Hmm, jak by tu powiedzieć...historyk dr Wojciech Markert pisze:„Trzeba zaznaczyć, że przerzucenie brygady do kraju, mimo najszczerszych chęci Amerykanów, którzy deklarowali w tym względzie pomoc, nie było możliwe ze względów technicznych. Zbyt mały zasięg samolotów myśliwskich, mających osłaniać transportowce i silna obrona przeciwlotnicza nad Niemcami spowodowałyby olbrzymie straty wśród spadochroniarzy”.
Źródło:
Arnhem. Udział 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej w operacji Market-Garden
Pruszków 1999, ISBN 83-87103-76-4
str. 13
Osobiście - w dziedzinie wojsk „airborne” czasu II wojny - preferuję prace ppłk. Bernda Horna i Michela Wyczynskiego. Są to dla mnie prace idealne, choć dla innych mogą być męczące w odbiorze, ponieważ czasami jest tam po kilka przypisów w jednym zdaniu. Ale odbiorca ma przynajmniej absolutną gwarancję, że nic nie jest wyssane z palca i że (renomowana) spółka autorska naprawdę wie, o czym pisze, bo ma rzeczy zbadane na wszelkie możliwe i udokumentowane sposoby. Są to prace historyczne „nie do przyczepienia się” i powinny być wzorem dla każdego. Nie są.
O pracy zacytowanego polskiego historyka w tematycznym zakresie 1. SBS od zawsze mamy z Michałem zdanie identyczne, ale jak mogłem się przekonać jest nasze zdanie identyczne także z opiniami wielu innych osób związanych m.in. z ruchem rekonstrukcyjnym 1. SBS. Nie jest to zdanie zbyt dobre, ale je przemilczmy, bo nie o indywidualne opinie tutaj chodzi.
Popatrzmy, co jest napisane w zacytowanym fragmencie, który jest karkołomny. Niby finałowa konstatacja jest prawidłowa, że „się nie dało”, ale ileż tam jest po drodze rzeczy nie opatrzonych żadnym przypisem i rzeczy niedomówionych, albo nader „oryginalnych”. Czytamy:
„...przerzucenie brygady do kraju, mimo najszczerszych chęci Amerykanów, którzy deklarowali w tym względzie pomoc...”. Przypisu nie ma. W amerykańskim NARA, w zespole archiwalnym 218, leży dokument, że Amerykanie niczego nie deklarowali w kwestii przerzutu 1. SBS do Polski. Również owe „najszczersze chęci” są zarówno nieprawdą, jak i mogą być jakimś aktem manipulowania Sosabowskim, ale tego czytelnik od historyka się nie dowie. A powinien. Po stronie Amerykanów nie mogły występować żadne „najszczersze chęci”, bo kto, jak kto, ale szczególnie oni, ofiary własnych (pierwszych i ostatnich w II wojnie) katastrofalnych desantów dalekodystansowych i nieco zbliżonych do profilu hi-lo-lo-hi (czyli tego, co trzeba by zrobić dla Polaków) musieli dobrze wiedzieć, że Sosabowskiemu marzy się powtórka z pionierskich działań powietrznodesantowych na MTO, a to było nie do przyjęcia. I czytelnik powinien mieć to wyjaśnione jak nie w tekście głównym, to w przypisie.
„Zbyt mały zasięg samolotów myśliwskich, mających osłaniać transportowce...”. Przypisu nie ma, za to sens tego zdania jest taki, że tylko z powodu zbyt małego zasięgu myśliwców eskortowych nie był możliwy zrzut brygady nad Polską. Sens jest więc taki, że tak jakby transportowce miały odpowiedni zasięg, ale myśliwce już nie. Żadnego wsparcia się dokumentem lotniczym, żadnego wsparcia się obliczeniem nawigacyjnym skąd start, jaka trasa, gdzie lądowanie w Polsce? Czysta abstrakcja rzucona w przestrzeń bez większej odpowiedzialności za słowa. Co kto sobie wykombinuje to jego. Czy to jest historyczna publikacja profesjonalnego historyka? Nie jest. Ktoś, kto ma jakie takie pojęcie o działaniach lotniczych nad Polską w 1944 roku zaraz może sobie pomyśleć tak: „No zaraz, zaraz, przecież do Pyriatyna na Ukrainie jakieś alianckie myśliwce dolatywały”. Ale czy taki ktoś dobrze kombinuje, czy mylnie, to już od historyka się nie dowie. A powinien.
I tak dalej. Wszelkich publikacji na temat 1. SBS po prostu nie da się czytać w bardzo wielu fragmentach.