Kontrowersje

Moderator: Mike

Awatar użytkownika
Kud³aty
Posty: 17
Rejestracja: ndz 29 cze, 2014 12:37 pm
Lokalizacja: Strzemkowo

Post autor: Kud³aty »

piekarz24 pisze:Czołem,

Czy jakiś wojskowy trep, który za komuny odbębnił służbę zasadniczą (........ albo jeszcze lepiej – niech będzie współczesnym oficerem) lub jakiś ideowiec mi to wypomni przy ludziach lub upojony alkoholem bełkocząc coś pod nosem wyzywa od debili?
Jest to moje subiektywne zdanie i być może tym wpisem wkładam kij w mrowisko.

Jestem współczesnym trepem który za komuny skończył komunistyczną szkołę chorążych i nikomu nic nie wypomina po pijanemu ponieważ:
1. Jak masz na sobie mundur to go szanuj. Dla mnie mundur jako trepa jest świętością. Dlaczego? Ponieważ żołnierze i cywile ginęli w miastach na różnych frontach pod biało-czerwoną flagą i orłem na czapce lub bez. Flagę z dumą noszę naszytą na mundurze polowym i orzełka na czapce.
2. Jeśli mam na sobie mundur nie piję.
3. Jeśli się dorobię munduru Dragona powyższe zasady nadal obowiązują.
Dlaczego o tym piszę? W Łabiszynie niektórzy zapomnieli że noszą mundury różnych nacji, niektórzy nosili napis POLAND. Widok był żenujący. Jako trepa zabolało mnie to w jakom stanie byli.

Co do wszelkiej maści "przywieszek" do munduru.
Na pewno odznakę jednostki nadanej przez kontynuatora tradycji jednostki którą odtwarzamy.
W wypadku braku kontynuatora również odznakę jednostki.
Jeśli jest odtwarzana konkretna osoba - jak najbardziej wszystkie medale i odznaczenia.
W innych przypadkach odznakę specjalności jaką odtwarzamy. Jeśli jesteś posiadaczem specjalności która występowała w wojsku to jak najbardziej np. skoczek spadochronowy czy pilot szybowca.

Korzystając ze współczesnych przepisów najlepiej przypisać stopień do zajmowanego stanowiska.
Jak do tego dopasować stopnie posiadane przez nas w służbie? Ten problem zostawiam Wam niewojskowym do rozstrzygnięcia. Będzie to "cywilna kontrola nad armią".

Wygląd zewnętrzny to "jak cię widzą ta cię piszą". Nie jesteśmy w stanie każdemu wytłumaczyć iż mundur i całe wyposażenie jakie na sobie masz to "rzecz święta" i noś to wszystko godnie i zgodnie z przepisami obowiązującymi w tym okresie. Myślę iż akurat te do dziś się nie zmieniły.
Pozdrawiam
Robert
Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty,
tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.
yurand
Posty: 12
Rejestracja: pt 10 sty, 2014 12:39 am
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: yurand »

Kudłaty pisze:Dlaczego o tym piszę? W Łabiszynie niektórzy zapomnieli że noszą mundury różnych nacji, niektórzy nosili napis POLAND. Widok był żenujący. Jako trepa zabolało mnie to.
Czy można zapytać, na czym polegało to zapomnienie się? Osobiście do Łabiszyna nie dotarłem i mnie to zaciekawiło. Nie chcę tutaj ciągnąć za język celem wypunktowania bądź podważenia Twojej opinii. Chciałbym wiedzieć, co razi w oczy, bo za wszelką cenę chcę unikać u siebie podobnych zachowań i między innymi w obawie przed tym, że mógłbym w czyichś oczach wypaść żenująco lub wpłynąć negatywnie na opinię kolegów współuczestniczących w tego typu imprezach nie zajmuję się (jeszcze) rekonstrukcją. Proszę zatem o opinię / radę. Z góry dziękuję.
Kudłaty pisze:Co do wszelkiej maści "przywieszek" do munduru.
Na pewno odznakę jednostki nadanej przez kontynuatora tradycji jednostki którą odtwarzamy.
W wypadku braku kontynuatora również odznakę jednostki.
Jeśli jest odtwarzana konkretna osoba - jak najbardziej wszystkie medale i odznaczenia.
We wszystkim się zgadzam, nie cytuję całości, ale dodałbym jeszcze jedno w kontekście stopni, medali i odznaczeń. Nigdy nie zawiesiłbym sobie "na klapie" odznaczenia, na które nie zasłużyłem. A ponieważ nie byłem w wojsku, mogę odtwarzać co najwyżej szeregowego.

Pozdrawiam,
Obrazek
Awatar użytkownika
Kud³aty
Posty: 17
Rejestracja: ndz 29 cze, 2014 12:37 pm
Lokalizacja: Strzemkowo

Post autor: Kud³aty »

1. Stan wskazujący na zażycie wody ognistej u niektórych w dużych ilościach. Przesiadywanie w knajpach i pizzerniach przy trunkach niekoniecznie trzymając pion.Czyli albo pijemy trunki albo mamy na sobie mundur. Innymi słowy albo mundur albo woda ognista.
2. Noszenie całego wyposażenia zgodnie z przepisami. W żadnym regulaminie nie ma przepisu pozwalającego chodzić bez nakrycia głowy na dworze, noszenia broni długiej założonej na szyję, chodzeniu w porozpinanym mundurze...

Szeregowy też miał prawo nosić odznakę jednostki.
Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty,
tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.
Awatar użytkownika
Mike
Marszałek
Posty: 12013
Rejestracja: ndz 10 paź, 2004 10:29 pm
Lokalizacja: Poznañ

Post autor: Mike »

Kudłaty pisze:1. Jak masz na sobie mundur to go szanuj. Dla mnie mundur jako trepa jest świętością. Dlaczego? Ponieważ żołnierze i cywile ginęli w miastach na różnych frontach pod biało-czerwoną flagą i orłem na czapce lub bez. Flagę z dumą noszę naszytą na mundurze polowym i orzełka na czapce.
Tym większy szacunek dla Ciebie. Niestety, widziałem wielu wojskowych, co gorsza, oficerów wysokiej rangi, zalewających się w trupa w mundurach.
Kudłaty pisze: Dlaczego o tym piszę? W Łabiszynie niektórzy zapomnieli że noszą mundury różnych nacji, niektórzy nosili napis POLAND. Widok był żenujący. Jako trepa zabolało mnie to w jakom stanie byli.
Przykro to słyszeć. Sam niczego takiego nie widziałem, bo dobór grup na łabiszyńskiej imprezie był staranny. Trudno mi zatem odnieść się; nie mniej jeśli faktycznie taki żenujący przypadek miał miejsce, to chwały sprawcy nie przynosi.
Kudłaty pisze:2. Noszenie całego wyposażenia zgodnie z przepisami. W żadnym regulaminie nie ma przepisu pozwalającego chodzić bez nakrycia głowy na dworze, noszenia broni długiej założonej na szyję, chodzeniu w porozpinanym mundurze...
Tu zgodzić się nie mogę. Może nie jestem wojskowym, ale dobrych kilka lat spędziłem na badaniach historycznych (podobnie, jak większość uczestników Łabiszyna, czy to zawodowców czy amatorów) i trudno dostrzec wierność regulaminom, patrząc na żołnierzy, którzy spędzili na froncie kilka (naście) miesięcy. Wiele przepisów bierze w łeb, weryfikuje je front. A broń długa na szyi jest jak najbardziej prawidłowo noszona.
Hit first. Hit hard. Keep on hitting.
Awatar użytkownika
KR48
Posty: 152
Rejestracja: ndz 05 kwie, 2009 8:31 pm
Lokalizacja: Francjia

Post autor: KR48 »

Mike pisze:imprezie był staranny. Trudno mi zatem odnieść się; nie mniej jeśli faktycznie taki żenujący przypadek miał miejsce, to chwały sprawcy nie przynosi.
Kudłaty pisze:2. Noszenie całego wyposażenia zgodnie z przepisami. W żadnym regulaminie nie ma przepisu pozwalającego chodzić bez nakrycia głowy na dworze, noszenia broni długiej założonej na szyję, chodzeniu w porozpinanym mundurze...
Tu zgodzić się nie mogę. Może nie jestem wojskowym, ale dobrych kilka lat spędziłem na badaniach historycznych (podobnie, jak większość uczestników Łabiszyna, czy to zawodowców czy amatorów) i trudno dostrzec wierność regulaminom, patrząc na żołnierzy, którzy spędzili na froncie kilka (naście) miesięcy. Wiele przepisów bierze w łeb, weryfikuje je front. A broń długa na szyi jest jak najbardziej prawidłowo noszona.

Witam ,

Prawa na pole albo w koszarach to nie sa tych sammych ! na pole bitwe sa innych sprawy ! naj wazne zostac zywy i druga miec bron w idealnym stanie, jak sprzęt ! A nosienie bron dluga na szyi ja sam ja tak nosilem kiedy my mieli dlugie marsz, bo nam bylo wygodni ( Karabina MAS 49/56 ) sprobuj nosic 50 Kg plecak i bron na ramie , szelka ślizga się tak ze po kilka to cie zdenerwuje ! Nie ma co sie martwic jak bedzie smierdzic to zawsze bedzie czas ja trzymac jak trzeba oproc niespodzianka od snipera ale nawet jesli ja trzymac w rekach to ci zniem nie pomoze . A o bronie , wiele ich nosia jak sie nosi bronie w dzisiejszym armie !!!
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Coś a propos pijaństwa wojska i pijaństwa na imprezach rekonstrukcyjnych, bo temat jak widać zaistniał. Temat jest niestety taki, że strach się odezwać, bo zaraz każdy czuje się przeczulony/urażony/obrażony/zniesławiony (niepotrzebne skreślić). Ale to nie zmienia faktu, że temat istnieje. A powiem więcej ‒ temat zrobił się drażliwszy wprost proporcjonalnie do napływu do reencatingu żołnierzy czy to służby czynnej, czy relatywnie młodo emerytowanych. A więc jeszcze bardziej strach się odezwać, bo zaraz się robi z tego nie wiadomo co ‒ niektórym osobnikom nieraz się wydaje, że „państwo to ja”, „wojsko to ja”, „patriotyzm to ja”, „wszelkie narodowe świętości to ja”. Widać to u polskich polityków i niestety widać u niektórych krajowych rekonstruktorów.

Nikogo urażać nie będę, bo nie taki mam zamiar i kompletnie nie o to chodzi, powiem tylko co mam do powiedzenia, nikogo o nic nie będę oskarżał, bo chcę o pijaństwie w branży reko powiedzieć coś inaczej, niż zazwyczaj jest to omawiane. Czyli nie będę wypowiadał się w kategoriach kalania po pijanemu polskich mundurów i wszelkich innych polskich wartości. Jak świat światem wojsko chlało, chla i chlać będzie ‒ moje lata chodzenia na wykłady z psychologii coś mi tu podpowiadają, ale to nie na temat w tym wątku. Nic mnie nie przekona, że było, jest i będzie inaczej. Jak już w innym miejscu napisałem na ten akurat temat to (przez pewien życiowy zbieg okoliczności) mógłbym napisać encyklopedię. Mnie już nic nie zdziwi. Odkąd zobaczyłem, a zarazem „osmologicznie doświadczyłem”, pijanych (w miejscu pracy) oficerów starszych WP z tytułami naukowymi i pracujących naukowo to nic mnie już nie zaskoczy, bo co dopiero mówić o „zielonych garnizonach” i co tam się musi dziać. Odkąd zobaczyłem pijanych pilotów wojskowych tuż przed lotami ‒ też już mnie nic nie zdziwi. Nie tak odległy w czasie wypadek Bryzy pilotowanej przez oficera pod wpływem narkotyków komentuje się zresztą sam. Irytować się na to, czy nie, czy może powiedzieć sobie „takie jest życie”? Wspominałem tu gdzieś o związkach mojej najbliższej rodziny z przedwojenną bazą naszego lotnictwa w Radomiu. Jej lotnicy praktycznie rzecz biorąc nie trzeźwieli, więc „duch pijaństwa w narodzie nie umiera” i być może trzeba się z tym pogodzić? W każdym razie to nie jest tak, że teraz oto w III RP nastąpił nagle upadek obyczaju, moralności itp.

A pijaństwo w reenactingu? Jest o tyle niebezpieczne, że jakkolwiek nie śmiać się z umownej „broni” używanej w rekonstrukcjach to zawsze jednak pozostaje margines, w którym osobnik pod wpływem alkoholu, który reaguje na niego jak „małpa z brzytwą”, zawsze może coś komuś zrobić. Postrzelić nikogo się nie da, ale przecież noże, bagnety, maczety są w rekonstrukcjach prawdziwe i bagnety są „osadzalne” nawet na replikach karabinów. Skoro ja uczyłem się latać z dwoma kretynami, którzy po pijaku zakładali się który któremu zrobi w locie nazajutrz kreskę na skrzydle kołem podwozia to z powodzeniem wyobrażam sobie pijanych kretynów w reenactingu, którzy mogą „chcieć się sprawdzić” w walce na bagnety lub w innych formach walki wręcz. Jest typ osobników, którym pić nie wolno, bo im zaraz pada na agresję i sam takich znam. Tego bałbym się najbardziej w ramach pijaństwa rekonstruktorów, podobnie jak używanie ciężkich pojazdów mechanicznych także pod wpływem alkoholu. O kalaniu mundurów WP nie piszę, bo znam tyle dokładnych relacji mojego dziadka i mojej mamy o minimalnym (by nie powiedzieć, że często zerowym) szacunku dla munduru w II RP (przynajmniej w lotnictwie), że nie będę tu sobie nadawał prawa do komentowania czegokolwiek, a i strzępić języka po próżnicy też nie ma sensu. Więcej w tym mitycznym „szacunku dla munduru” jest patosu i propagandy, niż to wszystko warte, a życie życiem, jak zawsze.

Ale jednego sobie nie odmówię, bo to widać na wszystkich forach rekonstrukcyjnych, a jakiś lekki cień tego nawet i tu dostrzegam. O co chodzi? O relatywizm. Niby się mówi ‒ nie kalać ŻADNEGO munduru rekonstruktorskiego, czyli nie chlać na imprezach, nie dać się zaobserwować po pijanemu przez osoby postronne, a już nie daj boże przez media. Naprawdę nie kalać ŻADNEGO munduru? Jakoś napici rekonstruktorzy państw Osi nie są traktowani tak samo, jak napici rekonstruktorzy macierzystego kraju byłych aliantów, gdzie toczy się rekonstrukcja. No to jak to jest? Jest relatywizm w postrzeganiu tych spraw, czy nie? Jak chlają rekonstruktorzy Osi, aaaaa to niech sobie chlają, bo to (historycznie) była szumowina, to i dziś nic dobrego nie ma się co spodziewać. Ale jak już chlają „nasi”, ooooo to o la boga, aferka, kalają mundury. Śmieszne to jak dla mnie i manipulanckie jak wiele innych zjawisk w reenactingu.

Pozdrawiam wszystkich! :-)

PS.
Kolega „Kudłaty” daje jeszcze inne spojrzenie na różne sprawy i bardzo się cieszę, że się zgłosił do tego wątku. Dziękuję! :-)
Awatar użytkownika
Kud³aty
Posty: 17
Rejestracja: ndz 29 cze, 2014 12:37 pm
Lokalizacja: Strzemkowo

Post autor: Kud³aty »

Witam.
Widzę że dyskusja poszła "na całego". Jeśli chodzi o wygląd i noszenie oporządzenia chodziło mi tylko i wyłącznie o Łabiszyn. Wszystko obserwowałem jako widz i napisałem z punktu widzenia widza-trepa, niezrzeszonego.

Jeśli chodzi o długotrwałe marsze, szkolenia jedno czy kilkudniowe oporządzenie sam zakładałem tak jak mi było wygodnie. To jest inna para kaloszy, której nie należy mieszać z rekonstrukcjami.

To co opiszę miało miejsce na trasie przemieszczania się z Rynku do Kwatery Głównej w szkole. 10 minut marszu? Poza tym nie dotyczyło to wszystkich rekonstruktorów. Jeden z przypadków - idzie dwóch "żołnierzy" z dziewczynami, jeden w ręce piwo, drugi własnie kończy w "marszu" opróżniać puszkę i rzut pustą puszką, porozpinani.... żenada.
Kolejni rekonstruktorzy próbowali wymieniać "poglądy" pod pizzernią koło szkoły. Szybka reakcja zdrowych rekonstruktorów, poglądowcy zostali rozdzieleni. Chyba nie na tym takie spotkania maja polegać. Jeśli chcesz się osłabić sromotnie zrób to w domu. Jeśli chcesz wypić podczas "działań bojowych" idź po wszystkim "na kwaterę", zdejmij mundur, załóż dres i się osłab jak chcesz. Jeśli uważasz na drugi dzień że przegiąłeś to daj sobie spokój w tym dniu z zakładaniem munduru i rekonstrukcją. Powód jest bardzo prozaiczny. Amunicją ślepą też można dotkliwie skrzywdzić. Jeśli by się cokolwiek komuś stało procedura jest bardzo prosta. poszkodowany i sprawca dmuchają. Jeśli któryś jest wczorajszy odszkodowania z ubezpieczenia nie ma.

Jeśli chodzi o pijaństwo w lotnictwie nie wiem jak było w II RP czy w Radomiu. U mnie na lotnisku te czasy się dawno skończyły (jeśli w ogóle były). Nie wiem jak jest w innych jednostkach. Nie mogę sobie pozwolić na naprawę śmigłowca "na odwal się" a pod wpływem wody ognistej mogło by tak być. Jeśli (odpukać) spadło by letadło i by załoga odniosła obrażenia wpada prokurator. Jeśli by się okazało iż to ja zrobiłem obsługę na "odwal się" idę oglądać świat przez kratki. Poza tym gwarantuję swoim podpisem iż to co zrobiłem zrobiłem dobrze i gwarantuję że śmigłowiec jest sprawny i zdatny do lotu. M.in. w moich rękach jest życie ludzi będących na pokładzie. Tyle na temat lotnictwa. Chyba że ktoś ma jakieś jeszcze pytania w sprawie lotnictwa jeśli będę wiedział odpowiem.

Dużo ludzi którzy mieli problemy z wodą ognistą w wojsku zostało "poproszonych" o opuszczenie szeregów wojska. Spotkanie z alkomatem żandarmerii w pracy kończy się dyscyplinarnym wydaleniem, więc nie jest to opłacalne. Nie twierdzę że jestem abstynentem. Obalę browara po pod parasolką albo w domu. Nigdy nie robię tego w mundurze.

Jakim nas widzą tak o nas piszą. Większość stanęła na wysokości zadania, potrafili się zachować - dla nich mam wielki szacun. Czarne owce są wszędzie
To co napisałem jest tylko i wyłącznie mój punkt widzenia na kwestie poruszone przeze mnie powyżej.

Grzegorzu, dziękuję Ci za to że nie pchasz wszystkich żołnierzy do jednego wora. Dużo krzywdy trepom zrobili żołnierze służby zasadniczej chodzący po knajpach w mundurach. Takie wizyty kończyły się różnie - rozrubami czy odpoczynkiem gdzieś w rowie albo na ławeczce w parku. Odkąd służba zasadnicza się skończyła takie widoki są sporadyczne czyli "osłabiony" zawodnik w mundurze. Niestety do dziś czasami się trafia zawiany zawodnik wracający do domu w mundurze.
Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony wt 01 lip, 2014 8:59 pm przez Kud³aty, łącznie zmieniany 1 raz.
Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty,
tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.
Awatar użytkownika
KR48
Posty: 152
Rejestracja: ndz 05 kwie, 2009 8:31 pm
Lokalizacja: Francjia

Post autor: KR48 »

O pijaństwo w reenactingu to nie tylko w Polsce , u nas tez takie rzeczy sa i tak jak tutaj ludzie pisaja .

A w wojsku to nie powiem ze cale biale albo cale czarne ! Zalezy jaka jednostka , u nas jesli cie zlapali pijany to niestety dla ciebie , sluzylesz jako " muł " przez kilka i cie trzymali na oko .
W Legii to tradycjia .........

https://www.youtube.com/watch?v=X7cocEDTfys
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Kudłaty pisze:Grzegorzu, dziękuję Ci za to że nie pchasz wszystkich żołnierzy do jednego wora. Dużo krzywdy trepom zrobili żołnierze służby zasadniczej chodzący po knajpach w mundurach. Takie wizyty kończyły się różnie - rozrubami czy odpoczynkiem gdzieś w rowie albo na ławeczce w parku. Odkąd służba zasadnicza się skończyła takie widoki są sporadyczne czyli "osłabiony" zawodnik w mundurze. Niestety do dziś czasami się trafia zawiany zawodnik wracający do domu w mundurze.
Nie pcham do jednego wora, bo przecież co to jest wojsko? Ten sam naród, którego jestem synem. A ten naród wiadomo, pije i pić będzie, tyle tylko że na różną skalę w zależności od bardzo wielu czynników. Osoby niekontrolujące swojego picia są wszędzie i w każdym środowisku społeczno-zawodowym. Moja sąsiadka, niby mądra pani inżynier, chla na potęgę, po pijaku jako piesza wpadła już pod samochód, rok chodziła o kulach, ale pije nadal, niczego się nie nauczyła. I w wojskach całego świata też na pewno tacy ludzie są. Nic na to nie poradzimy.

Staram się nie pchać żołnierzy peerelowskiego LWP i popeerelowskiego WP do jednego wora, bo tak się śmiesznie składa, że będąc wiecznym cywilem to również wiecznie, wręcz od dzieciństwa, ciągle gdzieś coś mam do czynienia z LWP/WP poprzez przeróżne zbiegi okoliczności. Mam z tym LWP/WP doświadczenia zarówno najkoszmarniejsze, ale i jak najlepsze ‒ jak to w życiu. Bo wojsko, jak każde przedsięwzięcie, tworzą tylko ludzie i tacy, jacy oni są, takie jest i to wojsko. Ja już widziałem takie cuda, jak w mrokach komuny LWP-owski pułkownik z tytułem hrabiowskim, ale też znałem zwyczajnych bandytów w oficerskich mundurach LWP. Znałem mundurowych chamów, pyszałków i arogantów (jak w każdej części społeczeństwa), ale znałem też mundurowych erudytów, ludzi wielkiej kindersztuby i kultury, większej niż w sektorze cywilnym społeczeństwa. Tak więc regułą brak reguł. Wszędzie są ludzie fajni i ludzie od których się ucieka. Wojsko ani gorsze, ani lepsze od innych środowisk zawodowych. Dlatego staram się nie pchać żołnierzy do jednego wora, bo tak po prostu nie wolno.

Spodobał mi się ten Twój wczorajszy post.
Pozdrowienia
Grzegorz

PS.
Mój tata (cywil, inżynier lotniczy) też powinien wyjść z wojska jako alkoholik, ale jakoś wyszedł normalny :-) Były to czasy, gdy ludziom po studiach specjalistycznych dawano stopień podporucznika, a potem robiło się wszystko, aby takiego gościa jakoś wmontować w cały peerelowski paramilitarny system życia, czyli zatruwało się życie takiemu cywilnemu inżynierowi wcielając go ciągle na jakieś ćwiczenia, wojskowe staże, szkolenia, okresową służbę itp. Tata wiecznie gdzieś służył po jakichś bazach lotniczych będąc cywilem. Takim sposobem mój tata jest porucznikiem lotnictwa będąc czystej postaci cywilem. Co on opowiada, jak się chlało w ludowym lotnictwie wojskowym to ludzkie pojęcie przechodzi. Tata się śmieje, że „spirytus”, który dostawał do mycia różnych rzeczy w LiM-ach jak miał 15% to wszystko, bo tak był po drodze ochrzczony przez wszystkich magazynierów, mechaników i kumpli tych ludzi. Tata nigdy nie zapomni, jak pewnego razu zimą musiał odmrozić oszklenie LiM-a, bo coś musiał w nim zrobić. Dali mu „spirytus” do odmrażania. I ten „spirytus” zamarzł na kabinie :-)

Wtedy w wojsku w zasadzie każdy był na bani, a kto nie był, to musiał być, bo był podejrzany. :-) Jak to u ruskich ‒ kto nie pije ten szpion.
Awatar użytkownika
Sebol
Posty: 168
Rejestracja: pn 11 mar, 2013 3:23 pm
Lokalizacja: Bielsko B.

Post autor: Sebol »

Off top.

A pro po zachowania się w wojsku: /z książki Żandarmeria Wojskowa w latach 1921-1939/.

W marcu 1937 roku I Wiceminister MSWojsk., gen.bryg. Gołuchowski przedstawił analizę przestępstw i wykroczeń w wojsku za rok 1936, stwierdził m.in. że:

... dane statystyczne za rok 1936 w porównaniu z rokiem 1935 wykazują, że stan dyscypliny tylko w niektórych oddziałach uległ poprawie, zaś w niektórych pogorszył się. Generał stwierdził, że: Objawem bardzo niepożądanym i niepokojącym, na który należy zwrócić baczną uwagę są następujące wykroczenia, których dopuszczają się młodsi oficerowie i podoficerowie: bicie podwładnych, stosowanie karnych ćwiczeń, pijaństwo oraz awanturowanie się w lokalach publicznych, czy też na ulicy. Wskazują one na to że młodsza kadra zawodowa nie zawsze i nie wszędzie stoi na właściwym poziomie i że istnieją jawne duże braki w jej wychowaniu.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

I Wiceminister MSWojsk pisze:...pijaństwo oraz awanturowanie się w lokalach publicznych, czy też na ulicy. Wskazują one na to że młodsza kadra zawodowa nie zawsze i nie wszędzie stoi na właściwym poziomie i że istnieją jawne duże braki w jej wychowaniu.
Chodzącą encyklopedią tych spraw była moja rodzina ze strony mamy. Wszyscy oni mieszkali przed wojną w kamienicy czynszowej, której mój dziadek był budowniczym i właścicielem i miał umowę z bazą lotniczą w Radomiu, że będzie to kamienica przeznaczona na kwatery oficerskie tej bazy. Umowa była taka, że dziadek miał prawo zachować dla siebie jedno duże mieszkanie dla swojej rodziny, a reszta mieszkań miała być dla oficerów lotnictwa. Dziadek wyszedł na tej umowie jak Zabłocki na mydle, gdyż - jako patriota - nie zagwarantował sobie, co będzie wtedy, gdy oficerowie nie zechcą płacić za kwatery? Gdyby dziadek nie miał innych biznesów (był także sadownikiem i miał sklep spożywczy) to byłby bankrutem. Do kamienicy musiał dokładać właśnie z innych biznesów. A dlaczego? Ano dlatego, że na całą kamienicę czynsz płacił regularnie tylko JEDEN oficer z bazy lotniczej na Sadkowie. JEDEN! On jeden wiódł normalny żywot oficera, męża i ojca i był to człowiek nieprzeciętnej klasy, kultury, godności, jak wspomina go moja rodzina. Po prostu człowiek zjawiskowy, pięknie zadbany, pachnący, nie dotykający się do alkoholu. Jak szedł ulicą to robiło się ciszej, bo każdy chciał się napatrzeć na pięknego i szanującego się oficera - na oficera niczym żywcem wyjętego z narodowo-bogoojczyźnianej propagandy. Reszta z tej kamienicy to była jakaś mentalna dzicz. Cała reszta oficerów zajmowała się tylko dwoma rzeczami ‒ służbą wojskową tyle, ile trzeba w skali doby oraz chlaniem na umór. Z wyjątkiem tego jednego oficera nikt nigdy nie miał pieniędzy na czynsz, a wręcz przeciwnie ‒ oni chlali już pod zastaw czegokolwiek: galowych mundurów, broni białej, jakichś kosztowności itp. Nocy w tej kamienicy w zasadzie nie dawało się spokojnie przespać. Codziennie nachlane bractwo wracało na kwatery przez całą noc w atmosferze śpiewów i awantur.

I żeby nie było, że to tylko Radom to była jakaś alko-patologia. Mój tata już przed wojną kochał lotnictwo na tyle mocno, że rozróżniał przynajmniej podstawowe typy polskich samolotów wojskowych. A i mój dziadek ze strony taty był w LOPP, więc obaj coś się na tym znali. Niby w Radomiu funkcjonowała tylko Szkoła Podchorążych Rezerwy Lotnictwa, ale... Ja tego wytłumaczyć nie potrafię, bo nie jestem jakimś wybitnym specem lotnictwa wojskowego II RP, ale tata mi mówi, że P.7/P.11 też do Radomia przylatywały w ilościach nie pojedynczych, tylko całe formacje. Nie wiem, o co mogło chodzić (pewnie jakieś ćwiczenia), ale fanowi lotnictwa raczej wierzę. Więc pewnie chlało w tym Radomiu nie tylko bractwo ze wspomnianej SPRL, ale pewnie też i państwo „na występach gościnnych” z innych jednostek lotniczych.

Taki to był przedwojenny Radom. Oferta knajpiana była bardzo duża i bracia w wierze mieli tam naprawdę co robić na tym polu, a biznes tego typu przy wojsku idzie świetnie. A przy tym bracia w wierze mieli święty spokój i dobrą atmosferę. Obu moich dziadków (obaj z Radomia) wypytywałem o antysemityzm w tym mieście i obaj w zasadzie byli lekko oburzeni, że o to pytam. Obaj moi dziadkowie to byli (jak by ich dziś zdefiniowali „narodowcy”) „prawdziwi Polacy”, więc mam od nich głos naprawdę obiektywny. W Radomiu jakiegoś specjalnego antysemityzmu nie było, co najwyżej komuś się wyrwało słowo „żydzior”, no ale komu ono się wtedy nie wyrywało? Obaj moi „prawdziwie polscy” dziadkowie bardzo Żydów lubili i szanowali, obaj dziadkowie byli przed wojną biznesmenami i zawsze mi mówili jedno z całą mocą: „Żyd nigdy mnie nie oszukał w interesach, a Polak zawsze kombinował, żeby gdzieś mnie wykiwać w jakiś sposób”. Tak więc w dobrej atmosferze społeczno-gospodarczej biznesy knajpiane szły dobrze, a wojo chlało na umór, bo umówmy się, że przedwojenny Radom to nie był „Paryż Wschodu” i w zasadzie co można było robić więcej po służbie, jeśli nie miało się jakichś szczególnych potrzeb intelektualnych? Funkcjonowało po prostu „Wódko pozwól żyć”, albo może raczej „Wódko pozwól latać”, bo cała ta historia, jaką ja znam, dotyczy wyłącznie oficerów lotnictwa. To co musiało się dziać w lądówce, skoro lotnictwo to elita? Za lądówkę nie wypowiadam się, ale też przecież było jej w Radomiu pełno.

I dlatego wiecie braciaszkowie - co tu dużo gadać, gdy wybuchają okresowo afery medialne z pijanymi reko-kawalerzystami, czy innymi rekonstruktorami WP II RP to czy dzieje się w takim przypadku coś innego, niż działo się w historii? Oni po prostu superwiernie rekonstruują... :-) :-) :-) :-) :-) No robią chłopaki, co mogą, żeby były oddane realia z epoki, a społeczeństwo tego nie rozumie i się czepia... :-) :-) :-) :-) :-)

Hmmm... ;-)
Awatar użytkownika
Kud³aty
Posty: 17
Rejestracja: ndz 29 cze, 2014 12:37 pm
Lokalizacja: Strzemkowo

Post autor: Kud³aty »

Witam
Dziękuję wszystkim za udział w dyskusji dotyczącej wody ognistej. Dla mnie była bardzo ciekawa. Miło mi było poznać inne punkty widzenia na tą sprawę.
Nie twierdzę i nie twierdziłem że wojsko nie pije bo głównie na tym się skupiła cała dyskusja, choć miała tylko dotyczyć Łabiszyna.
Niestety nie dałem się przekonać iż chodząc w mundurze, nieważne w jakim, czy to będzie mundur rekonstrukcyjny, strażacki czy wojskowy współczesny. Mundur do czegoś zobowiązuje i nie dam się przekonać że w tej kwestii nie mam racji.

Jak było przed wojną na lotnisku w Radomiu niestety nie wiem. Wszędzie są niereformowalne czarne owce.
Podsumowując: jak świat światem ludziska trunkują i trunkować będą, tylko trzeba to robić z głową a nie "pod zagrychę"
Proponuję dalszy ciąg dyskusji z zainteresowanymi jak gdzieś się zjedziemy.
Pozdrawiam
Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty,
tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

No to teraz wytłumaczcie mi coś innego.

Dlaczego światowa kinematografia mogła oprzytomnieć (w końcu, po ok. 60 latach) i zacząć pokazywać, czy to na froncie wschodnim, czy zachodnim, jak „ochoczo” żołnierze II wojny światowej szli do walki, a dlaczego światowy reenacting do oprzytomnienia jest niezdolny i pokazuje kompletne fałszerstwo i absurd z historycznego punktu widzenia mieniąc się przy tym oszukańczo rekonstrukcją „historyczną”?

Wszyscy chyba znamy jeśli nie wersję książkową, to przynajmniej filmową, starannie zrelacjonowanego ataku kompanii E z 506. pułku na Carentan. Czyli na sygnał ataku nikt się nie rusza, bo wszyscy się boją jak normalni ludzie. Atak w końcu odbywa się po wygonieniu ludzi z ukryć prośbą, groźbą, wrzaskiem i kopniakiem. I to jest standard behawioralny na wszystkich frontach II wojny. Polecam książkę „Jeśli przeżyjesz...” por. George'a Wilsona z elitarnej szturmowej 4. DP, aby się przekonać, jak wyglądało wychodzenie do ataku.

I teraz pytanie: Dlaczego nie ma takich rekonstrukcji ukazujących prawdę o zachowaniach ludzkich na froncie, a dlaczego „rekonstrukcja historyczna”, która w tym kontekście jest oszustwem, a nie czymś historycznym, ukazuje kompletny fałsz jak to ludzie rzekomo rwą się do walki, żeby sobie postrzelać? O sztuczne, naklejane, rany i szramy w reenactingu zadbano ‒ o sztuczne wymiociny ze strachu oczywiście nie zadbano, bo i po co? Że co, że fu? Wojna ma być na pokazie cool i jazzy, a przy tym „wierna realiom historycznym”?

Czy ktoś sobie wyobraża zrobienie w Polsce rekonstrukcji historycznej z udziałem polskich żołnierzy i ze scenką jak powyżej, czyli ze scenką prawdziwą historycznie, czyli że pada rozkaz ataku, a tu wszyscy się ociągają, udają, że nie słyszą sygnału do ataku, kombinują, żeby zostać za ukryciem terenowym, po czym do wszystkich takich ludzi doskakują podoficerowie i oficerowie i wrzeszczą na nich, tarmoszą ich, kopią ich, aby tylko zmusić ich do ruszenia się do ataku? Wyobrażacie sobie coś takiego w obecnej polskiej mentalności?

Dlaczego reenacting jest pod tym względem jednym wielkim oszustwem, mimo że uzurpuje sobie bardzo poważną nazwę rekonstrukcji „historycznej”, gdy nią nie jest w wielu bitewnych aspektach - już w tym aspekcie najłatwiej osiągalnym, bo możliwym do odegrania przez każdego rekonstruktora; nie ma tu przecież mowy o jakichś aspektach bitewnych kosztownych finansowo, bo rzecz jest za darmo? Nad czym ma się zastanowić dziecko opuszczające pokaz rekonstruktorski związany z wojną? Bo jak na razie to opuszcza tylko z przekonaniem, że wojna to ciekawa i fajna rzecz, bo przecież sporo się dzieje, nikt niczego się nie boi, a po bitwie wiedzie się takie fajne biwakowe życie... Taki reenacting wychowuje tylko młodocianych militarystów zafascynowanych wojskiem, bronią i wyniszczaniem się, a przecież nie po to cywilizowany człowiek się rodzi, żeby uczyć się zabijać i w końcu zabijać, a rodzi się wyłącznie po to, żeby cieszyć się życiem. Kogo więc reenacting wychowuje i do czego?
Awatar użytkownika
Kud³aty
Posty: 17
Rejestracja: ndz 29 cze, 2014 12:37 pm
Lokalizacja: Strzemkowo

Post autor: Kud³aty »

Odpowiem bardzo przewrotnie.
Żeby być dowódcą oprócz punktu w rozkazie trzeba mieć autorytet wśród podwładnych.
Jeśli dowódca pójdzie pierwszy ludzie za nim ruszą.
Jeśli jest to tylko punkt w rozkazie to ta się dzieje jak piszesz.

Ciągnąc wątek filmowy - film "Ślicznotka z Memphis" i trafienie w termos z zupą pomidorową. Strach i przerażenie w oczach pilotów który został trafiony odłamkiem...

W czasie pokazów nikt nie kopie okopów, nie wysadza budynków itp., nikt nie strzela z amunicji ostrej, nikt nie traci życia.
Dlatego prawdziwych działań nikt nie odtworzy. Jest to fizycznie niemożliwe.
Pozdrawiam.
Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty,
tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.
Awatar użytkownika
Grzegorz
Posty: 1424
Rejestracja: czw 30 mar, 2006 3:34 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Grzegorz »

Kudłaty pisze:Odpowiem bardzo przewrotnie.
Żeby być dowódcą oprócz punktu w rozkazie trzeba mieć autorytet wśród podwładnych.
Jeśli dowódca pójdzie pierwszy ludzie za nim ruszą.
Jeśli jest to tylko punkt w rozkazie to ta się dzieje jak piszesz.
Hę, jak by tu powiedzieć, nie jest to takie proste. Obaj oficerowie (Winters i Wilson) podani przeze mnie jako przykłady właśnie jak raz byli lubiani i szanowani przez swoich żołnierzy. A i tak strach - czy może raczej instynkt samozachowawczy - okazywał się siłą wyższą. To co Wilson opisuje to już w ogóle horror, ludzie na kolanach błagali, żeby ich nie wysyłać do ataku, wszystko by zrobili, aby tylko nie wychylić nosa na dźwięk MG-42. I na tym polega problem z reenactingiem, który jest kpiną historyczną, a nie rekonstrukcją historyczną. Gdyby to pokazać na imprezie, to rekonstruktorów chyba by wygwizdano. Przy takiej sieczce w głowach, jaką ma współczesne społeczeństwo, to spokojnie wyobrażam sobie wszelkie kibolskie zachowania widzów, gdyby zacząć pokazywać jak naprawdę wyglądało wychodzenie wojska do ataku. A to się powinno pokazywać! Z imprezy rekonstrukcji historycznej, a nie „rekonstrukcji historycznej”, nikomu nie wolno wyjść zafascynowanym wojną, wojskiem, zabijaniem, dobijaniem, destrukcją dowolnego rodzaju.
Ostatnio zmieniony pt 04 lip, 2014 8:23 pm przez Grzegorz, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ