo by tez chcialem wchodzić do dyskusji ... ale milo was czytac !

A co o stopnie kapitana !!!!! Ja takie mam , bo to takie stopnie by mialem +/- w armii Francuskiej . Co o dowodzenia prawda jest wielka roznica miedze rozkazow Francuskie i Polskie , ale baza jest i sie wie o co chodzi .

By zostalem szeregowiec to prawda by to bylo inacej .

Kosa
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Temat zaiste dobry i jest to kwestia, która dręczy mnie w odtwórstwie historycznym od lat wielu, spędzając sen z powiek ;)

Oczywiście, zwykliśmy mawiać, że rekonstrukcja to sztuka kompromisu. Można spróbować odnieść to pojemne stwierdzenie również do zagadnienia medali i odznaczeń.
Jeśli o nie chodzi, sądzę, iż możemy wyróżnić następujące grupy odtwórcze:
- takie, które nie noszą odznaczeń, ale też stopni wojskowych, odznak pułkowych, jedynie barwy konkretnych jednostek,
- te, które przypinają sobie odznaczenia w sytuacjach, gdy tego wymaga potrzeba inscenizacji tudzież sesji fotograficznej (np. polscy spadochroniarze na przepustce podczas służby okupacyjnej w Niemczech-trudno, by nie nosili Bojowych Znaków Spadochronowych),
- ekipy/osoby, u których medal czy odznaczenie jest odzwierciedleniem statusu i stażu w oddziale,
- wreszcie te, które obwieszają się, jak leci, nie patrząc na zasady moralno-etyczne oraz historyczną prawdę.
Nierzadko punkty drugi i trzeci zazębiają się w grupach, które chcą mieć do problemu zdrowe podejście.

Zauważyłem również, że zdecydowanie łatwiej jest i zdecydowanie bardziej sympatycznie przyjmowane jest "odznaczanie się" pośród rekonstruktorów armii innych, niż polska. Mniejsze kontrowersje wzbudza dopięcie sobie Infanterie Sturmabzeichen czy Infantry Combat Badge, niż Krzyż Walecznych. I ja to w zupełności rozumiem-nie wyobrażam sobie wszakże stanięcia przed weteranem wojennym z medalem, który on dostał za narażanie życia tudzież wystąpienie w stopniu wyższym, niż ten, którego dosłużył się on.

Tyle tytułem wstępu, bo idzie burza. Mam nadzieję na interesujący rozwój konwersacji :)
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

KR48 pisze:A co o stopnie kapitana !!!!! Ja takie mam , bo to takie stopnie by mialem +/- w armii Francuskiej.
No to jesteś „kryty”, jak mówimy w Polsce w takich okolicznościach.

Moje koleżanki z SH „V for Victory” z sekcji kobiecej, czyli pielęgniarskiej, też muszą być co najmniej podporucznikami, czy chcą, czy nie chcą, bo taki był system. W tym przypadku nikt nie ma prawa do niczego się przyczepiać, że się rzekomo „wywyższają”, czy coś takiego, bo byłaby to nieprawda.

Ja chcę mieć najniższy możliwy stopień dla pilota szybowcowego, czyli „Flying Sergeant”, ale mam duży problem z zakupem wystarczającej ilości szewronów USAAF-owskich ze skrzydełkami (rarytas dzisiaj!). Mam tylko jeden taki komplet, a to za mało. Więc tymczasem jestem którymś z chorążych, dopóki nie uzbieram tych (niemal nie do zdobycia) szewronów lotniczych. Oznak stopni chorążych do kupienia jest do diabła i ciut ciut i to jeszcze w dwóch standardach wymiarowych i dwóch materiałowych - metal albo haft.

Nosząc moją odznakę pilota szybowcowego USAAF też jestem „kryty” o tyle, że mam za sobą 75 lotów archaicznym szybowcem „Czapla”, który to gruchot z powodzeniem może być porównywany do USAAF-owskiego szybowca Frankfort TG-1. :-)
Awatar użytkownika
piekarz24
Posty: 293
Rejestracja: śr 05 wrz, 2007 11:28 pm
Lokalizacja: Bielsko-Bia³a

Post autor: piekarz24 »

Czołem,

Pozwolę i ja wypowiedzieć się, w dość osobistym tonie. Otóż przez dłuższy czas odczuwałem swoisty dysonans pomiędzy moimi zainteresowaniami a przemyśleniami związanymi z rekonstrukcją historyczną. Było to widać także na tym forum. Byłem tak krytycznie nastawiony do idei rekonstrukcji, do rekonstruktorów, ich motywacji, zachowań, jakości rekonstrukcji w naszym kraju, różnych ideologii towarzyszących rekonstrukcji, że praktycznie wycofałem się z jakichkolwiek działań, za wyjątkiem pracy w naszym stowarzyszeniu. Może to zabrzmi pretensjonalnie, ale to co przeczytałem na tym forum, wasz rozsądek, dyskusje z kolegami z Poznania, Bydgoszczy, Warszawy , a przede wszystkim mądre wypowiedzi Wojtka i jego niezwykle spójna myśl (przedstawienie rekonstrukcji jako hobby takiego samego jak inne) natchnęły mnie optymizmem. To pewnie głupie, ale po ośmiu latach zabawy od nowa odkryłem rekonstrukcję. Eureka! Na reszcie czuję, że nie robię nic wbrew sobie, jestem „pewnym siebie rekonstruktorem” :) . Bardzo odpowiada mi podejście do rekonstrukcji jako modelarstwa 1:1, rekonstrukcji jako emanacji zainteresowań historią i militariami bez zbędnego dokładania ideologii do tego hobby.

I teraz pojawia się sprawa odznaczeń. Skoro to modelarstwo, to i w medalach oraz np. odznakach pułkowych nie ma nic złego. Oczywiście jeśli nosimy je zgodnie z historycznymi realiami i umiarem. Ale o tym pisał wyżej Michał i Wojtek.
Byłem kiedyś na rekonstrukcji pt. „Hubalowe Zaduszki”. Bardzo podobała mi się. Odgrywający Hubala miał przypięte odznaczenie. Czy nie mógł? Moim zdaniem powinien je nosić, skoro tego wymagała jego rola. I co do tego ma opinia weteranów?
No właśnie, czy my aby nie idealizujemy i nie mitologizujemy weteranów. Czy z punktu widzenia metodologii rekonstrukcji zdanie weteranów aż tak się liczy (nie do końca wiem, czy można o czymś takim mówić. Ale rozpatrując rekonstrukcję jako efekt historycznych badań, to chyba tak)? Oczywiście spotkanie z nimi wiąże się z dużymi i pozytywnymi emocjami. Czasem są także bardzo cennym źródłem informacji. Nie można nikogo ranić, nie chodzi też o to, by kogokolwiek prowokować. Szczególnie weteranów. Ale czy zajmujemy się rekonstrukcją dla nich, czy dla siebie? I w końcu, czy nienoszenie odznaczeń (bo nie jesteśmy tego godni itd.) nie jest kolejną, niepotrzebną ideologią, którą wplatamy w rekonstrukcję historyczną?
Grohl pisze: Łatwo jednak w taki sposób dojść do wniosku, że nawet samego munduru nie można nosić, bo przecież się nie służyło w konkretnej jednostce. Nie idąc tak daleko sęk też w tym, w jaki sposób ustalić, co "można" a czego "nie można" zakładać? Bo ja nie umiem tego określić w sposób jednoznaczny - niby dobry wyznacznikiem jest rozróżnienie na oznaki "przydziałowe" i odznaczenia za służbę. Ale co zrobić np. z Krzyżami Żelaznymi, których nadano w trakcie I i II wojny światowej koło 9 mln? Chyba wszyscy się zgadzamy, że rozwiązanie na zasadzie "to było popularne to wolno, a to rzadsze, więc nie wolno", jest kulawe z zasady.
Zgadza się!
Czy współczesny lekarz wojskowy tylko dlatego, że jest współczesnym lekarzem wojskowym ma większe predyspozycje do odtwarzania lekarza wojskowego sprzed 70 lat choć nigdy nie zgłębiał tematu historii, niż ja, cywil? To nonsens. Przecież medycyna okresu wojny w wielu aspektach diametralnie różniła się od tej współczesnej. Idąc za myślą „nie zdobyłem odznaczenia, nie jestem godzien go nosić na rekonstrukcyjnym mundurze”, niewielu z nas mogłoby odtwarzać np. spadochroniarzy (bycie spadochroniarzem dla niektórych wiąże się z wyznawaniem swoistej spadochronowej religii). To nie jest wcale retoryczny zabieg. Niektóre chłopaki, gdy zabraknie im argumentów, wyciągają asa z rękawa: „ a ty ch..a wiesz, nie byłeś we wojsku” albo „ciekawe ilu z nich oddało choć jeden skok”. Podobnie jest z odznaczeniami.

Grzegorz pisze:
KR48 pisze:A co o stopnie kapitana !!!!! Ja takie mam , bo to takie stopnie by mialem +/- w armii Francuskiej.
No to jesteś „kryty”, jak mówimy w Polsce w takich okolicznościach.
Grzegorz pisze: Ja chcę mieć najniższy możliwy stopień dla pilota szybowcowego, czyli „Flying Sergeant”, ale mam duży problem z zakupem wystarczającej ilości szewronów USAAF-owskich ze skrzydełkami (rarytas dzisiaj!).
A ja nie chcę mieć najniższego stopnia jaki nosili lekarze;) Jeśli chodzi i PSZ, to sprawa jest jasna i dużego wyboru nie ma. Do mojego wieku pasuje stopień podporucznika lub porucznika (tak specyfika naszych jednostek). Ale gdy idzie o wojska brytyjskie sprawa jest zgoła inna. W gruncie rzeczy mogę sobie wybrać od podporucznika do podpułkownika. Szef służby zdrowia 1. Dywizji Powietrznodesantowej pułkownik Greme Warrack w czasie bitwy pod Arnhem miał 31 lat! Pytanie tylko, czy podczas rekonstrukcji, dajmy na to w Łabiszynie, jest zapotrzebowanie na kogoś, kto odtwarzać będzie pułkownika Warracka? To jaki stopień wybiorę to kwestia zainteresowań daną postacią, mojego wyboru, a przede wszystkim przygotowania merytorycznego i sprzętowego do odtwarzania danej postaci. Nie zapomnieć można o rozsądku w tym wszystkim. Nie będąc nigdy w wojsku mogę odtwarzać brytyjskiego kapitana RAMC? To będę kryty, czy nie? Jakie są kryteria tego "krycia"? Czy jakiś wojskowy trep, który za komuny odbębnił służbę zasadniczą (no niech będzie – niech służył w 62. Jednostce Specjalnej, albo jeszcze lepiej – niech będzie współczesnym oficerem) lub jakiś ideowiec mi to wypomni przy ludziach lub upojony alkoholem bełkocząc coś pod nosem wyzywa od debili?

Wydaje mi się poza tym, że ta swoista poprawność polityczna odbija się powoli czkawką i brak nam „oficerów”, którzy potrafią dowodzić na rekonstrukcyjnym polu bitwy i umieją się zachować, mają jakiś tam autorytet, a przede wszystkim posiadają odpowiedni sprzęt i podbudowę merytoryczną. Dobitnie było to widać chociażby podczas rekonstrukcji Falaise w Bydgoszczy parę lat temu. I to, że ktoś ma 25 lat nie stoi na przeszkodzie, żeby takiego oficera miał odtwarzać.

Chciałbym poruszyć jeszcze jeden temat związany z odznaczeniami. Część ludzi buntuje się przed ich noszeniem i kwestionuje prawo do ich noszenia przez innych, bo uważają to za pewien zaszczyt i godność. Gdzieś tam w tle od razu pojawiają się hasła „frontowiec”, „bohater”, „zasłużył”, „wywalczył”… Ale także do kwestii odznaczeń trzeba podejść krytycznie. Będę trochę adwokatem diabła:
To może nazbyt brutalne ale np. Odznakę Honorową za Rany i Kontuzje mógł dostać także ten, kto mając podkute buty i przebiegając po bruku w strefie działań wojennych poślizgnął się łamiąc kostkę.
Co więcej przyznawanie odznaczeń bojowych bardzo często było chwytem propagandowym i często było nadużywane. Do myślenia dało mi spotkanie z dwoma weteranami. Jeden z nich to ś.p. Józef Mandrela z 9. batalionu strzelców, który zdobył Krzyż Walecznych podczas walk wiosną 1945 r. Co sam wspominał, nie bardzo wiedział za co dokładnie dostał odznaczenie; gdzieś tam szedł z patrolem, wskazał ekipie strzelca wyborowego, który siedział gdzieś na drzewie, a ekipa rozprawiła się z delikwentem. Po całej akcji dostał legitymację do odznaczenia, samego krzyża nie otrzymawszy. Drugiego z weteranów poznaliśmy we Włoszech. Był I oficerem ogniowym I baterii 1.PAL-u. Andrzej gdy widział u któregoś z weteranów baretki Krzyża Walecznych od razu pytał się w jakich okolicznościach go otrzymał. Tak było i w tym wypadku. Historia się powtórzyła i usłyszeliśmy „w sumie nie wiem”. Potem opowiadał o bitwie i kierowaniu ogniem. Ale za co dokładnie otrzymał odznaczenie nie wiedział.

Nie chodzi o kwestionowanie czyichkolwiek czynów. Ale znajmy umiar.

Bądźmy reko-fanatykami, a nie fanatykami pewnych idei :)

Amen.
Olo
Ostatnio zmieniony czw 12 cze, 2014 12:41 am przez piekarz24, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

piekarz24 pisze:Bardzo odpowiada mi podejście do rekonstrukcji jako modelarstwa 1:1, rekonstrukcji jako emanacji zainteresowań historią i militariami bez zbędnego dokładania ideologii do tego hobby.
Nawet jeśli rekonstruktorzy nie dokładają ideologii, to czyni to ktoś inny. O tym, że chcemy być tylko „modelarstwem figurkowym w skali 1:1” to sobie możemy porozmawiać tylko my na małym niszowym forum. Społeczny odbiór jest inny. Nikt nie musi się ze mną zgadzać, ale z moich obserwacji wynika, że w ostatniej dekadzie radykalnie wzrosła ‒ i u nas, i na świecie ‒ liczba żołnierzy zawodowych służby czynnej, albo dopiero co (młodo) emerytowanych, którzy w jakiejś mierze są zaangażowani w rekonstrukcję. I zapewniam, że oni nie postrzegają jej jako „modelarstwa figurkowego w skali 1:1”, tylko od razu włącza im się mechanizm oceniania i pilnowania pewnych rzeczy u rekonstruktorów, a jeśli coś jest nie po myśli takich autentycznych żołnierzy, to od razu komentują oni reenacting w przestrzeni publicznej. I właśnie wtedy nie są to za dobre komentarze.

Do czego oto doszło? Reenacting od zawsze „zadzierał z mediami”, które niespecjalnie mu sprzyjały raczej ironizując na jego temat, ale teraz wyrasta nowe środowisko społeczno-zawodowe, które także bierze się za komentowanie reenactingu ‒ jest to wojsko, w tym młodzi wiekiem weterani różnych misji typu peacekeeping/peace forcing lub ewidentnych interwencji zbrojnych i z nimi nie ma rozmowy, że reenacting to tylko „modelarstwo figurkowe w skali 1:1”. Im natychmiast włącza się całe myślenie o regulaminach i wszelkich innych kwestiach honorowych związanych z mundurem, w związku z czym wszystkie kwestie „medalowo-orderowe” oni postrzegają na swój sposób ‒ zupełnie inny, niż u rekonstruktorów.

I to jest nowa jakość reenactingu w Polsce i na świecie. Moim zdaniem wcześniej tego nie było.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
piekarz24
Posty: 293
Rejestracja: śr 05 wrz, 2007 11:28 pm
Lokalizacja: Bielsko-Bia³a

Post autor: piekarz24 »

Grzegorzu,

Mam zgoła inne doświadczenia. Otóż w bliskim mi gronie rekonstruktorów odtwarzających polskich spadochroniarzy znajdują się żołnierze zawodowi (także spadochroniarze), weterani niejednej misji zagranicznej, w tym afgańskiej. I bardzo życzyłbym sobie żeby wszyscy mieli tak rozsądne, mądre i niepretensjonalne podejście do rekonstrukcji jak oni:)

Olo
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

piekarz24 pisze:
Grzegorz pisze:
KR48 pisze:A co o stopnie kapitana !!!!! Ja takie mam , bo to takie stopnie by mialem +/- w armii Francuskiej.
No to jesteś „kryty”, jak mówimy w Polsce w takich okolicznościach.
Grzegorz pisze: Ja chcę mieć najniższy możliwy stopień dla pilota szybowcowego, czyli „Flying Sergeant”, ale mam duży problem z zakupem wystarczającej ilości szewronów USAAF-owskich ze skrzydełkami (rarytas dzisiaj!).
A ja nie chcę mieć najniższego stopnia jaki nosili lekarze;)
A bo ja chcę rekonstruować szaraka, który nienawidził wojny i wojska jako instytucji en bloc. Mam alergię na bohaterów. Chcę rekonstruować tylko kogoś takiego, kogo Eisenhower nazywał „the fury of an aroused democracy”, czyli raczej gościa z przypadku na wojnie, któremu w normalnych warunkach nigdy nie strzeliłoby do głowy, że wojsko to może być jakiś sposób na życie i zarobkowanie. Po prostu szaraka, który chciał przetrwać, a nie wykazywać się. Szaraka z takim cynicznym stosunkiem do wojska, jak np. słynny David Kenyon Webster (z elitarnej bądź co bądź jednostki), który podczas M-G pieprznął w trawę skrzynki z amunicją do lkm-u, które mu kazano nieść, bo mu one życiowo i wagowo nie pasowały i miał gdzieś wojnę, wojsko, walkę o dobro świata i demokrację. :-) :-) :-)

Mnie z całej wojny interesuje niemal wyłącznie człowiek postawiony w obliczu sytuacji ekstremalnej, i jak on się wówcza zachowuje, a nie człowiek walczący o medale.

I to jest dopiero prawdziwy reenacting, a nie sto procent grupy rekonstruktorskiej rwącej się do walki, bo to jest kompletna paranoja, a nie reenacting. Czy to będzie front wschodni, czy zachodni, to do ataku wielu ludzi, jeśli nie większość, trzeba było kopniakami wyganiać z okopu; ludzie płakali, rzygali, defekowali, sikali ze strachu, a nie żeby były takie idiotyczne scenki, jak na imprezach rekonstrukcyjnych, że wszyscy ochoczo chcą sobie postrzelać i biegną na siebie jak do pocałunku po to tylko, żeby się wystrzelać. Dlaczego nie ma w Polsce wspomnień spadochroniarza 1. SBS Wosińskiego, który zagranicznym dziennikarzom powiedział, że on tak naprawdę nic nie wie o operacji M-G, bo przeleżał ją w rowie w ataku drgawek i paraliżu ze strachu? W polskich mediach on-line hejterzy chyba by go ukamieniowali, bo w Polsce zaczyna obowiązywać kibolski model patriotyzmu, by już nie wspominać „polityki historycznej”, na którego to sformułowania sam tylko dźwięk sięgam po granat.

Ta tzw. rekonstrukcja historyczna tak naprawdę niczego, kompletnie niczego nie „rekonstruuje”, bo to jest tylko robienie ludziom piany z mózgu, że wojna to taka fajna przygoda. Ale to tak tylko na marginesie spraw, które sprowokowałem. :-)

Gdybym już musiał sobie udekorować czymś mundur rekonstruktorski, to najwyżej czymś neutralnym - np. pomarańczowym akselbantem za Market-Garden itp. Takie coś to jeszcze jest OK, bo to tylko takie symboliczno-honorowe oznakowanie munduru, jeszcze nie odznaczenie za jakiś specjalny czyn.

Natomiast wiedząc, jakiego unikatowego draństwa dopuścił się Pentagon na własnych pilotach szybowcowych, draństwa jakiego nigdy wcześniej ani później nie zdarzyło się w amerykańskiej historii, w ogóle w jakiejkolwiek historii, to zwyczajnie po ludzku, przez szacunek dla tych pilotów, jakoś nie potrafiłbym nosić ich odznaczeń, bo dziwnie i głupio bym się czuł. I nie ma w tym żadnej ideologii, ot zwyczajny ludzki odruch plus moja wiedza fachowa, że w warunkach tego draństwa i złamania wielu procedur i przepisów prawa ci ludzie byli autentycznymi bohaterami z przymusu - urzędowym mięsem armatnim. Powiedzmy, że są to bohaterowie mojej bajki, ponieważ czuję co oni przeszli mając też swoje różne dobre i złe przejścia za sterami szybowców. I to raczej takie czynniki powstrzymują mnie przed strojeniem się w piórka odznaczeń.
Ostatnio zmieniony czw 12 cze, 2014 1:48 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 13 razy.
Awatar użytkownika
KR48
Posty: 152
Rejestracja: ndz 05 kwie, 2009 8:31 pm
Lokalizacja: Francjia

Post autor: KR48 »

Witam !

Olo , o tematu stopnie , powiem ci jak bylo u nas jak jeszcze nie bylo zawodowe wojsko .
Student medycyny ( lekarz , dentysta, farmaceuta ) mial stopien Aspirant , znaczy nie pelny stopien pod porucznik ale traktowany jak pod porucznik . Potem jak wszedł do rezerwy to byl pelny pod porucznik , itp ...

Teraz problem o znak spadochronowy ! Tych ktore sluzyli u spadochronow to ci powiedza ze jesli nie skakalesz to nie masz wolno go nosic ! Bo to jak " Elitu " !!!!
Do mnie weteran mi sie spytal ! Synek bylesz w wojsku ? Skokalesz ? Powiedzialem mu ze tak ale dla niego to bylo tylko pytanie , co wiecej zdziwiło go , to ze ludzie jak my bylim ubrani jak oni i nie rozumieli po co my ich traktowali jako " Stars ! " i brali ich pod uwagę " na przykład po postawienie kwiaty pod pomnikiem w Driel tylko ich salutowac . To by widzieliscie ich reakcję !!! mieli łzy w oczach . Po drugi kazdy z nas utrzymuje kontakt z rodzina co najmniej jednego z weteranów , nie jesteszmy jak jakies sępy ktore okolo niech sie kręca . Prykro mi wychodze od orginalnego tematu !
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Wrzucam poniżej kawałek mojego tekstu dla Infolotniczego. Jest to maleńki kawałek drugiej części tego artykułu; części, która jeszcze się nie ukazała. I ten kawałek w jakiejś mierze (choć nie wyczerpuje mojego katalogu motywacji) dobrze tłumaczy, dlaczego nie chcę nosić żadnych odznaczeń. Wolę rekonstruować gościa, który nigdzie się nie pchał tam, gdzie kule gwiżdżą, niż wpisywać się w aliancką nachalną propagandę o bohaterach. Na pewno jest to bliższe instynktowi samozachowawczemu i realiom wojennym, by już realiów psychologicznych nawet nie wspominać, bo to oczywistość.

PS.
Na USMF za poniższy tekst byłbym już na pograniczu bana. Oni mnie tam nie cierpią za takie teksty. Dla nich wojna ma być ładna, fajna, ciekawa, przygodowa, pełna bohaterów i łzawo-melodramatyczna, gdy grają hymn i łopocze flaga. I nic by mi nie pomogło, że są cytaty z ich ludzi.

[center]_______________________________________________________________________[/center]

[center]„Ochotnicy” a la major Reisman[/center]
Stara to prawda, że im dłuższy czas upływa od zakończenia danej wojny tym więcej przybywa jej kombatantów. Podobne zjawisko dotyka koloryzowania wojennych faktów, pokrywania ich warstwą patriotycznego lukru, zaciemniania rzeczywistego obrazu wydarzeń, czy wręcz ich fałszowania. Nigdy do takich praktyk nie uciekają się prawdziwi żołnierze-bohaterowie danych wydarzeń wojennych, ale wraz z ich wymieraniem biorą się za to rodziny, znajomi i niestrudzeni działacze stowarzyszeń kombatanckich, którzy na żadnej wojnie nigdy nie byli, ale chcą wojny widzieć pachnące różami.

Znana miłośnikom kina wojennego postać majora Reismana, granego w filmie „Parszywa dwunastka” przez Lee Marvina, nie jest oderwana od realiów II wojny światowej i US Army tamtych czasów. Po otrzymaniu „propozycji nie do odrzucenia” Reisman ironizował, iż rozumie, że jest „ochotnikiem” i spotkał się z potwierdzeniem.

Nie wiadomo dlaczego pilotów szybowcowych USAAF biorących udział w operacji Repulse często przedstawia się dziś w Stanach Zjednoczonych jako ochotników. Niejednokrotnie ich „ochotniczość” ma tyle samo wspólnego z rzeczywistością, co filmowa „ochotniczość” majora Reismana. W krajach byłych aliantów zachodnich II wojny światowej dokładnie tak samo, jak w totalitarnym i nachalnie propagandowym systemie sowieckim, do dziś dorabia się patriotyczną ideologię do niebyłych faktów, fałszując tym samym rzeczywisty obraz wojny i jej brutalizacji także po alianckiej stronie. Zupełnie niepotrzebnie pilotów szybowcowych USAAF odziera się dziś z ludzkich uczuć, z prawa do zmęczenia wojną, z prawa do strachu, z prawa do tego, co dziś nazywa się czynnikiem CSR, czyli po prostu z prawa do człowieczeństwa. Nie ma potrzeby tego robić. Piloci szybowcowi USAAF, zmuszeni przez swoich europejskich dowódców do latania w najgorszych warunkach spośród wszystkich innych transportowych pilotów szybowcowych II wojny światowej, są bohaterami wystarczająco wielkiego formatu, aby nie musieć przypisywać im niebyłych wzniosłych czynów dopasowanych do patetycznej kultury historycznej. Pozwólmy wypowiedzieć się nie działaczom, ale samym bohaterom spod Bastogne.

Swój „ochotniczy akces” 26 grudnia 1944 roku do operacji Repulse tak wspomina pilot szybowcowy 96. Dywizjonu Transportowego USAAF (440th TCG) John Wesley: „Tego ranka około czwartej nad ranem przyszedł do naszego pokoju oficer operacyjny por. Rideout. Spałem na prawo od drzwi. Potrząsnął mną i obudził mnie. Chciał, żebym się zgłosił na ochotnika do jakiejś operacji, ale na czas Bożego Narodzenia nie dostał mojej zgody. »Nie« – odpowiedziałem mu – »Nie chcę latać na żadne operacje«. No to poszedł dalej do następnego łóżka i obudził Corky'ego Corwina. Około południa Rideout powiedział mi, że mam lecieć w jakiejś operacji. Mieliśmy przewieźć 450 galonów wysokooktanowej benzyny”.

Inny pilot szybowcowy z 440th TCG, William W. Burnett, w identyczny sposób wspomina swój z kolei „ochotniczy zaciąg” z 26 grudnia do operacji Repulse: „Jadłem obiad w mesie kiedy weszli i powiedzieli mi, że mam brać mój ekwipunek bojowy. Miałem lecieć na jakieś zadanie. Zrobili nam odprawę. Nawet nam nie powiedzieli, co mamy przewozić. Zapytaliśmy o to, ale pułkownik nie chciał zawracać sobie tym głowy. Nic nie widzieliśmy dopóki nie stanęliśmy na pasie startowym i nie stwierdziliśmy, że będziemy transportować benzynę. Maksymalna dopuszczalna masa startowa szybowca była przekroczona o około 50 procent. Jeszcze nam się nie zdarzyło, aby kiedykolwiek lecieć w jakiejś misji, do której szybowiec byłby zaprojektowany”.

„Ochotniczy zaciąg” z 26 grudnia pilota szybowcowego porucznika O. B. Blessinga był rekordowo krótki. Przyszedł do niego sierżant i powiedział: „Hej, poruczniku, ma pan iść na odprawę”.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12018
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Nie możecie pisać w innych godzinach? :) Jak człowiek wraca z pracy, to zamiast jeść kolację, siada do komputera i odpisuje, póki myśli nie straciły na aktualności ;)
Miło widzieć, że temat nabiera rumieńców!
piekarz24 pisze:Może to zabrzmi pretensjonalnie, ale to co przeczytałem na tym forum, wasz rozsądek, dyskusje z kolegami z Poznania, Bydgoszczy, Warszawy , a przede wszystkim mądre wypowiedzi Wojtka i jego niezwykle spójna myśl (przedstawienie rekonstrukcji jako hobby takiego samego jak inne) natchnęły mnie optymizmem.
Zabrzmiało trochę, jak na kozetce u psychoterapeuty ;) Ale mówiąc całkowicie serio, to coś w tym jest-ja od dłuższego czasu twierdzę, że to ludzie, z którymi współpracuję przede wszystkim trzymają mnie w rekonstrukcji. Nie pojazdy, piro, ammo, a właśnie-fantastyczni, inteligentni, z poczuciem humoru osobnicy o pokrewnych zainteresowaniach.
piekarz24 pisze:Byłem kiedyś na rekonstrukcji pt. „Hubalowe Zaduszki”. Bardzo podobała mi się. Odgrywający Hubala miał przypięte odznaczenie. Czy nie mógł? Moim zdaniem powinien je nosić, skoro tego wymagała jego rola. I co do tego ma opinia weteranów?
No właśnie, czy my aby nie idealizujemy i nie mitologizujemy weteranów. Czy z punktu widzenia metodologii rekonstrukcji zdanie weteranów aż tak się liczy (nie do końca wiem, czy można o czymś takim mówić. Ale rozpatrując rekonstrukcję jako efekt historycznych badań, to chyba tak)? Oczywiście spotkanie z nimi wiąże się z dużymi i pozytywnymi emocjami. Czasem są także bardzo cennym źródłem informacji. Nie można nikogo ranić, nie chodzi też o to, by kogokolwiek prowokować. Szczególnie weteranów. Ale czy zajmujemy się rekonstrukcją dla nich, czy dla siebie? I w końcu, czy nienoszenie odznaczeń (bo nie jesteśmy tego godni itd.) nie jest kolejną, niepotrzebną ideologią, którą wplatamy w rekonstrukcję historyczną?
Absolutnie zgadzam się, że w sytuacji, gdy pokazujemy konkretną postać, musimy również odtworzyć jej odznaczenia. Ot, choćby na tegorocznych Łabiszyńskich Spotkaniach z Historią pojawi się kilka historycznych sylwetek, no i trzeba zachować wierność ich odwzorowania. Taką konwencję przyjmujemy, uznajemy, że wymaga tego sytuacja, scenariusz i jest wszystko w porządku.
Gorzej, jeśli tracimy do tego dystans. Znany jest przypadek człowieka-odtwórcy 1. SBSpad, który uznał, że skoro nosi wąsy, to on będzie generałem Sosabowskim. Albo innego pana, w stopniu starszego oficera sztabowego jednej z jednostek PSZ, z lubością na każdej imprezie upijającego się w trupa, ku zażenowaniu gapiów. O grasującej ekipie obwieszonych baretkami podtatusiałych pułkowników hulających na Willysach? Zabrzmi to cynicznie, ale pozostaje mieć nadzieję, że podeszły wiek i coraz niestety słabsza pamięć weteranów sprawiają, iż starsi panowie nie przerażą się, widząc takie "wynalazki".
Właśnie, skoro jesteśmy przy weteranach... Daleki jestem od pozłacania ich i bałwochwalczego, bezkrytycznego uwielbienia. Nie mniej, jakby nie patrzeć odwzorować staramy się możliwie najdokładniej właśnie nich z tamtych lat. Przez to należy się szacunek. Ten szacunek rozumiem również przez to, by nie zmuszać weterana do gimnastyki salutowania na widok naszych gwiazdek czy baretek-wszakże spotkania kombatanckie są dla wielu z nich sensem emeryckiego życia, wszakże wtedy wracają wspomnienia! A co tu ma począć gość, awansowany w latach 90-tych do stopnia oficerskiego, na świeżo pamiętający, gdy stawał na baczność przed romistrzami czy majorami, dla którego War Medal czy Krzyż PSZ są powodami do dumy, gdy staje przed nim odtwórca obszyty na dajmy na to majora właśnie, obwieszony odznaczeniami?
Pamiętam, że gdy byliśmy trzymać wartę przy trumnie Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, poproszono nas o sprucie dystynkcji i zdjęcie wszelkich odznak, za wyjątkiem tych prawnie zalegalizowanych. Może to jest wyjście-wszakże inny jest charakter i ciężar gatunkowy sesji zdjęciowej czy pokazu batalistycznego, a inny-uroczystości na cmentarzu?
piekarz24 pisze:A ja nie chcę mieć najniższego stopnia jaki nosili lekarze;) Jeśli chodzi i PSZ, to sprawa jest jasna i dużego wyboru nie ma. Do mojego wieku pasuje stopień podporucznika lub porucznika (tak specyfika naszych jednostek). Ale gdy idzie o wojska brytyjskie sprawa jest zgoła inna. W gruncie rzeczy mogę sobie wybrać od podporucznika do podpułkownika. Szef służby zdrowia 1. Dywizji Powietrznodesantowej pułkownik Greme Warrack w czasie bitwy pod Arnhem miał 31 lat! Pytanie tylko, czy podczas rekonstrukcji, dajmy na to w Łabiszynie, jest zapotrzebowanie na kogoś, kto odtwarzać będzie pułkownika Warracka? To jaki stopień wybiorę to kwestia zainteresowań daną postacią, mojego wyboru, a przede wszystkim przygotowania merytorycznego i sprzętowego do odtwarzania danej postaci. Nie zapomnieć można o rozsądku w tym wszystkim. Nie będąc nigdy w wojsku mogę odtwarzać brytyjskiego kapitana RAMC? To będę kryty, czy nie? Jakie są kryteria tego "krycia"? Czy jakiś wojskowy trep, który za komuny odbębnił służbę zasadniczą (no niech będzie – niech służył w 62. Jednostce Specjalnej, albo jeszcze lepiej – niech będzie współczesnym oficerem) lub jakiś ideowiec mi to wypomni przy ludziach lub upojony alkoholem bełkocząc coś pod nosem wyzywa od debili?
Celna uwaga. Wiek jest tu nie bez znaczenia, podobnie, jak i aparycja. Zadaję sobie nieraz pytanie, co będę odtwarzał, jeśli wciąż rekonstrukcja bawić mnie będzie, w wieku powiedzmy 60 lat? Home Guard? Czy może oficera sztabowego w randze generała? I czy to będzie megalomania? Nie sądzę, o ile będzie to zrobione z dystansem, ale i z klasą.
piekarz24 pisze:Wydaje mi się poza tym, że ta swoista poprawność polityczna odbija się powoli czkawką i brak nam „oficerów”, którzy potrafią dowodzić na rekonstrukcyjnym polu bitwy i umieją się zachować, mają jakiś tam autorytet, a przede wszystkim posiadają odpowiedni sprzęt i podbudowę merytoryczną. Dobitnie było to widać chociażby podczas rekonstrukcji Falaise w Bydgoszczy parę lat temu. I to, że ktoś ma 25 lat nie stoi na przeszkodzie, żeby takiego oficera miał odtwarzać.
Zgoda. Grunt, by tacy rekonstrukcyjni oficerowie, tak, jak napisałeś, uzbrojeni byli tak, w autorytet, jak i wiedzę, doświadczenie, swoistą rekonstrukcyjną dojrzałość, odpowiedni sprzęt. Jak w wojsku-świecić muszą przykładem, a nie tylko łajać podkomendnych, tudzież pozować do zdjęć. No i ranga winna też być pochodną indywidualnych predyspozycji: można bowiem być odtwórcą z wieloletnim doświadczeniem, ale doskonale odnajdywać się w charakterze celowniczego Brena, niekoniecznie dla samej zasady awansując co impreza to gwiazdka wyżej.
piekarz24 pisze:Nie chodzi o kwestionowanie czyichkolwiek czynów. Ale znajmy umiar.
Absolutnie. Cierpiętnicza asceza nie jest tu wskazana, bo łatwo w kozi róg zapędzić można się-"niegodniśmy, niegodni"... Napuszona fanfaronada podobnie-skoro obszywamy się na oficera, to dbajmy o siebie, o mundur. Przyczepić gwiazdki jest łatwo-dopilnować, by pas nie wisiał na jajach czasami, patrząc na rekonstrukcyjne zdjęcia, znacznie trudniej.
Grzegorz pisze:Nikt nie musi się ze mną zgadzać, ale z moich obserwacji wynika, że w ostatniej dekadzie radykalnie wzrosła ‒ i u nas, i na świecie ‒ liczba żołnierzy zawodowych służby czynnej, albo dopiero co (młodo) emerytowanych, którzy w jakiejś mierze są zaangażowani w rekonstrukcję. I zapewniam, że oni nie postrzegają jej jako „modelarstwa figurkowego w skali 1:1”, tylko od razu włącza im się mechanizm oceniania i pilnowania pewnych rzeczy u rekonstruktorów, a jeśli coś jest nie po myśli takich autentycznych żołnierzy, to od razu komentują oni reenacting w przestrzeni publicznej. I właśnie wtedy nie są to za dobre komentarze.

Do czego oto doszło? Reenacting od zawsze „zadzierał z mediami”, które niespecjalnie mu sprzyjały raczej ironizując na jego temat, ale teraz wyrasta nowe środowisko społeczno-zawodowe, które także bierze się za komentowanie reenactingu ‒ jest to wojsko, w tym młodzi wiekiem weterani różnych misji typu peacekeeping/peace forcing lub ewidentnych interwencji zbrojnych i z nimi nie ma rozmowy, że reenacting to tylko „modelarstwo figurkowe w skali 1:1”. Im natychmiast włącza się całe myślenie o regulaminach i wszelkich innych kwestiach honorowych związanych z mundurem, w związku z czym wszystkie kwestie „medalowo-orderowe” oni postrzegają na swój sposób ‒ zupełnie inny, niż u rekonstruktorów.
Tu muszę zgodzić się z Olkiem. Częściej stykam się z atakami różnych mniej lub bardziej aktywnych rezerwistów, którzy "w latach siedemdziesiątych w MONie strzelali z kałachów", niż ze strony wojskowych. Sami w stowarzyszeniu mamy kolegę, zawodowego podoficera, dwóch misji weterana, który wspiera nas swoją wiedzą i doświadczeniem, jednocześnie będąc otwartym na jej chłonięcie w tych aspektach, których nie obejmuje współczesne szkolenie wojskowe. Wszakże trudno nosić Lee Enfielda, jak Beryla na pasie trzypunktowym (a to często występujący wśród grup błąd!), trudno udawać wojenną taktykę w oparciu o zasady działania współczesnych komandosów i tak dalej. Niejednokrotnie będąc w odwiedzinach u Dragonów w Świętoszowie, wymienialiśmy się doświadczeniami z ludźmi, których wojskiem Królowej Jadwigi trudno nazwać. My z wypiekami na twarzy słuchaliśmy snajperskich opowiadań z Afganistanu, a oni z uwagą oraz zainteresowaniem i szacunkiem poznawali obsługę Enfielda.
Przypadki złośliwej krytyki i przywłaszczania sobie monopolu na wiedzę wojskową są w moim odczuciu coraz rzadsze. Choć nadal kilku takich osobników funkcjonuje.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
KR48
Posty: 152
Rejestracja: ndz 05 kwie, 2009 8:31 pm
Lokalizacja: Francjia

Post autor: KR48 »

Witam ,

Myszle ze jesli wytrzymam to mam jeszcze kilka lat reko przede mną , ale bede sie trzymal o co tutaj jest napisane na dokument od ambassady ktory byl rozprowadzony Polaka w Francji .
Tak ze dla oficera maks bedzie 55 Lat lub 57 jesli sie liczy az do 1947 .

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

piekarz24 pisze:Grzegorzu,
Mam zgoła inne doświadczenia. Otóż w bliskim mi gronie rekonstruktorów odtwarzających polskich spadochroniarzy znajdują się żołnierze zawodowi (także spadochroniarze), weterani niejednej misji zagranicznej, w tym afgańskiej. I bardzo życzyłbym sobie żeby wszyscy mieli tak rozsądne, mądre i niepretensjonalne podejście do rekonstrukcji jak oni:)
Mike pisze:Tu muszę zgodzić się z Olkiem. Częściej stykam się z atakami różnych mniej lub bardziej aktywnych rezerwistów, którzy "w latach siedemdziesiątych w MONie strzelali z kałachów", niż ze strony wojskowych.
OK, to tulę uszy po sobie. Nie wykluczam, że mam usmfowskie skrzywienie, ale wyleczę się z niego po zmianie klimatu, bo już go zmieniłem :-)
Mike pisze:Zadaję sobie nieraz pytanie, co będę odtwarzał, jeśli wciąż rekonstrukcja bawić mnie będzie, w wieku powiedzmy 60 lat? Home Guard? Czy może oficera sztabowego w randze generała? I czy to będzie megalomania? Nie sądzę, o ile będzie to zrobione z dystansem, ale i z klasą.
A kto nie ma takich myśli? :-)
Najwyżej zmienię emploi i odznaki oraz obszycia z IX TCC na I TCC i zrobię się na starszej daty instruktora szybowcowego.

A Tobie Michałku zostaje reenacting Hotelu Rubens i leśnych dziadków, czyli też bogactwo możliwości! :-)
Mike pisze:Przyczepić gwiazdki jest łatwo-dopilnować, by pas nie wisiał na jajach czasami, patrząc na rekonstrukcyjne zdjęcia, znacznie trudniej.
I tu wychodzi cały homo sovieticus wysysany z mlekiem matek. Przecież noszenie pasa na tej zacnej, a przydatnej dla rozwoju świata, części ciała to jest tylko peerelowska mania. Nigdy w życiu nie widziałem tej maniery u aliantów zachodnich. U fryców też chyba nie. Ale u ruskich to już może...?
Mike pisze:
piekarz24 pisze:Może to zabrzmi pretensjonalnie, ale to co przeczytałem na tym forum, wasz rozsądek, dyskusje z kolegami z Poznania, Bydgoszczy, Warszawy , a przede wszystkim mądre wypowiedzi Wojtka i jego niezwykle spójna myśl (przedstawienie rekonstrukcji jako hobby takiego samego jak inne) natchnęły mnie optymizmem.
Zabrzmiało trochę, jak na kozetce u psychoterapeuty ;) Ale mówiąc całkowicie serio, to coś w tym jest-ja od dłuższego czasu twierdzę, że to ludzie, z którymi współpracuję przede wszystkim trzymają mnie w rekonstrukcji. Nie pojazdy, piro, ammo, a właśnie-fantastyczni, inteligentni, z poczuciem humoru osobnicy o pokrewnych zainteresowaniach.
Za to się kocha Odwach - jedyne normalne miejsce w necie.
KR48 pisze:Teraz problem o znak spadochronowy ! Tych ktore sluzyli u spadochronow to ci powiedza ze jesli nie skakalesz to nie masz wolno go nosic ! Bo to jak " Elitu " !!!!
My też mamy takich głupców, pieniaczy i fanatyków. Właśnie dlatego się śmieję, że albo będę nosić w mundurze rekonstruktorskim dziennik pilota z wstemplowanymi także skokami spadochronowymi, albo będę tym panom kreślić kółka na czole. Ale oni są nerwowi - zaraz albo straszą sądem, albo rwą się do bicia. A ja z wariatami się nie zadaję.
Ostatnio zmieniony pt 13 cze, 2014 11:03 am przez Grzegorz, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
piekarz24
Posty: 293
Rejestracja: śr 05 wrz, 2007 11:28 pm
Lokalizacja: Bielsko-Bia³a

Post autor: piekarz24 »

Mike pisze: Zabrzmiało trochę, jak na kozetce u psychoterapeuty ;)
No a jak! A co myślałeś, że po co ja tutaj piszę?! Psychoterapia i to całkiem za darmo. Zaoszczędziłem na psychoterapeucie kilkaset (kilka tys.) zł. Kupiłem sobie za to szpej na Łabiszyn;)
Grzegorz pisze: Ale oni są nerwowi - zaraz albo straszą sądem, albo rwą się do bicia. A ja z wariatami się nie zadaję.
Taaak? To co tutaj z nami robisz? ;))))
Mike pisze:Ten szacunek rozumiem również przez to, by nie zmuszać weterana do gimnastyki salutowania na widok naszych gwiazdek czy baretek-wszakże spotkania kombatanckie są dla wielu z nich sensem emeryckiego życia, wszakże wtedy wracają wspomnienia! A co tu ma począć gość, awansowany w latach 90-tych do stopnia oficerskiego, na świeżo pamiętający, gdy stawał na baczność przed rotmistrzami czy majorami, dla którego War Medal czy Krzyż PSZ są powodami do dumy, gdy staje przed nim odtwórca obszyty na dajmy na to majora właśnie, obwieszony odznaczeniami?
Pamiętam, że gdy byliśmy trzymać wartę przy trumnie Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, poproszono nas o sprucie dystynkcji i zdjęcie wszelkich odznak, za wyjątkiem tych prawnie zalegalizowanych. Może to jest wyjście-wszakże inny jest charakter i ciężar gatunkowy sesji zdjęciowej czy pokazu batalistycznego, a inny-uroczystości na cmentarzu?
To pewnie kwestia osobistych doświadczeń. Mnie na przykład weterani często zachwycają z jednej strony rezerwą, a z drugiej zrozumieniem dla naszych poczynań. Często wymienialiśmy saluty. Kiedyś było „czołem panie podchorąży”, a teraz „czołem panie poruczniku”. Ale zawsze to ja salutuję pierwszy. Jest fajnie. Tyle w tym uśmiechu, dystansu, może i zabawy. Ale i nostalgii u weteranów. Tak mi się wydaje. Czasem odnoszę wrażenie, że lepiej rozumieją na czym polega rekonstrukcja, niż niejeden człowiek nią parający się. Weterani przez ostatnie 10 lat mieli czas przyzwyczaić się do naszej obecności. Liczne kontakty z rekonstruktorami spowodowały, że duża część z nich przywykła do nas i nasza obecność wcale nas nie dziwi. Doskonale wiedzą, że nie jesteśmy żołnierzami, ani harcerzami i robimy to z własnej nieprzymuszonej woli. Podobnie jest z weteranami z innych krajów. Gdy na Cmentarzu w Cassino spotkaliśmy majora-weterana 2. Brygady Spadochronowej, to wystarczyło, że padło hasło „reenactors” i wszystko było dla niego jasne. Zobacz Michale, taki ś.p. rtm. Deimel – doskonale przecież wiedział o co kaman, rozumiał współczesnych Dragonów z „Odwachu”. Abo Walter Raiwa z 8. baonu. Odwiedziłem go kiedyś z Adasiem. Już w drzwiach nas przywitał, gdy zobaczył nasze proporczyki, „oooo 8. batalion do mnie idzie!”. Towarzyszył temu uśmiech. A potem zobaczyłem na jego półce zdjęcie ze „zlotu Maczkowców”, a na nim siebie w battledressie trzymającego wartę. Podczas wspomnień było i śmieszni i straszno – jak to opowieści wojenne. Weterani, których miałem niezwykłą przyjemność spotkać, doskonale wiedzą o co chodzi.

Nie ma co robić niepotrzebnej spiny. Jak ktoś nas nie rozumie, czy to weteran, czy to widz lub jakiś żołnierz po prostu wytłumaczmy mu o co chodzi;)
Awatar użytkownika
KR48
Posty: 152
Rejestracja: ndz 05 kwie, 2009 8:31 pm
Lokalizacja: Francjia

Post autor: KR48 »

Witam ;

Jaka jest roznica miedzy powazne rekonstruktorze i zolnierzy czy poborowy lub teraz zawodowe w miejscu uroczystośći ??? Nie ma ! moze powiem ze pierwsze moga byc bardziej uważne niz drugie , bo pierwsze tam ida z ducha , kiedy drugie są tam przez rozkazu .

Jesli jest " dowodca " ktory zna rozkazy dowodzenia i " podrzędne " ktore znaja troche drillu to roznica miedze zawodowa kompania honorowa i ta od rekonstruktorze bedzie slaba .

Po drugi obok uroczystośći , trzeba miec w glowie ze nosimy mundur w jakiem weterani walczyli i czasami umarli na pole bitwe !!!! nie możemy zapomnieć, ten ciężar ( historii ) na naszych barkach . Tak ze trzeba powaznie nosic ten mundur i nie zachować się jak " klaunów "
Jak i małe szczegóły , zapiete kolniezy , kieszenie , beret prawidłowo umieszczony na ramieniu , nie jeden w kieszen , drugi za pasem .... teraz nie wiem jak w WP ale nie zaponic odjąć beret z glowie kiedy sie wchodzi do budynku .

Teraz na zloty , to trzeba byc powazne jak oni byli na pole bitwe , a po godzinach otwarcjie publiczne to rozprężyć sie . Niektórze rekonstruktorze nie sa legionisty , znaczy wieczorem pija , a rano ( nawet bardzo rycho rano ) sa świeże, jak stokrotki .

Ale problem jest swiatowy ! Powazne grupy sa znane , klauwny tez , a ostanie to graja ASG .

Przepraszam za moje blede w Polskiej jezyku !
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

KR48 pisze:Tak ze trzeba powaznie nosic ten mundur i nie zachować się jak "klaunów"
Clownady ci u nas dostatek! :-)
Poniżej jest przykład zagraniczny, ale przecież ile i w Polsce jest takich clownów...
ODPOWIEDZ