"Masters of the Air" i inne filmy lotnicze

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Olsen
Posty: 245
Rejestracja: czw 23 kwie, 2015 9:57 am
Lokalizacja: Zduñska Wola

Post autor: Olsen »

Co się zobaczyło... się nie odzobaczy.
Zawsze jest pora na herbatę i ciastka.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

God save the King... God save us all...
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Jurek
Posty: 1387
Rejestracja: pt 28 maja, 2010 4:21 pm
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Jurek »

Jezusie przenajświętszy ... :(
"Ufaj Szembekowi. Szembek nie zdradzi"
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Słuchajcie, a może to właśnie będzie genialny film? :-) :-) :-)

Posłuchajcie, co Stacy Keach mówi o polskich specjalistach filmowych - amerykańscy wysiadają.

http://wyborcza.pl/10,82983,22279661,st ... habit.html

Polecam czas 2:54 - 3:34

:-)
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

No i mamy już obydwa filmy traktujące o 303. Dywizjonie w kinach.
Zanim sam napiszę, spytam prowokacyjnie, czy ktoś widział, jakieś impresje, recenzje?
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Krzys
Posty: 3133
Rejestracja: pn 16 lip, 2007 4:51 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Krzys »

Widział!

Jako, że filmy fabularne oglądam i zwykle nie zastanawiam się czy kolor patek jest ok to film o tytule "Hurricane" mnie się podobał taka przyzwoita 3 w pięciostopniowej skali.

Irytowały mnie sceny z "kabin" gdzie piloci siedzą jak kołki i patrzą do przodu, zero rozglądania się. I scena wejścia na ogon Bf-109 z perspektywy ogona - pokazana była chyba z 6 razy.

Mała ilość typów samolotów (109, Hurricane, Do-17 i przez 2 sekundy jakiś hydroplan).

Jak się idzie do kina obejrzeć film a nie robić studium historyczno - modelarskie to całkiem miło spędzone 2 h bez nerwowego wiercenia się w fotelu i spoglądania na zegarek kiedy koniec.
Każdy ma swojego Ur-a.
Awatar użytkownika
Jurek
Posty: 1387
Rejestracja: pt 28 maja, 2010 4:21 pm
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Jurek »

Też widziałem. Niezłe całkiem, da się oglądać. Drobny bubel - wszystkie hurricane'y mają znak Dywizjonu ( nawet te pilotowane przez Anglików z 260. ) Pewnie zrobili jeden model i nie zwrócili uwagi na taki detal. Moim zdaniem spora część manewrów w powietrzu wygląda tak jakby opór powietrza nie istniał, a grawitacja byłaby o połowę mniejsza :P Zwłaszcza wykonany immelmann był za szybki i za "płytki". Podejrzewam ,że miało być głównie spektakularnie ... Poza tym chyba nieźle chwycone realia mentalne epoki. Tak jak gdzieś usłyszałem - film zrobiony głównie dla zachodnioeuropejskiego odbiorcy i tak też ten film postrzegam.

Drugiego "jedynieprawdziwego" filmu jeszcze nie widziałem , ale z chęcią się podzielę wrażeniami po seansie.
"Ufaj Szembekowi. Szembek nie zdradzi"
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

I ja widziałem film „Hurricane”, bądź też „303. Bitwa o Anglię”. Jakikolwiek by on nie był, to uważam, że ważne, iż taki obraz powstał. Nie inspirowany czynnikami politycznymi czy kasą mecenasa spod ciemnej gwiazdy, ale z inicjatywy zagranicznej, tam wyprodukowany i jako film anglojęzyczny kojarzony. Dobrze, że przeciętny widz anglosaski dowie się o udziale Polaków w obronie Wielkiej Brytanii (i II wojnie światowej szerzej), o naszych pilotach, o okupacji niemieckiej w naszym kraju oraz o gorzkim finale w roku 1945. To chyba najwyższa wartość tej produkcji.

Widać, że pieniędzy było znacznie mniej, niż miało być. Zdecydowanie, CGI jest kilka lat wstecz, na zdecydowanie niedostatecznym poziomie, w dodatku z wszystkimi bolączkami współczesnego kina lotniczego, kpiącego z praw grawitacji oraz aeronautyki.
Razi też niecodzienna konwencja kostiumograficzna i charakteryzatorska: pięknie przygotowane mundury użyte są po prostu niewłaściwie, a fryzury przypominają momentami te z „Tylko dla Orłów”.

Takich niby-detali można by znaleźć jeszcze sporo. A przecież oglądamy film historyczny, w którym scenografia, kostiumy, charakteryzacja, język są równie ważne dla oddania realiów, klimatu epoki, kreacji aktorskiej, co gra czy zdjęcia. Nie ma to nic wspólnego z lufo- czy śrubko logią; po prostu ta sfera, nieumiejętnie oddana, psuje nieco odbiór całości. Co więcej, można tego było uniknąć bez dodatkowych kosztów!

Z plusów: odniosłem wrażenie, że pierwsza połowa filmu zdecydowanie lepsza, pełna smaczków w scenariuszu, bardzo oddająca polskiego ducha tamtych dni. Doskonała kreacja Dorocińskiego; w moim odczuciu zdecydowanie mało wykorzystanego – choć zdaję sobie sprawę, że to Rheon miał „pociągnąć” ten film.

Jaki jest „polski” konkurent „Hurricane’a”? Nie wiem i chyba do kina się nie wybiorę. Zwiastuny odstraszają, a i sporo dowiedziałem się o tym obrazie na etapie produkcji.

Na koniec… Smutna bądź co bądź konkluzja, że mamy dwie produkcje jednocześnie i pewnie w ogólnym odbiorze raczej przeciętne. A ci Czesi, z których tak chętnie się podśmiechujemy, mają swój, klasyczny już „Ciemnoniebieski Świat”.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

„Hurricane” (polski tytuł „303. Bitwa o Anglię”)

Byłem drugiego dnia wyświetlania i robiłem sobie w międzyczasie notatki do tutejszej dyskusji. W zasadzie mógłbym nic nie pisać ponad to, że w stu procentach zgadzam się z wszystkimi powyższymi wypowiedziami. Naprawdę, odbieramy ten film identycznie. Ale ponieważ coś tam sobie ponotowałem to już zrobię z tego post.

W skali 10-punktowej daję filmowi punktów 6,5.

Niewątpliwa zaleta filmu jest taka, że powstał on rękami człowieka Zachodu i że człowiek Zachodu dostrzegł wreszcie, że coś jest nie halo z polską historią XX-wieczną właśnie za sprawą między innymi człowieka Zachodu. I że ma on na tym polu swoje winy.

Plusy są takie, że w zasadzie film dość dobrze się ogląda, jeśli oczywiście nie zagłębiać się w szczegóły historyczne, techniczne, kostiumograficzne, lotnicze itp. Dłużyzn film raczej nie ma, więc jakoś dobrze to leci. Meandry polskiej historii z przedziału ꞌ39 – ꞌ46 pokazane bardzo skrótowo i symbolicznie, ale są. Co kto z tego zrozumie na Zachodzie to już inna sprawa, ale na zachętę poznawania tych spraw film na pewno się nadaje.

Kwestie przeciętne, raz dobre, raz złe:

• CGI. Raz dobre, raz fatalne. Ogólnie klimaty jak z gry strzelankowej i z Harryꞌego Pottera. Nie tak wyglądają sprawy i krajobrazy z powietrza, jak do przesady „nastrojowo” pokazano to w CGI. Nic ze scen powietrznych tego filmu nawet się nie umywa do takich samych scen w „Battle of Britain” z 1969 roku. Każde CGI przegra z prawdziwymi samolotami. „Battle of Britain” pozostaje niedoścignionym wzorcem z całkowicie naturalnym widokiem sytuacji powietrznych.

• Mechanika lotu. Raz dobra, a raz powtórka z „Red Tails”, gdzie dwa razy samoloty wykonują coś, co nie byłoby możliwe nawet w walce powietrznej Sea Harrierów i przy zastosowaniu tzw. VIFF-ingu. Kompletne bzdury bez konsultanta lotniczego.

• Dialogi – raz dobre, raz kiepskie ze współczesnymi manieryzmami. Niech mi ktoś udowodni, że podczas II wojny mówiło się „dzieje się”, który to greps nie schodzi z ust współczesnej młodzieży. Dobrze chociaż, że lotnicy PSP nie mówią w tym filmie, że w kasynie jest „impra” i są „laski”, ale chwilami niestety niewiele do tego brakuje w tym filmie.

Minusy:

• Postać Zumbacha – przerysowana i to raczej mocno, dosłownie i w przenośni. Anioł to nie był, ale nie był chyba też takim prawie psychopatą, jak w filmie, bo jak ukazują jego zdjęcia potrafił się uśmiechać. A już fryzura filmowego Zumbacha to kompletne nieporozumienie. To jest jakiś polski burak niegolony, nieczesany i z grzywką do brwi, podczas gdy Zumbach był kompletnym przeciwieństwem takiego czegoś z jego staranną fryzurą czesaną do góry. Zumbach filmowy to jest jakiś niechlujny hipster i jest to granda.

• Warstwa obyczajowa – identyczne zastrzeżenia, jakie mieliśmy wobec filmu „Allied”. Czy naprawdę w wysoce purytańskiej Wielkiej Brytanii pannę z WAAF można było „zaliczyć” tak szybko i przejść do następnej?

• O braku konsultanta lotniczego świadczy widok Hurricaneꞌa po lądowaniu na brzuchu. Przy takim lądowaniu z pracującym silnikiem śmigło wygina się do przodu; przy niepracującym wygina się do tyłu. Ale się wygina. Specom od CGI śmigło w ogóle się nie wygięło w samolocie lądującym na brzuchu.

• Film jako historia: Po co to było? Prawdziwa data 1940; prawdziwy fakt historyczny, że była bitwa powietrzna o Wielką Brytanię; prawdziwy fakt historyczny, że wzięli w niej udział Polacy; prawdziwa nazwa jednostki wojskowej Polaków; prawdziwe nazwiska (z wyjątkiem jednego) polskich pilotów. Więc po co nieprawdziwa historia ucieczki Zumbacha z Francji; po co nieprawda z „taranami” pilotów dywizjonu 303?

Ciekawostki inne
Człowiek Zachodu odbrązowił odrobinę historię oręża polskiego z II wojny i samego dywizjonu 303. Mamy w filmie polską zbrodnię wojenną, gdy (postać fikcyjna w tym filmie) pilot 303 dywizjonu unicestwia ratującego się na spadochronie pilota LW. Zarówno wtedy, jak i dziś, nie wolno było zabijać w powietrzu osób wykonujących ratowniczy skok spadochronowy ze statku powietrznego, natomiast bez ograniczeń można było zabijać w powietrzu spadochroniarzy desantu powietrznego. Czy dobrze, czy źle, że taka scena była w filmie? Nie wiem. Zawsze to trochę dziwnie, gdy jedna nacja nie pilnuje własnego nosa i „czyści historyczne podwórko” innej nacji, ale z drugiej strony prawo wojenne podczas II wojny było tylko pięknoduchowską teorią, zatem może pokazywać takie rzeczy, jako ostrzeżenie, jak wojna wygląda naprawdę.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Grzegorz pisze:Niewątpliwa zaleta filmu jest taka, że powstał on rękami człowieka Zachodu i że człowiek Zachodu dostrzegł wreszcie, że coś jest nie halo z polską historią XX-wieczną właśnie za sprawą między innymi człowieka Zachodu. I że ma on na tym polu swoje winy.
Nie inaczej. A promocja filmu w takiej na przykład Wielkiej Brytanii jest chyba całkiem niezła; patronuje jej m. in. RAF Museum Hendon, więc... jest szansa, że trafi do odbiorców.
Grzegorz pisze:CGI. Raz dobre, raz fatalne. Ogólnie klimaty jak z gry strzelankowej i z Harryꞌego Pottera. Nie tak wyglądają sprawy i krajobrazy z powietrza, jak do przesady „nastrojowo” pokazano to w CGI. Nic ze scen powietrznych tego filmu nawet się nie umywa do takich samych scen w „Battle of Britain” z 1969 roku. Każde CGI przegra z prawdziwymi samolotami. „Battle of Britain” pozostaje niedoścignionym wzorcem z całkowicie naturalnym widokiem sytuacji powietrznych.
Będzie to kolejna już chyba na tym forum i w moim życiu w ogóle laudacja na cześć "Bitwy o Anglię" z roku 1969, ale... inaczej się nie da. Dla porównania, tydzień po "303. Bitwa o Anglię" urządziłem w domu seans starej, dobrej "BoB". Film miażdży ujęciami, "choreografią" scen powietrznych, klimatem, realiami epoki. Oglądałem w oryginalnej wersji, wyłapując dziesiątki smaczków lotniczego, wojennego slangu. Tam padają takie słowa, że nawet znajoma anglistka zrobiła wielkie oczy, szukając takich wyrazów po słownikach potocznej angielszczyzny z lat czterdziestych. I nie przeszkadzają mi Buchony, papierowa historia miłosna. A scena z Polakami: po prostu genialna, najtrafniej oddająca ich ducha.
Grzegorz pisze:• Postać Zumbacha – przerysowana i to raczej mocno, dosłownie i w przenośni. Anioł to nie był, ale nie był chyba też takim prawie psychopatą, jak w filmie, bo jak ukazują jego zdjęcia potrafił się uśmiechać. A już fryzura filmowego Zumbacha to kompletne nieporozumienie. To jest jakiś polski burak niegolony, nieczesany i z grzywką do brwi, podczas gdy Zumbach był kompletnym przeciwieństwem takiego czegoś z jego staranną fryzurą czesaną do góry. Zumbach filmowy to jest jakiś niechlujny hipster i jest to granda.


Tak, też mi się nie do końca ta kreacja podoba. Spodziewałbym się raczej wywijasa, "psa na baby", niż takiego psychodelicznego typa. Ale może taki był zamysł, by przez pryzmat pozornie najbardziej radosnej postaci pokazać stresy wojny. I swoją drogą, dobrze, że je pokazano. Mamy bowiem polskich pilotów, którzy nie tylko seriami strącają Niemców z Rotą na ustach, ale też przeżywają słabsze momenty wyczerpania, załamania. Brawa wielkie za to!
Grzegorz pisze:• O braku konsultanta lotniczego świadczy widok Hurricaneꞌa po lądowaniu na brzuchu. Przy takim lądowaniu z pracującym silnikiem śmigło wygina się do przodu; przy niepracującym wygina się do tyłu. Ale się wygina. Specom od CGI śmigło w ogóle się nie wygięło w samolocie lądującym na brzuchu.
No tak, jak się spojrzy na listę nazwisk konsultujących "BoB" i jak młodzi jeszcze ci panowie wówczas byli, to widać różnicę. Odnoszę jednak wrażenie, że w dzisiejszych czasach, nawet gdyby żyli oraz byli na chodzie, to nikt by za bardzo ich nie posłuchał. Wtedy potraktowano Tucka czy Drobińskiego jak mentorów. Teraz: niejednokrotnie zatrudnia się "znajomych królika", albo figurantów, których marudzenia nikt nie traktuje poważnie.
Grzegorz pisze: • Warstwa obyczajowa – identyczne zastrzeżenia, jakie mieliśmy wobec filmu „Allied”. Czy naprawdę w wysoce purytańskiej Wielkiej Brytanii pannę z WAAF można było „zaliczyć” tak szybko i przejść do następnej?


No niby rzeczony Zumbach opisywał łatwość w nawiązywaniu tego typu kontaktów... Z drugiej strony: utarło się u nas, że WAAF-ki i tylko WAAF-ki. A WAAF-ki, to ja u kogoś czytałem, że bardzo wymagające były i że kilka galonów na mankietach mieć trzeba było, by cokolwiek zdziałać.
Co innego-zwykłe, "cywilne" Angielki.
Ogólnie, ciekawy temat do dyskusji: purytanizm, obyczaje a wojenne szybkie życie.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Mike pisze:Będzie to kolejna już chyba na tym forum i w moim życiu w ogóle laudacja na cześć "Bitwy o Anglię" z roku 1969, ale... inaczej się nie da. Dla porównania, tydzień po "303. Bitwa o Anglię" urządziłem w domu seans starej, dobrej "BoB". Film miażdży ujęciami, "choreografią" scen powietrznych, klimatem, realiami epoki. Oglądałem w oryginalnej wersji, wyłapując dziesiątki smaczków lotniczego, wojennego slangu. Tam padają takie słowa, że nawet znajoma anglistka zrobiła wielkie oczy, szukając takich wyrazów po słownikach potocznej angielszczyzny z lat czterdziestych. I nie przeszkadzają mi Buchony, papierowa historia miłosna. A scena z Polakami: po prostu genialna, najtrafniej oddająca ich ducha.
Identycznie na to patrzę, więc możemy Michale założyć „Klub laudacyjny BoB ꞌ69”. Jacyś inni chętni? :-)

BoB ꞌ69 nic nigdy nie przebije pod żadnym względem. Od muzyki począwszy, poprzez zarysowanie postaci i ogólną dramaturgię wraz z klimatem, a na walkach powietrznych skończywszy. I tak samo, jak Ty, w uznaniu wszystkich innych nieskończonych wartości tego filmu mam kompletnie w nosie, czy Bf 109 grają Buchóny, czy coś innego. Jak dla mnie mogą tam za Bf 109 robić Bf 108, których w stanie lotnym na świecie zostało kilkadziesiąt i w filmach grają nieraz Bf 109.

Uwielbiam wprawdzie Ridleya Scotta (jako mistrza nastroju) i z zainteresowaniem czekam na jego remake BoB, ale nie wierzę, że doścignie on pierwowzór nawet gdyby budżet tego remakeꞌu wyniósł rekordowe 425 mln $, czyli najwyższy w historii kinematografii budżet, jaki miał „Avatar”. Nie wierzę, ponieważ dobiła mnie „Dunkierka”. Jeśli przy budżecie 150 mln $ za Spitfireꞌa robi tam Jak-52 (w BoB ꞌ69 byłby to skandal), a cała reszta filmu to nędza scenograficzna, to Scott, żeby pękł, nie doścignie BoB ꞌ69.

To jest dokładnie tak, jak napisałeś. W BoB ꞌ69 inne, naturalniejsze dla epoki, jest po prostu wszystko. Absolutnie wszystko. Ja przecież pamiętam ludzi II wojny światowej, bo się z nimi wychowałem. Współczesnego aktora tak łatwo się nie zrobi na człowieka II wojny, bo on jest już genetycznie zainfekowany współczesnością. Bardzo trudno to wyrazić, ale drugowojenni ludzie to byli trochę inni ludzie pod każdym względem – mowy, wyglądu, ekspresji, języka ciała, kultury, ogólnej estetyki, wszystkiego.

Czy dziś młody Edward Fox wyglądałby w BoB tak, jak wyglądał w ꞌ69? Oczywiście, że nie. Swoją charakterystyczną szczelinę w przednich zębach (coś a la wczesna Monika Olejnik) miałby zoperowaną, jak ta pani, bo przecież od przemysłu filmowego zaraz by usłyszał, że jako aktor nie spełnia kanonu estetyki.

I tak jest dosłownie ze wszystkim.

Żeby dziś zrobić porządną drugą BoB, czy jakikolwiek inny film o II wojnie, to trzeba by zatrudnić wyłącznie takie gwiazdy i z takim emploi, jak np. Agata Kulesza, która jest kobietą piękną, ale bardzo łatwo „przerabialną” zarówno estetycznie, jak i aktorsko na nie za ładną osobę pooraną przez życie, a tacy byli ludzie II wojny. Takich aktorów prawie nie ma w młodym i średnim pokoleniu.

Cwaniaczkom od CGI też się wydaje, że „wszystko” można zrobić, a to jest guzik prawda. Nigdy w życiu nie odtworzą scen powietrznych takich, jakie były w BoB.

BoB ꞌ69 forever!
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
piekarz24
Posty: 293
Rejestracja: śr 05 wrz, 2007 11:28 pm
Lokalizacja: Bielsko-Bia³a

Post autor: piekarz24 »

Por. lek. Stanisław Leszczyński, 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa:

&#8222;Następowało szybkie zbliżenie między <<panienkami>> w służbie a żołnierzami [mowa o Brytyjkach z wojskowej pomocniczej służby kobiet] (&#8230;) To była jakaś wielka akcja zbratania! Fakt pikantny! Zarówno zmobilizowane dziewczęta jak i żołnierze przy żołdzie (ration) otrzymywali co dziesięć dni przydział środków ochronnych. Jakoś się tym nikt nie gorszył! Szczególnie bliskie kontakty &#8211; zresztą krótkotrwałe, były między spadochroniarzami a dziewczętami, które składały spadochrony. Po każdym ćwiczeniu spadochrony były zabierane i odwożone do specjalnego oddziału ATS. Tu szły do suszarnii &#8211; a potem były składane w sposób ułatwiający później rozwijanie się przy wyskoku. Dziewczyna, która to robiła, przywiązywała do spadochronu swój numer. Potrzebne to było do kontroli &#8211; gdy zdarzał się wypadek spadochronu. Mobilizowało to dziewczyny do większej dokładności w pracy. Skoczkowie o tym wiedzieli. Po wyskoku sprawdzali numer swej <<wybawicielki>> i odnajdywali je. Jakże łatwy był wtedy kontakt. Również prosta forma <<You>> pomaga w zbliżeniu. Znam ich wiele choć sam zawsze byłem nieśmiały"
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Czyli jednak... ;-)
Mike pisze:Tam padają takie słowa, że nawet znajoma anglistka zrobiła wielkie oczy, szukając takich wyrazów po słownikach potocznej angielszczyzny z lat czterdziestych.
A propos...

Można by na Waszym forum założyć wątek w rodzaju angielskiego słownika wojskowych (i nie tylko) idiomów lub innych sformułowań funkcjonujących w latach 30./40., które od dekad już nie funkcjonują w angielszczyźnie, ale takim, jak my, bardzo by się przydały do tłumaczeń i po prostu do hobbystycznego czytania czy słuchania historycznych rzeczy.

Mógłby to być wątek-słownik, w którym również przekazywalibyśmy sobie informacje, czy pewne idiomy lub inne sformułowania funkcjonowały w całej światowej angielszczyźnie, czy też nie, i wtedy ostrzegalibyśmy się, że dana fraza jest np. typowa wyłącznie dla angielskiego amerykańskiego, angielskiego brytyjskiego, angielskiego australijskiego, hinduskiego itp.

Są wprawdzie słowniki Military English i pewnie takie mamy, ale wszyscy wiemy, że nie ma tam różnych sformułowań typowych dla II wojny.

Tak na przykład: Wiecie co to znaczy &#8222;to be ZI'ed&#8221;? I z jakiego narodowego angielskiego to jest? A jest to słowotwórstwo wyłącznie z czasu II wojny.

Jeśli macie angielskojęzycznych kolegów-native'ów o takich zainteresowaniach, jak nasze, to można by ich zaprosić do współtworzenia takiego słownika.

Itd. Rzucam taki pomysł.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12007
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Grzegorz pisze:Czy dziś młody Edward Fox wyglądałby w BoB tak, jak wyglądał w &#42892;69? Oczywiście, że nie. Swoją charakterystyczną szczelinę w przednich zębach (coś a la wczesna Monika Olejnik) miałby zoperowaną, jak ta pani, bo przecież od przemysłu filmowego zaraz by usłyszał, że jako aktor nie spełnia kanonu estetyki.
Przy okazji-jedną z moich ulubionych sekwencji z tego filmu jest ta, w której bierze udział m. in. właśnie genialny Edward Fox. Niby nic wielkiego, żadnych fajerwerków, ale wymiana zdań, humor, klimat - idealne! No i perfekcyjnie pilot "zagrał" kangura tym Spitem!

https://www.youtube.com/watch?v=DVKPS5aPvOc
piekarz24 pisze:Por. lek. Stanisław Leszczyński, 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa:

&#8222;Następowało szybkie zbliżenie między <<panienkami>> w służbie a żołnierzami [mowa o Brytyjkach z wojskowej pomocniczej służby kobiet] (&#8230;) To była jakaś wielka akcja zbratania! Fakt pikantny! Zarówno zmobilizowane dziewczęta jak i żołnierze przy żołdzie (ration) otrzymywali co dziesięć dni przydział środków ochronnych. Jakoś się tym nikt nie gorszył! Szczególnie bliskie kontakty &#8211; zresztą krótkotrwałe, były między spadochroniarzami a dziewczętami, które składały spadochrony. Po każdym ćwiczeniu spadochrony były zabierane i odwożone do specjalnego oddziału ATS. Tu szły do suszarnii &#8211; a potem były składane w sposób ułatwiający później rozwijanie się przy wyskoku. Dziewczyna, która to robiła, przywiązywała do spadochronu swój numer. Potrzebne to było do kontroli &#8211; gdy zdarzał się wypadek spadochronu. Mobilizowało to dziewczyny do większej dokładności w pracy. Skoczkowie o tym wiedzieli. Po wyskoku sprawdzali numer swej <<wybawicielki>> i odnajdywali je. Jakże łatwy był wtedy kontakt. Również prosta forma <<You>> pomaga w zbliżeniu. Znam ich wiele choć sam zawsze byłem nieśmiały"
Wspaniały dokument, Olek! Dzięki! Tym większe słowa uznania za ten właśnie, cywilny aspekt życia pokazany przez twórców "Hurricane".

DODANO

Interesujące i... miłe.

https://www.youtube.com/watch?v=0dTn5rjWqw8
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Dywizjon 303. Historia prawdziwa

W skali 10-punktowej daję punktów 7,5 (&#8222;Hurricane&#42892;owi&#8221; dałem 6,5).

Film nie wolny oczywiście od wad (czasem rażących), ale mimo wszystko lepszy od pierwszego tegorocznego filmu o Dywizjonie 303 produkcji zachodniej.

Ogląda się dobrze, akcja wartka, atrakcyjna. Jak się człowiek umówi sam ze sobą, żeby o nic się nie czepiać to ogląda się to naprawdę dobrze.

Za co olbrzymie plusy?

&#8226; Najpierw musi się odezwać &#8222;Klub Laudacyjny BoB &#42892;69&#8221;. W polskiej produkcji jest piękny ukłon wobec kultowej &#8222;Bitwy o Wielką Brytanię&#8221; z 1969 roku. Chyba wszyscy w branży filmowej mają świadomość, że taki film już nigdy nie powstanie, że nic mu nie dorówna. Wstawki w polskim filmie z BoB &#42892;69 są chyba hołdem dla tego filmu, ale też świetnie ubarwiają opowieść.

&#8226; Świetnie, że są koloryzowane wstawki z dokumentalnych materiałów filmowych z okresu bitwy o Wielką Brytanię, w tym z samego Dywizjonu 303. To też buduje klimat. Niedopatrzenie filmu-zachodniego konkurenta.

&#8226; Muzyka, moim zdaniem, bije na głowę tę z &#8222;Hurricane&#42892;a&#8221;. Muzyka w zachodnim filmie mnie nie ruszała, a w polskim była wzruszająca, chyba po prostu taka, jaka powinna być w odniesieniu do tematu filmu.

&#8226; CGI lepsze niż w &#8222;Hurricane&#42892;ie&#8221;, po prostu mniej baśniowe. Nie bez wad z zakresu mechaniki lotu i budowy płatowca, ale mimo wszystko sporo lepsze od zachodniego. Nie mamy się czego wstydzić. W polskim CGI nie było w powietrzu wynaturzeń z nastrojem, klimatem jak z Harry&#42892;ego Pottera i gier strzelankowych. Widoki z powietrza względnie naturalne. Ruch samolotów też chyba trochę lepszy niż u zachodniego konkurenta. Nie do wiary, że Polacy przy żebraczym budżecie zrobili takie CGI i dokopali nim zachodnim producentom.

&#8226; Naturalność wszystkiego i wszystkich. Tacy my Polacy jesteśmy, jacy w tym filmie, a nie tacy, jak w filmie konkurencyjnym. Zachodnie wyobrażenie Polaków w &#8222;Hurricane&#42892;ie&#8221; było jak dla mnie wkurzające. Wiecznie jakieś brudne, spocone, obdarte, niedomyte polaczki z tłustymi włosami.

&#8226; Cześć i chwała za pokazanie na koniec zdjęć prawdziwych pilotów 303. i grających ich aktorów. Tu dopiero widać wysiłek castingu i charakteryzacji, aby upodobnić jednych do drugich. Tym sposobem filmowy np. Paszkiewicz to prawie ideał. Zumbach w &#8222;Hurricane&#42892;ie&#8221; to jakiś wiecznie niedomyty, nieogolony hipster z grzywą popersa, a w polskim filmie nawet przedziałek ma po prawidłowej stronie głowy. Zbudowaniem postaci polski film bije na głowę &#8222;Hurricane&#42892;a&#8221;. Nawet filmowy Arkady Fiedler jest podobny do swojego oryginału. Naprawdę ktoś ruszył głową i warto to docenić.

&#8226; Zachowania wobec kobiet &#8211; jakże polskie. Gdzie temu do sztucznych, pretensjonalnych zachowań w &#8222;Hurricane&#42892;ie&#8221;.

&#8226; Piękne samochody i chyba raczej prawidłowe dla epoki. Może trochę za drogie jak na kieszeń wojskowych, ale heaven knows, może dzieci zamożnych rodziców też latały i walczyły?

&#8226; Dość sprytne (choć nie idealne) maskowanie polskiego muzealnego Bf 109G-6, aby udawał w scenach statycznych Bf 109E.

&#8226; Pod względem patosu i wiecznej polskiej martyrologii film stonowany do maksimum, prawie do zera. Więcej patetycznego sosu dał Zachód do swojego &#8222;Hurricane&#42892;a&#8221;.

&#8226; Zero kreacji Polaków na fanatyków, szaleńców, rzucających się taranem na wrogie samoloty (bzdury z &#8222;Hurricane&#42892;a&#8221;).

&#8226; Kostiumografia cywilna &#8211; dobra, albo nawet bardzo dobra. Myślę, że porównywalna z &#8222;Allied&#8221;, choć może nie wysmakowana aż do takich najostatniejszych granic epoki Art Déco, jak było to w &#8222;Allied&#8221;, bo tego chyba nic nie doścignie. Tam Lady J.J. osiągnęła absolut. Dłuuugo nikt jej nie pobije w przemyśle filmowym.


Minusy

&#8226; Kostiumografia wojskowa &#8211; masakra, ale to już wcześniej było tu wieszczone. Ech, te koszmarne małe czapeczki RAF, współczesne oznaki stopni, wszystko współczesne. Taka megawspaniałość, jak lotniczy mundur Brada Pitta w &#8222;Allied&#8221; nieprędko chyba w kinie się powtórzy.

&#8226; Mechanika lotu. Cały świat speców CGI (nie mających pojęcia o lataniu) oszalał na jednym punkcie. Znowu jest (na szczęście tylko jedna, a u konkurencji były dwie) bzdura z &#8222;cudownym&#8221; manewrem w pionie, którym można wykiwać każdego przeciwnika, wyhamować w powietrzu i wejść wrogowi na ogon, gdy on nas minie. Jak &#8222;Red Tails&#8221; zapoczątkował te bzdury, do których nawet Sea Harrier nie byłby zdolny, tak to już leci przez kolejne filmy lotnicze od czasu &#8222;Red Tails&#8221;. Czyli zero pilota do konsultacji dla speców CGI.

&#8226; Szaleństwo w CGI jeśli chodzi o lotki. Kompletne wariactwo &#8211; jedne samoloty dynamicznie skręcają w ogóle bez użycia lotek (nie da się); innym z kolei lotki pracują w abstrakcyjnych, humorystycznych wręcz zakresach. Normalnie lotki pracują zazwyczaj w zakresie ok. &plusmn; 10°. W tym filmie pracują w Hurricane&#42892;ach w zakresach ok. 45-stopniowych.

&#8226; Skoro już był prawdziwy Hurricane na planie to naprawdę scenę mechanika palącego papierosa pod dziobem samolotu można było nakręcić pod oryginałem, a nie pod tanią makietą z krawędzią natarcia skrzydła nie mającą nic wspólnego z budową skrzydła.

&#8226; Wskakiwanie pilotów do kabin &#8211; jak wyżej. Mogli wskakiwać do oryginału, a nie do makiet ze szparami między kadłubem a wiatrochronem takimi, że dłoń by weszła.


A aktorstwo? Oczywiście drewniane, ale równo w obu filmach o 303. Czy mogło być inaczej? Nie. To nie filmy o pojedynczych bohaterach, ale o mikrospołeczności. Żaden aktor nie ma tu szansy błysnąć, bo każdy ma sceny liczone sekundami, rzadko minutami. Takie samo przecież aktorskie drewno odstawił niedawno w kabinie Spitfire&#42892;a Tom Hardy w &#8222;Dunkierce&#8221;. Jak się przez 90 proc. filmu ma na głowie pilotkę, gogle i maskę tlenową to żadnego aktorstwa się nie pokaże. Dlatego kompletnie nie zgadzam się z andronami wypisywanymi na temat obu filmów o 303. przez zawodowych krytyków filmowych. Poza tym ci aktorzy grają zwyczajnych ludzi, nie królów, nie intelektualistów, nie polityków, nie generałów. Oczami spod gogli wiele się nie nagra aktorsko.

A więc jeśli człowiek umówi się sam ze sobą, że nie czepia się pewnych rzeczy, a głównie faktów historycznych to film jest niezły. To, że dywizjon nie zestrzelił tylu samolotów, ile film podaje to już inna historia. Jest jasno w filmie powiedziane, że jest on na podstawie książki Arkadego Fiedlera, a nie na podstawie fotokarabinów i innych dowodów zestrzeleń, więc w zasadzie nie ma się co czepiać.

Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że bardziej mi się spodoba produkcja polska niż zachodnia o 303., ale tak właśnie jest.


[center]--------------------------- * ---------------------------[/center]


Na zakończenie jest finałowe pytanie, którego obawialiśmy się od początku, gdy tylko pojawiały się pierwsze sygnały o tym, że są przygotowywane filmy pełnometrażowe o Dywizjonie 303. Było to pytanie (i obawy) o to, że na dekady, a może na zawsze zarżnięta zostanie tematyka Dywizjonu 303 i nigdy już nie doczeka się on sfilmowania jego (w miarę) prawdziwej historii, a nie jakiejś &#8222;licentii poetici&#8221; o nim.

Żadne &#8222;prawdziwe historie&#8221; i tak nie istnieją. Prawdziwej historii to człowiek nie zna nawet sam o sobie, bo wszystko jest względne, a co dopiero, żeby przedstawić &#8222;prawdziwą historię&#8221; społeczności jednostki wojskowej złożonej z kilkuset ludzi. To jest dokładnie tak, jak z publicystyką historyczną - idealna nie istnieje. Można tylko walczyć o to, aby tworzyć ją jak najmniej niedoskonałą.

Po obejrzeniu obu najnowszych filmów o 303. mam wrażenie, że nie jest tak źle. Oczywiście, nie są to filmy idealne i zapewne też nie takie, jakich byśmy oczekiwali, ale mimo wszystko dramatu nie ma. Zainteresowani tematem &#8211; u nas i na świecie &#8211; na pewno obejrzą oba filmy, a że są one różne i w pewnej mierze uzupełniają się to tylko tym lepiej. Gdyby z tych dwóch filmów zrobić kompilację i powybierać z nich najlepsze sceny to być może powstałby film o wartości 8÷8,5 pkt w 10-punktowej skali. I ja mam taki &#8222;skompilowany film&#8221; w głowie po obejrzeniu w ciągu 10 dni tych dwóch różnych filmów o Dywizjonie 303. Mam wrażenie, że takich, jak ja, będzie na świecie więcej. I jest to raczej czynnik korzystny.

A więc uważam, że tematyka Dywizjonu 303 w kinematografii nie została &#8222;zarżnięta&#8221; po sierpniu i po wrześniu 2018 roku. W sumie popatrzmy &#8211; mamy niezłe publicity. Istnieją na świecie trzy kinowe filmy fabularne, które honorują Dywizjon 303., a film czwarty być może nadchodzi. Ridley Scott musiałby bowiem być rzadkiej miary świntuchem, aby w swoim nadchodzącym remake&#42892;u BoB nic nie wspomnieć o Polakach, czyli głównie o 303. Nawet takie słynne i kultowe AVG nie ma takiej kinematografii!

Alianckie draństwo wyrzuciło nas z &#8222;The London Victory Celebrations of 1946&#8221;, ale wreszcie jakoś tam spłaca dług. I to jest chyba największa wartość obu filmów o Dywizjonie 303.
Patriotyzm jest rodzajem religii, jest jajkiem, z którego wylęgają się wojny - © Guy de Maupassant
ODPOWIEDZ