Kolor amerykańskich szewronów.

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
SzeregowyTruten
Posty: 1585
Rejestracja: wt 09 lip, 2013 11:29 pm
Lokalizacja: Kościan

Kolor amerykańskich szewronów.

Post autor: SzeregowyTruten »

Koledzy. Ostanio z Michałem zastanawialiśmy się jak zmieniały się kolory amrykańskich szewronów podczas II wojny światowej. Czy kolory zależne były od kurtki, płaszcza? A może zależne to było od teatru działań wojennych?
Grzegorzu. Myślę, że Twoja ogromna wiedza pomoże w rozwikłaniu tej zagadki.
Nie ukrywam, że spodziewam się obszego laboratu na ten temat.
Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony ndz 14 lut, 2016 9:53 am przez SzeregowyTruten, łącznie zmieniany 1 raz.
Gentlemen, this is a story that you shall tell your grandchildren, and mightily bored they'll be.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Moi drodzy,

Zero reguł, absolutne zero. Teoretycznie, ale tylko teoretycznie, rządził tym przepis AR 600-35, nowelizacja z 10 listopada 1941 r. Mówił on, że szewrony mają być „khaki” na „dark blue” podkładzie. A potem - po Pearl Harbor - to już poszło na żywioł; żywioł zgodny z koszmarnym kryzysem na rynku tekstyliów i pigmentów do nich.

Szewrony WWII były od koloru żółtego, poprzez wszelkie khaki i olive draby aż do bazaltowego. Podkład - od niebieskiego po czarny. Po prostu robiło się szewrony z tego, co było osiągalne, a nie pod nierealistyczne przepisy. To jest dokładnie tak, jak z amerykańskimi „service bars” i „overseas bars” też naszywanymi na mundury. Robiło się to z czego tylko było i była to kompletna „wolna amerykanka”. Zero reguł.

Wszystko wtedy, a więc także szewrony, było towarem deficytowym. Wszystko się bardzo szanowało i oszczędzało. Na przykład - niby, ale tylko niby, w połowie 1942 r. wycofano w USAAF czarne krawaty i szewrony ze śmigiełkiem, a tymczasem do końca 1945 r. widać ludzi i z jednym, i z drugim i takie zdjęcia wcale nie są unikatowe, bo jest ich pełno. Dlatego uczulam Was - zero reguł. Nawet guzików brakowało do generalskich koszul, a generałowie chodzili w furażerkach szeregowców - taka była bieda, więc o czym tu gadać?

Na to wszystko nakładają się szewrony z okresu międzywojennego. Jeśli jakaś kadra zachowała na czas II wojny kombinezon lub bluzę HBT z międzywojnia (a często zachowała) to szewrony mogły tam być białe, lub prawie białe (kremowe i pochodne). Ponadto na wszelkich ubiorach roboczych/polowych HBT mogły być szewrony czarne, bo (w ramach oszczędzania eleganckich dystynkcji haftowanych) malowano je czarną farbą, tuszem i innymi mazidłami.

Były też szewrony na mundury letnie, ale tych szewronów było mało i raczej naszywało się to, co się dostało od US Quartermaster Corps, a nie to, o czym mówiły regulaminy. Taki to był kryzysowy czas, wbrew wszelkim pozorom o budżecie Pentagonu.

Lubię takie tematy, bo one obalają powszechne mity o „przebogatej Ameryce”, która walczyła w II wojnie.
Ostatnio zmieniony sob 13 lut, 2016 11:48 am przez Grzegorz, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
SzeregowyTruten
Posty: 1585
Rejestracja: wt 09 lip, 2013 11:29 pm
Lokalizacja: Kościan

Post autor: SzeregowyTruten »

Grzegorzu! Dziękuję z wyczerpujący post. Po raz kolejny przekonuję się, że Twoja wiedza jest ogromna!
Gentlemen, this is a story that you shall tell your grandchildren, and mightily bored they'll be.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Ciekawa sprawa.
A czy udało się Tobie może Grześ ustalić, czy występowały szewrony produkowane na brytyjską modłę, czyli drukowane na bawełnie? Tak sobie myślę nad ewentualnością tego zjawiska; wszakże skoro elementy amerykańskiego oporządzenia wykonywane były z brytyjskiego webbingu, o kurtkach ETO szytych z battle dressowej serży nie wspominając, to i może w przypadku szewronów, czy też naszywek, zdarzały się warianty drukowane?
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Tak jest, Brytania produkowała naszywki i odznaki dla Amerykanów na rynek ETO. W obu przypadkach były to rzeczy produkowane absolutnie najtańszymi technologiami i z najtańszych materiałów - aby tylko coś z grubsza było widać, podczas gdy Amerykanie to jednak byli esteci jeśli chodzi o sprawy mundurowe i wszystko tam było ładnie haftowane w czasie pokoju. Brytyjskie odznaki dla Amerykanów były robione z ołowiu zamiast ze srebra standardowego jak w USA - na jednej z moich Ike'ów mam taką ołowianą odznakę mechanika lotniczego. Te odznaki, które nie były jednorodne kolorystycznie, tylko miały reprezentować sztukę medalierską też w wykonaniu Brytyjczyków były beznadziejne - z fatalnie obniżoną estetyką (mogę Wam to pokazać na przykładzie odznaki naszego ulubionego IX TCC).

I tak samo było z naszywkami. Tania i szybka taśmowa produkcja, a nie piękne haftowanie, jak w USA. Olbrzymia masówka szła np. do USAAF. O ile pamiętam widziałem te brytyjskie naszywki w postaci: godła USAAF oraz godeł 8. i 9. Armii Powietrznej. Naszywki były potwornie brzydkie w porównaniu do oryginałów amerykańskich. Bardzo rzadko ktoś to nosił. Nie znam ani jednego zdjęcia z epoki, na którym usaafowiec miałby takie naszywki. Widziałem tylko z zasobów kolekcjonerskich jeden albo dwa mundury USAAF z tego typu naszywkami. Eleganci z USAAF chyba za chińskiego boga nie chcieli nosić tej tandety, bo prędzej znajdzie się zdjęcie usaafowca który np. na koszuli nie nosi żadnej naszywki rodzaju wojsk lub związku taktycznego niż nosi naszywkę produkcji brytyjskiej (a coś powinien nosić). Na ETO noszono nawet wbrew przepisom stare, przedwojenne godło USAAC, ale naprawdę nie widziałem zdjęcia usaafowca z którąś z brytyjskich naszywek, jakie wspomniałem.

Ale już inaczej było z tzw. service bars i overseas bars. Tego bardzo na ETO brakowało, a pod koniec wojny każdy jednak chciał poszpanować na mundurze czasem służby (1 belka = 6 miesięcy służby). I te belki o ile pamiętam Brytania robiła i to było noszone już bez wybrzydzania.

Czy były szewrony produkcji brytyjskiej? Myślę i myślę i chyba nie pamiętam, żebym takie widział, ale to o niczym nie świadczy. Raczej obstawiałbym, że były, skoro była drobniejsza galanteria w postaci wspomnianych service i overseas bars.

Dziś takie rzeczy niełatwo wytropić, bo fryce pod okupacją natychmiast rozpoczęły produkcję całej galanterii mundurowej dla Amerykanów i dziś trzeba naprawdę mistrza, żeby odróżnił coś z tej galanterii w sensie co jest czym - czy to produkcja amerykańska, brytyjska, czy niemiecka.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Tu jest coś z mojej kolekcji i zarazem coś, co jak w pigułce pokazuje rzeczy, o których piszę.

Mamy tu USAAF-owskie szewrony z pierwszej połowy 1942 roku, gdy jeszcze nie skasowano śmigiełek w tych szewronach. To, co tu widać, to jest takie ostatnie tchnienie produkcji tych lotniczych szewronów. Ale że ówczesne USAAF to wszak US Army więc wszystko można pokazywać jako rzeczy dziejące się w całej amerykańskiej „szewronologii”.

I co my tu widzimy? Gdyby przed 7 grudnia 1941 r. ktoś dokonał odbioru technicznego takich szewronów z jakiejś szwalni to chyba ten ktoś poszedłby prostą drogą do ancla. Ale po Pearl Harbor, gdy nagle okazało się, że trzeba przyodziać 12 mln luda sił zbrojnych i jeszcze każdemu dać kilka kompletów różnych naszywek (najmarniej licząc 12 mln x 4) to wspomniane przepisy AR 600-35 poszły do lasu.

Najlepiej to widać na dwóch zdjęciach, które są poniżej. Spójrzmy na szewrony z mojej kolekcji:

• Jest ciemnogranatowy podkład? Nie ma. Jest czarny.
• Jest śmigiełko białe, jak powinno być? Nie ma. Jest jakieś antracytowe, ledwo widoczne.
• Są skrzydełka złote, albo przynajmniej żółte, jak powinny być? Nie ma. Znowu są antracytowe ledwo widoczne na czarnym filcu.

Te skrzydełka w moich szewronach trudno wypatrzeć z odległości metra, bo tak fatalnie zlane są z czarnym tłem. Dla porównania widzicie poniżej szewrony tej samej rangi na pilocie szybowcowym USAAF Williamie Sampsonie, gdy odznakę pilota przypinała mu na koniec szkolenia sama Marlena Dietrich. Skrzydełka w porządnych szewronach produkowanych w okresie międzywojennym były widoczne z dowolnie dużej odległości, podczas gdy w moich szewronach są widoczne ledwo ledwo i to z minimalnej odległości.

I to jest jak w pigułce cała historia ówczesnej amerykańskiej biedy. Gdyby dyplomacja amerykańska nie dokonała cudu (bo go dokonała) i nie wygryzła III Rzeszy z dostaw brazylijskiej bawełny (kierując ją do USA) to chyba pół US Army biegałoby po frontach II wojny z opaską na biodrach i z niczym więcej z sektora przyodziewku.
Awatar użytkownika
SzeregowyTruten
Posty: 1585
Rejestracja: wt 09 lip, 2013 11:29 pm
Lokalizacja: Kościan

Post autor: SzeregowyTruten »

Grzegorzu. Naprawdę chylę czoła przed Twoją wiedzą na ten temat. Chciałbym, ażebyś wytłumaczył mi jedną rzecz. Piszesz, że genralnie w armii USA była "bieda". Z grugiej strony mamy kurtkę M-41. Która ówczesna armia mogła pozwolić sobie zapinanie kurtki za pomocą guzików i zamka błyskawicznego?
Gentlemen, this is a story that you shall tell your grandchildren, and mightily bored they'll be.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Ano było to szaleństwo i kompletna rozpusta. Krótkotrwałe, bo ktoś jednak poszedł po rozum do głowy.

Skąd się to wzięło? Bardzo dużo tłumaczy już choćby sama tylko nazwa tej kurtki – M1941. Co to oznacza? Oznacza tyle, że jako wzór wojskowy i przemysłowy została zatwierdzona w roku budżetowym 1941 – podkreślam w roku budżetowym, a nie kalendarzowym. Rok budżetowy całego systemu finansowego USA, a więc także sił zbrojnych, rozpoczynał się wtedy 1 lipca jednego roku, a kończył 30 czerwca roku następnego. A zatem kurtka M1941 weszła do produkcji między 1 lipca 1940 r. a 30 czerwca 1941 r.

Był to okres, gdy małe siły zbrojne Stanów Zjednoczonych niczego nie oszczędzały z materiałów wojskowych. Spójrzmy na liczby. Na przełomie lat 1940/41 US Army (razem z USAAC) liczyła zaledwie 269 tys. luda, a US Navy (dla której też były kurtki M1941) liczyła zaledwie 161 tys. luda. Czyli łącznie jest to zaledwie 430 tys. luda. Tylko tyle trzeba było tych kurtek. Dla porównania z II wojną – w roku 1945 US Army (wraz z USAAF) liczyła 8,266 mln luda, a US Navy 3,319 mln, czyli łącznie 11,585 mln żołnierzy niszczących i gubiących wszystko w tempie ekspresowym plus gangsterka z US Quartermaster Corps kradnąca wszystko, co dawało się sprzedać na czarnym rynku. Właśnie dlatego kurtka M1941 z taką rozrzutnością materiałową nie mogła przetrwać, bo przy takich stratach wojennych i złodziejstwie tych kurtek trzeba by wyprodukować mniej więcej 11,585 mln x 2. Tylko skąd na to wszystko wziąć metale kolorowe do suwaków, jeśli tych samych metali brakowało nawet do odznak i oznak stopni wojskowych? Iluż pułkowników i nawet generałów chodziło w niekompletnych mundurach bez oznak rodzaju wojsk, albo bez kołnierzykowych „U.S.”, albo bez odznak jednostki lub związku taktycznego. Albo chodzili z tym wszystkim w wersji haftowanej brzydko lub ładniej, ale w każdym razie tak bardzo brakowało stopów miedzi, że szły one głównie do broni, a nie do przyodziewku.

Do tego wszystkiego trzeba też dodać pewien fakt ogólnowojskowy: Porządne siły zbrojne świata, jak już raz przyjmują na wyposażenie pewien wzór produkcyjny/wojskowy, to go nie zmieniają bez względu na kryzysy materiałowe. Podczas II wojny oczywiście były wyjątki od tej reguły i były też takie wyjątki w amerykańskich silach zbrojnych, ale jak raz kurtka M1941 nie podlegała wyjątkowi od reguły. I dlatego w swojej krótkiej historii przeżyła w postaci niezmienionej, a bezsensownej (rozrzutnej pod względem materiałowym), jeśli chodzi o sposoby zapinania tej kurtki.

Ale to nie jest całe wytłumaczenie.

Kurtka Parsonsa, czy jak kto woli M1941, to obok plecaka M1918 chyba dwa najbardziej specyficzne produkty dla amerykańskich sił zbrojnych. Nie dość, że przerost formy nad treścią, to jeszcze diabelskie wynalazki nakazujące zapytać o rozsądek i wyobraźnię konstruktorów tych rzeczy. Przyznałbym kurtce M1941 honorowy tytuł najgłupszej kurtki w historii wojskowości światowej – chyba jedyna kurtka świata, w której po zapięciu pasa głównego kieszenie stawały się niefunkcjonalne, bo przytrzaśnięte tymże pasem. Ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy i żywot tej kurtki, jako wzoru użytkowego/produkcyjnego był jak na amerykańskie standardy bardzo krótki, bo niemal natychmiast została zastąpiona kurtką M1943. W tej kurtce już nie było cudacznych kombinacji i zbędnego podwójnego zapinania, bo było tylko proste zapinanie na guziki.

Rzeczywiście, jak się patrzy na kurtkę M1941, a jednocześnie jak się zna błagania wszystkich szkół wojskowych w USA czasu II wojny skierowane do zamożnych polityków i biznesmenów, aby fundowali uczniom tych szkół jakieś ubrania z rynku cywilnego względnie przypominające krój i kolor mundurów – to faktycznie aż się ciśnie pytanie: no to gdzie ta bieda, skoro zapięcie kurtki M1941 zabierało masę ówcześnie drogocennego metalu kolorowego, a zarazem równie cenne guziki, których też brakowało? Przecież można było zrobić tę kurtkę zapinaną w jeden skuteczny sposób i oszczędzać materiały.

Dlatego jest też kolejne wytłumaczenie tego, o co pytasz. Rok 1941 to w USA rok radosnej twórczości konstruktorów odzieży wojskowej i fatalnych projektów, z których część odrzucano, po puknięciu się w głowę (np. koszmarne kombinezony dla spadochroniarzy), ale jakaś część przechodziła testy i szła do produkcji. Tak przeszła kurtka M1941, mimo że była na swój sposób ergonomicznym koszmarkiem. A że w ramach amerykańskiego izolacjonizmu nikt na wojnę w USA wtedy się nie wybierał, a kurtka M1941 powstała przed przystąpieniem USA do wojny, to i z materiałami strategicznymi nikt w tej kurtce się nie liczył. Po przystąpieniu USA do wojny żywot kurtki M1941 był krótki i natychmiast zastąpiła ją kurtka M1943, w której nie było ani grama metalu. Już od desantu na Sycylię kurtki M1943 zaczęły wchodzić do użytku, a potem to już poszło dość szybko, choć oczywiście wielu gości donosiło kurtki M1941 do końca wojny, jeśli mieli pecha być na takim odcinku frontu, że gangsterka z Quartermaster Corps wszystko rozkradła i nic ciepłego na zimę nie dotarło do danej jednostki.

A bieda w US Army była taka, że mam w swojej kolekcji np. furażerkę zszywaną z jakiegoś odpadu technologicznego, z kawałków materiału. Ale muszę przyznać, że jest szyta przez jakiegoś artystę/artystkę, bo na zewnątrz nic nie widać, że to taki kryzysowy produkt. Widać to tylko od lewej strony.

Bieda była taka, że jeszcze nawet w 1945 r. przypłynął do Europy kontynentalnej statek z USA z koszulami wojskowymi z I wojny światowej, które pod względem lifestyle'owym były ni przypiął, ni przyłatał, bo były trochę jak ruskie gimnastiorki. No po prostu obciach. Ludzie w US Army nosili już wtedy rockandrollowe fryzury a la (przyszły) Presley, nosili się w wojsku elegancko, na ile się dało, a tu takie pocieszne koszuliny. Gdybym jakimś cudem przeżył wojnę, a był usaafowcem albo kimś z lądówki to wydałbym cały żołd na koszulę „private purchase” (bo pozwalano takie nosić), aby tylko nie nosić tych wynalazków z I wojny. :-)

Takie to były czasy, ale mity o przebogatej US Army oczywiście są przemożne i wszechwładne :-)
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Poniżej jest fajny przykład ówczesnej amerykańskiej biedy. Jak znam brytyjski WWII canvas/webbing to u Brytyjczyków takie śmieci nigdy nie dostałyby stempelka ze strzałką.

Jest to amerykański plecak/torba M1936. Na klapę już nie wystarczyło normalnego grubego płótna żaglowego w przepisowym kolorze Olive Drab Shade No. 9 no to klapa poszła z czegoś, co się udało zdobyć, czyli z byle czego.

Sam mam w kolekcji taką samą torbę M1936 Amerykanina (w sensie paszportowym), który służył w Pearl Harbor i nazywał się Andrew Petruska, czyli mówiąc po ludzku Andrzej Pietruszka. Jego torba jest wprawdzie cała w przepisowym kolorze OD#9, ale to, z czego jest zrobiona to jest śmiech na sali. Brytyjczycy, którzy stemplowali na brytyjskich plecakach „broad arrow” to chyba by pękli ze śmiechu. Ta torba jest tak delikatna, że strach się do niej dotknąć. Jest zrobiona z pięknego superdelikatnego płótna o fakturze cieniutkiego flauszu. Oczywiście jest w związku z tym podarta, bo wytrzymałość mechaniczna takiej torby jest prawie żadna. Brytyjczycy robili takie torby dla US Army na ETO, ale nigdy z takiej tandety. Brytyjskie torby/plecaki M1936 były znakomitej jakości.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

I to jest ciekawa sprawa. Z jednej strony ogólnie odzież stała na gorszym poziomie jakościowym, a z drugiej-brytyjski webbing solidniejszy był od amerykańskiego.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Bieda c.d. :-)

Jest to jedno z moich ulubionych zdjęć :-)

Sami popatrzcie, jaki obciach. Nie wiem, jak się nosiło w drugowojennej US Army dwóch członków mojej rodziny i czy pod tym względem przynieśli rodzinie wstyd, czy nie, ale ja, jako choćby tylko szeregowiec US Army w życiu nie założyłbym takiej koszuliny, jak gen. Louis J. Fortier – dowódca 94. DP. Guziki na mankiecie od Sasa do Lasa, jeden czarny, drugi biały, zamiast przepisowych olive drabowych, bo takich brakowało. Cholera jasna, ja bym takiego czegoś nie założył ze wstydu. Albo wziąłbym flaszkę i poszedł do tych bandytów z US Quartermaster Corps, żeby mi dali komplet porządnych guzików, albo zacząłbym grać w karty o porządne guziki koszulowe olive drab, albo poszedłbym do wojskowego sklepu PX i kupił sobie olive drabowy komplet guzików koszulowych, bo łebscy handlowcy PX mieli wszystko, czego brakowało aparatowi państwa (Pentagon z kapitalizmem jednak przegrywał). No jak tu wyjść na przepustkę i iść na panny w takiej obciachowej koszulinie? Czy szanujący się elegant z PSZ (np. słynny elegant z PUK) założyłby takiego łacha na siebie?

:-)
Awatar użytkownika
Schrek
Posty: 4381
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 7:46 pm
Lokalizacja: W drodze...

Post autor: Schrek »

Żeby nie tworzyć osobny wątków.
Pytanie z cyklu dziwnych.
Czy w US Army występowały gumowane naszywki?
Takie jak u nas kiedyś za harcerskich czasów? :)
Będziesz draniu tak długo bił butami w ziemie,
aż ci koniec pikelhaubu z ziemi będzie sterczał
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Podczas II wojny gumowanych naszywek nie było, a mówiąc szczerze to w ogóle sobie nie przypominam amerykańskich naszywek z jakiegokolwiek okresu takich jak w naszym harcerstwie, czyli tekstylia łączone z gumą. Amerykanie są bardzo silnie przywiązani do haftowania naszywek wojskowych, a jedyne odstępstwo od tego to były te wspomniane powyżej brzydkie brytyjskie naszywki drukowane, które mało kto nosił, bo szkaradztwo było to wybitne.

Ale tak na marginesie to wydaje mi się, że Stany Zjednoczone podczas II wojny w ogóle coś zaspały jeśli chodzi o materiały gumowane. Nie chodzi o to, że nie znali takiej technologii, bo znali, ale gumowane płótno o dużej gramaturze, czyli po naszemu tzw. płótno żaglowe, a w terminologii angielskiej „canvas” albo „duck” lub „duck canvas” to był rarytas i mało kto z drugowojennych żołnierzy amerykańskich dostąpił zaszczytu obcowania z takim gumowanym płótnem. Najsłynniejszy taki przedmiot to była jedna z odmian wspomnianej powyżej torby/plecaka M1936. Były krótkie serie tych toreb wykonane z płótna gumowanego i jest to rzecz bardzo porządna – wiem, bo mam. Ale cóż z tego, jeśli był to towar wysoce deficytowy. Takie torby dostała tylko elita US Army, a i to nie cała. Dostawali je głównie spadochroniarze i rangersi, czyli elitarna pierwszoliniówka do działań regularnych. Widząc, jakie samoróbki, śmieci albo antyki nosiła na sobie taka elita, jak OSS albo Jedburghersi to wątpię, żeby do nich docierały gumowane torby M1936. Były oczywiście różne wojskowe ciuchy gumowane, ale to już inna sprawa.

Opisy amerykańskich materiałów i wyrobów wojennych z II wojny to fantastyczny temat. Z jednej strony tragiczna bieda z nędzą, z innej strony techniczna i technologiczna awangarda nieznana gdzie indziej na świecie. Był to okres gigantycznych kontrastów pod tym względem, zależy tylko gdzie się służyło i jaką się miało specjalność, aby zaznać albo tej biedy, albo tej supernowoczesności.
ODPOWIEDZ